Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Ukraina / 26.08.2024
Adam Balcer

Ukraina to państwo wielonarodowe. Mniejszości odgrywają ważną rolę

Ukraińska Republika Ludowa była próbą budowy nowoczesnego, postępowego państwa. Współczesna wieloetniczna i wielonarodowa Ukraina, w której mniejszości odgrywają ważną rolę w kulturze i polityce, odwołuje się do tego dziedzictwa.
Foto tytułowe
Kijów (Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



Adam Balcer: Mówicie, że dziedzictwo URL-u jest bardzo istotne w kontekście walki o niepodległość z Rosją. Sądzę, że jego atrakcyjność polega także na tym, żeby była to próba budowy nowoczesnego, demokratycznego państwa. W kwestii praw wyborczych kobiet czy praw mniejszości narodowych było o wiele bardziej postępowe niż II RP. Wystarczy spojrzeć na banknoty URL – znajdziemy na nich, oprócz ukraińskiego, także język polski, jidysz i rosyjski. W rządzie URL zasiadali ministrowie, którzy nie byli etnicznymi Ukraińcami. Była idea autonomii dla Krymu. W wojsku URL i ukraińskiej Galicji wśród oficerów znajdziemy Niemców, Rosjan, Polaków, Czechów i Węgrów. Mamy w Galicji żydowski kureń. Dowódcą lotnictwa w Galicji był muzułmański książę, Osetyjczyk. Dziś jest podobnie, bo gdy spojrzymy na elity polityczne, intelektualne i gospodarcze Ukrainy, to zobaczymy ludzi z różnorodnymi korzeniami etnicznymi. Najbogatszy Ukrainiec, Rinat Achmetow, to potomek Tatarów kazańskich. Mustafa Najem, do niedawna szef Agencji Odbudowy i Rozwoju Infrastruktury, od którego postu na Facebooku zaczął się Majdan, to syn uchodźców z Afganistanu, a Gruzin Dawid Arachamia jest szefem frakcji partii prezydenckiej w Najwyższej Radzie. Do Polaków przebiła się informacja, że prezydent Zełenski jest pochodzenia żydowskiego, ale o innych podobnych postaciach wiedza w Polsce jest ograniczona.


Iza Chruślińska: Biografie tych ludzi są często fascynującymi mikrohistoriami współczesnej Ukrainy. Spójrzmy na ukraińskich Żydów. Josyf Zisels, wybitny ukraińsko-żydowski dysydent w czasach sowieckich, bardzo ciekawie pokazał ewolucję tożsamości Żydów sowieckich w Ukrainie. Za czasów ZSRR w ogóle nie było pojęcia „ukraiński Żyd” czy „Żyd z Ukrainy”. Większość Żydów sowieckiej Ukrainy miała tożsamość sowiecką powiązaną z rosyjską. Ciekawym przykładem jest dysydent Semen Głuzman, wychowany właśnie w komunistycznej, inteligenckiej rodzinie z Kijowa. W łagrze zetknął się z ukraińskimi szistdesatnykami, jednego z liderów tego ruchu nazywa swoim mistrzem duchowym, chodzi o Iwana Switłycznego. Głuzman uważa się za ukraińskiego dysydenta. Podobnie Zisels, gdy KGB dwukrotnie go aresztowało, to uważało go za dysydenta żydowskiego, nie ukraińskiego. Nie chcieli uwierzyć, że Żyd może się czuć Ukraińcem. Dlatego dostał łagodniejsze wyroki niż ukraińscy dysydenci. Zisels, podobnie jak i inni ukraińscy dysydenci, zwraca uwagę w swoich publikacjach na coś, co w Polsce się często odrzuca, a mianowicie, że dysydenci rosyjscy rozumieli się z ukraińskimi tylko w kwestii walki z komunizmem. Natomiast ówcześni rosyjscy demokraci przeważnie nie rozumieli, do czego potrzebna jest niepodległa Ukraina. Tacy ludzie jak Zisels i Głuzman byli zapowiedzią zjawiska, które Zisels nazwał „ukrainizacją Żydów w Ukrainie”. Przyspieszyła ona bardzo po rewolucji godności. Dziś w telewizji widzimy na froncie ukraińskich żołnierzy żydowskiego pochodzenia, modlących się w jarmułkach. Kto o tym mówi w Polsce? Niemal nikt, my nadal nie znamy dobrze Ukrainy.

Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Piotr Tyma: Z okazji rocznicy niepodległości Ukrainy Mosze Azman, naczelny rabin Ukrainy, napisał piosenkę, którą sam wykonuje w języku ukraińskim. To jest bardzo symboliczne. Rabbi Azman jest od początku wojny zaangażowany w działania pomocowe nie tylko dla Żydów. Jeździ Tora-busem po Ukrainie i pomaga wszystkim poszkodowanym przez wojnę, a jednocześnie zbiera w Izraelu pieniądze na pomoc Ukrainie. Przekonuje też izraelskich polityków, że to, co się dzieje w Ukrainie, jest ważne dla Izraela. Powtarza, że on jest po stronie Ukrainy i Izrael powinien prowadzić inną politykę.


Warto też przywołać Aleksandra Rodniańskiego, kiedyś szefa prywatnej ukraińskiej telewizji 1+1. To kijowski Żyd, który był obecny w życiu społeczności żydowskiej Kijowa, a jednocześnie wiele robił dla przywrócenia do sfery publicznej języka ukraińskiego. Telewizja 1+1 była programowo ukraińska. Z jego inicjatywy powstało prestiżowe pismo filmowe „Kino Koło” wydawane w języku ukraińskim. W pewnym momencie Rodniański wyjechał do Moskwy. Był właścicielem telewizji. Produkował filmy rosyjskie, które dostawały prestiżowe nagrody („Lewiatan” czy „Niemiłość”). Po 24 lutego wyjechał z Rosji i przyjął proukraińską narrację. Mówi, że wojna dotyka go bezpośrednio, bo on się czuje kijowianinem. Jest rosyjskojęzyczny, ale identyfikuje się z Ukrainą. Teraz nawet hollywoodzcy aktorzy o żydowskich korzeniach, jak Mila Kunis, podkreślają, że pochodzą z Ukrainy i się z nią identyfikują. Angażują się w różnego rodzaju projekty charytatywne. Przyjeżdżają do Ukrainy, spotykają się z ludźmi, wspierają Ukrainę jako jej adwokaci w USA. Inną wspólnotą, która odgrywa dzisiaj bardzo ważną rolę w Ukrainie, są Tatarzy krymscy. W tym roku musieli obchodzić dwie bolesne rocznice: 80-lecie ludobójczej deportacji oraz 10-lecie okupacji Krymu. Jak sądzicie, dlaczego kwestia ludobójstwa jest szczególnie ważna dla Ukraińców?


P.T.: Uznanie tego ludobójstwa przez Kijów w 2015 roku to było symboliczne zamknięcie rozdziału postsowieckiej historii Ukrainy. Oznaczało koniec patrzenia na wydarzenia z przeszłości, nie tylko krymsko-tatarskiej, ale w ogóle ukraińskiej, z perspektywy rosyjskiej: carskiej, a później sowieckiej.

I.C.: Tatarzy byli na Majdanie 10 lat temu, ich obecność była widoczna. Przyszli z hasłami dotyczącymi ich problemów, ale uczestniczyli w kluczowych wydarzeniach dla całej Ukrainy. Po okupacji Krymu sprawa Tatarów krymskich zyskała zdecydowanie większą uwagę Ukraińców. Bo oni wcześniej byli w Ukrainie, ale tak naprawdę jakby nie byli, bo żyli gdzieś daleko, na Krymie, tacy obecni nieobecni. I zarówno ich historia, jak i ich życie na Krymie, który jednak był mocno zrusyfikowany, mało kogo interesowały. Natomiast od czasu okupacji Krymu sytuacja szybko się zmieniła. Nastąpił exodus elit tatarskich w głąb Ukrainy, szczególnie do Kijowa i Lwowa. Chodzi nie tylko o historycznych przywódców Tatarów krymskich, Mustafę Dżemilewa i Refata Czubarowa, ale też wielu aktywistów, dziennikarzy, twórców kultury. Okazało się, że są bardzo aktywni na wygnaniu, zakładają organizacje, mają kanał telewizyjny. Krymskość, która była gdzieś na peryferiach, nagle weszła z przytupem do mainstreamu. Wydaje mi się, że informacje, które przez 10 lat docierały z Krymu, o prześladowaniach, represjach Tatarów krymskich, za ich sprzeciw wobec okupacji i wierność Ukrainie, uwrażliwiały wielu Ukraińców na ich los. Kijów zaczął dużo mówić o Krymie na arenie międzynarodowej.


Ciekawe jest także to, jak rosyjskojęzyczni Tatarzy przechodzą na język ukraiński. Znany reżyser i aktor, Achtem Seitabłajew, jest tego najlepszym przykładem – po 2014 roku stał się ukraińskojęzycznym patriotą. Ci Tatarzy patriotami byli wcześniej, tylko że rosyjskojęzycznymi patriotami Ukrainy. W 2014 roku, kiedy zorganizowaliśmy z Piotrem w Polsce pokaz jego filmu o ludobójstwie Tatarów, „Chajtarma”, on przyjechał, ale nie był w stanie mówić po ukraińsku, za co zresztą przepraszał. Natomiast teraz płynnie mówi po ukraińsku. Wcześniej Tatarzy krymscy chcieli mieszkać w Ukrainie, a Ukraina była zadowolona, że Krym jest ukraiński, i pozwoliła im wrócić po 1989 roku. W rzeczywistości sprawy tatarskie Kijów przez dekady zaniedbywał. Natomiast w tej chwili już nie ma wątpliwości, że dla Ukrainy los Krymu oraz Tatarów krymskich jest sprawą honoru i strategicznego bezpieczeństwa. Z drugiej strony dla Tatarów jest oczywiste, że wygrana Ukrainy i odbicie Krymu to jedyny gwarant tego, że w przyszłości i oni będą mogli zachować swoją tożsamość i kulturę, tak jak dzisiaj mogą Ukraińcy.


P.T.: Z jednej strony mieliśmy całe pasmo zaniechań po 1991 roku oraz błędnych wyobrażeń o historii i losach Tatarów krymskich. Ten temat w ogóle nie funkcjonował w przestrzeni ogólnoukraińskiej. Gdy powstało niepodległe państwo ukraińskie, uważałem, że istnieją podobne wyzwania i wspólne interesy między ukraińskim i tatarskim ruchem demokratycznym. Na przykład wielu Tatarów, podobnie jak Ukraińcy na południu i wschodzie Ukrainy, żyło stale pod wpływem rusyfikacji, utraciło język ojczysty na rzecz języka rosyjskiego, zachowując przy tym tożsamość narodową. Niestety, wiem, że byli i tacy ukraińscy politycy po 1991 roku, którzy tej wspólnoty nie rozumieli i zgodnie z wypracowanym w okresie sowieckim schematem postrzegali Tatarów krymskich jako zagrożenie dla Ukrainy. Natomiast bohaterska postawa Tatarów w okresie pierwszych miesięcy inwazji „zielonych ludzików” na Krym zmieniła nastawienie społeczeństwa ukraińskiego. Nie można powiedzieć, że było ono wcześniej negatywne, raczej opierało się na braku wiedzy i świadomości, jak ważny jest Krym i jak proukraińscy są Tatarzy. Tę zmianę widać dziś w kinie. W 2019 roku na ekrany wszedł film produkcji polsko-ukraińskiej „U311 Czerkasy” opowiadający o trałowcu, który w 2014 roku najdłużej stawiał opór Rosjanom. W filmie zostało przedstawione małżeństwo Tatarów krymskich, które pomaga ukraińskim marynarzom. Na okręcie obok bandery ukraińskiej marynarki wojennej zostaje wywieszona flaga Tatarów krymskich.

Wesprzyj nas na PATRONITE


Dzisiaj Tatar krymski, Rustem Umerow, jest ministrem obrony Ukrainy, wysyła drony i rakiety na rosyjskie bazy na Krymie.


P.T.: Nominacja Umerowa na ministra obrony to bardzo ważne wydarzenie, bo po prezydencie to jest dzisiaj stanowisko państwowe numer dwa. To prawdziwy fenomen, że społeczność tatarska, która w momencie powstania niepodległej Ukrainy znajdowała się na tak trudnych pozycjach startowych, dokonała tak wielkiego skoku. Przecież jeszcze w 1991 roku bardzo często nie mieli ziemi, powracali z różnych odległych obszarów Związku Sowieckiego, zaczynali w nieprzyjaznym środowisku Krymu rosyjskojęzycznego, Krymu bardzo sowieckiego, i to w większym stopniu niż inne regiony Ukrainy. Panowała tam sowiecka i carska mitologia Krymu. I nagle pojawili się Tatarzy krymscy, którzy przypomnieli o tym, że Półwysep Krymski należy do nich. Żeby lepiej zrozumieć, co się stało, trzeba przypomnieć o imponującej samoorganizacji Tatarów, która pomogła im przetrwać dekady na wygnaniu, a dziś pomaga w tym skoku. Pozycja Tatarów krymskich w dzisiejszej Ukrainie robi wrażenie. Oprócz Umerowa mamy pierwszą wiceminister Emine Dżeparową. Mamy też Dżamalę, znakomitą piosenkarkę, wspomnianego już Seitabłajewa czy młodego, zdolnego reżysera Narimana Aliewa. I to jest nowe pokolenie. To są ludzie w średnim wieku, znacznie młodsi od Czubarowa i Dżemilewa.

I.C.: Tak, ale to samo dotyczy całej Ukrainy, to jest część wymiany pokoleniowej. Zaczęła się przed Euromajdanem, ale przede wszystkim nastąpiła przez pełnoskalową wojnę. W momencie, kiedy skończy się wojna w Ukrainie, to pokolenie nie będzie chciało powrotu do starego. Wojna i zmiana pokoleniowa wymuszają, siłą rzeczy, zmiany w polityce, w myśleniu o Ukrainie, o historii Ukrainy, bo to jest bardzo ważne, że przez pełnoskalową wojnę także młodzi Ukraińcy nabyli świadomość historyczną, której wcześniej prawie nie mieli, raptem w dwa lata. To jest ekspresowe tempo. Dzisiaj mamy do czynienia właściwie z innym społeczeństwem, innym myśleniem, inną mentalnością, innym podejściem do państwa, kultury ukraińskiej czy tożsamości narodowej. Jej fundamentem jest identyfikacja z państwem, posiadanie obywatelstwa. Dlatego tak normalna staje się sytuacja licznej obecności w elitach Tatarów krymskich, Żydów i przedstawicieli innych narodowości. Jarosław Hrycak, ukraiński historyk, słusznie zauważył, że dzisiaj bardzo ważne dla tożsamości Ukrainy jest myślenie w kategoriach integralności terytorialnej. Od 2014 r. Krym z wakacyjnej „destynacji” na czas letniego wypoczynku, z którym się przede wszystkim kojarzył przeciętnemu obywatelowi Ukrainy, stał się ważną „ukradzioną” częścią Ukrainy. Dziś o jej odzyskanie upominają się nie tylko politycy, instytucje tego państwa, ale także zwykli obywatele niepochodzący z Krymu. Ukraina zawsze była centrum spotkania wielu narodowości, wielu kultur, cywilizacji, które tam się mieszały i tworzyły tę wyjątkową dzisiejszą Ukrainę. Jeśli się weźmie po uwagę całą historię Ukrainy, to owszem, Ukraińcy bywali nacjonalistami i próbowali stworzyć etnicznie czyste państwo, taki był wtedy trend w Europie, ale z drugiej strony widzimy dzisiaj siłę narodu obywatelskiego i akceptację przez Ukraińców roli innych kultur i narodów w ich historii.


W Ukrainie funkcjonowały różne historyczne, negatywne stereotypy dotyczące i chanatu, i Tatarów krymskich. Czy to się też teraz zmienia – to postrzeganie relacji krymsko-tatarsko-ukraińskiej?


P.T.: Myślę, że tak jak w każdym kraju to jest kwestia lektur szkolnych, mediów, podręczników historii. To się zmienia, bo sowiecka i carska narracja powstawały głównie na podstawie rzekomego permanentnego antagonizmu kozacko-tatarskiego. Kładziono nacisk jedynie na konflikt, nie na współpracę. Za to eksponowano współpracę ukraińskich Kozaków z Rosjanami, a przemilczano konflikty między nimi.

I.C.: Jak ciebie teraz słucham, to od razu skojarzył mi się piękny artystyczny film „Mamaj” Ołesia Sanina z 2003 roku. Bez wątpienia to dzieło, które było kluczowe dla przełamania tego stereotypu, bo pokazało przenikanie, ścisłe powiązanie, nawet w walce świata kozackiego i tatarskiego. Dla mnie to jest wizualny majstersztyk. Ten efekt przenikania został uzyskany w niesamowity sposób poprzez opowieść z dwoma narracjami: kozacką i krymsko-tatarską utrzymaną w formie poetyckiej. Reżyser świetnie wykorzystał w filmie wątki literackie z XVI-XVII wieku: kozacką „Dumę o braciach azowskich” oraz „Pieśń derwisza”.


Niedawno po raz pierwszy zobaczyłem go w kinie, wcześniej oglądałem na komputerze. W kinie robi niesamowite wrażenie, to jeden z tych filmów, których oglądanie na laptopie powinno być zabronione. Piotrze, wiem, że od dawna interesujesz się Tatarami krymskimi i dostrzegasz ich powiązania nie tylko z Kozakami, ale też z Ukraińcami z Polski.


P.T.: Zaczęło się w szkole średniej od obowiązkowych lektur do nauki języka ukraińskiego, klasycznych ukraińskich powieści historycznych, gdzie było sporo wątków z okresu wojen kozacko-tatarskich. W części tych powieści był silnie zaakcentowany negatywny stereotyp w odniesieniu do Tatarów krymskich. I na takiej samej zasadzie jak nie „kupowałem” filmów i książek z okresu PRL-u, pokazujących Ukraińców („bandy” UPA) jako szwarccharaktery, podobnie ten negatywny obraz Tatarów budził mój opór, ale i zainteresowanie. Natomiast później zainteresowali mnie „żywi” Tatarzy krymscy, którzy tak jak Ukraińcy z Polski doświadczyli w 1944 roku wypędzenia z ziemi rodzinnej. Na Krymie byłem tylko raz, ale to wystarczyło, żeby dostrzec niebywałą skalę niszczenia i zacierania przez Sowietów śladów krymsko-tatarskiej przeszłości i kultury. Znałem to z południowo-wschodniej Polski, to były podobne metody, tak po 1944 roku niszczono i zacierano ślady po ukraińskich wsiach i cerkwiach. Zmieniano nazwy miejscowości, nakładano cenzurę na pozytywne pisanie o historii ziem pogranicza. Utwierdziłem się wówczas w przekonaniu, że istnieje wspólnota losów między nami a nimi. Dzisiaj Rosja, na wzór Sowietów, stosuje brutalne represje wymierzone w Tatarów na okupowanym przez nią Krymie. Uważam, że w Polsce zdecydowanie za mało się o tym mówi.

Czytając w okresie studenckim o ruchu dysydenckim w ZSRR, podziwiałem fenomenalną wręcz samoorganizację Tatarów krymskich i poświęcenie ich liderów, czego przykładem jest chociażby biografia Mustafy Dżemilewa. Zrobił na mnie ogromne wrażenie fakt, że Tatarzy potrafili doprowadzić do tego, że ich rehabilitacja w ZSRR i powrót na Krym stały się jedną z centralnych kwestii w działaniach ukraińskich i rosyjskich dysydentów, m.in. generała Hryhorenki czy Sacharowa. W tym samym okresie zainteresowałem się również prometeizmem i historią nierosyjskich narodów ZSRR. W tym kontekście także musieli pojawić się Tatarzy krymscy. Czytałem dużo o złożonych postawach tych narodów podczas II wojny światowej, w tym współpracy niektórych ich przedstawicieli z Niemcami. Wiedziałem, że historia bywa niejednoznaczna i nie można wszystkich wrzucać do jednego worka i zbiorowo nazywać ich zdrajcami. Kategorycznie nie można przyjmować sowieckiej narracji na temat II wojny światowej. Ja starałem się zrozumieć racje tych ludzi, gdyż dla wielu narodów nierzadko to Sowieci byli znacznie większym zagrożeniem niż hitlerowskie Niemcy. Najważniejszą rolę, w moim przypadku, odegrała jednak po prostu ciekawość i chęć poznania i zrozumienia innego narodu, jego kultury, racji, historii, losów.
Adam Balcer – politolog, antropolog kultury, dyrektor programowy Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego we Wrocławiu.

Inne artykuły Adama Balcera
W pewnym momencie okazało się, że są mi bliskie. Takie „olśnienie” to czasami kwestia jednego silnego osobistego przeżycia. Pamiętam, że bardzo mnie poruszyło wykonanie przez Dżamalę na festiwalu w Jurmali tradycyjnej łemkowskiej pieśni „Oj wersze, mij wersze”. Zrobiła to w sposób fenomenalny, nadając tej pieśni własną, nowoczesną interpretację i wykorzystując swoje unikalne umiejętności wokalne. Pomyślałem, że to ona, Tatarka krymska, jak mało kto, potrafi wczuć się w doświadczenie nas, Ukraińców z Polski.