Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Kaukaz / 29.06.2024
Paulina Siegień

W Uzbekistanie konkurują ideologie. Społeczeństwo jest spolaryzowane

Dzisiaj w Uzbekistanie równie popularny jest Netflix, co mułłowie głoszący, że kobieta powinna siedzieć w domu. Epoka prezydenta Shavkata Mirziyoyeva to epoka konkurencji między różnymi ideologiami, różnymi podejściami do świata – mówi Agnieszka Pikulicka-Wilczewska, reporterka i autorka książki „Nowy Uzbekistan”.
Foto tytułowe
Taszkent, Uzbekistan, 10.10.2018 r., Wnętrze bazaru Chorsu



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



W pierwszej części twojej książki o Uzbekistanie opisujesz drogę Isloma Karimowa do władzy i początki niepodległego Uzbekistanu. Pierwszy prezydent odgrywał w państwie centralną rolę, zresztą nie tylko w Uzbekistanie, bo określano go jako „serce trzymające wszechświat”. Czy ten wielkościowy obraz samego Karimowa i wielkościowy obraz kraju, na którego czele stał, podzielają też Uzbecy?


Agnieszka Pikulicka-Wilczewska: Karimow próbował stworzyć społeczeństwo, które będzie dumne ze swojego pochodzenia i nie będzie się czuło gorsze, przede wszystkim od tej dominującej, kolonialnej siły, która wcześniej panowała nad Uzbekistanem. W okresie sowieckim biali Rosjanie byli tymi pierwszymi wśród równych, także w krajach Azji Centralnej. Owszem, panowała drużba narodów, ale jej hierarchia była wszystkim znana i zrozumiała. Karimow dostrzegł w tej sytuacji coś, na czym można by było zbudować swoją władzę polityczną. Postanowił to wykorzystać, powtarzając konsekwentnie, że Uzbekistan ma swoją drogę, którą będzie podążał, że mieszkańcy kraju są wyjątkowym narodem, że są sprawiedliwi, gościnni. Ale także, że są stworzeni do wielkich rzeczy, bo są spadkobiercami wielkich myślicieli, uczonych i budowniczych. Na przykład budowniczego Samarkandy Amira Timura, który co prawda żył w czasach, kiedy nikomu nie śniło się o Uzbekistanie w jego dzisiejszym kształcie, ale działał na terenach dzisiejszego państwa uzbeckiego, więc został zaliczony w poczet wielkich Uzbeków. Ale czegoś takiego jak poczucie wyższości wobec innych, z którego rodzi się ksenofobia lub rasizm, w Uzbekistanie raczej nie ma. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. W ideologii państwowej, którą stworzył Karimow, też nie o to chodziło. Jemu chodziło o to, by Uzbekistan mógł się czuć jak równy z równymi wśród państw i społeczeństw, które mają swoją historię, tradycję sięgającą wiele wieków wstecz.


Jeśli dobrze rozumiem, to Karimow wykorzystał postkolonialną traumę do budowy nowoczesnego narodu. Czy ta trauma jest silna i czy wśród Uzbeków panuje resentyment wobec Rosji i Rosjan?


Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite
W pierwszych latach władzy Karimow rzeczywiście ten sentyment wykorzystywał w swoich celach politycznych, ale z czasem zaczął on blednąć. Po pierwsze dlatego, że Uzbekistan nie ma granicy z Rosją, przez co nie ma tu przedmiotu potencjalnie konfliktowych sytuacji, czy nawet powodu do agresywnej retoryki, która na przykład pojawia się na linii Rosja-Kazachstan. Po drugie dlatego, że Uzbekistan Karimowa opierał się ideologii mustaqillik, co oznacza niezależność, ale też suwerenność. Chodzi o maksymalną niezależność – i to się Karimowi udało. Uzbekistan pod jego rządami nie był zależny od żadnej potężnej siły zewnętrznej, od żadnego imperium. W tym samym czasie Kirgistan i Tadżykistan z jednej strony stawały się wasalami Moskwy, a z drugiej ulegały wpływom Pekinu. Uzbekistan potrafił jakoś balansować między tymi graczami konkurującymi o wpływy w regionie. A to sprawiło, że postkolonialna trauma nie jest w Uzbekistanie tak silnie kultywowana i eksploatowana, jak to się dzieje na przykład w środowiskach kazachskiej czy kirgiskiej inteligencji.


Jak w takim razie mieszkańcy Uzbekistanu odnoszą się do języka rosyjskiego?


Przez to, że niepodległy Uzbekistan właściwie od razu wszedł na ścieżkę dyktatury – bo reżim Karimowa był klasyczną dyktaturą – to paradoksalnie język rosyjski w tym kraju działał jako wentyl bezpieczeństwa, jako dodatkowy środek komunikacji, który pomaga ludziom znajdować alternatywne źródła informacji i podtrzymywać poczucie wspólnoty z resztą świata. Gdy Uzbekistan był kompletnie odizolowany i nie utrzymywał zbyt dużo kontaktów zagranicznych, odbijało się to na kulturze. Nie tłumaczono literatury światowej na język uzbecki, nie przekładano międzynarodowych odkryć naukowych. Wówczas rosyjski pełnił funkcję języka, który przybliżał ludzi do wiedzy. Wydaje mi się, że w obszarze językowym potrzeba dekolonizacji przychodzi dopiero teraz. Gdy Rosja otwarcie napadła na Ukrainę w 2022 roku, w Uzbekistanie pojawiła się refleksja, że może jednak język rosyjski to nie jest przyszłość, że trzeba stawiać na język angielski, na zagraniczne wykształcenie. Wciąż większość młodych Uzbeków, którzy studiują za granicą, studiują w Rosji, ale to się powoli zaczyna zmieniać. Rosja przestała być tym podstawowym Zachodem, na horyzoncie pojawiła się Europa, ale też Dubaj, który jest kierunkiem, o którym marzą zwłaszcza młodzi, religijni mieszkańcy Uzbekistanu. Dostrzegam coraz więcej uzbeckich blogerów rosyjskojęzycznych, którzy zaczynają się otwierać na język uzbecki.


Zapytam wprost: jaka była reakcja Uzbekistanu – władz, ale też ulicy, na rosyjską pełnoskalową agresję na Ukrainę?


Uzbekistan od pierwszych dni swojej niepodległości, zgodnie z zasadą mustaqillik, starał się unikać stawania po jakiejś konkretnej stronie w różnych konfrontacjach międzynarodowych, nie chciał być częścią żadnych bloków. W uzbeckiej konstytucji jest nawet taki zapis, że Uzbekistan nie może uczestniczyć w żadnych sojuszach militarnych. Ta neutralność zdążyła się mocno zakorzenić we współczesnym Uzbekistanie. Mimo że nowe elity, czyli te związane z obecnym prezydentem Shavkatem Mirziyoyevem są dość blisko związane z Rosją, Uzbekistan nie zdecydował się na to, by jednoznacznie opowiedzieć się po stronie Rosji. Nie uznał chociażby niepodległości, a później przynależności do Rosji Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej. A potem władze dość wymijająco wypowiadały się na temat wojny, podkreślając, że wspierają integralność terytorialną Ukrainy. Nie było to więc jednoznacznie opowiedzenie się przeciwko Rosji, ale też nie było to na pewno poparcie agresji. Trzeba pamiętać, że mówimy o sytuacji kraju, który jest z tą Rosją dość blisko związany gospodarczo i kulturowo.

Na przykład sąsiedni Kirgistan automatycznie włączył się w rosyjską narrację na temat wojny. Więc warto docenić, że Uzbekistan stara się jakoś manewrować. Wiem jednak, że służby uzbeckie kontaktowały się z redakcjami mediów, które prezentowały proukraińską postawę. Padały prośby, by nie przedstawiać sytuacji tak jednoznacznie. A wiemy, że „nie wszystko jest takie jednoznaczne”, to refren rosyjskiej propagandy na temat agresji na Ukrainę. Mimo tych nacisków wciąż mam wrażenie, że media w Uzbekistanie są po prostu podzielone. Część skłania się ku rosyjskiej narracji, część stoi po stronie Ukrainy. Tak zwani zwykli ludzie też mają różne poglądy, wynikające chociażby z tego, kim byli ich dziadkowie, rodzice, skąd pochodzą i jakie były w tej rodzinie relacje z Rosją i Rosjanami. Nie da się jednak stwierdzić, na przykład procentowo, jaka część społeczeństwa uzbeckiego popiera Rosję, a jaka Ukrainę, bo w Uzbekistanie nie prowadzi się niezależnych, rzetelnych badań opinii publicznej. Na podstawie mediów, które śledzę, w tym mediów społecznościowych, mogę tylko stwierdzić, że opinie na temat rosyjskiej wojny w Ukrainie są podzielone.


Uzbekistan był jednym z tych krajów, do których Rosjanie masowo wyjeżdżali po wybuchu pełnoskalowej wojny, a zwłaszcza po ogłoszeniu mobilizacji w Rosji we wrześniu 2022 roku. Jak Uzbecy reagowali na ich przyjazd?


Okładka książki "Nowy Uzbekistan"
Agnieszka Pikulicka-Wilczewska – dziennikarka i reporterka, absolwentka stosunków międzynarodowych na brytyjskich University of Westminster i University of Kent oraz Wyższej Szkoły Ekonomii w Moskwie. W latach 2016–2018 redaktorka czasopisma „New Eastern Europe”.
Od 2018 do 2021 roku jako jedyna anglojęzyczna dziennikarka mieszkała na stałe w Uzbekistanie. Jej teksty z Azji Centralnej, Europy i Bliskiego Wschodu publikowały między innymi „Tygodnik Powszechny” oraz portale The Guardian, Foreign Policy, Al Jazeera English, Associated Press, The Diplomat i Eurasianet.
W listopadzie 2021 roku, w związku ze swoją pracą dziennikarską, otrzymała zakaz wjazdu do Uzbekistanu.
O swoich doświadczeniach i trudnej miłości do tego kraju napisała książkę reporterską „Nowy Uzbekistan” wydaną w 2023 roku przez wydawnictwo Czarne.
Na początku Uzbecy przyjęli ich bardzo przyjaźnie, wręcz z otwartymi ramionami, bo jest to bardzo gościnny naród. Poza tym zdawano sobie sprawę, że ci Rosjanie to często ludzie, którzy uciekają przed więzieniem, przed represjami. Reakcje były więc pozytywne, ale część Uzbeków zaczęło szybko dostrzegać problemy, jakie ta migracja zrodziła – inflację, rosnące ceny wynajmu mieszkań, kolejki w służbie zdrowia. Czyli takie same problemy, jak w innych krajach regionu, które mierzyły się z tym samym wyzwaniem. Mam jednak wrażenie, że w Uzbekistanie z większą wyrozumiałością reagowano na te problemy, na pewno większą niż na przykład w Gruzji. Wśród Rosjan, którzy trafili do Uzbekistanu, byli też blogerzy, którzy zaczęli dla siebie odkrywać postsowiecki Orient, pokazując go trochę jako taką wschodnią bajkę. Tyle że większości Uzbeków to się podoba, bo oni bardzo doceniają, kiedy ktoś z zewnątrz mówi dobrze o ich kraju. Poczuli się docenieni, poczuli, że ktoś się ich krajem interesuje. Tego wcześniej w Uzbekistanie brakowało.


Na początku swojej książki opisujesz, jak Karimow szybko i sprawnie zbudował w Uzbekistanie dojrzałą, izolowaną od świata despotię. Sama trafiłaś do kraju, kiedy rządy obejmował Shavkat Mirziyoyev, obiecując szeroko zakrojone reformy. Ale piszesz, że polityczne otwarcie to była farsa na potrzeby zachodnich inwestorów. Mam wrażenie, że Mirziyoyev stał się pupilkiem Zachodu, był takim wzorowym uczniem, ale wzorowym dlatego, że do perfekcji opanował sztukę oszukiwania na egzaminach. Czy ty na początku też się dałaś uwieść tym zapowiedziom modernizacji?


Na początku rzeczywiście dałam się uwieść i nie pamiętam nawet, kiedy do mnie dotarło, że to wszystko ma jedynie fasadowy charakter. Krótko po moim przyjeździe zniesiono wizy dla Europejczyków, co po latach izolacji pokazywało, że Uzbekistan się zmienia i wszystko idzie w dobrym kierunku. I wciąż uważam, że mimo wszystko bardzo dużo zmieniło się w Uzbekistanie na lepsze w ostatnich latach. Natomiast zrozumienie złożoności sytuacji przychodziło stopniowo, etapami. Zaczęłam dostrzegać, że powstają szklane domy – takie powierzchowne oznaki rozwoju, trochę jak potiomkinowskie wioski, ale tak naprawdę system, który stał za ich budową, wcale się tak bardzo nie zmienił od czasów Karimowa. Chociażby lokalni urzędnicy wydawali się zagubieni, nie bardzo wiedzieli, na czym te wszystkie szumnie ogłoszone wielkie zmiany mają polegać. To są w końcu ludzie, których ukształtował nawet nie okres władzy Karimowa, ale jeszcze epoka sowiecka, więc właściwie oni cały czas gdzieś tam głęboko mentalnie tkwią w Związku Radzieckim, w centralnym planowaniu. Ich sposób myślenia się nie zmienił. Bardzo trudno jest wprowadzić zmiany systemowe bez zmian mentalnych, bez zmian w edukacji, w sposobie rozumienia świata, roli jednostki w społeczeństwie i państwie. Jeśli latami wbijano ludziom do głowy pewne zasady, zwłaszcza że w Uzbekistanie mieliśmy do czynienia z dyktaturą, to nie da się zmienić potem sposobu funkcjonowania całego społeczeństwa jednym dekretem. To jest proces i nie można oczekiwać, że wydarzy się szybko. Ale problemem było właśnie to, że wiele osób, w tym urzędników, w ogóle nie rozumiało kierunku i sensu tych zmian.


Kiedy upadł Związek Radziecki, a wraz z nim marksizm-leninizm, w Uzbekistanie, podobnie jak w innych państwach Azji Centralnej, na stole leżało kilka scenariuszy rozwoju, opartych na różnych ideologiach. Wymieniasz w książce podkreślający rolę islamu panturkizm, czy zeświecczony liberalizm. A jednocześnie piszesz, że w Uzbekistanie zapanował w końcu pewien rodzaj ideologicznej pustki.


Karimow stworzył własną ideologię niepodległości, nazywaną ma’naviyat, co tłumaczy się jako duchowość lub moralność. Natomiast jeśli chodzi o Mirziyoyeva, to mam wrażenie, że on nie miał pomysłu na swoje rządy i stąd taka ideologiczna pustka, która się pojawiła w Uzbekistanie. Czasy się zmieniły, coraz trudniej odwoływać się do bardzo konserwatywnych wartości czy utrzymywać izolację, bo nie da się odciąć dostępu do internetu, nowych technologii. Mirziyoyev szukał jakichś idei i w pewnym momencie zaproponował „nowy renesans”, ale to niespecjalnie zagrało. Mam wrażenie, że część społeczeństwa tęskni za karimowskim modelem, w którym wszystko było dokładnie zdefiniowane i każdy wiedział, jak ma żyć, co robić, co myśleć. Ale są także ci, którzy się cieszą tą większą wolnością, tą przestrzenią, która nie została sformalizowana i pozwala na alternatywne style życia, na prezentowanie własnych opinii. Widać tutaj wyraźnie polaryzację w uzbeckim społeczeństwie. Z jednej strony mamy powrót do islamu i do islamskiego konserwatyzmu. Z drugiej jest zwrot, wręcz bieg w stronę Zachodu. Dzisiaj w Uzbekistanie równie popularny jest Netflix, co mułłowie głoszący, że kobieta powinna siedzieć w domu. Epoka Shavkata Mirziyoyeva to według mnie epoka konkurencji między różnymi ideologiami, różnymi podejściami do świata i ta konkurencja jest zupełnie naturalna jako wynik wolności, która pojawiła się w Uzbekistanie stosunkowo niedawno.


Ale obie te wizje świata, zarówno konserwatywna, jak i liberalna, z postulatami równości płci są równie podatne na zainteresowanie służb specjalnych i na represje.


Tym, co niewątpliwe stanowi kontynuację modelu Karimowa, jest walka z jakimikolwiek przejawami krytyki władzy. Ludzie mogą mieć różne poglądy na świat, ale nie mogą mieć krytycznego poglądu na system polityczny i na władze państwowe, na zastany porządek. W tym wypadku zarówno religijni muzułmanie, jak i na przykład osoby LGBT+ stanowią potencjalne zagrożenie. Potencjalnie, bo oczywiście trudno się spodziewać, by społeczność LGBT+ planowała zamach stanu, ale nie zmienia to faktu, że władza się tego obawia. Dlatego paradoksalnie władza w Uzbekistanie jest z jednej strony postrzegana jako bardzo silna, zwłaszcza przez działające w kraju służby specjalne, ale z drugiej jest bardzo słaba, skoro musi reagować na takie marginalne wydarzenia, jak na przykład jakaś niezależna, alternatywna impreza. Podobnie jest z islamem. Władze nie są przeciwne islamowi jako takiemu, jako religii. To Karimow bardzo się obawiał islamu i islamizacji społeczeństwa i powstrzymywał ją na wszelkie sposoby. Teraz islam funkcjonuje normalnie, ale nawet jakieś nieznaczące wypowiedzi religijnych muzułmanów, którzy sprawy religii stawiają ponad sprawami państwa, od razu przykuwają uwagę służb. Ale już na przykład dość radykalni jak na zachodnie warunki muzułmańscy blogerzy mogą swobodnie wypowiadać swoje opinie, byle nie kolidowały one z porządkiem państwowym. Innymi słowy, dopóki każdy podkreśla swoje poparcie dla państwa i prezydenta, może spać spokojnie. Ci, którzy się narażą, może nie trafiają już do więzienia na środku pustyni, jak dysydenci za czasów Karimowa, ale prześladowania na tle politycznym wciąż się zdarzają.

Wesprzyj nas na PATRONITE
Ostatnio wśród młodych ludzi w Uzbekistanie pojawiła się wyraźna fascynacja Dubajem, który w tych różnych modelach rozwojowych reprezentuje swoistą trzecią drogę – skrajny islamski konserwatyzm w połączeniu ze skrajnym bogactwem. Tylko czy marzenia, by Uzbekistan stał się jak Dubaj, mają rację bytu, zwłaszcza w wymiarze gospodarczym?


Sytuacja ekonomiczna nie pozwala na snucie takich marzeń o potędze. I raczej nikt w Uzbekistanie nie wierzy, że tak by się mogło stać. Natomiast panuje rzeczywiście fascynacja bogactwem i fascynacja Dubajem. Uzbekistańczycy chcą pokazać, że też mogą mieć najwyższy budynek świata, a jeśli nawet nie najwyższy, to równie okazały. Uzbekistan aspiruje do miana takiego małego Dubaju Azji Centralnej. Małego nie w sensie terytorialnym, ale gospodarczym i estetycznym, bo wpływy dubajskie są bardzo wyraźne w architekturze ostatnich lat. W Taszkencie pojawiły się przeszklone drapacze chmur, wielkie centra handlowe, fontanny. Władze chcą pokazać, że w Uzbekistanie też jest bogato, że idą w stronę postępu, najnowszych technologii, i to się generalnie społeczeństwu podoba. Uzbecy widzą w tym przejaw awansu społecznego i cywilizacyjnego. W tym obszarze deklaracje Mirziyoyeva o modernizacji są zresztą spójne, tutaj te zmiany widać bardzo wyraźnie. Tyle że jest to modernizacja pociągająca za sobą określony model polityczny, podczas gdy my na Zachodzie, mówiąc o postępie i rozwoju, oczekiwalibyśmy demokratyzacji, większych swobód obywatelskich. W Uzbekistanie raczej na tego typu zmiany polityczne nie ma co liczyć.


Podczas swojego kilkuletniego pobytu w Uzbekistanie na własnej skórze doświadczyłaś kontroli służb i mogłaś z bliska zobaczyć, jak działa ta część systemu państwowego. Nie chcę w naszej rozmowie zdradzać treści książki, ale chciałabym zapytać, czy czujesz się ofiarą represji reżimu Mirziyoyeva?


Mam wrażenie, że padłam ofiarą systemu, który wciąż jest mocno osadzony w sowieckiej mentalności i który w moim przypadku trochę się zapędził. Aż w pewnym momencie nie wiedział, co dalej ze mną zrobić i jak reagować. Nie przypisywałabym tych metod działania służb, których doświadczyłam konkretnie Mirziyoyevowi i jego aparatowi władzy, bo one mają korzenie raczej w głębokim Związku Radzieckim. Uzbeckie służby nadal uczą się z podręczników dla KGB i raczej nie dokonały autorefleksji, nie odpowiedziały sobie na pytanie o swoje cele i zadania w nowej rzeczywistości państwowej. Więc agenci poszli utartą ścieżką i skończyło się tak, że musiałam opuścić Uzbekistan.

Mimo to z czasem udało Ci się odbudować relacje z przedstawicielami kraju.


Tak, mam teraz kontakt z ambasadorem Uzbekistanu w Polsce, który dość przyjaźnie zagregował na wydanie książki. Spotkaliśmy się nawet osobiście, to było kurtuazyjne spotkanie dziennikarki i przedstawiciela władz państwowych. W Uzbekistanie zostałam potraktowana niesprawiedliwie i mam nadzieję, że może władze popatrzą na mój przypadek jako na casus, który pozwoli im wypracować lepsze sposoby postępowania z dziennikarzami.


Paulina Siegień - z wykształcenia etnografka, rosjoznawczyni i filolożka rosyjska. Absolwentka Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Z zawodu dziennikarka, tłumaczka i redaktorka naszego portalu. Stale współpracuje z „Krytyką Polityczną” i „Newsweek”. Autorka książki Miasto bajka. Wiele historii Kaliningradu, za którą otrzymała Nagrodę Conrada oraz nominację do Nagrody Ambasador Nowej Europy.

Inne artykuły Pauliny Siegień
Liczysz na to, że będziesz mogła bezpiecznie wrócić do Uzbekistanu?


Odpowiadając na to pytanie, od razu podkreślę, że ja się nigdy w Uzbekistanie nie czułam niebezpiecznie. To prawda, że służby próbowały mnie zastraszyć, ale nie miałam nigdy poczucia, że grozi mi jakieś fizyczne niebezpieczeństwo. Zawsze czułam się w Uzbekistanie bezpiecznie, bo to jest bezpieczny kraj dla obcokrajowców, dla osób podróżujących. Dostałam zakaz wjazdu, ale jestem przekonana, że wrócę kiedyś do Uzbekistanu. Nie biorę nawet pod uwagę, że może być inaczej. To nadal jest kraj, który mnie bardzo interesuje, ciągle śledzę, co się w Uzbekistanie dzieje. Jestem pewna, że mój ban zostanie w końcu zniesiony.