Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk / 29.08.2024
Aleksandra Pyka

Słowacka normalizacja. Koalicja rządzi kłamstwem i represjami

Polityka słowackiego rządu, tworzonego przez koalicje partii SMER, Hlas i SNS, z Robertem Ficą na czele, coraz częściej przywodzi na myśl normalizację, która nastąpiła po Praskiej Wiośnie. Ten z pozoru niewinny termin dla mieszkańców Czechosłowacji oznacza cenzurę i represje. Atak na niezależne media, radykalna polityka w sferze kultury, marginalizacja opozycji i rehabilitacja skorumpowanych prokuratorów sprawiają, że na Słowacji mówi się nawet o odnowie totalitaryzmu.
Foto tytułowe
Kolarovo, Słowacja - 22 kwietnia 2024 r: Tomas Taraba, minister środowiska i wicepremier Słowacji (Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



Wraz z inwazją wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację 21 sierpnia 1968 nastąpiła tzw. normalizacja, czyli przywrócenie kontroli Komunistycznej Partii Czechosłowacji nad wszystkimi aspektami życia. Proces ten przyniósł czystki, represje i masowe ucieczki dziesiątek tysięcy osób. Po ponad pół wieku Słowacy, jeśli nie pamiętają, to mogą się przekonać jak po Praskiej Wiośnie, gdy próbowano wprowadzić socjalizm z ludzką twarzą, wyglądało zaprowadzanie socjalistycznej „normalności”.

Mimo, że normalizacja, która nastała po sierpniu 1968 roku, była wprowadzana w ustroju totalitarnym, gdzie władzę absolutną miała jedyna słuszna partia, to dzisiaj to słowo w mediach pojawia się na Słowacji coraz częściej w kontekście zmian wprowadzanych przez rząd. Teoretycznie sytuacja jest zupełnie inna, bo działają jeszcze mechanizmy demokratyczne. Jednak coraz częściej pojawiają się próby ich osłabienia i konsolidacji władzy. Członkom rządzącej koalicji Smer – Hlas – SNS wydaje się, że skoro wygrali wybory to mogą robić wszystko, na co tylko mają ochotę. Nawet jeśli odbywa się to kosztem obywatel, a przede wszystkim demokracji.

Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite

Przejęcie mediów i ograniczenie wolności słowa


Po wygranych w 2023 roku wyborach rząd Roberta Ficy natychmiast zerwał komunikację z najważniejszymi i największymi redakcjami w kraju, w tym z redakcją portalu Aktuality.sk, gdzie pracował zamordowany w 2018 r. dziennikarz Ján Kuciak. Rzekomym powodem tego kroku jest to, że media te są wrogo nastawione do rządu. Od polityków koalicji rządowej często można także usłyszeć, że są to media finansowane z zagranicy, zatem nieobiektywne. Jednocześnie wzmocniona została pozycja tzw. dezinfomediów, które dają przestrzeń medialną politykom rządowym i przytakują im bez względu na to, czy politycy mówią prawdę, czy szerzą nieprawdziwe informacje.

Kolejnym krokiem rządu Roberta Ficy był plan przejęcia radia i telewizji publicznej RTVS. Gdy jednak okazało się, że wcześniejsze rządy ustawowo zagwarantowały RTVS bardzo dużą niezależność, zdecydowano się na likwidację RTVS i stworzenie nowej instytucji. To, że obecny rząd ma chrapkę na RTVS, z której chce zrobić coś w rodzaju TVP za czasów Jacka Kurskiego, było jasne zaraz po wyborach. Tylko dzięki twardej postawie opozycji nie udało im się dokonać tego w trybie ekspresowym. Mimo to, rządowi Ficy udało się osiągnąć swój cel i z dniem 1 lipca 2024 roku RTVS przestała istnieć. Na jej miejsce powołano nową - STVR, która wciąż nie ma nowego logo, domeny internetowej ani nawet zarejestrowanej osobowości prawnej.

Po likwidacji RTVS i stworzeniu STVR pojawiły się uzasadnione obawy, że rząd będzie dążyć do rosnącej kontroli politycznej nad całą przestrzenią medialną, a także życiem zwykłych obywateli. Przewodniczący SNS Andrej Danko otwarcie występuje z propozycją zmian w ustawie o swobodnym dostępie do informacji, które przewidują m.in. utajnienie informacji na temat działań rządu oraz wprowadzenie w instytucjach publicznych płatności za udostępnianie mediom i osobom postronnym informacji publicznych.

Już wcześniej wypowiedzi polityków koalicji rządzącej pod adresem dziennikarzy można było uznać za bezprecedensowe werbalne zastraszanie i obrażanie, teraz w mediach zaczęły pojawiać się doniesienia o cenzurze, naciskach i zmianach w przygotowywanych materiałach.

W mediach prywatnych wcale nie jest lepiej, bo politycy koalicji bojąc się niewygodnych pytań przestali brać udział w debatach. W efekcie TV JOJ ściągnęła z ramówki swój program Na hrane, a jego prezenterka Jana Krescanko Dibáková opuściła telewizję. Ta sama sytuacja spotkała Richarda Dírera, prezentera programu V politike w telewizji TA3. Później pojawił się spór między setką pracowników a kierownictwem TV Markíza po przedwczesnym zakończeniu politycznego programu Na telo. Prowadzący program Michal Kovačič podczas relacji na żywo powiedział, że zarówno on, jak i pracownicy zajmujący się serwisem informacyjnym od początku roku borykają się z naciskami ze strony władz stacji oraz polityków. W efekcie Kovačič został zdjęty z anteny i dostał wypowiedzenie.


Cenzura i narzucanie tego, co jest „właściwe”


Koalicja Smer-Hlas-SNS nie miała jednak zamiaru ograniczać się do przemeblowania sfery medialnej. Wraz z przejęciem władzy zaczęli uprawiać krytykę działalności kulturalnej i forsować zmiany w funduszach wspierających sztukę i instytucje kultury. Powodem zmian i wprowadzenia swoich ludzi do tych funduszy była rzekoma demoralizacja sztuki, która propagowała ideologię LGBT+. Ministra w rządzie Ficy Martina Šimkovičová uważa, że „słowacka kultura ma być słowacka i żadna inna”. Dlatego jednym z powodów odwołania dyrektorki Słowackiej Galerii Narodowej było to, że w budynku, ani przed nim, nie ma słowackiej flagi, a ogólnie to według „ministerskiej eksperckiej” oceny w galerii nie są prezentowane dzieła słowackich artystów.

18 sierpnia sekretarz stanu ministerstwa środowiska (tak, środowiska) Štefan Kuffa (SNS) na jednym z lokalnych festynów przerwał spektakl „Moje baby” w wykonaniu Koszyckiego Teatru Narodowego. Przedstawienie jest w repertuarze od 2016 roku, a teatr na swojej stronie zwraca uwagę, że to przedstawienie dla osób powyżej 18 roku życia. Kuffa jednak widząc wśród publiczności dzieci zaczął krzyczeć i doprowadził do przerwania przedstawienia. Jak później się bronił: „początkowo był to piękny wieczór, odbyła się impreza folklorystyczna i msza święta. Na koniec puścili perwersyjny film, a na widowni były małe dzieci. Wtedy wezwałem rodziców, by dzieci opuściły widownię”. Jak widać Kuffa nie dość, że nie odróżnia spektaklu od filmu, to jeszcze uważa, że może decydować o tym, co jest odpowiednie dla innych. Robi to z arogancją, z jaką komuniści zakazywali sztuk, powieści i czasopism. Jeśli jemu, czy któremuś z rodziców przedstawienie się nie podobało, zawsze mogli opuścić widownię, przecież nikt ich tam siłą nie trzymał.

Aktorka Ľuba Blaškovičová, która wystąpiła w spektaklu, napisała w mediach społecznościowych, że nigdy nie widziała czegoś bardziej szalonego, oburzającego i poniżającego twórczość artystyczną i artystę stojącego na scenie. Kuffę nazwała wprost cenzorem.

Słowackie Muzeum Ochrony Przyrody i Speleologii w Liptowskim Mikulaszu przez tego samego Štefana Kuffę musiało zmienić część ekspozycji poświęconą prehistorii, ponieważ minister miał zastrzeżenia do wystawy dotyczącej neandertalczyków. Sekretarzowi nie spodobała się scenka przedstawiająca pogański rytuał składania ludzkiej ofiary, który był powszechny na terenie Słowacji w później epoce brązu i istnieje wiele śladów, które to potwierdzają. Dziś zamiast manekina w tym miejscu znajdziemy miskę pełną zboża. Zastrzeżenia urzędnika ministerstwa opierały się nie na faktach, a na światopoglądzie. To kolejny na Słowacji przykład ideologicznej ingerencji tym razem w badania naukowe będące owocem wieloletniej pracy archeologów, historyków i speleologów.

Wszystkie działania SNS prowadzą do celowego przejęcia słowackiej kultury przez ludzi, którzy, po pierwsze, są niekompetentni do zarządzania tym obszarem. Po drugie, są powiązani z dezinfosceną, są stronniczy, homofobiczni i rasistowscy, wyznają spiskowe teorie dziejów. Jak dotąd nie zrobili ani jednego kroku, aby pomóc słowackiej kulturze. Wręcz przeciwnie, destabilizują ją i prowadzą do jej destrukcji. Dzieje się to zarówno w przenośni, jak i w dosłownym znaczeniu, bo pod ministerstwo kultury podlegają także zamki i pałace, które w tym roku najprawdopodobniej nie doczekają się remontów, bo resort zwleka z dotacjami.

Matej Drlička, zwolniony dyrektor Słowackiego Teatru Narodowego, zapytany o to co dzieje się w kulturze powiedział, że sytuacja wygląda tak jak wtedy, gdy barbarzyńcy najeżdżali Cesarstwo Rzymskie. Barbarzyńcy wdzierali się do rzymskich budynków z siekierami i młotami, niszcząc posągi i wszystko, co było funkcjonalne, tylko po to, by to unicestwić i rozbić w drobny mak. Tak samo według niego działa teraz ministerstwo kultury. I trzeba mu przyznać rację, bo nawet komuniści, gdy wprowadzali ideologiczną cenzurę mieli swoje wyobrażenie, jak ma kultura wyglądać i że ma służyć propagandzie dyktowanej przez państwo. Tutaj poza destrukcją nic nie ma.

Nie bez przyczyny więc ludzie kultury i eksperci mówią o próbie zastraszania, wprowadzeniu cenzury i pokazie siły. Procesy, które obserwujemy na Słowacji prowadzą do tłumienia wolności, indywidualności i zachwiania demokratycznymi podstawami nie tylko sztuki i kultury, ale także społeczeństwa obywatelskiego jako całości.

Wesprzyj nas na PATRONITE


Czystki wśród niewygodnych ludzi


Martina Šimkovičová to zawzięta prezenterka konspiracyjnej telewizji internetowej, która po wyborach w 2023 r., kiedy Andrej Danko (SNS) mianował ją ministrą kultury, tak mocno uwierzyła w siebie, że bez żenady stwierdziła, że może wszystko. Już kilka dni po swojej nominacji odwołała dyrektorkę międzynarodowego domu sztuki dla dzieci i nominowała swoją sąsiadkę, która w zakresie kierowania instytucjami kultury posiada identyczne kwalifikacje jak ministra, czyli żadne.

Pod koniec lipca 2024 dyrektor Słowackiego Teatru Narodowego, Matej Drlička, który przebywał na urlopie zdrowotnym, otrzymał zwolnienie w progu swojego mieszkania. Otrzymując wypowiedzenie nie poznał powodów swojego zwolnienia, dokument wręczyła mu urzędniczka w towarzystwie dwóch „goryli”. Drlička po objęciu stanowiska przez nową ministrę wielokrotnie próbował się z nią skontaktować czy spotkać - bezskutecznie. Przyczyny zakończenia kadencji Drlički nie były znane nawet szerszemu kierownictwu Słowackiego Teatru Narodowego. „Przypomniało mi to czasy ŠtB (Służby Bezpieczeństwa), która rano wchodzono do mieszkań, aby ogłaszać złe wieści” – powiedział Drlička. Dopiero wieczorem Šimkovičová przedstawiła powody odwołania go ze stanowiska. Zrobiła to na swoim koncie w… rosyjskiej sieci Telegram. Jej zarzuty wobec Drlički są sprowadzają się niemal wyłącznie do tego, że ten krytykował jej ministerstwo.

Za krytykę działań ministry stanowisko stracił także Robert Jindra, szanowany dyrygent koszyckiej filharmonii i dyrektorka Słowackiej Galerii Narodowej Alexandra Kusá. Kusá swoje stanowisko piastowała od 2010 roku i z powodzeniem zakończyła kompleksową przebudowę głównej siedziby SNG, za którą wielokrotnie nagradzano i wyróżniano tę instytucję. Ministerstwo opublikowało później oświadczenie, w którym uzasadniło jej zwolnienie niepowodzeniami w zarządzaniu podczas rekonstrukcji, oraz wcześniej wspomnianym brakiem flagi i słowackiej sztuki w galerii.

Jednak mistrzem w czystkach okazuje się minister środowiska, nominat SNS Tomáš Taraba, który od przejęcia władzy zwolnił już ponad 50 specjalistów i specjalistek, którzy w resorcie pracowali od lat, więc nie byli to polityczni nominanci. Wakaty pozostawione przez ekspertów są obsadzane przez osoby niewykwalifikowane, członków SNS lub członków jego byłej partii Život. Co więcej, procedury rekrutacji w enviroresorcie wyglądają co najmniej dziwnie. Przykładem jest ogród zoologiczny w Bojnicach, gdzie najpierw tymczasowym dyrektorem został regionalny przewodniczący SNS, Emil Divéky, który następnie dostał to stanowisko na stałe, bo dziwnym trafem był jedynym kandydatem. Innym przykładem jest dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego Peter Olexa, który był jednym z pierwszych ludzi, których Taraba nominował tuż po wyborach. Olexa w przeszłości był prawomocnie skazany za kłusownictwo. W domu miał nawet czaszkę nielegalnie upolowanego przez siebie wilka. Taraba zatrudnił także prawnika Patrika Podhorskiego, który zupełnym przypadkiem, jest jego znajomym i sąsiadem. Ponoć prawnikom związanym z byłym ministrem nie mógł wierzyć, dlatego jego znajomy uzyskał dostęp do umów ministerstwa i powiązanych instytucji za około 600 tysięcy euro rocznie.

Oczywiście jednym z argumentów, którym posiłkuje się obecny słowacki rząd przy zwalnianiu na lewo i prawo jest rzekoma chęć oszczędzania. W ten sposób z ministerstwa sprawiedliwości i kultury w najbliższym czasie znikną działy odpowiedzialne za przygotowywanie analiz. Najwidoczniej analizy są zupełnie niepotrzebne przy nieomylności obecnych polityków koalicji rządowej.

W wielu przypadkach nominacji i zatrudniania w państwowych instytucjach wyraźnie widać powiązania partyjne, rodzinne czy sąsiedzkie. Ale zerowe doświadczenie w zarządzaniu lub w obszarze, którym mają zarządzać nowi pracownicy sprawiają, że większość instytucji przestaje prawidłowo funkcjonować, bo podstawieni ludzie nie wiedzą, co mają robić. Ale i to nie wszystko. Wiele resortów już teraz spóźnia się z realizacją szeregu zadań związanych z planem odnowy. I tutaj znowu liderem jest minister środowiska Tomáš Taraba, który zamiast dążyć do wprowadzenia zmian w swoim resorcie zdecydowanie więcej czasu i uwagi poświęca zmianom w RTVS, protestom obywateli, czy szerzeniu kłamstw na temat opozycji.


Sprawiedliwość to my


Na froncie walki o sprawiedliwość pierwsza padła Prokuratura Specjalna, która badała m.in. korupcję. Rzekomo była tak upolityczniona, że to było jedyne rozwiązanie. Wraz z wygranymi wyborami pojawiły się zmasowane ataki na śledczych i prokuratorów, dziwnym trafem wszelkie argumenty wobec Prokuratury Specjalnej i jej pracowników okazały się powieleniem gróźb Roberta Ficy, który w czasie, gdy był w opozycji niemal codziennie powtarzał je jak zdarta płyta na swoich konferencjach prasowych.

Później Inspektorat Policji, który podlega pod ministra spraw wewnętrznych Matúša Šutaj Estoka (Hlas) zainicjował postępowanie przeciwko funkcjonariuszom i prokuratorowi Michalowi Šúrekowi, badającym nielegalne działania osób powiązanych z partią Smer, które miały dopuścić się nadużywania policji do celów politycznych i prywatnych. Prokuratura oskarża te osoby o tworzenie zorganizowanej grupy przestępczej, której przewodził oligarcha Norbert Bödör oraz były szef policji, obecnie poseł Smeru, Tibor Gašpar.

Prokurator Ondrej Repa mówi otwarcie, że dziś w wymiarze sprawiedliwości widać dwa działające przeciwko sobie zespoły. Są ci, którzy mimo zmiany władzy dalej próbują ścigać przestępców i ci, którzy nie prowadzą śledztw, ale szukają czegoś na śledczych, pracowników operacyjnych lub prokuratorów, co ma doprowadzić do podważenia ich wcześniejszych decyzji.

W tym samym okresie, Mário Kern, długoletni komendant enviropolicji, opuścił służbę w niejasnych okolicznościach, co wywołało spekulacje o rozwiązaniu całej jednostki. Pod koniec miesiąca podobny los ma spotkać NAKA (odpowiednik polskiego CBŚ), która dotychczas zajmowała się korupcją i zorganizowaną przestępczością. Likwidacja spowoduje przeniesienie śledczych do różnych wydziałów na terenie Słowacji i rozdzielenie spraw. Śledczy, którzy są niewygodni dla władz, mogą zostać wysłani na drugi koniec kraju, co zmusi ich do rezygnacji z pracy w policji. Co więcej były szef NAKI, Ľubomír Daňko, został niedawno oskarżony o nadużycie uprawnień.

Daňko wraz z innymi oskarżonymi śledczymi brał udział w procesie, który doprowadził do skazania byłego prokuratora specjalnego Dušana Kováčika, powiązanego z partią Smer premiera Ficy. Kováčik, stał się symbolem korupcji na Słowacji, przymykał oczy na skorumpowanych urzędników i pomagał tym politykom i mafiom czuć się bezkarnie. W 2022 roku Kováčik został skazany przez Sąd Najwyższy za korupcję na osiem lat więzienia i grzywnę w wysokości 100 tysięcy euro. Został uwięziony za przyjęcie łapówki w wysokości 50 tysięcy euro od mafii w zamian za uwolnienie Ľubomíra Kudlički, lidera grupy przestępczej. Mimo że, były prokurator specjalny jest prawomocnie skazany za korupcję i ma przed sobą oskarżenia w dwóch innych sprawach, to minister sprawiedliwości Boris Susko (Smer) zawiesił wyrok Kováčika, co skutkowało jego natychmiastowym uwolnieniem. Było to wynikiem kampanii rządu Roberta Ficy pod hasłem „zadbamy o naszych ludzi”.

Równocześnie w życie weszła już kolejna nowelizacja kodeksu karnego, szyta przez partię Smer na własną miarę i dla „swoich ludzi”. Jednak efektem ubocznym tych pisanych na kolanie zmian jest to, że wielu pomniejszych złodziei i oszustów wyjdzie z więzienia, ponieważ czyny, za które zostali skazani, przestają być karalne lub ulegają przedawnieniu.

Jak widać rząd w trosce o siebie i interesy swoich ludzi zaciera granice pomiędzy władzą ustawodawczą a sądowniczą. I zdaje się, że to, że odbywa się to kosztem obywateli, nie zajmuje głów polityków, którzy skupieni są na „swoich” sprawach.





Zastraszanie i niszczenie opozycji i wszystkich, którzy się sprzeciwiają


Nawet po zamachu na premiera koalicja rządząca kontynuuje swoją politykę, która jest konfrontacyjna i poprzez przyjęcie różnych rozwiązań legislacyjnych ma na celu osłabienie opozycji oraz wszystkich tych sił i środowisk, które ślepo nie zgadzają się z obecnym rządem.

Oznacza to przede wszystkim drastyczne ograniczenie wolnej przestrzeni dla konkurencji politycznej. Mimo iż polaryzacja społeczeństwa ma głębsze korzenie, to koalicja rządowa po zamachu skoncentrowała się na próbie przekonania opinii publicznej, że ten akt, którego dokonał zaburzony psychicznie człowiek, był wynikiem działań politycznych opozycji. Co więcej Fico po powrocie do pracy niemal codziennie straszy kolejnymi zamachami i mówi o tym z taką pewnością, jakby sam je planował.

Efektem takiej retoryki jest kilka obywatelskich wniosków o likwidację opozycyjnej partii Progresívne Slovensko (PS), którymi zajmuje się teraz Prokuratura Generalna. Trudno je traktować jako oddolne inicjatywy. To raczej reakcja na słowa polityków koalicji, którzy wielokrotnie po zamachu obwiniali za niego opozycję i wzywali do likwidacji PS.

Dla polityków koalicji, którzy są odpowiedzialni za pogarszający się stan służby zdrowia, szkolnictwa, sytuacji społecznej czy transportu, jest to najlepszy sposób na odwrócenie uwagi i skierowanie jej w stronę przeciwników politycznych. Ciągłe zrzucanie odpowiedzialności na opozycję oraz niezależne media ma wytworzyć wrażenie, że to oni ciągle rzucają rządowi kłody pod nogi, nie pozwalając efektywnie zarządzać państwem.

To klasyczny schemat powtarzający się w krajach, gdzie populiści rządzą i zdobywają poparcie poprzez składanie obietnic, które często są niemożliwe albo bardzo trudne do zrealizowania. Swoimi wymówkami rząd nie tylko skrywa fakt, że nie ma realnych rozwiązań problemów słowackich obywateli, ale przede wszystkim to, że sam je spowodował. Jakby nie patrzeć Smer, z małymi przerwami na rządy opozycji w latach 2010-12 i 2020-2023, jest przy władzy już od 2006 roku, czyli łącznie 13 lat. Jednak po postawie polityków rządowych można sądzić, że zbytnio ich nie obchodzi ten smutny stan rzeczy.

Zamiast próbować naprawiać dysfunkcyjne obszary działania państwa, rząd Smer-Hlas-SNS atakuje przeciwników politycznych i dąży do ich dyskredytacji. W tym celu Robert Fico wraz z koalicjantami sfabrykowali historię o tym, że Michal Šimečka (przewodniczący PS) protestuje przeciwko czystkom w ministerstwie kultury, ponieważ osobiście czerpie korzyści z jego funduszy. Ich zdaniem dzieje się tak poprzez Fundację Milana Šimečki. Fundacja ta istnieje od ponad trzydziestu lat, została założona przez przyjaciół Milana Šimečki, i jedyne co prezes PS Michal Šimečka ma z nią wspólnego to nazwisko – Milan Šimečka był jego dziadkiem.

Po oskarżeniu lidera PS o czerpanie korzyści z fundacji nazwanej na cześć jego dziadka, politycy SNS wyszli z propozycją, by wprowadzić surowe kary dla organizacji pozarządowych za ukrytą działalność polityczną. To już kolejny pomysł ograniczenia działalności organizacji pozarządowych na Słowacji płynący z siedziby SNS. Wcześniej pod pretekstem przejrzystości w finansowaniu tych organizacji zaproponowali ustawę rodem z Rosji i Węgier, gdzie instytucje posiadające zagraniczne źródła finansowania mają być określane mianem „zagranicznych agentów”.

Lider PS, Michal Šimečka, twierdzi, że koalicja nadużywa pamięci jego dziadka dysydenta, po którym nazwano fundację. Jednocześnie opozycja nazywa próby ograniczenia działalności organizacji pozarządowych przez polityków rządowych powrotem do praktyk totalitarnych.


Ograniczenie narzędzi wyrażania sprzeciwu


Jakby tego wszystkiego było mało to, po masowych protestach na ulicach Bratysławy przeciwko ministrze kultury Šimkovičovej i ministrowi sprawiedliwości Borisowi Susce, w których udział wzięło ponad 18 tysięcy Słowaków, Fico ogłosił najnowsze działania przeciwko Šimečce. Premier chce odwołać Michala Šimečkę ze stanowiska wiceprzewodniczącego parlamentu. Do tej pory nikt od 1998 roku nie odważył się działać przeciwko niepisanej zasadzie i dobremu zwyczajowi, że jedno stanowisko wicemarszałka zawsze należy do największej partii opozycyjnej.

Inni krytycy rządu też nie mogą czuć się bezpiecznie. Politycy koalicji odgrażają się, że będą ścigać karnie wszystkich, którzy ich krytykują lub się z nich wyśmiewają, w tym twórców memów. A próby zastraszania czy uciszania przeciwników widać także poza parlamentem.

Na początku 2024 roku została złożona pierwsza petycja o odwołanie ministry kultury. Wówczas podpisało ją 188 tysięcy osób. Oczywiście Šimkovičovej nie odwołano, ale zamiast tego na wniosek ministerstwa sprawą zaczęła zajmować się policja, rzekomo chodziło o problemy z naruszeniem RODO. Ostatecznie sprawę zamknięto i wszyscy o tym zapomnieli. Do czasu.

25 lipca z inicjatywy ministry kultury policja wezwała na przesłuchanie artystkę Ilonę Németh, inicjatorkę pierwszej petycji o dymisję Šimkovičovej. Németh była aktywną uczestniczką listopada ‘89 (wtedy rozpoczęła się Aksamitna Rewolucja – masowe protesty, które doprowadziły do upadku socjalizmu w Czechosłowacji). Jednak jak podkreśla nawet wtedy nikt nie wzywał jej na policję, pierwszego wezwania doczekała się teraz, w demokratycznym kraju. „Myślałam, że podobne praktyki zakończyły się wraz z Aksamitną Rewolucją” – mówiła po przesłuchaniu artystka. Artystka mówi, że nie ma wątpliwości, że chodzi o zastraszanie i nękanie obywateli przez władze polityczne.

Po ataku na premiera politycy koalicji obiecywali, że policja będzie na poważnie zajmować się wszystkimi pogróżkami wysyłanymi pod adresem polityków bez względu na ich przynależność partyjną. Jednak nie trzeba było długo czekać, by się przekonać, że policja i sądy będące pod kontrolą rządu stosują podwójne standardy. Mężczyzna, który groził byłej prezydentce Zuzanie Čaputovej, byłemu ministrowi Jaroslavowi Naďowi i byłemu premierowi Eduardowi Hegerowi, że ich „usunie i wysadzi w powietrze”, popełnił tylko wykroczenie. Tak stwierdziła policja, więc w taki sposób sprawa ta będzie traktowana przez sąd.


Kłamstwa, które stają się prawdą


W trosce o swój spokój koalicja Smeru, Hlasu i SNS już uchwaliła nowe przepisy, które zabraniają protestów bezpośrednio przed domami polityków, czy budynkami rządowymi. Ale to okazało się za mało, bo rząd planuje już kolejne ograniczenia w organizacji protestów. Tym razem chodzi o krytykę rządu i wolność słowa. Głównym argumentem koalicji jest to, że rzekomo na ostatnim proteście organizowanym przez opozycję ludzie skandowali „Fico do więzienia”. Jest to zupełnym kłamstwem, bo ludzie krzyczeli wtedy, że do więzienia ma wrócić prawomocnie skazany były prokurator Dušan Kovačík. To kolejne kłamstwo rządzącej koalicji, które ma służyć „wspólnemu dobru”. Także tutaj mamy do czynienia z podwójną miarą, ponieważ politykom Smeru jakoś nie przeszkadzało, kiedy na ich proteście, kiedy byli w opozycji, wykrzykiwali razem z ludźmi, że „prezydentka Čaputová to amerykańska ku*wa”.

Czymś niedopuszczalnym według rządu jest także projekt stworzony przez reportera wojennego Tomáša Forró. Forró stworzył „Kuriera Podziemnego” - fikcyjny dziennik, na łamach którego postanowił zadać różnym specjalistom pytanie „Co by było, gdyby Ukraina padła?”. Efektem jest fikcyjna gazeta, która jednak przedstawia możliwe scenariusze rozwoju wydarzeń. Projekt ten ma przypomnieć wszystkim, że na Ukrainie trwa wojna, a Ukraińcy walczą także o bezpieczeństwo Słowaków i reszty Europy. Oczywiście słowacki rząd od razu zaczął krytykować ten projekt, mówiąc, że to fake news. Ale jak coś, co samo o sobie mówi, że jest fikcją, może być fake newsem? Czyżby tak bardzo zabolało, że jednak ktoś dalej nie wierzy w słowa premiera, że „w Kijowie nie ma wojny” a Rosja to najlepszy przyjaciel Słowacji?

Naginanie prawdy i wykrzywianie rzeczywistości to teraz zwykła codzienność na Słowacji. Premier Fico przy okazji rocznicy inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację (po którym nastąpiła normalizacja) swoich zachodnich partnerów porównał, choć niebezpośrednio, do sowieckich okupantów. Natomiast lider Hlasu nagrał wideo, w którym porównuje kolaborantów z 1968 roku do opozycyjnych polityków z PS. Nikt z nich nie wspomina o Moskwie. Obaj wytwarzają alternatywny świat, w którym gwałcą prawdę, historię i śmieją się prosto w twarz wszystkim świadkom i ofiarom tamtych wydarzeń.
Aleksandra Pyka – absolwentka słowacystyki Uniwersytetu Śląskiego, tłumaczka języka słowackiego, ekspertka ds. Słowacji. Autorka bloga slowacystka.pl, na którym przybliża Polakom ich bliskiego, a jednocześnie dalekiego sąsiada. Regularnie publikuje na portalu Krytyka Polityczna.

Inne artykuły Aleksandry Pyka

Nic więc dziwnego, że Komisja Europejska w swoim najnowszym raporcie wyraża zaniepokojenie sytuacją na Słowacji, podkreślając krytyczne problemy w obszarze praworządności. W szczególności, zwraca uwagę na aspekty prawa karnego i zagrożenia dla niezależności mediów publicznych. Raport sugeruje, że działania rządu mogą sprzyjać korupcji. Rząd Roberta Ficy stoi na stanowisku, że jego działania są w pełni zgodne z prawem UE, a opinia KE rzekomo opiera się tylko na doniesieniach trzech gazet krytykujących rząd.