Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 01.02.2024
Natalia Sokolenko

Informacja ma wielką wartość na froncie. Krytyczne spojrzenie dziennikarki na wojnę

Lesia Ganzha, dziennikarka i żołnierka Sił Zbrojnych Ukrainy, dzieli się z publicznością wyjątkowym spojrzeniem na wyzwania, z jakimi borykają się kobiety w ukraińskim wojsku. W rozmowie ukraińskim radiem opowiada o potrzebie rewolucji myślowej w armii oraz dostosowania struktur, aby wykorzystać pełen potencjał różnorodnych umiejętności i zasobów żołnierzy na froncie.
Foto tytułowe
(Shutterstock)


Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!


Witam wszystkich słuchaczy ukraińskiego radia. Przy mikrofonie Natalia Sokolenko, a z nami jest Lesia Ganzha – nasza była koleżanka dziennikarka, obecnie żołnierka Sił Zbrojnych Ukrainy. Lesiu, witam cię w ukraińskim radiu. Od razu pomyślałam, że nie powinniśmy ukrywać faktu, że jesteśmy po imieniu, prawda?

Lesia Ganzha
Życzę zdrowia. Oczywiście, nie ma co ukrywać.

Natalia Sokolenko
I moje pierwsze pytanie. Czytałam Twój wywiad dla „Detector Media”, w którym bardzo obrazowo opisałaś swoją drogę do celu, już w wojsku, celu, jakim był udział w walkach, jak stanowczo odmawiałaś różnych bardziej spokojnych stanowisk, takich jak referent czy rzecznik prasowy. I tu mam pytanie: dlaczego tak było? Na pewno bezpieczniej jest być referentem czy pracować w serwisie prasowym. I to pragnienie udziału w walkach w jakim stopniu zostało zrealizowane na dzień dzisiejszy – we wrześniu 2023 roku?

Lesia Ganzha
Dlaczego nie chciałam być w służbie prasowej? Nie musiałam dołączać do wojska, aby pracować w służbie prasowej – mogłam nadal pisać o wojnie i o ludziach na wojnie, tak jak robiłam to od 2014 roku. To była część mojego zawodu, miałam sporo reportaży z frontu zarówno o ukraińskich wojskowych, jak i o cywilach. Ale mogłam to robić swobodnie i wybierać tematy do moich historii. Praca w służbie prasowej, i to w wojsku – wystarczy wyobrazić sobie stopień ograniczenia swobody i innych ograniczeń, jakie nakłada wojsko. Rozumiem, dlaczego trzeba walczyć i akceptować pewne zasady wojskowe. Nadal mamy monopol na przemoc, nazwijmy to tak, monopol na broń, innymi słowy – państwo ma monopol na przemoc, a ja po prostu nie znam innego sposobu na „zabijanie Rosjan” niż wstąpienie do wojska. Ale dla mnie te pojęcia „służba” i „walka” są bardzo ostro rozróżniane. Wstąpiłam do armii, by walczyć. A jeśli pójdę do służby prasowej, będę musiała służyć i borykać się z wieloma ograniczeniami, które są narzucane w wojsku. Nie jestem osobą, która będzie pisać w niewoli. Nie śpiewam w niewoli.

Natalia Sokolenko
Czy specjalista ds. dokumentacji to podobne stanowisko?

Lesia Ganzha
Oddziały traktują stanowisko referenta bardzo poważnie. Kompetentny specjalista jest na wagę złota. Ale w praktyce bardzo często stanowisko to otrzymują ci żołnierze, którzy doznali poważnych obrażeń i nie mogą wrócić do okopów. Dla mnie byłoby to nieuczciwe. Nie jestem tak kompetentnym referentem i nie chcę odbierać możliwości pozostania w swojej jednostce tym chłopakom, którzy zostali wepchnięci z powrotem do jednostek przez Wojskową Komisję Lekarską.

Natalia Sokolenko
Lesiu, powiedz nam: jak udało ci się osiągnąć swój cel? Jesteś w wojsku już ponad półtora roku. Co osiągnęłaś w realizacji tego marzenia o udziale w walkach?

Lesia Ganzha
Dołączyłam do zwiadu lotniczego. Jest to jedna z dobrze wydeptanych ścieżek dla dziewcząt na froncie, aby bezpośrednio uczestniczyć w walce. Nauczyłam się latać dronami, takimi jak quadrocoptery FPV, zaczęłam pracować z FPV i do połowy lipca radziliśmy sobie całkiem nieźle z moim partnerem, odnosiliśmy sukcesy. Potem mieliśmy konflikt z naszym dowódcą zwiadu powietrznego. Jednego dnia wracaliśmy po udanym trafieniu, a żeby FPV mogło trafić, musieliśmy podejść bardzo, bardzo blisko do celu, dlatego że mieliśmy te proste quadrocoptery.

Natalia Sokolenko
Jak blisko?

Lesia Ganzha
Na odległość przez pole, że tak powiem. Ponieważ podchodziliśmy w taki sposób, aby nie przelatywać nad swoimi. Nasze pierwsze loty były takie, że baliśmy się nawet latać nad naszymi. Wiesz, najważniejsze to nie szkodzić. A potem po prostu zaczynasz obliczać odległość, a podczas testów nie lecieliśmy dalej niż trzy i pół do czterech kilometrów. Nasi wrogowie nie są na tyle głupi, by trzymać dobre cele tak blisko strefy rażenia. Aby trafić w cel, trzeba się do niego zbliżyć tak bardzo, jak to tylko możliwe, więc staraliśmy się to zrobić, by mieć pewność i działać bezpiecznie, by lecieć krócej i być bliżej celu. A potem wracaliśmy, pamiętam, po trafieniu, i powiedziałam: „Boże, kocham naszą pracę!”. I w ten sposób to zepsułam. Coś się stało z naszym dowódcą. Mieliśmy sukcesy, trafiliśmy w transporter opancerzony, przy którym zbierali się do ewakuacji 300-te [ranni]. A naszymi ulubionymi celami są kamery zwiadowcze. Są to kamery umieszczone na słupach wzdłuż linii frontu. Wyrządzają wiele szkód. Aby je zniszczyć, nie można użyć wyrzutni rakiet do tak małej kamery. One widzą wszystko, widzą wszystkie twoje pozycje. Wiele z nich ma dodatkową opcję podsłuchiwania tego, co się dzieje. Wróg stara się widzieć i słyszeć wszystko, a my staramy się mu na to nie pozwolić.

Natalia Sokolenko
Lesiu, odkąd dowiedziałam się, że zgłosiłaś się na ochotnika do Obrony Terytorialnej w Kijowie na samym początku inwazji pełnowymiarowej, cały czas o tym myślę. Mieszkałaś w Kijowie, ja, na przykład, też mieszkam w Kijowie. Byłaś w Irpieniu, obwodzie charkowskim i donieckim. Cały czas o tym myślę. Znamy się od dawna. Jesteśmy w podobnym wieku, prawdopodobnie tak samo zbudowane i nie wyglądamy jak, powiedzmy, mistrzowie olimpijscy w kulturystyce. Chociaż w zasadzie uważam, że jestem w mniej więcej dobrej formie fizycznej. Ale bardzo trudno jest mi sobie wyobrazić siebie w twojej sytuacji, podchodzącej do wroga tak blisko – na odległość trzech lub czterech kilometrów, żeby być „po drugiej stronie pola”, jak mówisz. Nie przypominam sobie, żebyś przechodziła jakieś specjalne szkolenie do takiej roli. To drastyczna zmiana w twoim życiu.

Lesia Ganzha
Nie byłam przygotowana. Kiedy Amerykanie zaczęli mówić o inwazji na pełną skalę, byłam w grupie sceptyków. Moje wyobrażenie wojny w tamtym czasie było takie samo jak wojna, którą widziałem w 2014 czy 2015 roku. A ta jest radykalnie inna. Jedna z moich przyjaciółek powiedziała: „Musimy zgłosić się do Obrony Terytorialnej. Pójdę na zebranie”, a ja pomyślałam sobie: „No dobra, a ja nie pójdę?”. Pamiętam, że zadawali mi też wiele pytań: „Co zamierzasz zrobić?”. Wiesz, każdy, kto podróżował do terenów blisko frontu, był uważany za specjalistę w wojsku. Odpowiedziałam: „Nie wiem, ale radzę wszystkim leczyć zęby”.

Natalia Sokolenko
Leczyć zęby?

Lesia Ganzha
To jest bardzo ważne. Podczas wojny trudno jest dostać się do dentysty.

Natalia Sokolenko
I to jest całe przygotowanie? Tak?

Lesia Ganzha
Pomyślałam, że to zdecydowanie pomoże.

Natalia Sokolenko
Dobrze. Słuchają nas mężczyźni i kobiety, którzy mogą znaleźć się w sytuacji, że będą musieli iść do wojska z tego czy innego powodu, zostaną zmobilizowani. Jeśli mówimy o kobietach, są to na przykład lekarki. Lekarze mogą zostać zmobilizowani. Co więcej, słuchają nas mężczyźni, którzy ze względu na styl życia, jaki prowadzili przed inwazją, lub który prowadzą teraz ze względu na swój zawód, na przykład bardzo kreatywny zawód dziennikarza, mogą nie być przygotowani. Też miałaś kreatywny zawód przed inwazją na pełną skalę. Powiedz nam: teraz, z perspektywy czasu, jak można się przygotować, jeśli istnieje wyraźna perspektywa mobilizacji i wydaje się ona nieunikniona? Opowiedz nam o swoim doświadczeniu – żyłaś sobie, pracowałaś, pisałaś artykuły, a teraz masz w ręku karabin.

Lesia Ganzha
Uprawiałam też sport.

Natalia Sokolenko
Uprawiałaś sport? Jaki?

Lesia Ganzha
Zajmowałam się żeglarstwem. Przepłynęłam Atlantyk na żaglówce. Jestem w dobrej formie fizycznej, jestem całkiem dobrze wytrenowana. To sport techniczny. Zmusza do myślenia o tym, jak działa silnik Diesla, jak korzystać z mapy. Są to umiejętności, które z pewnością przydadzą się w wojsku. Ja na przykład zaczęłam biegać dopiero w wojsku. Gdy wstąpiłam do armii, byłam w bardzo przeciętnej formie, delikatnie mówiąc. Zaczęłam biegać dopiero w wojsku. I tutaj, jeśli na początku wojny istniały pewne zawyżone wymagania dotyczące sprawności fizycznej żołnierzy, to teraz wszyscy wokół mnie jakoś złagodzili oczekiwania, że trzeba być sportowcem. Przede wszystkim nie trzeba być zakompleksionym – jak sobie nie radzisz, to nie biegaj dziesięć kilometrów. Kiedyś Marcus miał wymóg, gdy rekrutował do swojego batalionu, że masz przebiec dziesięć kilometrów i pokonać samego Marcusa, który przebiegłby te same dziesięć kilometrów, ale mając na sobie kamizelkę kuloodporną. Teraz już tego nie ma. Większość batalionów potrzebuje po prostu ludzi, którzy rozumieją, po co tu przybyli. Nie wiem, jak się przygotować, bo wydaje mi się, że w zasadzie przy tych wszystkich wyborach cywile nie mają alternatywy. Trzeba samemu coś zorganizować, jak to zawsze było. Po pierwsze, państwo nie zaoferuje niczego, a sektor publiczny tak samo – albo zaoferuje coś, co będzie tak trudne do dopasowania do twojego stylu życia i obowiązków, jakie ma każdy dorosły, że się załamiesz.

Natalia Sokolenko
Ale omówmy aspekt psychologiczny. Jak doszłaś do punktu, w którym nie boisz się wykonywać takich zadań? Co więcej, na początku naszej rozmowy powiedziałyśmy, że odmówiłaś bezpieczniejszych stanowisk w służbie prasowej lub jako referentka. Idziesz blisko do wroga. Jak się dostosowałaś, przynajmniej na początku, czy stało się to stopniowo, czy naprawdę tak mocno chciałaś walczyć i to zrobiło różnicę?




Lesia Ganzha
U mnie jest taki kompleks, że marnuję czas. Widzisz, w wojsku spędzasz czas i tracisz energię tak nieefektywnie. To po prostu jakieś wojskowe „prawo”. Jeśli nasza armia nie przemyśli tego wszystkiego... To właśnie oddala od nas zwycięstwo. Naprawdę nie można tak traktować żołnierzy, ani ich czasu, ani możliwości.

Natalia Sokolenko
Jak to należy rozumieć? Co oznacza ten brak efektywności? I jak to można naprawić?

Lesia Ganzha
Na przykład wysyłają batalion na rotację [odpoczynek po turnusie bojowym – red.], a batalion nie robi wtedy nic. Nie ma dostępu do ćwiczeń na poligonie. Jedyne, co można zrobić, to wymyślić dla siebie trening fizyczny. Na przykład nie możemy latać jako piloci. Jest zakaz latania. Tak wyglądają sprawy wojskowe. Podczas rotacji nie możesz nigdzie iść, nie możesz wyjść, nie możesz nic robić, musisz siedzieć nieruchomo jak słupek. A jeśli jesteś z czegoś niezadowolony, idź umyć toaletę.

Natalia Sokolenko
Przy okazji, Lesiu, prowadziłaś stronę internetową „Kobiety – pięćdziesiąt procent sukcesu”. W armii nie ma pięćdziesięciu procent kobiet. Prawdopodobnie żadna armia na świecie nigdy nie miała stu procent kobiet w swoich szeregach, z wyjątkiem naszej ukraińskiej historii i armii Amazonek. One były dość skuteczne, moim zdaniem, zgodnie ze źródłami i materiałami archeologicznymi. Nawiasem mówiąc, miejsce, w którym działały Amazonki – kobiety-żołnierki, znajduje się w pobliżu tymczasowo okupowanego Melitopola w pobliżu Kamianej Mohyły [stanowisko archeologiczne w obwodzie zaporoskim Ukrainy – red.]. Wykopaliska archeologiczne potwierdzają, że takie zjawisko miało miejsce, a ja widziałam te eksponaty na własne oczy w lokalnym muzeum archeologicznym. Proszę, opowiedz nam o wszystkich problemach w wojsku, o których właśnie wspomniałaś, i powiedz: czy jeśli kobieta dołącza do armii, te problemy stają się dla niej jeszcze bardziej dotkliwe z tego powodu, że jest kobietą?

Lesia Ganzha
Rok temu mogłabym mówić o czymś innym i odmiennym. Ale teraz widzę wspólny problem. Są ludzie, którzy przybyli tu, by walczyć z Moskalami, i ludzie, którzy przybyli tu, by piąć się po szczeblach kariery. I ci drudzy stwarzają bardzo poważne problemy żołnierzom – zarówno kobietom, jak i mężczyznom – wywierając presję, korzystając z ich słabości. Oczywiste jest, że kobiety mają swoje słabsze strony, a mężczyźni swoje. A jeśli mówimy o kobietach, to jest to pięćdziesiąt procent lub prawie pięćdziesiąt procent ludności. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że nasza armia dusi się teraz z powodu braku personelu. Trwa potężny pobór do wojska – zabierają wszystkich. Armia musi również zrozumieć, że kobiety są zasobem, który może ona wykorzystać. Jest wiele zmotywowanych kobiet, które mogłyby dołączyć do armii i ją wzmocnić. Armia musi zrozumieć, jak je przyciągnąć, jakie stanowiska obsadzić, jaki rodzaj pracy im dać, aby mogły być tutaj skuteczne. Zwłaszcza te kobiety, które chcą tu przyjść.

Jeśli mówimy o kobietach, rozumiemy, że kobiety są mniej sprawne od mężczyzn pod względem siły fizycznej – jeśli oczywiście porównamy przeciętną kobietę i przeciętnego mężczyznę. Oznacza to, że każda wymagająca intelektualnie praca może być wykonywana przez kobietę. Na wszystkich tych stanowiskach, które nie wymagają znacznej siły fizycznej, obecnie są to drony, prowadzimy wojnę dronów przecież, komunikacja, praca pirotechnika.

Natalia Sokolenko
Nawet pirotechnika?

Lesia Ganzha
Dlaczego nie? Kobiety bardzo dobrze radzą sobie z rozminowywaniem. Nie jesteśmy aż tak słabe. To jasne, że są ciężkie i lżejsze miny. Mówimy o lżejszych rzeczach. Ale to jest wojsko. To wymaga inteligentnego dowództwa, a nie takiego, które wrzuca wszystkich do jednego worka. Istnieje termin zwany wojną sieciocentryczną. Polega ona na tym, że każdy żołnierz na polu bitwy jest jednostką intelektualną. Mówimy, że ukraińska armia rzekomo stosuje tę koncepcję wojny. Ale znowu, z mojej pozycji, z okopu, delikatnie mówiąc, jasne jest, że to nie tak. Armia nie wykorzystuje mocnych stron swoich żołnierzy, a zamiast tego nieustannie wytyka im ich słabości. Jeśli ta koncepcja nie zostanie zmieniona, jeśli podejście do żołnierzy nie zmieni się w ten sposób, to nie tylko kobiety będą się tu czuły niekomfortowo, ale także mężczyźni. Obecnie brak takiego podejścia, aby wziąć osobę i sprawić, by była skuteczna na stanowisku, na którym się znajduje.

Natalia Sokolenko
Dlaczego tak się dzieje? Niedawno rozmawiałam z dowódcą brygady, który powiedział, że Polacy są wspaniali, zrezygnowali z sowieckich statutów. A ja zrobiłam okrągłe oczy i powiedziałam: „A my, ukraińska armia, nie zrezygnowaliśmy z sowieckich statutów?”. Roześmiał się i powiedział: „Nie, to w zasadzie sowiecki statut przetłumaczony na ukraiński”. Może w tym tkwi problem – że podstawowe rzeczy w ukraińskiej armii, w Siłach Zbrojnych Ukrainy, są nadal zasadniczo sowieckie?

Lesia Ganzha
Uważam, że powodem jest to, że mamy w armii wielu ludzi którzy „mają plecy”, którzy po prostu wymyślają sobie pracę, nie wspominając o ludziach, którzy po prostu wstąpili do wojska, żeby kraść – kraść i przeczekać na bezpiecznym stanowisku. To jest duży problem w naszej armii: nie ma komu walczyć, ale na ciepłych posadkach wszystko jest w porządku.

Natalia Sokolenko
Wróćmy do tematu kobiet w wojsku. Jeśli wyobrażamy sobie, że wydarzą się zmiany jakościowe – mamy nowego ministra obrony i to on jest odpowiedzialny za kształtowanie polityki – jakie zmiany są potrzebne w „infrastrukturze wojska”, nazwijmy to tak, aby kobiety masowo wstępowały do wojska i można byłoby, jak mówisz, wzmocnić nimi naszą armię?

Lesia Ganzha
Armia musi się dostosować, aby jak najlepiej wykorzystać potencjał i zasoby, które posiada, a nie chwytać się za fikcyjną ideę uniwersalnego, twardego żołnierza, który może zrobić wszystko. Musi zrozumieć, że nasze zasoby mobilizacyjne – ty i ja, nasi przyjaciele, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, którzy są gotowi walczyć za swój kraj – są różne. Mamy mocne strony i musimy je wykorzystać. W tej chwili myślę, że armia nie jest gotowa na przyjęcie kobiet, ponieważ armia nie jest przyzwyczajona do myślenia. W tej chwili naszej ukraińskiej armii brakuje siły intelektualnej, w tym w polityce kadrowej. Znane jest powiedzenie: „Cóż, to armia, czego chcesz”. Wygląda na to, że zastępują złe słowo wyrażeniem „to jest armia”. Wszystko jest nadal nielogiczne, irracjonalne, nieefektywne. To wszystko nie jest odpowiedzią na pytanie: „Zastanówmy się, jak możemy to zmienić”. To jest armia.

Natalia Sokolenko
Bardzo dziękuję za tę niezwykle szczerą rozmowę. Myślę, że przynajmniej w ukraińskim radiu jest to najbardziej szczera rozmowa o tym, co dzieje się w naszej armii i sądzę, że jest to niezwykle potrzebna nam rozmowa. Mam nadzieję, że usłyszy ją jak najwięcej osób, zwłaszcza tych, którzy podejmują decyzje, którzy opracowują politykę dotyczącą naszego sektora obronnego. Lesiu, dziękuję Tobie i przypomnę, że rozmawiała z nami Lesia Ganzha, dziennikarka i żołnierka Sił Zbrojnych Ukrainy.

Publikacja powstała w ramach projektu "Akademia Reporterek" wspieranego przez Kolegium Europy Wschodniej