Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Transatlantyk / 17.03.2024
Adam Miklasz
Sarajewo ma dwa oblicza. Igrzyska i wojna zmieniły miasto na zawsze
Doświadczone przez wojnę miasto szuka swojej tożsamości. Pomóc może pamięć o igrzyskach olimpijskich, które odbyły się w Sarajewie 40 lat temu. Jednak spacer po arenach olimpijskich staje się wędrówką śladami wojennej hekatomby z pierwszej dekady lat 90. Pamięć o igrzyskach i pamięć o wojnie są tutaj ze sobą nierozerwalne.
Cmentarz na stadionie Mezarje w Sarajewie (Wiki Commons)
Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!
Dwudziesty wiek rozsławił Sarajewo tak bardzo, że aż trzykrotnie znalazło się w centrum globalnych wydarzeń, a jego nazwa zdobiła nagłówki gazet na całym świecie. Całkiem nieźle jak na niespełna trzystutysięczne, schowane gdzieś między wysokimi stokami Gór Dynarskich miasto.
Pierwsze wydarzenie to zabójstwo arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, czego konsekwencją był wybuch Wielkiej Wojny w 1914 roku. O dramatycznych wydarzeniach z pierwszej dekady lat 90. zapewne wszyscy chcieliby zapomnieć. Natomiast wydarzenie z 1984 roku przyniosło miastu zasłużoną sławę i do dziś wspominane jest z dumą przez jego mieszkańców.
Sarajewo miało w Jugosławii reputację wyjątkowego miasta o niepodrabialnym i unikatowym charakterze, wynikającym z jego wielokulturowej specyfiki. Funkcjonowało na przecięciu kręgów cywilizacyjnych – tu żyli na równych prawach muzułmanie, katolicy, prawosławni, przed drugą wojną światową liczną reprezentację mieli również Żydzi. W latach 80. twórczy ferment doprowadził do prawdziwej eksplozji talentów – to właśnie sarajewska scena muzyczna zrodziła artystów, w których zasłuchują się do dziś wielbiciele jugosłowiańskiego rocka. Członkowie kultowego zespołu Zabranjeno Pušenje wraz z Elvisem J. Kurtoviciem stali się pionierami nowego prymitywizmu, na fali którego serfowali ich następcy. To w Sarajewie zainicjowano wzorowaną na skeczach Monthy Pythona, uwielbianą w całej Jugosławii, „Top listę nadrealistę” [satyryczny program telewizyjny – przyp. red.]. Właśnie z tego miasta pochodzi większość znanych jugosłowiańskich twórców, np. Bijelo Dugme (ze słynnym Goranem Bregoviciem w roli frontmana, kompozytora i gitarzysty) czy reżyser Emir Kusturica. Wychowali się tu i dojrzewali pisarze – Miljenko Jergović i Dževad Karahasan. W latach 80. nad rzeką Miljacką powstało i działało ponad 150 zespołów rockowych. Cała wielka Jugosławia wiedziała, że Sarajewo lat 80. jest po prostu cool, natomiast świat dowiedział się o tym dzięki decyzji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego.
Niech się mury pną do góry!
Kandydatura Sarajewa okazała się bardziej atrakcyjna od propozycji japońskiego Sapporo i szwedzkiego Göteborga. Jednak daleko było mu do ideału. Plan rozmieszczenia aren olimpijskich w promieniu niecałych 25 kilometrów od miasta był niezaprzeczalnym atutem, problem stanowił jednak ich brak. Organizatorzy trafili również na wewnętrzny opór – do większej partycypacji w finansowaniu igrzysk nie paliły się pozostałe republiki Jugosławii. Zwłaszcza Słoweńcy, którzy uważali, że to właśnie im – bardziej zaangażowanym w kultywowanie i promowanie sportów zimowych – należy się organizacja tak prestiżowego wydarzenia. W rezultacie reszta kraju dorzuciła od siebie jedynie 20 proc. wszystkich kosztów, większość środków zmuszona była ponieść Republika Bośni i Hercegowiny oraz Sarajewo. W grę wchodziła nie tylko zazdrość – nad całą Jugosławią wisiało widmo zbliżającego się kryzysu ekonomicznego. Nie było też Josipa Broza-Tito, który załatwiłby jedność i solidarność jednym rozkazem.
Na przekór wszystkiemu organizatorzy z zapałem wzięli się do pracy. Planiści, architekci i robotnicy zakasali rękawy. Zrekonstruowano przyszły stadion olimpijski Koševo, w dzielnicach Mojmilo i Dobrinja na obszarze 16 tysięcy metrów kwadratowych powstał kompleks blokowisk pełniący funkcję wioski olimpijskiej. 2640 mieszkań, będących do dyspozycji uczestników igrzysk, miało być później przekazane na użytek mieszkańców miasta. W szybkim tempie wzrastały ku niebu hotele (Famos, Vučko, Igman i najsłynniejszy – Holiday Inn), zmodernizowano i poszerzono również lotnisko. Sporo funduszy pochłonęła budowa hali olimpijskiej Zetra, toru bobslejowego oraz dwóch skoczni narciarskich na górze Igman.
Pierwszy zwycięzca igrzysk
Zorganizowanie igrzysk w Sarajewie pochłonęło ok. 150 milionów dolarów. Z perspektywy XXI wieku, w którym na podobne imprezy wydaje się kilkanaście razy więcej, suma ta nie robi większego wrażenia. Jednak dla kraju socjalistycznego, kroczącego powoli w kierunku kryzysu ekonomicznego, był to ogromny koszt. Warto więc wspomnieć o entuzjazmie i poświęceniu zwykłych mieszkańców miasta wpłacających przez cztery lata 2,5 proc. swoich pensji na fundusz olimpijski, a także zaangażowaniu brygad robotniczych i wolontariuszy, których wkład w organizację wydarzenia był nieoceniony.
Pierwszym prawdziwym triumfatorem igrzysk, jeszcze długo przed ich oficjalnym otwarciem, został niepozorny wilczek, który w narodowym głosowaniu na maskotkę, przeprowadzonym przez najważniejsze krajowe media, pokonał śnieżynkę, łasicę, jeża, baranka i kozicę. Słynny Vučko, któremu głosu użyczył arcypopularny pieśniarz Zdravko Čolić, stał się symbolem turnieju.
„Na początku narzekano, że przecież wilki są krwiożercze. Ale niedźwiedzie, tak jak moskiewski Misza, też takie są. Nasz Vučko, dzięki bogactwu form i linii, jest produktem niezwykłym, porównywalnym do Różowej Pantery” – przekonywał twórca Vučka, słoweński plastyk Jože Trobec, w wywiadzie dla Al Jazeera Balkans. Nie przesadzał – wszystkie osoby pamiętające zimowe igrzyska w 1984 roku kojarzą je głównie z sympatyczną maskotką wilka.
Jugosławia i Sarajewo stanęły na wysokości zadania. Dzień przed otwarciem zawodów pojawił się jednak zupełnie nieoczekiwany problem. W okolicy nie było ani grama śniegu…
Zamach na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda. Zimowe igrzyska olimpijskie. Ponad trzyletnie krwawe oblężenie Sarajewa. Nic dziwnego, że miasto o tak bogatej i tragicznej historii coraz chętniej dzieli się nią ze światem. Miejsce, w którym dokonano zamachu w 1914 roku, stało się atrakcją turystyczną. Znajdziemy nawet odlane ślady stóp Gavrilo Principa w miejscu, z którego oddał strzały do arcyksiążęcej pary. Widać również, że od zakończenia wojny w Bośni minęły już prawie trzy dekady i tragedia przestaje stanowić tabu. W samym Sarajewie co krok natknąć można się na jakieś prywatne muzeum dotyczące czasu oblężenia. Czasem jest wyrazem chęci opowiedzenia dramatycznej historii przyjezdnym. Bywa, że granice dobrego smaku zostają przekroczone – wielki billboard ze zdjęciem roześmianej grupy młodzieży w kajaku, udekorowany krzykliwym hasłem „River rafting and genocide tour” („Spływ kajakowy plus wycieczka śladami ludobójstwa”), jest tego przykładem.
Swoje miejsce w przestrzeni miejskiej powoli wydrapują sobie również igrzyska z 1984 roku. Ze względu na mijającą w tym roku ich czterdziestą rocznicę natknąć się można na sporo pamiątek związanych z tym wydarzeniem. Ulice miasta udekorowane są dmuchanymi Vučkami – sama maskotka stała się jednym z najpopularniejszych gadżetów turystycznych, zdobiącym kubki, koszulki, torebki. Warte odwiedzenia jest z pewnością otwarte na nowo w 2020 roku Muzeum Olimpijskie w budynku pięknej, luksusowej willi z 1903 roku. Nie ma jednak wątpliwości, że spacer po arenach olimpijskich staje się wędrówką śladami wojennej hekatomby z pierwszej dekady lat 90. Niewątpliwie pamięć o wojnie i pamięć o igrzyskach są ze sobą nierozerwalne.
Wielofunkcyjność obiektów olimpijskich
Masyw górski Trebević króluje nad zanurzonym między wzgórzami miastem. Tam właśnie wybudowano jedną z najdroższych aren olimpijskich, czyli tor bobslejowy. Podczas oblężenia Sarajewa korzystały z niego chętnie wojska Republiki Serbskiej i armii jugosłowiańskiej, ustawiając na nim baterie artyleryjskie, krok po kroku demolujące olimpijskie miasto. Obecnie zniszczony betonowy tor stanowi atrakcję turystyczną, raj dla graficiarzy i brawurowych deskorolkarzy.
Bijelašnica i nieodległy Igman. Na tych wzniesieniach odbywały się konkurencje narciarskie (na pierwszym – narciarstwo alpejskie, na drugim – klasyczne, w tym skoki narciarskie). Te same wzgórza, jako miejsca o ogromnym znaczeniu strategicznym, były areną walk między zwaśnionymi siłami. Obie skocznie nadal istnieją, są jednak w kiepskim stanie. Grozy wojennej uniknęła jedynie góra Jahorina, na której przeprowadzono kobiece konkursy w narciarskie alpejskim. Tylko dlatego, że już na samym początku konfliktu znalazła się na obszarze w pełni kontrolowanym przez wojska Serbów. W 1994 roku, w opozycji do zimowych igrzysk w Lillehammer, zorganizowano tam alternatywny trzydniowy konkurs olimpijski dla rodzimych zawodników. Były występy dzieci, przemówienia nawołujące do pokoju. Kilka kilometrów dalej słychać było dźwięki eksplozji z bombardowanego Sarajewa. Ten permanentny ostrzał artyleryjski i spadające bomby nie oszczędziły żadnego z obiektów olimpijskich w mieście. Spłonęła hala Skenderija, w której oprócz łyżwiarstwa figurowego i hokeja na lodzie odbywały się ceremonie dekoracji medalistów. Olimpijski stadion Koševo został zrujnowany, a na sąsiednim boisku treningowym chowano ofiary ostrzału i bombardowań. Znajdujący się tuż przy słynnej alei Snajperów hotel Holiday Inn, w którym podczas sarajewskich igrzysk zakwaterowano przedstawicieli mediów, był tuż przed początkiem oblężenia bazą politycznej reprezentacji bośniackich Serbów. To z jego okien w trakcie antywojennej demonstracji padły strzały, które zabiły sześć osób. Niebawem stał się miejscem zakwaterowania pracowników międzynarodowych agencji prasowych – część jego okien gwarantowała widok na przeklętą aleję Snajperów.
Zdemolowana została również hala Zetra, której podziemia zagospodarowano na kostnicę, a z pozostałości jej drewnianego wyposażenia zbijano trumny. W 1999 roku, ledwie cztery lata po zawarciu pokoju w Dayton, dokonał się cud – dzięki wsparciu funduszy międzynarodowych, w tym Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, udało się całkowicie odbudować cały budynek. Miało to symboliczne znaczenie dla mieszkańców miasta i było dowodem na ostateczny triumf normalności.
Cud dokonał się również w nocy z 7 na 8 lutego 1984 roku. Wyjątkowo uparta, choć przedwczesna sarajewska wiosna ostatecznie ustąpiła i tuż przed rozpoczęciem XIV Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Sarajewie sypnęło wreszcie gęstym śniegiem. Tak gęstym, że kilka godzin przed oficjalną ceremonią otwarcia młodzież z I i II sarajewskiego gimnazjum została zaangażowana do odśnieżania ławek na stadionie Koševo. Igrzyska, w których wzięło udział 1273 sportowców z 49 państw, obejrzało na żywo 696 tysięcy kibiców (najwięcej widzów, bo aż 80 tysięcy, przyciągnął konkurs skoków narciarskich). Za profesjonalną obsługę wydarzenia odpowiadało prawie 10 tysięcy wolontariuszy oraz 7397 dziennikarzy. 49 konkurencji olimpijskich śledziło łącznie prawie 2 miliardy telewidzów na całym świecie. Podczas ceremonii zamknięcia przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Juan Antonio Samaranch stwierdził, że „były to najlepiej zorganizowane zimowe igrzyska olimpijskie w historii”. Należy jednak uczciwie przyznać, że tę samą formułkę wygłaszał po zakończeniu wszystkich kolejnych zawodów.
Warto natomiast wspomnieć, że Samaranch jest niezwykle cenioną postacią w Sarajewie. Nie zapomniał o tym mieście podczas jego najtrudniejszych chwil, przy każdej możliwej sposobności przypominał o jego cierpieniu. Wykazał się również dużą odwagą, odwiedzając je podczas oblężenia w 1994 roku. Obiecał wówczas odbudowę olimpijskiej hali Zetra i słowa dotrzymał – dlatego zarówno hala, jak i Muzeum Olimpijskie noszą obecnie jego imię. Jego rodzinna Barcelona wsparła także odbudowę olimpijskiej wioski oraz budowę dodatkowego kwartału, w którym schronienie znalazły sieroty wojenne. Obie wioski olimpijskie (Mojčilo i Dobrinja) są obecnie przecięte granicą między dwiema częściami administracyjnymi państwa: Federacją Bośni i Hercegowiny a Republiką Serbską.
Wspólnota wspomnień
Ostatnie zdanie poprzedniego akapitu jest doskonałym przykładem tego, że prawie 30 lat po zakończeniu konfliktu mieszkańcy zarówno Bośni i Hercegowiny, jak i samej jej stolicy, wciąż nie tworzą zwartej wspólnoty. Mircea Eliade sądził, że „wydaje się nieprawdopodobnym, aby jakieś społeczeństwo mogło obyć się bez mitu”. Muzułmańscy, chorwaccy czy serbscy obywatele Bośni i Hercegowiny mają skrajnie różnych bohaterów, odmienną interpretację historii, a nawet niezsynchronizowaną pamięć zbiorową.
Adam Miklasz – pisarz, dziennikarz. Mieszka w Cieszynie. Interesuje się historią, kulturą i piłką nożną w Europie Środkowej i na Bałkanach. Jego najnowsza książka to Řezaný świat. Osobisty przewodnik po Śląsku Cieszyńskim
Sarajewski bulwar nadwornego architekta osmańskich sułtanów, Mimara Sinana, nagle stał się ulicą Serbskich Władców. Wystarczy, że przekroczymy granicę między Federacją Bośni i Hercegowiny a Republiką Serbską. Scalającym mitem wszystkich mieszkańców miasta nie będzie zamach na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, a tym bardziej wojenna pożoga z pierwszej połowy lat 90. Nadzieja właśnie w zimowych igrzyskach z 1984 roku, kiedy to świat zachwycił się niepozornym miastem, schowanym między stokami Gór Dynarskich. I jego mieszkańcami, nie bacząc na to, czy byli Boszniakami – muzułmańskimi mieszkańcami Bośni, Serbami czy Chorwatami.