Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Kaukaz / 18.04.2024
Stasia Budzisz
Gruzińskie Marzenie zadziwia świat. Rosja chwali inicjatywy partii
Kiedy w 2012 roku partia Gruzińskie Marzenie przejmowała władzę w Gruzji, jej założyciel – Bidzina Iwaniszwili – obiecał Gruzinom i Gruzinkom, że zrobi wszystko, by gruzińska demokracja zadziwiła świat. Udało się.
Bidzina Iwaniszwili (Wiki Commons)
Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!
Do wyborów w Gruzji zostało jeszcze ponad pół roku, ale kampania trwa już w najlepsze i przybiera coraz bardziej kuriozalne formy. Gruzińskie Marzenie od dwunastu lat niepodzielnie trzyma władzę i nic nie wskazuje na to, by w tym roku miało się to zmienić. Robi jednak wszystko, by zminimalizować ryzyko. Wygląda na to, że idzie va banque.
Ku Europie
Pod koniec 2023 roku Gruzja warunkowo otrzymała status kandydata do Unii Europejskiej. Warunkowo, bo nie zdołała wypełnić dwunastu rekomendacji, które wyznaczyła jej Europa.
Można powiedzieć, że na początku wszystko szło tak, jak trzeba. Gruzja określała się jako ta, która jasno obrała kurs na Europę. Podpisała umowę stowarzyszeniową, jej obywatele i obywatelki zaczęli przekraczać granice UE bez wizy, a zachodnie pieniądze płynęły (i płyną nadal) do kraju szerokim strumieniem. Trzeszczeć w szwach zaczęło po rozpoczęciu pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Najpierw Gruzja nie przyłączyła się do sankcji przeciwko Rosji i długo zwlekała z nazwaniem wojny wojną, od samego początku bez żadnej kontroli przyjmowała Rosjan, którzy uciekali przed mobilizacją, i coraz bardziej podpadała Unii Europejskiej, oskarżając ją o chęć otwarcia na Kaukazie drugiego frontu. W efekcie – jako jedyna obok Ukrainy i Mołdawii – w czerwcu 2022 roku nie otrzymała statusu kandydata do UE.
Ta decyzja spotkała się z głębokim niezadowoleniem ze strony Gruzinów i Gruzinek. Sondaże do dziś pokazują, że ponad 80 procent społeczeństwa popiera proces eurointegracji. Niemniej rządzące Gruzińskie Marzenie zaczęło przekuwać porażkę z czerwca 2022 roku w swój sukces. Uwagę skierowano na europejskie wartości, które nijak mają się do tych, jakimi szczyci się gruzińskie społeczeństwo, i zaczęto straszyć wojną z Rosją. W marcu 2023 roku – być może badając nastroje społeczne, a być może (co dziś jest bardziej prawdopodobne) chcąc przejąć kontrolę nad niezależnymi mediami i organizacjami pozarządowymi – partia podjęła próbę wprowadzenia prawa o tzw. agentach zagranicznych.
Wtedy w Gruzji zawrzało. Tysiące ludzi przez kilka dni szturmowały parlament i zmusiły rządzących do nieprzyjęcia projektu ustawy, którą nazwano „rosyjskim prawem”. Rosyjskim, bo wzorowanym na tym, jakie wprowadziła Rosja w 2012 roku, czym w zarodku zniszczyła próby stworzenia tam społeczeństwa obywatelskiego i zlikwidowała jakąkolwiek wolność słowa. Marzec 2023 roku stał się symbolem zwycięstwa gruzińskiego społeczeństwa obywatelskiego.
Społeczeństwo wygrało i rozeszło się do domów. A liderzy rządzącej partii stwierdzili, że projekt ustawy został im źle przedstawiony. Miał to być dowód na to, że „obce siły” wpływają na opinię publiczną. W grudniu Gruzja otrzymała status kandydata i Gruzińskie Marzenie od razu przekuło to na sukces swojej polityki. I zaczęło kampanię wyborczą.
Pod koniec 2023 roku miliarder Bidzina Iwaniszwili ogłosił powrót do polityki. Oficjalny, bo przecież nigdy z niej nie odchodził. Tajemnicą poliszynela jest, że wszystkie najważniejsze decyzje i tak podejmuje on. Szybko wymienił premiera. Poprzedniego, Irakliego Garibaszwilego, skierował na stanowisko przewodniczącego partii, a dotychczasowego przewodniczącego, Irakliego Kobachidzego, zrobił pierwszym ministrem. I pełną parą zaangażował się w przygotowanie wyborów.
Gruzińskie Marzenie zaczęło od ustalenia zasad gry z Autokefaliczną Gruzińską Cerkwią Prawosławną. Na początku marca świeżo upieczony premier wydzielił instytucji z budżetu państwa 13 mln dolarów i dorzucił cztery działki o wartości 1 lari (ok. 1,70 złotych). To normalna praktyka. Patriarcha Ilia II cieszy się największym zaufaniem społeczeństwa, nie da się więc utrzymać (ani otrzymać) w tym kraju władzy bez jego poparcia. Od początku wiedział to Iwaniszwili, który swoją karierę zaczął – można powiedzieć – od romansu z Cerkwią. Łożył na nią ogromne środki. Budował świątynie w całym kraju, w tym tę największą – Cmindę Samebę, która pyszni się dziś w Tbilisi na terenie dawnego cmentarza armeńskiego.
Finansowanie Cerkwi z budżetu państwa zapoczątkował Michael Saakaszwili, który po stłumieniu ostrych protestów w 2007 roku obawiał się, że straci władzę. Zaproponował więc najbardziej wpływowej instytucji w kraju dofinansowanie w wysokości 9 mln dolarów. Dało mu to jeszcze jedną kadencję.
Patriarchia tak jednak przywykła do datków, że nikt nie odważy się zaryzykować i wyciąć jej z budżetu państwa. Przez lata, jak podaje portal sova.news, Cerkiew zaczęła dysponować majątkiem ziemskim o wielkości 65 km2. To tak, jakby pod jej władaniem było całe nadmorskie Batumi. Zresztą 96 procent nieruchomości Cerkiew kupiła od państwa za symboliczny 1 lari.
Z kobietami wszystko jest jasne: mają określoną rolę do spełnienia i na tym powinny się skoncentrować. Polityka stanowi domenę mężczyzn i nawet partie uchodzące za liberalne i postępowe zdają się popierać ten pogląd. Przykładem jest Girczi, która 2 kwietnia przedstawiła projekt ustawy, zgodnie z którym partie polityczne nie będą już zobowiązane przy tworzeniu list partyjnych do brania pod uwagę kwoty płci. Od 2020 roku Kodeks wyborczy Gruzji głosił, że co czwarta osoba na liście powinna być kobietą. Wystarczyły dwa dni i parlament przyjął nowe prawo.
Deputowany partii Girczi, Jago Chwiczia, uzasadniał nowe prawo walką z dyskryminacją. „Jeśli narzuca się kwoty, to w oczach społeczeństwa taka osoba nie jest traktowana jak profesjonalista, a partyjny z kwoty. Podobnie jest w medycynie. Jeśli wiesz, że kobiety dostały się na ten kierunek, bo takie były kwotowe wymagania, a mężczyźni zasłużyli, żeby go studiować, to komu bardziej zaufasz i powierzysz swoje zdrowie? Jeśli to zrozumiecie, to dotrze do was, że tak naprawdę chronimy prawa kobiet” – podało Echo Kaukazu.
Tyle tylko, że przyjęcie tego prawa to tak naprawdę nie ochrona praw kobiet, a własnych interesów. W zamian za poparcie projektu ustawy przez Gruzińskie Marzenie Griczi zobowiązała się poprzeć zmianę ordynacji wyborczej. Griczi poprze kandydaturę Gruzińskiego Marzenia na szefa Centralnej Komisji Wyborczej – Giorgiego Karandaszwilego na kolejne pięć lat i jednocześnie likwidację stanowiska jego zastępcy, które zawsze należało do opozycji. Wcześniej szefa CKW mianowała prezydentka, ale pozbawiono jej tej kompetencji.
Nie ma znaczenia, że w Gruzji 53 procent wyborców to kobiety. To jawna dyskryminacja, która bezpośrednio uderza w podpisane przez Gruzję w 2014 roku tzw. prawo antydyskryminacyjne, mające chronić kobiety, osoby z niepełnosprawnościami czy mniejszości religijne i seksualne. Te ostatnie mocno kłują w oczy nie tylko duchownych. Gruzińskie Marzenie już szykuje ustawę przeciwko tzw. propagandzie LGBT.
Mamuka Mdinaradze, deputowany Gruzińskiego Marzenia, nazwał LGBT „pseudoliberalną ideologią”, która niesie za sobą „złe konsekwencje”. Rządząca partia pracuje nad poprawkami w Konstytucji, mającymi na celu ochronę rodzinnych wartości oraz nieletnich. Planuje się tam zawrzeć między innymi zakaz jakiejkolwiek medycznej ingerencji związanej ze zmianą płci oraz rozprzestrzeniania informacji dotyczących jednopłciowych związków czy małżeństw.
Te poprawki nie tylko są jawną dyskryminacją mniejszości seksualnych, ale także uderzają w swobodę mediów, które nie będą mogły pisać na zakazane tematy. Sam zaś projekt przeciwko tzw. propagandzie LGBT mocno przypomina ten przyjęty przez Rosję w 2022 roku.
Zresztą nie tylko w nim słychać echa rosyjskiej retoryki.
Va banque
17 kwietnia 2024 roku parlament gruziński w pierwszym czytaniu przyjął ustawę O przejrzystości zagranicznych wpływów. Tę samą (z kosmetycznymi semantycznymi zmianami), z której zrezygnował w marcu poprzedniego roku pod wpływem ostrych protestów. I niemal od razu po przedostaniu się tej informacji do mediów doczekał się aprobaty od samego byłego prezydenta Federacji Rosyjskiej Dmitrija Miedwiediewa, który na swoim kanale w Telegramie napisał:
„Rok temu Departament stanu USA, za pośrednictwem swojego oficjalnego przedstawiciela, Price, wyraził szczególne «zadowolenie», kiedy rząd gruziński zainicjował projekt ustawy O transparentności, ponieważ (dosłownie) dokument był «niekompatybilny z wartościami euroatlantyckimi». Tak, to prawda. Wartości się od siebie różnią. Morze Czarne to nie Ocean Atlantycki, a Gruzja to nie Georgia, mimo podobnej nazwy”.
Kilka dni wcześniej inicjatywę Gruzińskiego Marzenia chwalili też rzecznik prasowy Kremla Dymitrj Pieskow i naczelny ideolog Rosji Aleksandr Dugin.
Ale od początku. 3 kwietnia Gruzińskie Marzenie po raz drugi zainicjowało projekt ustawy O przejrzystości zagranicznych wpływów. Politycy tej partii argumentowali to tym, że transparentność działających w Gruzji NGO jest bardzo niejasna, a to bezpośrednio wpływa na bezpieczeństwo kraju. Nowe prawo zakłada, że każda organizacja pozarządowa - w takiej formie działa też wiele think thanków, mediów, organizacji prawoczłowieczych - co roku musi przedstawiać sprawozdanie finansowe. Jeśli okaże się, że jest w minimum 20 procentach finansowana przez obce państwa, będzie zmuszona do wpisania się do rejestru „agentów obcego wpływu”. Jeśli tego nie zrobi, zostanie na nią nałożona kara w wysokości 25 tys. lari, czyli około 9,5 tys. dolarów.
Od początku ta decyzja spotkała się z negatywną reakcją USA i UE, które rekomendują Gruzji szereg reform w ramach procesu eurointegracji – m.in. poprawę w kwestii zabezpieczenia swobody rozwoju społeczeństwa obywatelskiego oraz walki z dezinformacją na temat UE i jej wartości.
Gruzińskie Marzenie doskonale przygotowało podglebie dla wprowadzenia ustawy. Machina propagandowa ruszyła już pierwszego dnia. Gruzińskie miasta oklejono plakatami, na których przedstawiono twarze najsłynniejszych organizacji pozarządowych Gruzji oraz byłej rzeczniczki praw obywatelskich – Nino Lomdżarii. Siedmiu postaciom z plakatu narysowano na twarzach czerwone krzyże, a za nimi wklejono tęczową flagę. Wszystko to zdobił napis: „Ojczyzny się nie sprzedaje!”.
Do boju ruszyły też prorządowe telewizje – Imedi TV i POSTV. Urządzano w nich nagonki m.in. na organizacje pozarządowe, które zajmują się prawami kobiet, dbają o ich usamodzielnianie i działają przeciwko powszechnej w Gruzji przemocy domowej. Propagandyści podawali ich przykład jako tych, które wpajają Gruzinkom „obce wzorce” i odciągają je od społecznie „naturalnej” roli, jaką powinny odgrywać w społeczeństwie.
„Chciałbym wiedzieć, dlaczego pieniądze amerykańskiego i europejskiego podatnika idą na finansowanie radykalnych ugrupowań w Gruzji. Czy oni chcą czegoś dobrego dla gruzińskiego narodu?”
Miał na myśli stojącą za marcowymi protestami organizację „Wstyd” oraz kampanię „Ja rzuciłem”, która powstała, by poprzeć Lazara Grigoriadisa – dwudziestodwulatka zatrzymanego podczas protestów w 2023 roku, a następnie oskarżonego o podpalenie radiowozu rzuconym przez siebie koktajlem Mołotowa. Kilka dni temu sąd skazał go na dziewięć lat więzienia. Prezydentka Salome Zurabiszwili planuje go ułaskawić.
Liderzy Gruzińskiego Marzenia aktywnie odpierali też zarzuty opozycji dotyczące tego, że ustawa oddala Gruzję od Europy. Jak podaje Echo Kaukazu, spiker parlamentu Papuaszwili powiedział:
„Jeśli zrobimy coś pożytecznego dla naszego narodu, który jest przecież narodem europejskim, to nasza droga do Europy będzie otwarta. Nasi zagraniczni partnerzy mówili nam, że jeśli nie wypuścimy Saakaszwilego na leczenie za granicę, to nasza droga do UE będzie zamknięta. Saakaszwili siedzi w więzieniu, a Gruzja dostała status kandydata. Po drugie, mówili nam, a niektórzy nadal nam o tym mówią, że sankcje wobec Rosji są koniecznym warunkiem by dołączyć do EU. My ich nie wprowadziliśmy – i mimo to dostaliśmy status kandydata. Dlatego, jeśli będziemy działać w interesie naszego narodu, to droga do Europy będzie dla nas otwarta”.
Autor projektu O transparentności zagranicznych wpływów, Mamauka Mdinaradze, jego cele określił tak: „Najważniejsze, żebyście zajęli się swoją robotą, a nie ekstremizmem. Nie będziecie żądać dymisji rządu, a zajmiecie się swoją pracą. Nie będziecie walczyć z Cerkwią, a zajmiecie się swoją pracą. Nie będziecie finansować propagandy LGBT, a zajmiecie się swoją pracą”.
Protesty w Gruzji trwają od 9 kwietnia. To symboliczna data – tego dnia w 1989 roku gruzińskie społeczeństwo sprzeciwiło się radzieckiej okupacji i zostało brutalnie rozgromione przez czołgi. W tegorocznym Marszu Wolności wzięło udział ponad 10 tys. osób. Od tego dnia codziennie pod budynkiem parlamentu zbierają się ludzie. 16 kwietnia władza odpowiedziała mobilizacją policji, specnazem wyposażonym w gumowe kule, armatki wodne i gaz pieprzowy. Póki co, aresztowano czternaście osób i użyto gazu.
Aby prawo zostało przyjęte, musi przejść trzy czytania i zostać podpisane przez prezydentkę Salome Zurabiszwili. Ta zapowiedziała, że zawetuje tę ustawę. Jeśli tak się zdarzy, projekt wróci do parlamentu.
Stasia Budzisz - reporterka, tłumaczka języka rosyjskiego i dziennikarka współpracująca z "Przekrojem" i "Krytyką Polityczną". Specjalizuje się w Europie Środkowo-Wschodniej. Jest autorką książki reporterskiej Pokazucha. Na gruzińskich zasadach.
Gruzińskie Marzenie zrobi wszystko, by wygrać październikowe wybory. Wygląda na to, że tym razem idzie va banque, by nie stracić ani kontroli, ani władzy. Póki co, partia gra na zwłokę i liczy na to, że ludzie zmęczą się protestowaniem. I może mieć rację. W czerwcu Gruzja zadebiutuje na mistrzostwach Europy w piłce nożnej, więc na fali narodowego entuzjazmu będzie można tylnymi drzwiami wprowadzić nowe prawa.
A eurointergacja i groźby Europy o jej zamrożeniu? No cóż, te też mogą działać na korzyść Gruzińskiego Marzenia, bo wszelka demokratyzacja nie musi iść w zgodzie z coraz silniejszym autorytaryzmem i własnymi interesami Marzycieli.