Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Ukraina / 23.02.2024
Svitlana Sozanska
„Za naszą rodzinę i naszą ziemię”. Wojna w Ukrainie okiem kobiety-kapelan
Ukraińskie kobiety nawet w piekielnych warunkach łamią stereotypy i opuszczają front domowy oraz miejsce pracy, zgłaszając się na ochotnika, biorąc do rąk broń lub apteczkę pierwszej pomocy lub udając się na front, aby leczyć... słowem Bożym. Dziennikarka „Jampolskich Wieści” rozmawiała z kapelanem wojskowym Lyudmylą Marfin, która realizuje wyjazdy do strefy działań wojennych. Przeczytaj w naszym materiale więcej o kobiecie-kapelanie, jej licznej rodzinie, froncie domowym, uratowanych duszach i wsparciu moralnym.
(Shutterstock)
Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!
Matka wielu dzieci
Lyudmyla Marfin ma pięćdziesiąt dwa lata. Ona i jej mąż Ivan obchodzili w tym roku trzydziestą czwartą rocznicę ślubu. Państwu Marfinom urodziło się pięcioro własnych dzieci, a także zostali rodzicami trzydzieściorga siedmiorga dzieci, które znalazły się w trudnych warunkach życiowych. Dziś w ich rodzinie jest czterdzieścioro jeden dzieci. Mają również siedmioro wnucząt.
– Pochodzę ze wsi Sewerynówka. Przed pełnoskalową wojną moja rodzina i ja mieszkaliśmy w obwodzie dniepropietrowskim. Nasi pierwsi adoptowani synowie są teraz w wojsku. Mamy też zięcia i szwagra, którzy również walczą. Mój mąż i ja jesteśmy ludźmi aktywnymi społecznie i wierzącymi. W 2007 roku podjęliśmy wspólną decyzję o przyjęciu większej liczby dzieci do naszej dużej rodziny. Na początku tej drogi współpracowaliśmy z misją „Nowa Nadzieja”, gdzie wierzący pracowali również z nastolatkami. To dzięki komunikacji z dziećmi i modlitwom wkroczyliśmy na tę trudną ścieżkę. Było to trudne, ponieważ mieliśmy już pięcioro własnych dzieci. Niektórzy ludzie postrzegali nasze szczere pragnienie pomocy jako pragnienie zysku i wzbogacenia się, otwarcie mówiąc, że był to biznes rodzinny. Większość widziała tylko motywy finansowe i zapomniała o miłości, odpowiedzialności i trosce o dzieci, które przyjęliśmy do naszej rodziny. Z każdym dzieckiem trzeba porozmawiać i znaleźć klucze do ich odblokowania. Aby to zrobić, od 2017 roku studiuję w seminarium duchownym na kierunku opieki duchowej, ponieważ wychowuję dzieci z różnych rodzin o trudnym lub traumatycznym doświadczeniu życiowym – mówi Lyudmyla Marfin.
Po pierwszych studiach Lyudmyla ma stopień inżyniera. Swego czasu chciała pójść na studia pedagogiczne, ale to się nie udało. Nie było możliwości powrotu do swojej szkoły, więc jedynym rozwiązaniem było wstąpienie do szkoły zawodowej.
– Ze wszystkich zawodów najbliższe były mi traktory i rolnictwo. Uczenie się zawodu szwaczki było nie dla mnie, bo od razu pomyślałam, że całe życie spędzę przy szyciu prześcieradeł. Później wstąpiłam do Winnickiego Narodowego Uniwersytetu Rolniczego. Przez cztery lata uczyłam we wsi Kachkivka, w oddziale szkoły zawodowej z Zabolotnego – opowiada Lyudmyla Marfin.
Z powodów rodzinnych Marfinowie zostali zmuszeni do przeprowadzki do obwodu dniepropietrowskiego. Tam, we współpracy z misją „Most Życia”, otrzymali na swoje potrzeby duży dwupiętrowy dom, w którym w ciągu półtora roku umieszczono dwadzieścioro dziewięcioro dzieci przebywających pod różnymi formami opieki.
– Podczas pierwszego spotkania od razu chciałam zrozumieć, co dziecko przyniosło ze sobą, jaki ma charakter. Zadając pytania, starałam się skłonić je do oceny swoich działań i czynów, a zwłaszcza ich odpowiedzialności za nie. Łączyły nas piosenki i wspólne obchodzenie świąt. Najbardziej urodzajnym miesiącem dla naszej rodziny jest lipiec, kiedy mamy najwięcej urodzin – mówi Lyudmyla w rozmowie.
O duszpasterstwie
Lyudmyla Marfin zdołała przyjąć nie tylko rolę matki. Jest także duchową siostrą. To właśnie z tą rolą życiową związana jest jej posługa kapelańska.
– Jestem kapelanem od 2018 roku. Zaczęłam w szpitalu psychiatrycznym o zaostrzonym rygorze w mieście Dniepr. To jedyny taki szpital w Ukrainie, ponieważ przetrzymuje się tam osoby, które popełniły poważne przestępstwa. Wszystko zaczęło się, gdy w drodze na sesję spotkałam kobietę z regionu Połtawy. Bardzo płakała i opowiedziała mi o swoim synu, który tam był. Jak matka matkę poprosiła mnie, abym go odwiedziła, aby mógł zobaczyć inną osobę. Więc poszłam. Zaczęłam odwiedzać jego i innych raz w tygodniu. Moja rodzina mnie wspierała – mówi kobieta.
Obecnie Lyudmyla Marfin jest kapelanką w dwóch organizacjach: Międzynarodowym Stowarzyszeniu Zawodowych Kapelanów Ukrainy „Ukraińskie Kapelaństwo” i stowarzyszeniu „Kapelański Patrol”. Organizacje te są przekonane, że kobieta może wziąć Słowo Boże w swoje ręce i pomagać ludziom. Wierzymy, że kobieta-kapelan to osoba wierząca, która idzie z kościoła do ludzi, aby im pomóc i być przy nich zarówno w modlitwie, jak i w działaniu.
Lyudmyla Marfin współpracowała z ludźmi na froncie jeszcze przed pełnowymiarową inwazją. Razem z dziećmi wyplatała siatki maskujące dla brygady swojego przyjaciela kapelana, a po rozpoczęciu inwazji w 2022 roku wraz z mężem „wsiedli na koła”, przenieśli rodzinę do Jampola i zaczęli aktywnie działać jako wolontariusze, dostarczając wojsku żywność, siatki maskujące i leki. Później zaczęła prowadzić szkolenia grupowe z żołnierzami itp.
– W kontaktach z żołnierzami pierwsze spotkanie jest bardzo ważne. Zarówno wśród kapelanów, jak i psychologów panuje stereotypowe przekonanie, że będzie to jakieś kazanie lub perswazja religijna. W moim przypadku jest to komunikacja oparta na Słowie Bożym za zgodą żołnierzy. Prosta komunikacja i wdzięczność ze spokojnych terenów od mamy i siostry. Rozpoczynam rozmowę o mojej rodzinie, dzieciach i mężu. Na początku relacji z żołnierzem ma to ogromny wpływ. Ważne jest, aby usłyszeli, że jestem Ukrainką, matką, która przyjechała podziękować im za swoje dzieci. Czuję się lepiej, gdy po spotkaniu lub rozmowie żołnierze dziękują mi za znalezienie wielu odpowiedzi na pytania, które palą się w ich duszach. Zdarzyło się, że po naszej krótkiej rozmowie żołnierz powiedział, że po raz pierwszy dobrze spał w nocy. Jestem szczęśliwa, że żołnierz, który nie ma rodziny, zdołał nawiązać kontakt ze swoją córką chrzestną.
”O co walczymy?”
Kapelanka mówi, że w ciągu półtora roku od rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji z powodu braku rotacji i odpoczynku rany duchowe żołnierzy i ich rozpacz pogłębiły się.
– Mówimy tam o wszystkim. Z większością o wszystkim. Wszyscy żołnierze są inteligentnymi ludźmi i widzą, co dzieje się wokół nich, co dzieje się w państwie i za ich plecami. Najgorzej jest, gdy widzę, jak opadają im ręce, i słyszę zdanie: „O co my walczymy?”. I tutaj jedyną rzeczą, która trzyma ich wszystkich, jest odpowiedź: „Za naszą rodzinę i naszą ziemię”. Na froncie domowym ważne jest, aby nie zapominać i wspierać rodziny wojskowych. Jeśli dana osoba nie jest psychicznie przystosowana do faktu, że na świecie toczy się wojna, to rozmowa z nią nie pomoże, ponieważ straciła kontakt z linią frontu. Kiedy zaczęłam jeździć na front, zdałam sobie sprawę, że stałam się bardziej dojrzałą osobą. Teraz inaczej patrzy się na świat i bardzo boli, gdy ludzie zapominają o wojnie. Tak, wszyscy są wyczerpani i zmęczeni, ale można się przynajmniej pomodlić. Wiem i widziałam, jak modlitwa ratowała życie naszym żołnierzom.
Kobieca twarz na wojnie
– Pojęcie matki i siostry zmusza kobiety do pójścia na front. Jest ich tam wiele. I przechodzą przez nieznośne trudności, których nie potrafię opisać słowami. Medyczki bojowe mają mój szacunek i wielki honor. Znam jedną taką kobietę – medyka bojowego, która nawet po zakończeniu turnusu bojowego codziennie przemierzała dwadzieścia pięć kilometrów w deszczu lub śniegu, upale lub wietrze, aby utrzymać kondycję nóg. Jeśli masz silne nogi, oznacza to uratowane życie. Nauczyła się nawet prowadzić bojowy wóz piechoty, ponieważ zdawała sobie sprawę, że jeśli kierowca zginie w akcji, wszyscy będą skazani.
Spotkałam inną lekarkę w pobliżu Bachmutu. Nie ma dla niej pory dnia. Leczy rany przez całą dobę i żyje w środowisku, w którym nie ma podziału ze względu na płeć. Jestem pełna podziwu dla ich pracy. Czuję dla nich najwyższy szacunek.
Posłuchaj podcastu:Ukraina poza utartym szlakiem
Równowaga między rodziną a pracą jest niezwykle trudna
– Do tego dochodzą moje studia. W Ewangelickim Seminarium Duchownym w Krzemieńczuku kończę studia magisterskie z Doradztwa Biblijnego, a w Kijowskim Seminarium Duchownym jestem na trzecim roku studiów na Wydziale Kapelańskim. Muszę dochodzić do siebie w domu, ale muszę też być matką. Jestem wdzięczna mojej rodzinie za zrozumienie i nasze rozmowy. Są świadomi, że jestem również potrzebna na froncie – mówi Lyudmyla Marfin.
Kobieta twierdzi, że każda podróż na linię frontu jest wyjątkowa. We wrześniu ubiegłego roku Lyudmyla Marfin nawiązała kontakt z dwudziestotrzyletnim chłopakiem. Jest on kierowcą jednostki artylerii samobieżnej. Stracił nogi w boju.
– Kiedy zaczęłam z nim rozmawiać, żołnierz był bliski próby samobójczej. Kiedy przyszłam na oddział, gdzie przebywali ci żołnierze, powiedziałam, że nie jestem Bogiem, a Bóg nie jest mną. Jako człowiek nie mogłam zebrać 70 000 dolarów na protezę, a potrzebował dwóch, ale powiedziałam, że będę się modlić. W ciągu piętnastu dni wolontariusze z zagranicy odwiedzili ich oddział i siedem osób zostało wysłanych za granicę na leczenie. W lipcu tego roku żołnierz, który już nosił protezy, i ja odwiedziliśmy jego towarzyszy. Chłopak ma ogień w oczach. Razem ze swoją dziewczyną snują plany na przyszłość. Była też sytuacja, gdy prowadziłam szkolenie z żołnierzami, a wśród nich był jeden, który wrócił z linii „zero”. Był zmęczony i chciał po prostu spać, ale przychodził przez kilka dni z rzędu i w końcu poprosił o pozwolenie i wyraził chęć, abym porozmawiała z jego żoną. Tak zaczęliśmy rozmawiać i spotkałam się z nią kilka razy. W rocznicę mojego ślubu z mężem oboje zadzwonili i pogratulowali nam. Dali nam prezent – świecznik z solą z Bachmutu, na którym widnieje napis: „Tu króluje miłość”. Spotkaliśmy się rok później na froncie, pogratulowałam im w dniu rocznicy ślubu i zdałam sobie sprawę, że uratowałam ich rodzinę.
O rehabilitacji osobistej
Rano i wieczorem idę na spacer z moją Biblią. Ważne jest, aby dotknąć liści, spojrzeć na niebo i kwiaty, położyć się na trawie. Oddychać świeżym powietrzem, czytać i uświadomić sobie, że się żyje.
Porady na przyszłość
Żyć. Żyj dziś i teraz. Doceniaj chwilę obecną i tych, którzy Cię otaczają. Kiedyś wielkie wrażenie zrobiły na mnie słowa, że najbogatszym miejscem na ziemi jest cmentarz. Jest tam tyle niespełnionych dobrych uczynków, niedokonanych uścisków i niewypowiedzianych słów, które można było dokonać za życia. Tak, trzeba żyć mimo wszystko, ale pamiętajmy, że dziś przelewa się krew. Dlatego chciałabym prosić o więcej modlitw za wojsko. Radzę żonom i mężom, aby wspierali swoich partnerów na froncie. Po okresie adaptacyjnym każdy będzie musiał odbudować swoje życie. Społeczeństwo i społeczność powinny być tolerancyjne i rozsądne, ponieważ żołnierze nie wrócą tacy sami, jak wyjechali na wojnę. Każdy będzie miał dwie rodziny – pobratymców z wojska i krewnych.
Publikacja powstała w ramach projektu "Akademia Reporterek" wspieranego przez Kolegium Europy Wschodniej