Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk > Huzar / 24.03.2024
Marek Kozubel

Wypowiedzi Trumpa potrząsnęły Europą. Stary Kontynent zbroi się, by samodzielnie odstraszać Rosję

Wojna rosyjsko-ukraińska wyrwała zachodnich polityków i wojskowych z letargu. Prawdopodobieństwo drugiej prezydentury Donalda Trumpa, który grozi amerykańskim izolacjonizmem i wycofaniem się ze wsparcia Ukrainy sprawia, że Europa budzi się po raz drugi. By skutecznie odstraszać Rosję europejskie państwa intensyfikują zbrojenia.
Foto tytułowe
(Shutterstock)


Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!


Od września 2023 roku kwestia amerykańskiego wsparcia dla Ukrainy stoi pod znakiem zapytania. Ukraińców i Europejczyków niepokoją wypowiedzi Donalda Trumpa w zakresie polityki zagranicznej, takie jak groźby dotyczące obecności USA w NATO czy wywiązania się z zobowiązań sojuszniczych. To właśnie wpływ byłego prezydenta na część Partii Republikańskiej doprowadził do zablokowania pakietu wsparcia dla Ukrainy, Izraela i Tajwanu. Na tle amerykańskiego braku zdecydowania w zakresie wstrzymywania agresywnych działań Rosji na czoło wysuwa się Europa. W jakich obszarach państwa naszego kontynentu pomagają Ukraińcom oraz przygotowują się do potencjalnej rywalizacji z Federacją Rosyjską?


Hegemon w kryzysie


Dla Stanów Zjednoczonych 2024 to rok wyborczy. To już pewne, że kandydatem Demokratów będzie urzędujący prezydent Joe Biden, a Republikanów – Donald Trump. Przed oboma stoi jednak szereg wyzwań, mogących przeszkodzić im w osiągnięciu zwycięstwa. W przypadku Bidena jest to jego wiek, z kolei młodszy od niego o cztery lata Trump będzie się musiał zmierzyć z opozycją wewnątrz Partii Republikańskiej, na czele z jego niedawną rywalką Nikki Haley, która może nakłaniać swych sympatyków do bierności w dniu wyborów. Dlatego każda ze stron będzie zapewne szukać dodatkowych punktów przewagi w polityce zagranicznej. Trump i popierający go kongresmeni z tzw. grupy MAGA (od hasła „Make America Great Again”) robią to już od co najmniej kilku miesięcy. Wykorzystują kryzys na granicy z Meksykiem, przez którą przechodzą nielegalnie tysiące migrantów, a także kwestie geopolityczne do krytyki polityki zagranicznej obecnej administracji. Trumpowi zależy na tym, by udowodnić, że Biden jest geopolitycznym nieudacznikiem, z którym nie liczą się przywódcy państw wrogich USA. W mediach amerykańskich pojawiały się doniesienia świadczące o tym, że w Partii Republikańskiej są osoby, które liczą na klęskę Kijowa lub chociaż pogorszenie jego sytuacji w wojnie z Rosją. W ten sposób będą mogli połączyć to z fatalnym wizerunkowo odwrotem wojsk USA z Afganistanu w 2021 roku. Z tego samego powodu część Republikanów blokuje pakiet wsparcia, który ma na celu sfinansowanie pomocy dla Ukrainy, Izraela, Tajwanu oraz przewiduje wyasygnowanie dodatkowych funduszy na wzmocnienie granicy z Meksykiem. Niestety, ale w tym przypadku w oczach Trumpa gorsza sytuacja geopolityczna jest dla niego lepsza.
Drugi numer magazynu
Nowa Europa Wschodnia Online

W ten sposób Ukraina stała się zakładnikiem amerykańskich wyborów. Trump obiecuje zakończenie wojny rosyjsko-ukraińskiej w ciągu doby, nie podając przy tym żadnych konkretów. Z kolei popierający go kongresmeni próbują w mediach zniechęcić wyborców do Ukrainy, nie tylko wskazując na korupcję, ale również rzekomy brak perspektyw na pokonanie Rosji. Sytuację mocno komplikuje to, że spikerem Izby Reprezentantów (tj. amerykańskim odpowiednikiem Marszałka Sejmu) jest należący do MAGA kongresmen Mike Johnson. Przed objęciem tego stanowiska zawsze głosował przeciwko wsparciu dla Ukrainy, robiąc wyjątek jedynie dla ustawy o Lend-Lease. Z drugiej strony jesienią 2023 roku parę razy przekazywał mediom, że dostrzega negatywne dla USA oraz globalnego ładu skutki potencjalnego rosyjskiego sukcesu. Niemniej, gdy tylko pojawiała się możliwość poddania pod głosowanie wsparcia dla Ukrainy, Izraela i Tajwanu, to Johnson starał się temu przeciwdziałać. W połowie lutego 2024 roku zarządził przerwę prac Izby Reprezentantów. „Wakacje” trwały do 28 lutego. Spiker podjął tę decyzję zaraz po tym, gdy przedstawiciele obu partii w Senacie USA doszli do kompromisu w zakresie brzmienia tekstu ustawy o wsparciu dla sojuszników zagranicznych, a w mediach pojawiła się informacja, że w Izbie Reprezentantów większość deputowanych planuje wysunąć pakiet wsparcia pod głosowanie z obejściem samego Johnsona, co byłoby dla niego ciosem wizerunkowym.

W drugiej połowie lutego 2024 roku nagle zmieniła się narracja samego Trumpa w kwestii Ukrainy. W mediach stwierdził on, że nie ma nic przeciwko, aby wspierać Kijów, wolałby jednak, aby nie miało to charakteru bezzwrotnych grantów, ale długoterminowej pożyczki na bardzo niski procent. Na dodatek bez ustalenia terminu spłaty rat. Możliwe, że były prezydent USA przygotowuje sobie w ten sposób „miękki grunt” w sytuacji przeforsowania pakietu wsparcia. Dba w ten sposób o swój wizerunek człowieka, który odnosi jedynie sukcesy. Ponadto nie możemy zapominać, że jednym ze sponsorów Partii Republikańskiej są środowiska żydowskie oraz lobby izraelskie w USA, które oczekują wsparcia finansowego i materialnego dla Izraela. Próba przeforsowania przez Johnsona pakietu jedynie dla Tel-Awiwu zakończyła się porażką. Tym samym MAGA i Trump znaleźli się pod ścianą. Oznacza to, że albo przestaną blokować pomoc dla Ukrainy i Tajwanu, albo mogą pożegnać się ze sponsorami, narażając się na szkody wizerunkowe. Być może właśnie z powyższych powodów na początku marca 2024 roku CNN dowiedziało się od swoich źródeł w Partii Republikańskiej, że spiker Izby Reprezentantów wniesie w połowie miesiąca pod głosowanie pakiet wsparcia dla Ukrainy, Izraela i Tajwanu.


Europejskie obawy


Z powodu obaw przed sukcesem Trumpa, który otwarcie deklaruje izolacjonistyczny kierunek w polityce USA, oraz w związku z klinczem w Kongresie USA część państw europejskich zdecydowała się na wykazanie inicjatywy w zakresie własnej obronności i wsparcia dla Ukrainy. W Europie dominuje obecnie brytyjska interpretacja zwycięstwa nad Rosją, czyli starania o to, by Ukraina odniosła sukces militarny skutkujący odzyskaniem granic z 1991 roku. Dobrym przykładem zmiany w podejściu do wojny rosyjsko-ukraińskiej jest Francja, która również zaostrzyła retorykę, obiecując zwiększenie wsparcia dla Kijowa – od 24 lutego 2022 do końca 2023 roku. Paryż przekazał dla Kijowa wsparcie o wartości 3,8 mld € oraz zaoferował wzmocnienie współpracy zbrojeniowej. Ogromne kontrowersje wywołały przy tym pogłoski o rzekomej propozycji Emmanuela Macrona, aby wysłać wojska państw europejskich nad Dniepr. Jedni uważają, że miałyby one wejść do walki przeciwko Rosjanom, inni – że ich celem byłoby stworzenie strefy bezpieczeństwa w Ukrainie Prawobrzeżnej na wypadek sukcesów operacyjnych najeźdźców. Można przypuszczać, że chodziło przede wszystkim o instruktorów pomagających w szkoleniach oraz obsłudze technicznej, przede wszystkim zachodnich samolotów. 1 marca Stéphane Séjourné, minister spraw zagranicznych Francji, wyjaśnił intencje prezydenta Macrona:

„Wszystko, co czynimy, ma na celu uniknięcie wojny i, oczywiście, nie chodzi o zwiększanie niepokoju Francuzów. Dlatego w tych niepewnych czasach nasza strategia polega właśnie na tym, by nie dopuścić do zwycięstwa Rosji. Francuzi nie będą umierać za Ukrainę ani nie będą świadkami walk, nasze cele są jasno ustalone – nie dać Rosji zwycięstwa”.

Widać wyraźnie, że Francja chce odgrywać ważniejszą rolę na kontynencie europejskim. Konkuruje w tym zakresie przede wszystkim z Niemcami, które nadal nie są gotowe do aktywniejszego wsparcia Ukrainy oraz prowadzenia bardziej konfrontacyjnej polityki wobec Moskwy. Nie można też wykluczyć, że poprzez zwiększenie wsparcia dla Kijowa, zbrojenia oraz propozycję wysłania wojsk nad Dniepr Macron chce rzucić wyzwanie USA. Nie jest w końcu tajemnicą, że Francuzi od dekad są sceptyczni wobec amerykańskiej dominacji. Możliwe jest również to, że prezydent Francji zamierza w ten sposób sprowokować kongresmenów republikańskich do przegłosowania pakietu wsparcia dla Ukraińców.

Co do Niemiec, choć Berlin nadal stara się ograniczać pomoc w zakresie broni i wyposażenia ofensywnego, to jednak dostarcza Ukrainie ogromne wsparcie, które można wykorzystać w defensywie. Szczególnie obronę przeciwlotniczą, do której zaliczają się artyleria przeciwlotnicza Gepard i Skynex oraz wyrzutnie Iris-T SLM. Niemiecki przemysł chce się zaangażować w produkcję zbrojeniową w Ukrainie – mowa głównie o firmie Rheinmetall – przy czym nie wyklucza rozpoczęcia budowy fabryki, prawdopodobnie w oparciu o już istniejącą infrastrukturę, nawet jeszcze w trakcie wojny. Choć Ukraińcy powinni podchodzić ostrożnie do tego typu deklaracji, to świadczą one jednak o tym, że coraz więcej państw europejskich nie uważa, że Ukraina wojnę przegrała. Za sukces należy uznać kolejne umowy dwustronne między Ukrainą a częścią państw zachodnich. Już jesienią 2023 roku w Kijowie miał miejsce zjazd przedstawicieli czołowych firm zbrojeniowych. Od początku bieżącego roku podpisywane są kolejne umowy dwustronne, które czasem w uproszczeniu określa się „gwarancjami bezpieczeństwa”. Przykładowo umowa podpisana niedawno z Holandią przewiduje udzielenie Kijowowi wsparcia w zakresie obronności na okres 10 lat. W 2024 roku ma ono wynosić 2 mld €. Priorytetem dla Holendrów będzie wzmocnienie ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, marynarki wojennej, broni dalekiego zasięgu, lotnictwa i artylerii. Podobne umowy Ukraina podpisała już także z Wielką Brytanią i Francją. Pozwolą one nie tylko na przekazanie broni oraz szkolenia w trakcie wojny, ale również po jej zakończeniu lub zawarciu rozejmu z Federacją Rosyjską. Ważna jest również wola państw zachodnich w zakresie dzielenia się know-how w zakresie produkcji broni, amunicji i innego wyposażenia wojskowego, co będzie sprzyjało rozwinięciu ukraińskiego przemysłu zbrojeniowego. Warto przyjrzeć się również kwestii zachodniego wsparcia finansowego dla Ukrainy. W 2022 roku było to 31,2 mld $, a w 2023 r. – już 42,5 mld $. Zatrzymując się przy tej ostatniej liczbie, należy podkreślić, że 19,7 mld $ przekazała UE, a ok. 1 mld $ – Wielka Brytania w formie bezzwrotnych grantów. Udział USA wyniósł jedynie 11 mld $, również w formie grantów. Minister finansów Ukrainy Serhij Marczenko oświadczył, że w tym roku Ukraina będzie potrzebować wsparcia finansowego w wysokości 37,3 mld $. Pierwotnie zakładano, że potrzebne będzie ok. 41 mld $. Istotną część tego wsparcia pokryją partnerzy europejscy, a także sama Unia Europejska. 1 lutego 2024 roku przegłosowano rozłożony na cztery lata pakiet wsparcia makrofinansowego o łącznej wartości 50 mld €.


Europa się zbroi


Wojna rosyjsko-ukraińska zmusiła państwa europejskie do przeprowadzenia krytycznej analizy stanu własnych sił zbrojnych, przyjętych rozwiązań, a także możliwości przemysłu zbrojeniowego. Okazało się, że zdecydowana większość armii europejskich członków NATO ma zdolność do udziału w misjach pokojowych i stabilizacyjnych lub w konfliktach zbrojnych o niskiej intensywności, gdzie oponentem jest przeciwnik mocno ustępujący im pod względem organizacyjnym, technologicznym, finansowym, a często również liczebnym. Mowa przede wszystkim o grupach terrorystycznych, powstańcach lub wojskach państw tzw. Trzeciego Świata.

Tego typu konflikty można zgryźliwie nazwać „zamorskimi przygodami”. Charakteryzują się przede wszystkim niską intensywnością walk, a co za tym idzie – nie pochłaniają tylu zasobów finansowych i materiałowych, czyli amunicji, paliwa, części zamiennych, środków medycznych. Nie wspominając o niskich stratach osobowych i sprzętowych, bo nie dochodzi w ich trakcie do dużych, regularnych bitew. Przeciwnik nie dysponuje silnym lotnictwem, obroną przeciwlotniczą i przeciwrakietową, liczną artylerią i siłami pancernymi, satelitami czy marynarką wojenną mogącą się równać z tą, którą dysponują państwa zachodnie. Sporym wyzwaniem za to okazywała się logistyka. Skutki tego formatu społeczeństwa zachodnie niemal nie odczuwały. Wyjątkiem były jedynie przypadki aktów terrorystycznych na Zachodzie. Konflikt zawsze był gdzieś daleko, a idące z niego wnioski nie zawsze miały zastosowanie w przypadku wojny pełnoskalowej.

Zachód przygotowywał się głównie do walki w tego typu konfliktach, błędnie uważając, że w Europie nie wybuchnie już duża wojna. Myśląc o „zamorskich przygodach”, redukowano siły pancerne, artylerię i obronę przeciwlotniczą. W większości państw wycofano się z poboru powszechnego i stworzono armie zawodowe. Miało to na dłuższą metę fatalny skutek, gdyż z roku na rok liczba rezerwistów, których można by powołać na wypadek wojny pełnoskalowej, systematycznie malała. Nie tworzono rezerw sprzętowych – pojazdów i innego wyposażenia kupowano akurat tyle, by wyposażyć jednostki liniowe i szkoleniowe. Kolejnym problemem okazała się również produkcja amunicji. W konfliktach o niskiej intensywności walk nie była ona potrzebna w dużej liczbie, więc jej produkcja spadała, a zamiast tego zaczęto kupować pociski precyzyjne. Są one skuteczne w zastosowaniu, ale drogie i dostarczane wojsku w niewielkiej liczbie, czego powodem – poza ceną – były również kwestie związane z czasem produkcji i dostępnością podzespołów. Wiarę pokładano w lotnictwie, które nawet gdyby nie odstraszyło przeciwnika, to pozwoliłoby szybko uzyskać dominację w powietrzu, zdezorganizować szeregi najeźdźców i ich logistykę oraz pozwolić na odparcie ataku. Zapomniano jednak przy tym, że to nie lotnictwo zdobywa ląd, ale siły naziemne.


Militarne przebudzenie


Wojna rosyjsko-ukraińska wyrwała zachodnich polityków i wojskowych z letargu. Okazało się, że lotnictwo to za mało w obliczu silnej obrony przeciwlotniczej przeciwnika. W takim przypadku artyleria pozwalała siłom pancernym i piechocie na przełamanie pozycji przeciwnika oraz zadanie mu ciężkich strat. Nieliczna obrona przeciwrakietowa okazywała się bezsilna wobec masowych ataków rakietowych i z wykorzystaniem relatywnie tanich dronów kamikadze. Wojna pełnoskalowa generowała duże straty nie tylko w zabitych, rannych, ale również wyczerpanych fizycznie i psychicznie żołnierzach, którzy również potrzebowali rotacji. Okazało się, że umocnienia polowe i betonowe nie odeszły do „lamusa”, lecz okazały się niezbędnym schronieniem dla piechoty oraz czynnikiem mogącym pokrzyżować plany przeciwnikowi skupiającemu się na manewrze.

Dwa lata po inwazji rosyjskiej na Ukrainę państwa Europy Zachodniej zaczynają zmieniać swoje podejście do roli sił zbrojnych oraz prowadzenia wojny. Od roku trwają prace nad znaczącym zwiększeniem produkcji amunicji artyleryjskiej, która jest obecnie dla Sił Obrony Ukrainy niezwykle ważnym zasobem do obrony ojczyzny. Z początkiem 2023 roku wszystkie państwa europejskie wchodzące w skład Unii Europejskiej i NATO mogły produkować prawdopodobnie od 500 tys. do maksymalnie 600 tys. pocisków artyleryjskich kalibru 155 mm rocznie. Nie jest to jednak liczba pozwalająca na odpowiednie zaopatrzenie Ukrainy, wypełnienie własnych magazynów oraz przygotowanie amunicji na manewry. Nie ma co się dziwić, że plany zaopatrzenia Ukraińców w ciągu kilku miesięcy w milion pocisków tego kalibru spaliły na panewce. Dlatego państwa zachodnie chcą znacząco zwiększyć jej produkcję. Nie można też wykluczyć, że wzrosną też nakłady na kupno pocisków – również innych kalibrów i nie zawsze artyleryjskich – poza Europą, czemu dotychczas sprzeciwiała się chociażby Francja, która wolała przeznaczać pieniądze unijne na inwestycje zbrojeniowe wewnątrz UE. Trwa już proces zwiększania produkcji systemów artyleryjskich. Przykładem znowu jest Francja, która w stosunku do 2022 roku produkuje znacznie więcej armatohaubic samobieżnych CAESAR kal. 155 mm, również dla Sił Obrony Ukrainy. Niektóre państwa przeznaczają z kolei własne środki finansowe na kupno amunicji poza Unią Europejską – w RPA, Korei Południowej lub Turcji.

Bardziej skomplikowana jest sytuacja z produkcją sprzętu ciężkiego, głównie czołgów i gąsienicowych bojowych wozów piechoty. Państwa zachodnie skupiały się mocniej na produkcji chroniących załogę przed eksplozjami min pojazdów typu MRAP oraz kołowych transporterów opancerzonych. Łatwiej się je transportowało na inne kontynenty, były tańsze i szybsze w produkcji, bardziej nadawały się do patroli, ale ich słaby punkt stanowiło opancerzenie, a często również uzbrojenie. Z tych ostatnich powodów stawianie na nie jako główne pojazdy bojowe nie było dobrym pomysłem. Co nie oznacza, że tego typu wyposażenie nie przydaje się w ogóle na wojnie pełnoskalowej. Niektóre państwa zachodnie starają się zwiększyć produkcję bojowych wozów opancerzonych zarówno na podwoziu kołowym, jak i gąsienicowym.

Sytuacja w USA i groźba amerykańskiego izolacjonizmu podziałały na wiele państw zachodnioeuropejskich jak zimny prysznic.
Marek Kozubel – doktor nauk humanistycznych oraz magister prawa. Ukończył Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Autor wielu komentarzy, analiz oraz codziennych podsumowań poświęconych wojnie ukraińsko-rosyjskiej. Jest również autorem kilkudziesięciu opracowań poświęconych historii Polski, Ukrainy i Rosji w XIX i XX wieku.
Zamiast spodziewanego przez pesymistów spadku zainteresowania Ukrainą oraz ograniczenia pomocy i „realpolitycznego” rzucenia Kijowa na pożarcie Moskwie, widzimy tendencje odwrotne. Na dodatek powoli wyjaśnia się stosunek Partii Republikańskiej do pomocy Ukrainie – spiker Izby Reprezentantów ogłosił, że jego koledzy partyjni zajmą się stworzeniem własnego projektu pakietu wsparcia dla Kijowa. Choć nie oznacza to definitywnie zakończenia zawieruchy w Kongresie wokół polityki na odcinku ukraińsko-rosyjskim, to jednak jest to pozytywny sygnał dla Ukrainy i Unii Europejskiej. Z kolei dla Federacji Rosyjskiej powoli zamyka się okno możliwości do znaczącego wzmocnienia swej pozycji i realizacji zamierzeń na polu walki.