Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 20.08.2024
Darya Grishchuk

"Nie jesteśmy gotowi zapomnieć o Białorusi". Reżim Łukaszenki ucisza białoruską wolną prasę

Od 2020 roku białoruskie media straciły dziesięć kluczowych, niezależnych wydawnictw. Niektóre nie przetrwały kryzysu finansowego, inne uległy presji propagandy lub zrezygnowały z poruszania tematów politycznych. Spadek liczby niezależnych mediów oraz trudności w dotarciu do odbiorców w kraju, gdzie dostęp do rzetelnych informacji może prowadzić do postawienia zarzutów karnych, wywierają istotny wpływ na nastroje polityczne społeczeństwa.
Foto tytułowe
Fot.: NickolayV (Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



W 2023 roku Białoruś zajęła 167. miejsce na 180 krajów w rankingu wolności prasy według Reporterów bez Granic. Od czasu protestów politycznych w 2020 roku reżim Alaksandra Łukaszenki nasilił represje wobec niezależnych mediów. Obecnie w więzieniach przebywa 35 dziennikarzy, oskarżonych o przestępstwa kryminalne. Są oni torturowani i izolowani od świata oraz swoich bliskich. Jak podaje Press Club Belarus, w latach 2020-2023 aresztowano blisko 600 dziennikarzy i pracowników mediów.

Surowe represje zmusiły wszystkie niezależne media do opuszczenia Białorusi. Korespondenci, którzy nadal pracują w kraju, robią to w ukryciu. Obecnie na Białorusi nie funkcjonuje oficjalnie żadna redakcja wolna od cenzury.


"Pomimo wszystkich reżimów, katów i sadystów, muszę żyć"

Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite

Volha została aresztowana wracając z jednego z protestów w 2020 roku. Policjanci wepchnęli ją do furgonetki, w której brutalnie ją pobili. Po przybyciu na posterunek zaczęła odczuwać zawroty głowy i mdłości, co skłoniło funkcjonariuszy do wezwania karetki. Lekarze przewieźli ją do szpitala, gdzie została przykuta kajdankami do łóżka i objęta stałą obserwacją. Policja uniemożliwiła jej dostęp do właściwej opieki medycznej. Następnego dnia postawiono jej zarzuty i przewieziono ją ze szpitala. Volha została oskarżona o rażące naruszenie porządku publicznego, chuligaństwo w grupie oraz znieważenie funkcjonariusza.

Byłam pewna, że prędzej czy później mnie aresztują, że w końcu po mnie przyjdą. Może zabrzmi to patetycznie, ale byłem gotów oddać życie. Nie mogłem znieść widoku tego barbarzyństwa.


Volha wychowywała się w rodzinie dziennikarzy politycznych. Pierwszy raz uczestniczyła w proteście politycznym w 1996 roku, mając zaledwie 14 lat. Swoją karierę rozpoczęła rok później, w 1997 roku, i od tamtej pory współpracowała z wieloma niezależnymi białoruskimi oraz międzynarodowymi mediami.

Z taką przeszłością i jej nieustraszonym charakterem było mało prawdopodobne, że uniknie więzienia w tych okolicznościach. Po zatrzymaniu Volha była przenoszona z jednego aresztu do drugiego, a jej rodzina nie miała żadnych informacji o jej losie ani stanie zdrowia, aż do procesu, który odbył się dziesięć dni później.

Podczas procesu nie składałam zeznań. Zabrałam głos dopiero na końcu, opowiadając wszystkim na sali sądowej o torturach, jakie przeszłam. Dodałam też, że będzie dla mnie zaszczytem, jeśli zostanę skazana, a swoje przemówienie zakończyłam słowami: 'Niech żyje Białoruś.


Volha odbywała karę w kolonii karnej dla kobiet w Homlu, oddalonym o 300 kilometrów od stolicy. Czas spędzony w więzieniu pozostawił w niej najstraszniejsze wspomnienia. Spędziła około pięciu miesięcy w izolatkach, z których jedna była wypełniona wodą po kostki. Z powodu zimna i wilgoci zaczęła krwawić, ale nawet wtedy nie przeniesiono jej do zwykłej celi.

Myślałam, że umrę. To był jeden z najbardziej przerażających i dramatycznych momentów w moim życiu. Widziałam przed oczami obrazy z dzieciństwa, a ból był tak intensywny, że płakałam. Myśl, że nie doczekam zmian na Białorusi, była przerażająca. Jednak potem poczułam ulgę. Myśli o mojej rodzinie i o tym, że na mnie czekają, przyniosły mi pocieszenie. Przypomniałam sobie krewnych mojego ojca, którzy również byli represjonowani podczas Wielkiego Terroru. Mój pradziadek spędził 20 lat w obozach, ale przeżył. Czułam, jakby patrzył na mnie z nieba. Zrozumiałam, że nie mam prawa ich zawieść. Mimo wszystkich reżimów, katów i sadystów, muszę żyć.


Volha została zwolniona pod koniec 2022 roku po dwóch i pół roku. Do ostatniej chwili nie mogła uwierzyć, że ją wypuszczą. Nawet w domu nieustannie oczekiwała, że policja przyjdzie do jej drzwi. I tak się stało. Dzień po jej zwolnieniu zapukała policja. Próbowali przekonać ją do współpracy. Po tym wydarzeniu Volha zdecydowała się opuścić kraj.

Nie mogą nas uciszyć, ani mojego ojca, ani mnie jako dziennikarzy. To jest nasza praca, ale także uważam, że to nasz moralny obowiązek, by zabrać głos.


Obecnie Volha mieszka w Szwajcarii. Powróciła do swojego zawodu, pisząc obszernie o więźniach politycznych i współpracując z białoruskimi mediami na uchodźstwie. Wierzy, że ciemność na Białorusi wkrótce dobiegnie końca, a winni zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. Tymczasem, mimo wszelkich przeszkód stawianych przez reżim Łukaszenki, kontynuuje swoją pracę dziennikarską dla dobra więźniów politycznych, którzy wciąż odbywają kary za mówienie prawdy.

Wesprzyj nas na PATRONITE


Praca na wygnaniu


Surowe represje wobec dziennikarzy zmusiły ich do opuszczenia kraju, co znacząco utrudniło im dotarcie do odbiorców, prowadzenie dochodzeń i dostarczanie wiarygodnych informacji. Jednak to nie jedyna przeszkoda, z jaką boryka się obecnie białoruska wolna prasa. Reżim, wypierając niezależne media z kraju, postawił je także w trudnej sytuacji finansowej.

Rząd Łukaszenki zaczął ograniczać dostęp do wolnych mediów w 2020 roku, początkowo blokując ich strony internetowe, a następnie uznając je za ekstremistyczne, co uczyniło konsumpcję ich treści przestępstwem. KYKY.org, portal lifestylowy, który zaangażował się politycznie podczas protestów, był jedną z pierwszych publikacji objętych cenzurą. W sierpniu 2020 roku policja przeszukała biuro wydawnictwa oraz dom dyrektora, co zmusiło cały zespół do opuszczenia kraju.

Zrozumieliśmy, że aby kontynuować pracę bez autocenzury, musimy wyjechać


mówi Alexandra Romanova, dyrektor KYKY. Mimo to, zespół KYKY kontynuował relacjonowanie wydarzeń politycznych na Białorusi z zagranicy. W grudniu 2020 roku ich strona internetowa została ostatecznie zablokowana.

Na początku protestów w 2020 roku mieliśmy dużą liczbę czytelników. Nasza strona internetowa generowała zyski dzięki reklamom, a my zarabialiśmy dobre pieniądze. Był to solidny biznes medialny- wspomina Romanova - W grudniu 2020 roku zostaliśmy zablokowani, a dostęp do strony był możliwy tylko przez VPN, co sprawiło, że znaczna część naszych odbiorców na Białorusi straciła możliwość korzystania z naszych treści.


Dwa lata później KYKY została uznana za organizację ekstremistyczną. Ten nowy status sprawił, że wydawnictwo stało się nie tylko nieatrakcyjne dla białoruskich reklamodawców, ale także niebezpiecznym partnerem do współpracy.

Model, na którym opieraliśmy naszą działalność na Białorusi, jest teraz niemal niemożliwy do odtworzenia. Jesteśmy uznani za organizację ekstremistyczną, a współpraca z nami jest przestępstwem dla reklamodawców na Białorusi. Są firmy, które opuściły Białoruś, ale niektóre wciąż się wahają, bo mają tam pracowników lub krewnych. Nie jesteśmy interesujący dla europejskich firm – nie piszemy w ich języku, więc dlaczego miałyby współpracować z białoruską publicznością, dla której wciąż tworzymy? Jednocześnie nie chcemy stać się mediami piszącymi o Polsce czy Litwie. Nie jesteśmy gotowi zapomnieć o Białorusi – podkreśla Aleksandra


Brak funduszy zmusił stację do ponownego przemyślenia swojego formatu. Na początku 2024 roku KYKY zdecydowała się przestać aktualizować stronę internetową i skupić na publikowaniu wiadomości na platformach społecznościowych, takich jak Instagram, TikTok i X/Twitter. Dłuższe artykuły udostępniają na Patreonie, gdzie są dostępne dla osób, które wsparły ich darowizną.


Problemy gospodarcze


Prenumerata jest obecnie jednym z nielicznych źródeł dochodu dla białoruskich mediów. Nie jest to jednak ani najpewniejsze, ani systematyczne źródło finansowania, a dodatkowo stwarza ryzyko dla darczyńców. Wsparcie finansowe może prowadzić do odpowiedzialności karnej, ponieważ jest uznawane za finansowanie tzw. grup ekstremistycznych. Mimo to Białorusini, zarówno ci w kraju, jak i za granicą, nadal wspierają niezależne media, a ta solidarność pozwala im przetrwać. Dla niektórych organizacji medialnych stało się to wręcz kołem ratunkowym. W grudniu 2023 roku Białorusini przekazali około 17 000 euro na rzecz Reformation, innego tak zwanego ekstremistycznego wydawnictwa działającego poza granicami kraju, po tym jak jego redaktor naczelny zaapelował o pomoc na stronie internetowej.

Pod koniec roku niespodziewanie odmówiono nam znacznej dotacji z fundacji. Nasza działalność mogła zostać wstrzymana w ciągu kilku miesięcy. Zwróciliśmy się więc do naszych odbiorców z prośbą o wsparcie i podniesienie świadomości na temat wyzwań stojących przed białoruskimi mediami, ponieważ większość mediów działających za granicą zmaga się z podobnymi problemami" – mówi Fiodar Pauluchenka, redaktor naczelny Reformation.


W ciągu dwóch dni około 280 Białorusinów przekazało pieniądze redakcji Reformation, a największa darowizna wyniosła 10 000 euro. Jednak dla mediów z zespołem liczącym około dziesięciu pracowników taka kwota wystarczy jedynie na kilka miesięcy. Co dalej? Ani darowizny, ani reklamy nie są w stanie w pełni pokryć kosztów działalności firm medialnych, więc muszą one szukać dodatkowych źródeł finansowania. Jedną z takich opcji są dotacje, jednak jest to wciąż nieprzewidywalne i trudne, ponieważ konkurencja o fundusze wzrosła od czasu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. Białoruska prasa nie jest jedyną, która poszukuje wsparcia.

Rosyjskie niezależne media również potrzebują wsparcia, gdyż przeniosły się za granicę i działają głównie dzięki grantom. Międzynarodowe fundacje mogą rozważać organizowanie wspólnych konkursów dla białoruskich i rosyjskich mediów, ale powinny traktować nas oddzielnie. Rosyjskie publikacje mogą przyciągać ogromną widownię, podczas gdy dla białoruskich mediów osiągnięcie milionowej publiczności to już duży sukces" – mówi Barys Harecki z Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.


Rosnąca konkurencja wynika z tego, że rosyjskie liberalne media również zajmują się białoruskimi wiadomościami. Białorusini posługują się językiem rosyjskim, co może prowadzić do mylnego przekonania niektórych fundacji, że rosyjska prasa wystarczy, by zaspokoić zapotrzebowanie na rzetelne informacje wśród Białorusinów.

Ważne jest, aby Europa wspierała białoruskie media i nie utożsamiała ich z rosyjskimi. Nie jesteśmy Rosją” – podkreśla Barys Harecki.


Mimo trudności, nie można mówić, że białoruska wolna prasa jest zagrożona wyginięciem, choć małe i średnie media wciąż mogą upaść. Prasa skupiła się głównie na tematach społeczno-politycznych, zaniedbując inne obszary, takie jak kultura, sport czy styl życia. Dodatkowo wiele redakcji boryka się z problemami płacowymi – nie są w stanie wypłacać wynagrodzeń na czas, a oferowane pensje są mało atrakcyjne.

Białoruscy dziennikarze są bardzo bezbronni. Nie mają zabezpieczenia finansowego i nie mogą wrócić do ojczyzny. To poważny problem. Jednak będziemy starali się utrzymać nasz projekt przy życiu i zatrzymać naszych pracowników” – mówi Fiodar Pauluchenka z Reformation.


Od 2020 roku białoruskie media straciły już dziesięć niezależnych wydawnictw. Niektóre z nich nie przetrwały kryzysu finansowego, inne zostały przejęte przez propagandę lub zdecydowały się unikać tematów politycznych. Spadek liczby niezależnych mediów i trudności w dotarciu do odbiorców w kraju, gdzie konsumowanie prawdziwych wiadomości może skutkować zarzutami karnymi, wpływają na ogólną atmosferę polityczną. Niektórzy eksperci twierdzą, że Białorusini stali się bardziej tolerancyjni wobec reżimu Łukaszenki – nie z zaufania, lecz z rezygnacji. Jednak wiarygodność tych ocen jest niepewna, ponieważ w kraju niemożliwe jest przeprowadzenie niezależnych badań socjologicznych. Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy jest jednak przekonane, że Białorusini wciąż chcą rzetelnych wiadomości.

Szacujemy, że łączna liczba odbiorców niezależnych mediów to około czterech milionów osób (przy populacji Białorusi wynoszącej 9,2 miliona). Oznacza to, że sektor niezależnych mediów wciąż dociera do co najmniej jednej trzeciej Białorusinów. Mimo blokad, zamykania VPN-ów, media wciąż produkują treści, które trafiają do Białorusinów, jeśli nie przez strony internetowe, to przez YouTube, TikTok i Instagram – mówi Barys Harecki – Bez względu na to, jak mocno Łukaszenka forsuje swoją propagandę, pozostajemy w opozycji”.


Artykuł został opublikowany w New Eastern Europe
Darya Grishchuk jest białoruską dziennikarką mieszkającą w Krakowie.


Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie'24" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 230 000 zł.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.