Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Kaukaz / 28.03.2024
Anna Żamejć
Azerbejdżan rozgrywa Europę. Dyplomacja kawiorowa przeżywa kryzys
Dyplomatyczny konflikt z Francją, zawieszenie w prawach członka delegacji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy i ochłodzenie w relacjach z Unią Europejską, a w tle antyzachodnia retoryka. Azerbejdżan eskaluje konflikt z Europą. Czy to tylko prężenie muskułów, czy próba przetasowań geopolitycznych?
Charles Michel i Illham Aliyev (Shutterstock)
Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!
Tak źle między Paryżem a Baku jeszcze nie było. Po wrześniowej jednodniowej operacji wojskowej, w wyniku której Azerbejdżan przejął całkowitą kontrolę nad Górskim Karabachem (uznawanym międzynarodowo za terytorium Azerbejdżanu) i doprowadził do masowego exodusu ormiańskich mieszkańców, w relacjach między prezydentem Francji Emmanuelem Macronem a prezydentem Azerbejdżanu Ilhamem Alijewem nastała prawdziwa zima.
Dla Francuzów, popierających Ormian od czasu karabachskiej wojny z 2020 roku, wrześniowe wydarzenia przelały czarę goryczy. Francja oskarżyła władze Azerbejdżanu o czystki etniczne i zapowiedziała – ku niezadowoleniu Baku – zbrojenie Armenii. W ramach współpracy wojskowej, ogłoszonej w październiku 2023 roku, Francuzi mają wyszkolić i pomóc zmodernizować ormiańską armię oraz dostarczyć broń dla ochrony przestrzenii powietrznej Armenii.
Armenia, która jednocześnie kupuje sprzęt wojskowy z Indii, obawia się potencjalnego ataku ze strony Azerbejdżanu. W obliczu piętrzących się problemów Ormianie wraz ze swoim tradycyjnym sojusznikiem wojskowym, czyli Rosją, zdecydowali się budować dwuwektorową współpracę wojskową, w której Francja – jako członek NATO – miałaby teraz odgrywać główną rolę.
Baku, które samo zainwestowało miliony dolarów w zakup broni z Turcji oraz Izraela i od lat pozostaje w zaawansowanym sojuszu militarnym z Ankarą, oskarżyło Paryż o próby militaryzacji Armenii. Prezydent Ilham Alijew skomentował, że Francja wręcz „podżega do wojny w regionie”.
Francuzi widzą to jednak zgoła inaczej.
Francuski punkt widzenia
– Podczas wojny w 2020 roku Francja stanęła po stronie Armenii głównie z przyczyn politycznych – mówi Regis Genti, francuski korespondent radia France International i dziennika „Le Figaro”. – W kontekście wyborczym, któremu towarzyszyła debata na temat imigracji, silna była chęć pozycjonowania się po stronie chrześcijan, co oczywiście zirytowało Alijewa. Teraz z kolei trudno argumentować, że nie istnieje zagrożenie dla terytorialnej integralności Armenii. Alijew z Erdoganem zdecydowanie nie wysyłają pozytywnych sygnałów.
Genti tłumaczy przy tym, że retoryka i działanie ze strony Baku jeszcze bardziej umacniają przekonanie Paryża o konieczności wspierania Armenii:
Za każdym razem, gdy Azerbejdżan stawia nowe warunki dla pokoju z Armenią i obie strony są już blisko porozumienia, Azerowie kładą na stół nowe żądania. Dlatego Francja jest przekonania, że Azerbejdżan tak naprawdę nie chce pokoju
Na tle wzajemnych oskarżeń o sabotowanie procesu pokojowego narosły także napięcia polityczne.
Na początku grudnia zeszłego roku w stolicy Azerbejdżanu aresztowano pod zarzutem szpiegostwa obywatela Francji (ten przyznał się do współpracy z agentami francuskimi) i wydalono dwóch francuskich dyplomatów. W odpowiedzi francuskie władze uznały za persona non grata dwóch dyplomatów azerskich. Miesiąc później, w styczniu 2024 roku, francuski senat stosunkiem głosów 336 do 1 uchwalił rezolucję wzywającą do sankcji wobec Azerbejdżanu za „agresję” na Górski Karabach i „czystki etniczne.” W reakcji azerski parlament wezwał do sankcji wobec Francji, zamrożenia francuskich aktywów i wydalenia wszystkich francuskich firm z Azerbejdżanu. W rewanżu za popieranie autonomii Górskiego Karabachu azerscy posłowie wezwali przy okazji do uznania niepodległości Nowej Kaledonii, francuskiej Polinezji i Korsyki.
Za kulisami spekuluje się jednak, że Azerowie prowadzą negocjacje z Francuzami i mimo eskalującej retoryki słownej obie strony nie podejmują na razie żadnych radykalnych kroków. TotalEnergies, największa francuska firma energetyczna, funkcjonuje na rynku azerskim bez zakłóceń, podobnie jak Francusko-Azerbejdżański Uniwerstytet w Baku. We Francji nie wprowadzono też sankcji wobec Azerbejdżanu.
W ostateczności konflikt z Francją może rozejść się po kościach, podobnie jak sprawa z Iranem. Rok temu wydawało się, że Baku i Teheran są na skraju wojny w obliczu wzajemnych groźb, masowych aresztowań ludzi w Azerbejdżanie powiązanych z Iranem i po incydencie w ambasadzie Azerbejdżanu w Teheranie, w którym zginął azerski szef ochrony. Konflikt jednak ucichł niemal tak szybko jak się rozpoczął i obie strony wróciły do relacji biznesowych. Jesienią Iran rozpoczął budowę drogi do azerskiej esklawy Nachiczewań, a tylko w ostatnich dziewięciu miesiącach wymiana towarowa między Azerbejdżanem a Iranem wzrosła o 33 procent.
Czy podobnie będzie z Francją? Czas pokaże, ale z pewnością władze Azerbejdżanu zrobią wszystko, aby konflikt nie miał wpływu na umowę energetyczną na poziomie unijnym.
Rozgrywanie Europy
Azerbejdżan od lat prowadzi zręczną politykę wobec Unii Europejskiej. Zamiast inwestować w relacje z instytucjami unijnymi, która mogłaby przycisnąć władze azerskie w sprawie niewywiązywania się z demokratyczno-prawnoczłowieczych zobowiązań, Baku tradycyjnie stawiało na rozbudowywanie stosunków bilateralnych z poszczególnymi państwami członkowskimi. Głównym punktem strategii była i jest polityka energetyczna. Budowanie wizerunku stabilnego partnera dla Europy i niezawodnego dostawcy ropy i gazu pozwoliło azerskim władzom w dużym stopniu uniknąć konsekwencji łamania praw człowieka i coraz większych represji wobec krytyków politycznych. Choć kiedyś wydawało się, że Azerbejdżan ma apetyt również na współpracę na poziomie politycznym, ostatnie lata zweryfikowały tę tezę.
Mimo deklaracji o chęci podpisania nowej umowy partnerskiej z Unią Europejską w ramach Partnerstwa Wschodniego Azerbejdżan nie wydaje się aktualnie zainteresowany kontynuowaniem negocjacji rozpoczętych jeszcze w 2017 roku. Rozmowy nie odbywają się od wielu miesięcy i piłka jest po stronie Baku.
Azerbejdżan najwyraźniej osiadł na laurach, podpisując w 2022 roku memorandum z Unią Europejską na podwojenie dostaw gazu w przeciągu pięciu lat. Pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę paradoksalnie pomogła Baku w pozycjonowaniu się na alternatywnego dostawcę energii. W latach 2021–2022 UE zwiększyła eksport azerskiego gazu o niemal 40 proc. W tej chwili jego udział w rynku unijnym wynosi 3,4 proc. Choć w skali całej Europy wydaje się to niewiele, dla niektórych krajów jest to już konkretny poziom dostaw – chociażby 40 proc. zapotrzebowań gazowych Bułgarii zaspokaja Azerbejdżan.
W ostatnich miesiącach spokój we wzajemnych stosunkach z Unią Europejską został jednak zaburzony. Po rozwiązaniu separatystycznej republiki Górskiego Karabachu i exodusie niemal wszystkich ormiańskich mieszkańców Azerbejdżan spotkał się z krytyką wielu stolic europejskich, co spowodowało ochłodzenie w relacjach i coraz więcej wątpliwości, czy Azerbejdżan może być stabilnym partnerem dla Europy.
W odpowiedzi na te negatywne opinie prorządowe media w Azerbejdżanie wzmocniły antyzachodnie treści. Nasilono krytykę unijnych oficjeli, stawiając na szali przyszłość wzajemnych stosunków. Z perspektywy Azerbejdżanu najlepszym scenariuszem jest kontynuacja biznesu z Europą przy jednoczesnym braku krytyki i pełnej autonomii w polityce wewnętrznej i zagranicznej. Ale władzom w Baku będzie trudno osiągnąć ten cel w stu procentach, szczególnie w kwestii relacji z Armenią.
Na dywanik wezwany został również niedawno Petr Michalko, ambasador unijny, którego Azerowie skrytykowali za działalność unijnej misji cywilnej w Armenii w obszarach przygranicznych. Władze Azerbejdżanu zarzucają misji uprawianie tzw. dyplomacji lornetkowej i wykorzystywanie wizyt europejskich urzędników w Armenii do „szerzenia antyazerskiej propagandy”.
Mimo prężenia muskułów i coraz większej asertywności w dwustronnych relacjach w perspektywie długoterminowej władzom azerskim nie opłaca się jednak odwracać plecami do Europy. Najprawdopodobniej Azerowie będą tym samym usiłowali łagodzić konflikty.
– Alijew nie może sobie pozwolić na złe stosunki z Europą - podkreśla Altaj Goyushov, azerski historyk i profesor. – Dziewięćdziesiąt pięć procent twardych dochodów kraju pochodzi z ropy i gazu ziemnego. A głównymi odbiorcami są kraje zachodnie. Wielka Brytania, Włochy, Niemcy i Izrael są niezbędne dla przetrwania reżimu Alijewa. Cała strategia Alijewa opiera się na rozszerzaniu jego stosunków gospodarczych z Zachodem. Nawet przeciwko Francji są tylko słowa, żadnych konkretnych działań.
Wtóruje mu analityk europejskiego think-tanku European Policy Center Philipp Lausberg, który również w obliczu interesów energetycznych nie spodziewa się wielkich zmian na linii Bruksela-Baku.
– Ogólnie rzecz biorąc, to względy gospodarcze definiują stosunki dwustronne – twierdzi Lausberg. – Azerbejdżan dostarcza do UE relatywnie tani gaz w stałej cenie i jest to kwestia geostrategiczna, jeszcze bardziej umocniona po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. Może dochodzić do sprzeczek dyplomatycznych z Francją, konfliktów w mediach społecznościowych, dezinformacji, ale myślę, że jest to na poziomie raczej symbolicznym. Taka retoryka pomaga rządom obu krajów służyć swoim odbiorcom i pokazać swoje racje, ale nie ma to żadnego przełożenia na relacje gospodarcze – tłumaczy Lausberg.
Analityk brukselskiego think-tanku dodaje, że kwestie bezpieczeństwa międzynarodowego dodatkowo działają jak hamulec dla Brukseli, dla której priorytetem aktualnie jest osiągnięcie długotrwałego porozumienia między Azerbejdżanem i Armenią.
– Unia Europejska nie może sobie pozwolić na kolejny konflikt w regionie i robi wszystko, aby prowadzić i wspierać działania pokojowe między Azerbejdżanem a Armenią – wyjaśnia Lausberg. – Nawet Niemcy ostatnio zaangażowały się w mediacje między Baku a Erywaniem. Exodus ludności ormiańskiej z Karabachu i nowy status quo zostały po cichu zaakceptowane. Obecnie Bruksela stara się, aby Azerbejdżan nie poszedł o krok dalej i nie uzależnił się od Rosji.
Rosja najprawdopodobniej dała zielone światło Alijewowi na odzyskanie terytoriów zajętych przez Armenię, ale nie oznacza to wcale, że władze Azerbejdżanu tańczą tak, jak im zagra Kreml. Choć z perspektywy europejskiej wydaje się, że interesy Azerbejdżanu i Rosji są zbieżne, w rzeczywistości sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Dobre relacje z Moskwą są wciąż ważnym filarem polityki zagranicznej Azerbejdżanu i Baku wyraźnie nie stroni od interesów z Rosją. Dla równowagi władze azerskie mocno jednak inwestują w partnerstwo z Turcją i interesy gospodarcze z Zachodem.
– Ilham Alijew wcale nie jest prorosyjski – anonimowo komentuje azerski dziennikarz. – Po prostu staje się coraz bardziej autorytarny, dlatego wydaje się, że wpada głębiej w objęcia Putina. Ale tak naprawdę Alijew jest bardzo niezależnym politykiem, który zręcznie rozgrywa wszystkie najważniejsze ośrodki polityczne: Waszyngton, Brukselę i Moskwę.
W istocie coraz większy rozdźwięk między rządami żelaznej ręki Alijewa a wartościami europejskimi może stać się problemem dla Brukseli. Aktualnie władze Azerbejdżanu zręcznie wykorzystują negocjacje z Armenią i perspektywę pokoju do wyciszenia krytyki dotyczącej sytuacji wewnętrznej w kraju. Wszak Unii Europejskiej trudno będzie odgrywać rolę mediatora rozmów pokojowych i jednocześnie strażnika wartości, na jakich opiera się Partnerstwo Wschodnie, którego Azerbejdżan wciąż jest formalnie częścią. Do tego dochodzą interesy energetyczne członków wspólnoty europejskiej. Z drugiej strony pozostaje pytanie, na ile autorytarny i współpracujący z Rosją Azerbejdżan jest w perspektywie długoterminowej stabilnym partnerem dla Europy.
– Macron powiedział niedawno, że sankcje wobec Alijewa przynoszą efekt przeciwny do zamierzonego – mówi Altay Goyushov. – To albo błąd w obliczeniach, albo po prostu brak chęci ukarania Alijewa. Zachód nadal wierzy, że inwestycje w dyktaturę Alijewa zwrócą się strategicznie w szerszym geopolitycznym starciu z Rosją, Chinami i Iranem. Dlatego nie traktują Alijewa tak jak Łukaszenki i ignorują łamanie przez niego praw człowieka. Jednak to właśnie Alijew może doprowadzić żywotne interesy Zachodu do strategicznej porażki – ostrzega azerski historyk.
Do podobnego wniosku doszli niedawno posłowie Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (PACE) – instytucji od 1949 roku stojącej na straży praw człowieka i zrzeszającej niemal wszystkie kraje Europy, poza Białorusią i Rosją.
To właśnie coraz gorsza sytuacja w obszarze praw człowieka i lawinowo rosnąca liczba więźniów politycznych w Azerbejdżanie były jednymi z głównych przyczyn, dla których parlamentarzyści Rady Europy, z inicjatywy niemieckiego posła Franka Schwabe, w bezprecedensowym głosowaniu zdecydowali na styczniowej sesji o zawieszeniu delegacji Azerbejdżanu na jeden rok.
Choć rezolucja wymienia rozmaite powody odebrania pełnomocnictw azerskim posłom, w tym kwestie karabachskie, posłów PACE najbardziej rozsierdził brak zaproszenia dla zgromadzenia na obserwację lutowych przyspieszonych wyborów prezydenckich w Azerbejdżanie i elementarny brak współpracy ze sprawozdawcami PACE, m.in. poprzez odmawianie wydania wiz do kraju lub blokowanie możliwości odwiedzania więźniów politycznych.
Azerowie, którzy w iście PR-owym zagraniu powiadomili o samowykluczeniu się ze Zgromadzenia Parlamentarnego na kilka godzin przed głosowaniem, do ostatniego momentu nie wierzyli, że PACE podejmie tak radykalne środki.
W przeszłości Azerbejdżan wiódł prym w Radzie Europy, przekupując parlamentarzystów gotówką, kawiorem i innymi drogimi prezentami, dzięki którym głosowania zawsze szły po myśli Baku. Pierwsi korupcję ujawnili analitycy berlińskiego think-tanku European Stability Initiative, którzy w specjalnym raporcie opisali schemat działań lobbingowych Azerbejdżanu w Radzie Europy w latach 2012–2014.
Strategię nazwano „dyplomacją kawiorową” po tym, gdy jeden z azerskich deputowanych ujawnił, że wielu parlamentarzystów PACE po przywitaniu z posłami delegacji, zamiast tradycyjnego „dzień dobry,” od razu pytało na przywitanie: „Gdzie jest kawior?”.
W 2017 roku OCCRP (Organized Crime and Corruption Reporting Project) ujawniła podobny mechanizm korupcyjno-lobbingowy Azerbejdżanu w Unii Europejskiej i Parlamencie Europejskim. Według raportu dziennikarzy śledczych azerscy politycy i lobbyści mieli do dyspozycji tajny fundusz o wartości 2,9 mld dolarów. Poza wyrokami więzienia dla niektórych skorumpowanych przez Azerbejdżan europejskich polityków sami Azerowie większych konsekwencji w Unii Europejskiej nie ponieśli. W kontekście kawiorowej dyplomacji zatem, mimo łamania norm i zobowiązań Rady Europy, poważne sankcje wobec Azerbejdżanu przez lata nie były realistyczną opcją, choć nie brakowało takich inicjatyw.
W styczniu 2024 roku pomyślna karta Baku w końcu się jednak odwróciła. Kombinacja wydarzeń w Karabachu z pogarszającą się sytuacją praw człowieka w Azerbejdżanie i brakiem współpracy z PACE okazała się bardzo niekorzystną mieszanką dla Azerów. Jednak zawieszenie w prawach członka zgromadzenia nie pociąga za sobą na razie konsekwencji innych niż brak możliwości udziału w głosowaniach posłów azerskiej delegacji. Azerbejdżan wciąż jest członkiem Komitetu Ministrów, organu wykonawczego Rady Europy i podlega pod jurysdykcję Europejskiego Trybunału ds. Praw Człowieka.
Co więcej, atomowa decyzja PACE nie wszystkim przypadła do gustu. W korytarzach Rady Europy szybko pojawiły się stanowcze głosy, że parlamentarzyści poszli o krok za daleko, odbierając pełnomocnictwa azerskim posłom. Wielu obawia się, że Azerbejdżan mógłby zrealizować groźby opuszczenia Rady Europy, a za nim mogłaby nawet pójść Turcja, i argumentują, że w tej sytuacji należy odpuścić Baku twarde warunki powrotu.
Trwa zatem konflikt między zwolennikami realpolitik a tymi, którzy stoją na straży wartości głoszonych przez strasburską instytucję. Tymczasem w Baku, od czasu styczniowego głosowania, władze Azerbejdżanu nie tylko nie uwolniły żadnego z 288 więźniów politycznych (dane Instytutu Pokoju i Demokracji z marca 2023), ale wręcz doprowadziły do eskalacji problemu.
Na początku marca policja najechała biuro ostatnich niezależnych lokalnych mediów – ToplumTV – i zatrzymała kilku dziennikarzy oraz działaczy prodemokratycznych, m.in. Akifa Gurbanova, rzecznika niedawno utworzonego ruchu politycznego Trzecia Republika. Wszystkim grożą zarzuty przemytu pieniądzy (w rzeczywistości otrzymywania grantów zagranicznych) i kilka lat za kratkami. W tej sytuacji Radzie Europy trudno będzie zachować ciszę i wrócić do współpracy, jak gdyby nic się nie stało.
Anna Żamejć -
jest niezależną dziennikarką i specjalistką ds. komunikacji. Była stypendystką Fulbrighta i International Peace Scholarship w 2013 r., co pozwoliło jej ukończyć studia magisterskie w zakresie studiów nad pokojem i sprawiedliwością na Uniwersytecie w San Diego w Kalifornii, gdzie uzyskała kwalifikacje mediatora sądowego.
Anna pracowała jako korespondentka serwisu Radia Wolna Europa w Azerbejdżanie i udzielała się w różnych innych środkach masowego przekazu.
Gerald Knaus, współzałożyciel think tanku ESI i autor raportu o „kawiorowej dyplomacji”, na platformie X argumentuje, że to kluczowy moment dla przyszłości i wiarygodności instytucji:
„Azerbejdżan usilnie lobbuje w europejskich stolicach, aby delegacja azerska mogła wrócić do ław PACE bez konieczności uwalniania więźniów politycznych lub jakiejkolwiek poprawy swoich przerażająco niskich standardów w kwestii praw człowieka. Ale to właśnie teraz, w obliczu zagrożeń dla azerskich dysydentów i sąsiadującej Armenii, Rada Europy musi bronić swoich zasad bardziej niż kiedykolwiek” – ocenia Knaus.