Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Kaukaz / 29.07.2024
Kaja Puto
Młodzi Gruzini postrzegają Rosję jako kolonizatora. Wkrótce konflikt zacznie się na nowo
Mimo że rosyjska propaganda przedstawia Rosję jako zbawczynię Gruzji, a obecny gruziński rząd prowadzi prorosyjską politykę, to w oczach młodych Gruzinów Rosja – inaczej niż dla starszych pokoleń – jest zagrożeniem gruzińskiej tożsamości, państwowości i kultury. Ponadto młode pokolenie rzadko zna rosyjski i niechętnie wchodzi w interakcję z Rosjanami, którzy przeprowadzili się do Gruzji po wybuchu pełnoskalowej wojny – mówi w rozmowie z Kają Puto prezes organizacji SOVLAB Irakli Chwadagiani
(Shutterstock)
Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!
Kaja Puto: Kontrowersyjna ustawa o przejrzystości zagranicznych wpływów wkrótce wejdzie w życie. Zgodnie z nią każda organizacja, która otrzymuje co najmniej 20 procent środków z Zachodu, będzie określona mianem „zagranicznego agenta”. Jak w praktyce wpłynie to na działalność SOVLAB-u?
Irakli Chwadagiani: To będzie koniec naszej organizacji w dzisiejszych ramach prawnych. Nie zamierzamy rejestrować się jako „zagraniczni agenci”, co uniemożliwi nam dalsze funkcjonowanie. To z naszej strony gest zarówno przeciwko nowemu prawu, jak i – szerzej – prorosyjskiej drodze, jaką obrał nasz kraj. Obecnie pracujemy nad alternatywnymi sposobami funkcjonowania w przyszłości.
Tak zwana ustawa o zagranicznych agentach nazywana jest również rosyjską – wzorowana jest bowiem na prawie, które obowiązuje w Rosji od 2012 roku i zabiło tamtejsze niezależne media oraz NGO-sy. Została uchwalona pomimo silnych protestów społecznych i krytyki ze strony społeczności międzynarodowej. Czy zażyczył sobie tego sam Kreml?
Mamy powody, żeby tak sądzić. Rosja straciła wpływy w południowym Kaukazie. Azerbejdżan utworzył silny sojusz z Turcją, a Armenia po utracie Górskiego Karabachu – czyli kompromitacji rosyjskiej armii jako gwaranta stabilności – kieruje się na Zachód. Dziś Rosja próbuje odzyskać swoją pozycję w regionie, ale – na szczęście – nie jest w stanie tego zrobić siłą, bo z powodu wojny w Ukrainie jej zasoby militarne są ograniczone.
Próbuje więc wpływać na Gruzję na miękko, np. tocząc wojnę informacyjną. Narzuca Gruzinom narrację, w której Zachód jest dla nich czystym złem, a Rosja – zbawczynią i przyjaciółką. Radziecką przeszłość Gruzji przedstawia przy tym wyłącznie w pozytywnym świetle. Kilka miesięcy przed pełnoskalową inwazją na Ukrainę rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych określiło naszą organizację numerem jeden, jeśli chodzi o „fałszowanie historii ZSRR”. A w tym roku Władimir Putin powiedział podczas Parady Zwycięstwa, że Rosja i Gruzja powinny skupić się na swojej wspólnej przeszłości, zamiast ją fałszować – czyli patrzeć na nią krytycznie.
Jak kształtowała się polityka pamięci o Związku Radzieckim po jego rozpadzie?
W latach 1989–1992 nastąpił krótki okres rozliczeń z dziedzictwem radzieckiej okupacji i totalitarnych rządów – przy ograniczonych zasobach. Powrót Eduarda Szewardnadze do władzy w 1992 roku to zawiesił. Zerwanie z sowiecką przeszłością dokonało się dopiero po rewolucji róż w 2003 roku, kiedy do władzy doszedł prezydent Micheil Saakaszwili. Polityka historyczna skupiła się wówczas na narracji o Gruzji jako „najdawniejszej europejskiej cywilizacji”. Spuściznę ZSRR zaczęto oceniać krytycznie. Historycy zaczęli badać aneksję demokratycznego państwa gruzińskiego przez ZSRR, zbrodnie stalinowskiego terroru, kolonialną politykę Moskwy. Jednocześnie nowa polityka nie uwzględniała niejednoznaczności pamięci Gruzinów o ZSRR. Saakaszwili burzył komunistyczne pomniki, nie zastanawiając się nad ich historyczną czy kulturową wartością.
W 2012 roku do władzy dochodzi rządząca do dziś partia Gruzińskie Marzenie. Zapowiadała normalizację stosunków z Rosją, ale nie otwarcie prorosyjski kurs.
Nie, chociaż można było się spodziewać, do czego dążą, bo już w swojej pierwszej kampanii wyborczej zapowiadali, że Gruzja przestanie być przedmiotem sporów między Zachodem i Rosją i stosunków międzynarodowych w ogóle. Na poziomie deklaracji pozostawali partią proeuropejską, a zjazd w kierunku otwarcie prorosyjskim zaczął się w 2019 roku.
Demonstracje przeciwko wystąpieniu rosyjskiego deputowanego Sergieja Gawriłowa zostały wówczas brutalnie stłumione przez służby. Zostałeś wtedy pobity.
To był pierwszy raz, gdy gruziński rząd potraktował protestujących tak brutalnie, a jednocześnie wyraził otwarte wsparcie dla rosyjskiej agendy. Można powiedzieć, że od tamtego czasu Gruzja znajduje się w permanentnym kryzysie. Ciągłe protesty, fałszowanie wyborów, represje ze strony władz, aż wreszcie skończyliśmy na przyjęciu „rosyjskiej ustawy”, pobiciach aktywistów przez nieznanych sprawców i telefonach z pogróżkami.
A jak wygląda polityka historyczna Gruzińskiego Marzenia?
Na początku ich rządów wyglądała nijak. Nie mieli na nią żadnego pomysłu, stworzyli próżnię, którą próbowaliśmy wypełnić działaniami naszej organizacji. Jednocześnie uchylali drzwi rosyjskiej propagandzie w rodzaju „promocji tradycyjnych wartości rodzinnych” czy promowaniu historycznej kliszy o Rosji jako zbawczyni gruzińskiej kultury i tożsamości. I przyzwalali na inicjatywy w rodzaju budowy pomników Stalina – od 2012 roku powstało ich piętnaście.
Irakli Chwadagiani – główny badacz i prezes zarządu SOVLAB. Specjalizuje się w polityce wewnętrznej Pierwszej Republiki Gruzji, okupacji sowieckiej, gruzińskim ruchu oporu, historii gruzińskiej emigracji politycznej oraz funkcjonowaniu sowieckiego systemu totalitarnego.
Jednak kultu Stalina nie sposób sprowadzić do wpływów rosyjskich. Z badań przeprowadzonych w 2012 roku wynika, że 45 procent Gruzinów ma do „Soso” pozytywny stosunek, a 68 procent uznaje go za mądrego przywódcę. Jak to się zmieniło od tamtej pory?
Niewiele się zmieniło, a jeśli – to na gorsze ze względu na aktywności rosyjskiej propagandy. Ponadto Gruzińska Cerkiew Prawosławna – instytucja lojalna wobec Rosji, o wciąż sporym wpływie na gruzińskie społeczeństwo – powiela antyzachodnią i prorosyjską propagandę, w tym kult Stalina rozumianego jako symbol „przyjaźni narodów gruzińskiego i rosyjskiego”. Przykładem takiego gestu może być odsłonięcie ikony Świętej Matrony z wizerunkiem Stalina w Soborze Trójcy Świętej w Tbilisi.
A wracając do Gruzińskiego Marzenia – ich prorosyjski zjazd objął również politykę pamięci. W październiku ubiegłego roku bez oficjalnego wyjaśnienia zamknięto archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, gdzie znajdują się akta gruzińskiej PZPR czy KGB. To najważniejsze źródło danych dotyczących radzieckiej okupacji i zbrodni komunizmu. Pracownicy archiwum zostali poinstruowani, by informować badaczy o rzekomym remoncie budynku.
Natomiast w maju jeden z parlamentarzystów tego ugrupowania wygłosił tezę, jakoby protestujący na niepodległościowej demonstracji 9 kwietnia 1989 roku sami się zranili i pozabijali. Tak samo twierdził zresztą w tamtych czasach przedstawiciel armii, który brał udział w pacyfikacji protestów za pomocą pałek, łopatek saperskich i gazu paraliżującego. Te słowa wywołały w społeczeństwie skandal, bo przecież pamięć o tym wydarzeniu wciąż jest żywa.
A jak się uczy o Związku Radzieckim?
Szkolna podstawa programowa z historii skupia się na czasach dawniejszych niż XX wiek. Tak było już w czasach radzieckich – w ten sposób chciano ograniczyć dyskusję o współczesności. W ostatnich latach Gruzińskie Marzenie tylko pogłębiło tę tendencję, zwiększając ilość materiału o czasach starożytnych i średniowiecznych kosztem światowej i gruzińskiej historii XIX i XX wieku. Ponadto dostęp NGO-sów do szkół został ograniczony – a więc to, czy o ZSRR się w szkole rozmawia, zależy wyłącznie od konkretnego nauczyciela.
Z kolei na uniwersytecie bywa z tym różnie. Na większości w ogóle nie wykłada się historii współczesnej. W dodatku tylko trzy gruzińskie uniwersytety można określić mianem niezależnych od władzy – a mianowicie Uniwersytet im. Ilii Czawczawadzego, Wolny Uniwersytet oraz Gruziński Instytut Spraw Publicznych (GIPA). Ten pierwszy ma w ofercie studia magisterskie z historii XX wieku, gdzie prowadzę warsztaty z pracy w archiwach, czasem również wykładam współczesną historię Gruzji.
Laboratorium Badań nad Radziecką Przeszłością (SOVLAB) to gruzińska organizacja pozarządowa, która od 2010 roku bada współczesną historię Gruzji i przeciwdziała narracjom historycznym propagowanym przez rosyjską dezinformację. Przywraca pamięć o ofiarach radzieckiego terroru, organizuje historyczne spacery po Tbilisi, uczy krytycznego myślenia.
Studenci mają w niej duże braki?
Mają, ale potrafią je uzupełniać, korzystając z anglo- i gruzińskojęzycznych źródeł w internecie. Oczywiście, jeśli chcą. Dla niektórych postaci z gruzińskiej historii stają się wręcz inspiracją do działania – na przykład Ilia Czawczawadze, ojciec nowoczesnej gruzińskiej tożsamości narodowej, Maro Makaszwili, wolontariuszka i sanitariuszka, która zginęła na wojnie z bolszewikami w 1921 roku, czy Ana Sologaszwili – jedna z pięciu posłanek, które weszły do gruzińskiego parlamentu po uzyskaniu przez kobiety praw wyborczych w 1918 roku.
Niezależnie jednak od stanu wiedzy na temat najnowszej historii młodzi Gruzini w znakomitej większości postrzegają Rosję jako kolonizatora i zagrożenie dla gruzińskiej tożsamości, państwowości i kultury, w czym różnią się od starszych pokoleń. Ponadto rzadko znają rosyjski i niechętnie wchodzą w interakcję z Rosjanami, którzy przeprowadzili się do Gruzji po wybuchu pełnoskalowej wojny.
Pokolenie digital natives to w tym wszystkim najmniejszy problem. Z doświadczeń naszej organizacji wynika, że dużo trudniej pracuje się z osobami 40+. Są wśród nich oczywiście dobrze wykształceni ludzie o wysokiej świadomości obywatelskiej, ale generalnie kompetencje medialne starszych pokoleń są zdecydowanie niższe, przez co łatwiej dają się oni rozgrywać rosyjskiej dezinformacji i zachowują się jak armia trolli. Widzimy to szczególnie na Facebooku, który jest medium społecznościowych dla starszych. Jakkolwiek okrutnie by to nie brzmiało, w mojej opinii jest już za późno, by takich ludzi w czymkolwiek edukować. Powinniśmy inwestować przede wszystkim w młode pokolenie.
Jak bardzo młode?
Urodzone po 2000 roku, czyli to, którego socjalizacja zaczęła się po rewolucji róż. Wychowali się w świecie, w którym panowała większa czy mniejsza wolność słowa i ekspresji, są bardzo indywidualistyczni. Mają umiejętności cyfrowe i potrafią się organizować w ważnych dla siebie sprawach. A my, starsi, powinniśmy brać z nich przykład.
Są też bardzo odważni. Protesty przeciwko tzw. ustawie o zagranicznych agentach ciągnęły się tygodniami pomimo represji ze strony aparatu władzy. Wzmożona agresja wywoływała wzmożoną odpowiedź ulicy – w tym przede wszystkim młodych ludzi.
Rosja i jej gruzińscy sojusznicy myśleli, że uciszą Gruzinów tym, co zadziałało w Rosji. Ale my jesteśmy inni – mniejsi i bardziej usieciowieni. Nasze więzi społeczne są silniejsze i gęstsze niż te w Rosji. Dlatego groźby, które uciszają Rosjan, w Gruzji wywołują śmiech i sarkazm. Rozumiemy, że jesteśmy większością i że państwo nie jest w stanie uciszyć każdego z nas. A przedstawiciele służb siłowych są częścią tego samego, małego społeczeństwa. Również mają rodziny i nie są anonimowi.
Energia wiosennych protestów bardzo opornie przekuwa się jednak na partyjną politykę. Z protestów nie wyłonili się żadni liderzy. Dlaczego? Czy widzicie jeszcze jakąś szansę na zmianę w październikowych wyborach?
Kaja Puto – dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z „Krytyką Polityczną”, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015–2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.
Z powodu wakacji przemoc ze strony państwa ustała, podobnie jak protesty. Opozycja stara się utworzyć wspólne listy wyborcze, co może pomóc nam wygrać wybory. Spodziewamy się, że od września walka reżimu ze społeczeństwem zostanie wznowiona, a gruziński rząd będzie robił wszystko, by nie oddać władzy. Społeczeństwo obywatelskie skupia się obecnie na tym, co zrobić, by nie dopuścić do realizacji takiego scenariusza.