Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Ukraina / 02.06.2024
Paweł Pieniążek

Ukraina wpadła w pułapkę pomocy. Wybory w Stanach Zjednoczonych wpłyną na jej los

Kraje uzależnione od państw trzecich łatwo stają się zakładnikami sytuacji wewnętrznej za granicą. Gdy w takich warunkach muszą prowadzić wojnę, jak dzieje się to w Ukrainie, to od wydarzeń w innych krajach zaczyna zależeć ich przetrwanie
Foto tytułowe
(Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



Po wielotygodniowej batalii najpierw w Izbie Reprezentantów, a później w Senacie uchwalono pakiet pomocowy, a jego lwia część – niemal 61 mld dolarów – trafi do Ukrainy. Uchwałę blokowali republikańscy politycy, którzy coraz mocniej sprzeciwiają się wydawaniu pieniędzy na wsparcie dla tego wschodnioeuropejskiego kraju.

Kijów z powodu kończących się zapasów broni znalazł się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Nie dość, że w zeszłym roku nie powiodła się kontrofensywa, która miała przerwać linię logistyczną na Krym, to od kilku miesięcy ukraińska armia znajduje się w głębokiej obronie, tracąc kolejne terytoria we wschodniej części kraju. Natomiast z powodu uszczuplonego arsenału przeciwlotniczego na ukraińskie miasta zaczęło spadać wyjątkowo wiele rakiet, powodując m.in. znaczące uszkodzenia elektrowni w różnych częściach kraju. Prezydent Joe Biden zapowiedział, że Stany Zjednoczone bezzwłocznie zaczną wysyłać broń Ukrainie.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Chociaż kwota wsparcia jest ogromna, to nie rozwiąże ona problemów ani nie zbliży Ukrainy do zwycięstwa; co najwyżej pozwoli utrzymać linię frontu przez jakiś czas. Problem jest strukturalny: kraj jest uzależniony od zagranicznego wsparcia i dopóki to się nie zmieni, będzie stawał się zakładnikiem sytuacji wewnętrznej w państwach trzecich.

„Będziemy walczyć dalej. Nie mamy wyboru. Chcemy żyć. Ale wynik wojny [...] nie zależy tylko od nas” – powiedział ostatnio w wywiadzie dla brytyjskiego „The Economist” zastępca szefa Głównego Wydziału Wywiadu Ministerstwa Obrony Wadym Skibicki.


Artyleryjskie pojedynki


Zgodnie z zapowiedzą Bidena pierwsza dostawa dotarła do Ukrainy już w ostatnich dniach kwietnia. Były to rakiety przeciwpancerne i tak potrzebne 155-mm pociski artyleryjskie, z powodu braku których ukraińskie działa pozostawały mało aktywne.

Rosyjska armia zawsze miała przewagę pod tym względem, nawet w pierwszych miesiącach pełnoskalowej wojny, gdy zapasy Kijowa nie były jeszcze na wyczerpaniu. W ostatnich miesiącach sytuacja stała się jednak krytyczna. Niedługo przed uchwaleniem pomocy przez Kongres generał wojsk amerykańskich ostrzegał, że Ukraińcy będą wystrzeliwać dziesięciokrotnie mniej pocisków niż Rosjanie. W momencie, gdy o tym mówił, współczynnik wynosił jeden do pięciu. Im większa jest dysproporcja w sile artyleryjskie, tym trudniej Kijowowi utrzymywać kontrolowane terytoria, nie wspominając o odzyskiwaniu tych okupowanych przez Rosjan. Często na wschodnioeuropejskim polu bitwy dochodziło też do starć niemal wyłącznie z użyciem dział (potocznie mówiono o pojedynkach artyleryjskich) i to ich rozstrzygnięcia decydowały o tym, w którą stronę przesunie się front. To one odpowiadają również za największą liczbę ponoszonych strat wśród armii.

Drugą palącą kwestią są rakiety do systemów obrony przeciwlotniczej, szczególnie amerykańskich systemów ziemia–powietrze Patriot. Ich brak odczuwalny jest nie tylko na froncie, ale także z dala od niego. W ostatnich tygodniach ukraińskie miasta znajdowały się pod intensywnymi ostrzałami. Od drugiej połowy marca doszło do czterech zmasowanych ataków rakietowych na elektrownie, przez co w kilku obwodach nastąpiły przerwy w dostawach prądu. Na skutek jednego z ostrzałów została całkowicie zniszczona Trypilska Elektrownia Cieplna, znajdująca się nieopodal stolicy, która była kluczowym dostarczycielem prądu do obwodów kijowskiego, czerkaskiego i żytomierskiego. „Jakby stały u nas Patrioty, to dzisiaj nie stracilibyśmy tego wszystkiego” – powiedział agencji Ukrinform minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba tuż po ataku.

W ramach uchwalonego pakietu pomocowego do Ukrainy wysłano również rakiety do systemów Patriot.


Szybki koniec wojny


Wysłaniu wsparcia dla Ukrainy sprzeciwiali się przede wszystkim republikanie, zwolennicy byłego prezydenta Donalda Trumpa. Będzie on po raz kolejny startował w wyborach (jeśli nie powstrzyma go któryś z toczących się procesów) i sondaże dają mu niedużą przewagę nad ubiegającym się o reelekcję Bidenem. Jeśli ta tendencja się utrzyma, Ukraina napotka na kolejne problemy i niewykluczone, że będzie to ostatni pakiet pomocowy.

Trump ostatnio powiedział amerykańskiemu dwutygodnikowi „Time Magazine”, że największym błędem jego pierwszej kadencji było to, iż był zbyt miły. Już teraz sygnały, które wysyła, są niepokojące. Dotyczą one m.in. NATO.

Trump od dawna powtarza, że Europa niewystarczająco współfinansuje Sojusz. W lutym powiedział, że pozwoli zrobić Rosji „cokolwiek, do cholery, zechce” z państwami, które nie spełnią wytycznych dotyczących wydatków na obronę. To samo mówi w kontekście Ukrainy – jeśli Unia Europejska nie będzie dawać tyle samo, to nie przekaże pieniędzy do Kijowa. „Nas dzieli ocean. Ich nie” – poinformował „Time Magazine”, chociaż UE i Stany Zjednoczone udzieliły wsparcia na podobnym poziomie.

Już rok temu Trump powiedział CNN, że jeśli zostanie prezydentem, to zakończy wojnę Rosji z Ukrainą w ciągu 24 godzin. Nie chciał jednak zdradzać szczegółów. Niedawno dziennikarze „The Washington Post” od ludzi z otoczenia byłego prezydenta dowiedzieli się, jak mogłaby wyglądać Trumpowska wersja planu pokojowego. Mianowicie konflikt miałoby przerwać zrzeczenie się przez Kijów Krymu i Donbasu na rzecz Rosji. W oficjalnych komentarzach przedstawiciele Trumpa zaprzeczają tym ustaleniom.


Błędy w Syrii


Po pierwszej prezydenturze Trumpa trudno jednak myśleć o tym, że wszystko to tylko czcze gadanie. W polityce zagranicznej izolacjonistyczne podejście byłej głowy amerykańskiego państwa, polegające na stopniowym wycofywaniu się z poszczególnych regionów, a także podejmowania bardziej radykalnych działań, dało się odczuć w wielu zakątkach globu.

Dobrym przykładem jest Syria, gdzie Waszyngton od lat prowadził chaotyczną politykę, często doprowadzając do większego zamętu. Stany Zjednoczone jeszcze za prezydentury Baracka Obamy wsparły kurdyjskie bojówki i stworzone przez nie Syryjskie Siły Demokratyczne. Było to jedyne ugrupowanie w Syrii, które postawiło znaczący opór Państwu Islamskiemu. Dzięki dozbrojeniu Kurdów i amerykańskiemu wsparciu – głównie powietrznemu, ale też ograniczony kontyngent przeprowadzał operacje naziemne – skutecznie udało się przełamać triumfalny pochód dżihadystów, a ostatecznie odbić z ich rąk znaczące połacie ziemi w północno-wschodniej części kraju.

Amerykański kontyngent był ograniczany, ale roztaczający się parasol ochronny nad terytoriami kontrolowanymi przez Syryjskie Siły Demokratyczne dawał poczucie bezpieczeństwa w tej wojnie zastępczej. Każda z frakcji, która utrzymała się na danym terytorium, miała za sobą państwo-protektora. Jego zniknięcie skutkowało tym, że od razu frakcja traciła ziemie na rzecz innej, zajmującej część podzielonej Syrii.

6 października 2019 roku Waszyngton ogłosił, że ich wojska wycofują się z części terenów przygranicznych. Trzy dni później rozpoczęła się ofensywa Turcji i sprzymierzonych z nimi bojówek. W rezultacie Syryjskie Siły Demokratyczne utraciły część ziem, a pustkę po Amerykanach wypełniły Rosja i sprzymierzona z nią armia prezydenta Baszara al-Asada. Kurdowie w starciu z armią turecką pozostawali bez szans, więc musieli szukać sojusznika, który zapewni im bezpieczeństwo. Jednak to nie od nich zależała przyszłość regionu, tylko od państw zewnętrznych.



Upadek Kabulu


Także Afganistan odczuł skutki uporu Trumpa. Choć wyjścia z najdłuższej amerykańskiej wojny szukało już kilku prezydentów, to właśnie on doprowadził do ostatecznego osiągnięcia tego celu.

Wspierany przez Stany Zjednoczone rząd w Kabulu miał się coraz gorzej. Talibowie stopniowo zajmowali kolejne terytoria, a toczący nieustanne batalie o władzę, wpływy i zasoby państwowe politycy nie zaprzątali sobie szczególnie głowy sytuacją w kraju. Rząd pozostawał uzależniony finansowo i militarnie od państw zagranicznych, które coraz mniej chętnie chciały się angażować w Afganistanie, ale pomysłu na wycofanie się nie było.

Propozycja Trumpa znowu wyszła poza dotychczasowe ramy myślenia o tej sytuacji. Zupełnie pomijając rząd w Kabulu, Waszyngton porozumiał się z talibami. Ugrupowanie zobowiązało się do przeciwdziałania organizacjom uznawanym za terrorystyczne i mogące być zagrożeniem dla Stanów Zjednoczonych oraz nieatakowania zagranicznych żołnierzy, a w zamian za to amerykańskie i inne sojusznicze wojska miały stopniowo redukować swoją liczbę, by w maju 2021 roku ostatecznie się z niego wycofać.

W styczniu władzę objął Joe Biden i postanowił kontynuować politykę w sprawie Afganistanu swojego poprzednika, choć opóźnił czas wycofania wojsk o kilka miesięcy, by zrobić to przed dwudziestą rocznicą zamachów na World Trade Center. Rząd w Kabulu został pozbawiony wsparcia. Ostatecznie zdemoralizowana afgańska armia niemal bez walki poddawała prowincję za prowincją. Cały porządek ustanowiony przez Amerykanów po inwazji z początku XXI wieku rozpadł się jak domek z kart. Stało się to szybciej niż ostatni amerykańscy żołnierze wylecieli z kraju.


Krótki moment solidarności


Dla Stanów Zjednoczonych tempo, w jakim talibowie zajęli Kabul, było szokiem. Początkowo amerykański wywiad szacował, że będą potrzebowali nawet roku, potem kilku miesięcy, następnie nie więcej niż trzech miesięcy, a dwa dni przed zdobyciem stolicy przez bojowników sądzono, że jest to kwestia tygodnia. To też wpłynęło na pesymistyczną ocenę tego, ile wytrzyma Kijów podczas rosyjskiej ofensywy kilka miesięcy później. Ukrainie dawano nie więcej niż dziesięć dni.

Rosyjski atak wywołał wyjątkowy moment solidarności świata euroatlantyckiego z zaatakowanym krajem. Wsparcie, przede wszystkim wojskowe, płynęło szerokim strumieniem. To wraz z wysokim morale i wyszkoleniem ukraińskiej armii odnosiło skutki. Wcześniejsze dozbrojenie, szczególnie w broń przeciwpancerną, i gotowość walki do ostatniego pocisku spowodowały, że Ukraina nie tylko się broniła, ale w ciągu 2022 roku stopniowo zmusiła rosyjskie wojska do wycofywania się z części okupowanych terytoriów.

Wraz z upływem czasu solidarność stopniowo ulegała erozji. Wewnątrz krajów sojuszniczych coraz częściej wstrzemięźliwie czy więc krytycznie wypowiadano się o pomocy dla Ukrainy i wsparciu dla uchodźców. Niektóre siły polityczne zaczęły wykorzystywać to do gry politycznej przed nadciągającym wyborami. Jednym z tego rezultatów była właśnie sytuacja w amerykańskim Kongresie, ale dotyczy to też części krajów europejskich. Do tego magazyny z bronią szybko pustoszały, bo przemysł zbrojeniowy nie był przygotowany na wojnę, w której dziennie tylko Ukraina zużywa kilka tysięcy pocisków, a mogłaby i kilkanaście. Mimo że fabryki wchodzą na wyższe obroty i zapowiadają znaczący wzrost produkcji, to wciąż nie są w stanie zaspokoić potrzeb Kijowa.


Niewiadoma


Im dłużej wojna trwa bez wyraźnego rozstrzygnięcia, tym więcej pojawia się głosów, by ją przerwać, niezależnie od konsekwencji dla strony ukraińskiej. A Kijów, zależny od innych państw, będzie miał ograniczone pole manewru w negocjacjach. Szczególnie że już wielokrotnie musiał brać pod uwagę zdanie państw sojuszniczych – na przykład nie stosować zachodniej broni do ostrzałów terytorium Rosji. Był także krytykowany przez Stany Zjednoczone za ataki dronami własnej produkcji na rosyjskie rafinerie i magazyny paliw, bo wpływało to na ceny ropy na świecie.

Paweł Pieniążek – dziennikarz, reporter, Relacjonował wydarzenia i konflikty zbrojne w Ukrainie, Syrii, Iraku i Afganistanie. Autor książek: Pozdrowienia z Noworosji (2015), Wojna, która nas zmieniła (2017), Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii (2019), Opór. Ukraińcy wobec rosyjskiej inwazji (2023).

Inne artykuły Pawła Pieniążka
Uzależnione od pomocy zewnętrznej państwa ostatecznie zawsze stają się zakładnikami sytuacji wewnętrznej swoich dobroczyńców, a im większa jest ta zależność, tym bardziej prawdopodobne, że ich głos zostanie pominięty w kluczowym momencie. Dlatego mimo ostrzałów Kijów podejmuje próby odtworzenia swojego przemysłu zbrojeniowego, by choć trochę się usamodzielnić.

Wadym Skibicki w wywiadzie dla „The Economist” przyznaje, że największą niewiadomą w myśleniu o tym, jak potoczy się wojna, jest Europa. Jeśli nie znajdzie ona sposobów na zaspokojenia potrzeb własnego i ukraińskiego przemysłu obronnego, to także będzie zagrożona ze strony Rosji. Ale Kijów ma na to minimalny wpływ.