Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Ukraina / 06.08.2024
Joana Rettig

Zełenski zmienia ton. Ukraina deklaruje gotowość do rozmów z Rosją

„Zachodnie wsparcie dla niesprawiedliwego pokoju nie wróżyłoby dobrze stabilności w Europie Wschodniej, ponieważ zachęciłoby Moskwę do powtórzenia tej samej sztuczki w przyszłości” – mówi Andreas Umland w rozmowie z Joaną Rettig.
Foto tytułowe
Andreas Umland (archiwum prywatne)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



Joana Rettig: W wywiadzie udzielonym francuskim dziennikarzom prezydent Ukrainy stwierdził, że Kijów jest gotowy do negocjacji z Moskwą. Jak poważnie można traktować tę nową wypowiedź Zełenskiego?


Andreas Umland: Niedawna demonstracyjna deklaracja ukraińskiej gotowości do negocjacji z Rosją jest między innymi próbą modyfikacji sposobu autoprezentacji Kijowa wobec zagranicznych partnerów. To sygnał wysłany przede wszystkim do państw zachodnich, ponieważ nie tylko ze strony globalnego Południa, ale także na Zachodzie pojawiały się zarzuty, że Ukraina jest przeciwna negocjacjom w sprawie zakończenia wojny. Teraz wyraźnie ogłoszono, że Kijów jest gotowy do negocjacji. Co nie oznacza, że zmieni się istota ukraińskiego stanowiska.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Kijów byłby gotów negocjować z Moskwą warunki i etapy pełnego wycofania się Rosji z Ukrainy. Warto w tym kontekście przypomnieć stary pomysł, dyskutowany już od 2014 roku: siły pokojowe ONZ mogłyby stacjonować przez okres przejściowy na terenach wschodniej i południowej Ukrainy okupowanych obecnie przez Rosję. Kijów mógłby również zawiesić swoje wysiłki na rzecz przystąpienia do NATO, ponieważ i tak jest mało prawdopodobne, aby Ukraina dołączyła do sojuszu w najbliższym czasie. Coś podobnego było przedmiotem negocjacji w Stambule wiosną 2022 roku. Wówczas Kijów szukał alternatywnych gwarancji bezpieczeństwa od Zachodu dla Ukrainy, czyli tymczasowej alternatywy dla członkostwa w NATO. Brak gotowości Zachodu do zapewnienia takich solidnych gwarancji był jednym z wielu powodów, dla których rozmowy zakończyły się fiaskiem.


Zełenski powiedział ostatnio: „Nie musimy odzyskiwać [środkami militarnymi – przyp. red.] wszystkich terytoriów. Myślę, że można to [reintegrację] osiągnąć również przy pomocy dyplomacji”. Co to oznacza?


Nawet jeśli przybyło Ukraińców skłonnych do oddania terytoriów, to większość społeczeństwa ukraińskiego jest nadal temu przeciwna. Oświadczenie Zełenskiego najprawdopodobniej oznacza zatem, że chce wykorzystać dyplomację do odzyskania okupowanych terytoriów, bez konieczności wyzwalania ich środkami wojskowymi. W przeszłości Kijów czasami zbyt rygorystycznie wykluczał jakiekolwiek rozmowy z Moskwą. Doprowadziło to do bezpodstawnych oskarżeń Zachodu o niekonstruktywną wojowniczość Ukrainy. To, co dzieje się teraz, to modyfikacja tonu Kijowa w publicznym formułowaniu oficjalnego stanowiska wobec Rosji. Ale nie zmiana treści.


Czy ukraińskie obawy związane z możliwym zwycięstwem Trumpa wpływają na styl komunikacji i gotowość Ukrainy do negocjacji?


Zmiana retoryki ukraińskich przywódców może mieć coś wspólnego z potencjalną przyszłą reorientacją polityki USA pod rządami drugiej administracji Trumpa. Może to być próba zbliżenia się do obozu republikańskiego. Relacje między Zełenskim a 45. prezydentem USA były napięte. Między innymi z powodu postępowania impeachmentowego przeciwko Trumpowi, wywołanego rozmową telefoniczną między nim a Zełenskim. „Jeśli przyszły prezydent Trump chce rozwiązać konflikt z Rosją poprzez negocjacje, jesteśmy na nie gotowi” – być może to właśnie Kijów chce zakomunikować Republikanom. Oczywiście ukraińska gotowość do negocjacji w zasadzie zawsze istniała, po prostu nie była tak bardzo podkreślana publicznie.


Dlaczego do tej pory był taki impas między prezydentami Ukrainy i Rosji?


Negocjacje są obecnie absurdalne dla nich obu. Krym i cztery południowo-wschodnie ukraińskie regiony, które Rosja częściowo okupuje, są już zapisane w rosyjskiej konstytucji jako nowe terytoria pseudo-Federacji. Zgodnie z konstytucją Ukrainy, oczywiście, granice sprzed 2014 roku pozostają ważne. Zaanektowane terytoria są prawnie i legalnie ukraińskim terytorium państwowym. Na tym tle ani Zełenski, ani Putin nie mogą angażować się w żadne merytoryczne negocjacje. Żaden z nich nie może pójść na kompromis w sprawie czegoś, co jest sprzeczne z konstytucjami ich państw. W przeciwnym razie zostaną w kraju uznani za nielojalnych wobec swoich narodów.

Pomijając wszelkie oceny moralne, obaj prezydenci są więźniami swoich podstawowych praw. Są bowiem w swoich krajach gwarantami konstytucji. Jeśli nie wypełnią tej roli i nie będą bronić oficjalnego terytorium swoich państw, staną w obliczu wewnętrznych zawirowań politycznych. Istnieje ryzyko, że zostaną oskarżeni o zdradę stanu i zwrócą przeciwko sobie patriotycznie nastawioną część społeczeństwa. Dlatego hipotetyczne rozmowy między dwoma prezydentami lub ministrami spraw zagranicznych w tej chwili niewiele by dały.


Czy deklarowana przez ukraińskiego prezydenta gotowość do negocjacji jest również wewnętrznym sygnałem politycznym?


Zełenski prawdopodobnie reaguje w ten sposób również na zmieniające się nastroje wśród zwykłych Ukraińców. Ludzie są zmęczeni, a niektórzy nawet tak wyczerpani, że chcieliby wrócić do sytuacji z lutego 2022 roku – przed rozpoczęciem inwazji na pełną skalę. Wtedy niektórzy już pogodzili się z faktyczną utratą wschodniego Donbasu i Krymu. Z pewnością nie było to mile widziane przez nikogo, ale w tamtym czasie stan ten – tzn. aneksja tych terytoriów przez Rosję – istniał już od prawie ośmiu lat. Teraz wydaje się, że niektórzy chcą powrotu do status quo z 2021 roku. Ale nadal duża część społeczeństwa Ukrainy nie chce żadnych ustępstw.

Podsycanie napięć między różnymi grupami Ukraińców – jastrzębiami i gołębiami – jest częścią strategii Rosji. Moskwa od 2014 roku chce – choć nigdy jej się to nie udało –wywołać wojnę domową w Ukrainie. Jej celem jest zwrócenie przeciwko sobie ukraińskich jastrzębi i gołębi poprzez dyskusje o ukraińskich ustępstwach terytorialnych. Gdyby Moskwie udało się rozpalić prawdziwą wojnę domową między Ukraińcami (nie pseudowojnę domową, jak w latach 2014–2021 między Ukraińcami a rosyjskimi agentami różnego rodzaju), Rosja mogłaby szybko przejąć całą Ukrainę.

Wesprzyj nas na PATRONITE


Czy zapowiedź Zełenskiego o gotowości do negocjacji jest punktem zwrotnym?


Dla komunikacji Kijowa z Zachodem złagodzenie dotychczasowego ostrego stanowiska wobec Moskwy, przynajmniej publicznie, może być rzeczywiście dobre. To mogłoby na przykład pozbawić wiatru w żagle niemieckich pacyfistów. Tacy dobroczyńcy, który nie rozumieją rosyjskiego imperializmu, lubią odwoływać się do cytatów, w których ukraińscy politycy wykluczają jakiekolwiek negocjacje z Putinem.

Wzrost gotowości zwykłych Ukraińców do negocjacji jest wyrazem zmęczenia. W pewnym sensie Ukraina powraca do lat 2014–2015. Podczas mińskich negocjacji Ukraina oficjalnie nie uznała samozwańczych Ługańskiej i Donieckiej Republik Ludowych, ale ze strachu przed Rosją zaakceptowała je jako partnerów w rozmowach. Jednocześnie Kijów po cichu przyjął fakt, że Krym został całkowicie pominięty w porozumieniach.

Wkrótce może pojawić się to samo pytanie, co wtedy: Jak powinien zachować się Zachód w takiej sytuacji? Bo Zachód nie powinien zaakceptować nawet częściowo korzystnego dla Rosji pokoju. Gdyby Zachód poparł dziś ukraińskie ustępstwa wobec Rosji, byłoby to równoznaczne z ratyfikacją prymitywnego naruszenia prawa międzynarodowego. Podobnie jak wtedy, gdy Zachód poparł porozumienia i negocjacje w Mińsku. Porozumienia z 2014 i 2015 roku, podpisane wówczas przez Kijów na muszce, same w sobie były skandalicznymi wypaczeniami prawa międzynarodowego.

Jeśli Ukraina ponownie zgodzi się na wątpliwe porozumienia pod presją wojny, tak jak miało to miejsce w 2014 i 2015 roku, będzie to pod pewnymi względami zrozumiałe, na przykład w kontekście gróźb nuklearnych Kremla. Podobnie jak w 2014 i 2015 roku, wiele osób na Zachodzie może dziś uważać, że byłoby to dobre, ponieważ na razie może dojść do zawieszenia broni.

Jednak taki wymuszony rozejm ponownie odbyłby się kosztem dewaluacji prawa międzynarodowego i nagradzania ekspansjonistycznych ambicji Rosji. Wspieranie kolejnego wymuszonego pokoju byłoby nierozsądne zarówno z perspektywy regionalnej, jak i geostrategicznej. Zachodnie wsparcie dla niesprawiedliwego pokoju nie wróżyłoby dobrze stabilności w Europie Wschodniej, ponieważ zachęciłoby Moskwę do powtórzenia tej samej sztuczki w przyszłości. Co więcej, zasugerowałoby to innym rewizjonistycznym mocarstwom na całym świecie powielenie strategii Rosji w ich własnym sąsiedztwie. Zmieniłoby to również Zachód w zwolennika ludobójczego rosyjskiego reżimu okupacyjnego i jego masakr, porwań, tortur, wywłaszczeń, deportacji dzieci itp.
Andreas Umland jest analitykiem w Sztokholmskim Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich (SCEEUS) w Szwedzkim Instytucie Spraw Międzynarodowych (UI).

Joana Rettig pisze o agresji Rosji w Ukrainie dla portalu web.de od 2023 roku. Wcześniej częścią zespołu watson - najpierw jako redaktor polityczny, a następnie jako kierownik zespołu politycznego. Joana studiowała administrację biznesową na Baden-Württemberg Cooperative State University, a następnie ukończyła szkolenie jako redaktor w "Mannheimer Morgen".

Jednocześnie pojawia się pytanie, jak stabilny byłby taki nowy pokój. Po pierwszym porozumieniu z Mińska we wrześniu 2014 roku i tymczasowym porzuceniu Krymu i Donbasu przez Ukrainę, Rosja nie zniechęciła się do dalszego podtrzymywania konfliktu. Zainscenizowała kolejną poważną eskalację na początku 2015 roku, a kilka lat później dokonała jeszcze głębszej inwazji na Ukrainę. Nowy, zwycięski dla Rosji pokój najprawdopodobniej nie byłby końcem antyukraińskiej kampanii Moskwy, ale jedynie okresem przegrupowania do kolejnego, jeszcze większego ataku. W takim scenariuszu pokój nie jest czasem po wojnie, ale przed wojną.


Artykuł został opublikowany w języku niemieckim na web.de