Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Rosja / 10.10.2024
Paulina Siegień
Krwawy sok z dzikich jagód. Mechanizmy putinizmu przestają działać
Strzelanina w siedzibie rosyjskiej spółki Wildberries, zaledwie niecały kilometr od murów Kremla, to kolejny przykład rosnącej destabilizacji w Rosji, który można zestawić z ubiegłorocznym puczem Prigożyna, marcowym zamachem w Crocus City Hall czy nawet z reakcją Moskwy na ukraińską ofensywę w obwodzie kurskim. Tym razem chodzi jednak o sferę gospodarczą. W Rosji trwa „ponowny podział własności”, który w przypadku giganta rynku e-commerce przybrał formy znane z „bandyckich lat 90.”
Tula, 16.09.2021 r., Tatiana Bokalchuk podczas podpisania umowy na budowę kompleksu logistycznego Wildberries (Centrum prasowe gubernatora obwodu tulskiego)
Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!
Spór w rodzinie
Historie dużych rodzinnych firm często kończą się wielkimi rodzinnymi skandalami. Internetowy sklep o zaczerpniętej z angielskiego nazwie Wildberries Tatjana Bakalczuk założyła w 2004 roku. Urodzona w Groznym jako Tatjana Kim bizneswoman pochodzi z rodziny sowieckich Koreańczyków. Wyszła za mąż za radiotechnika Władisława Bakalczuka i przyjęła nazwisko po mężu. Władisław korzystał z nowej postsowieckiej rzeczywistości, do której wkroczył wolny rynek i kapitalizm, założył i rozwijał kilka firm. Zarówno działalność biznesowa Bakalczuków, jak i życie rodzinne układały się pomyślnie. Doczekali się siedmiorga dzieci. Gdy brali ślub, nie myśleli o intercyzie, bo nie przypuszczali, że za 20 lat ich wspólny biznes będzie rynkowym gigantem wycenianym na kilka miliardów dolarów. Poza tym mało kto myśli o rozwodzie, biorąc ślub.
Podobno pomysł na Wildberries należał do Tatjany. To ona wymyśliła, że będzie sprowadzać do Rosji ubrania z zachodnich katalogów i sprzedawać je przez internet. Początkowo firma rozwijała się dzięki zasobom biznesowym męża. Jednak Dzikie Jagody stopniowo poszerzały działalność, zamieniając się w serwis sprzedażowy, którego zasadę działania można porównać do polskiego Allegro. Wildberries stało się marketplace’em, zapewniającym infrastrukturę cyfrową i logistyczną, z której korzystali inni sprzedawcy. Było ich coraz więcej, podobnie jak klientów, i już w drugiej dekadzie XXI wieku Wildberries urosło do rangi największego sklepu internetowego w Rosji pod względem obrotów. Firma dynamicznie się rozwijała i do 2022 roku weszła również na rynek polski, oferując klientom między innymi odzież z imperialistycznymi rosyjskimi hasłami.
Prawdziwy rozkwit firmy miał jednak dopiero nastąpić, a przyczyniły się do niego pandemia i wojna w Ukrainie. Pandemia spowodowała, że ludzie zostali w domach i zamiast chodzić do sklepów, coraz więcej towarów zamawiali przez internet. Wojna, w połączeniu z sankcjami i wycofaniem się zachodnich firm z rosyjskiego rynku, zwiększyła wartość usług pośredników w handlu towarami, które stały się trudniej dostępne. Rosjanie nie mogą już na przykład pojechać na zakupy do Ikei, ale wciąż mogą nabyć towary tej sieci dzięki importowi równoległemu, czyli wwożeniu ich do Rosji przez kraje trzecie. Rzeczy, które w ten sposób trafiają do Rosji, najczęściej sprzedawane są właśnie za pośrednictwem platform takich jak Wildberries.
Tatjana Bakalczuk nie udzielała co prawda ostentacyjnego wsparcia dla putinowskiej wojny w Ukrainie, ale nie zamierzała także płynąć pod prąd. Dlatego latem 2022 roku zapowiedziała, że firma zrusyfikuje anglojęzyczną nazwę. W sierpniu tego samego roku użytkownicy strony mogli zaledwie przez dobę zobaczyć w jej nagłówku logo z napisem „Jagódki” (ros. Ягодки). Coś najwyraźniej poszło nie tak i już następnego dnia sklep znowu nazywał się Wildberries. Rzecznik prasowy firmy tłumaczył, że ta krótkotrwała zmiana była jedynie akcją marketingową. Jesienią 2022 roku w logo firmy widniały już tylko dwie litery WB.
Kwestia zmiany nazwy stała się jednak tematem marginalnym, gdy w 2024 roku właścicielka spółki radykalnie zmieniła strategię biznesową.
Dziwna transakcja
W czerwcu 2024 roku media obiegła wiadomość o planowanej fuzji Wildberries i spółki Russ, która jest największym w Rosji operatorem reklamy zewnętrznej, przede wszystkim bilbordów. Choć to duży biznes, wciąż nie można go porównać do giganta, jakim jest Wildberries. Za 2023 rok obroty sklepu wyniosły ponad 538 miliardów rubli, natomiast obroty Russ w tym samym okresie – około 28 miliardów rubli, czyli dwudziestokrotnie mniej.
Komentujący sprawę eksperci i dziennikarze, którzy śledzili rozwój biznesu Tatjany Bakalczuk, przyznawali wprost, że nie rozumieją motywacji, która stoi za tą fuzją. Wildberries nie miało żadnych powodów, by dążyć do połączenia z mniejszym i słabszym biznesowo partnerem, jest ono wręcz niekorzystne dla firmy. Mimo że Bakalczuk zawsze skąpo dzieliła się informacjami na temat swojej działalności, nic nie wskazuje na to, żeby spółka miała problemy finansowe czy jakiekolwiek inne trudności. Co prawda, w styczniu 2024 roku pod Petersburgiem spłonął wielki magazyn należący do Wildberries, a wraz z nim towary partnerów o wartości szacowanej na 10 miliardów rubli. To poważna strata, ale i ona nie wydawała się czymś, czego rosnąca w zawrotnym tempie firma nie byłaby w stanie unieść samodzielnie.
Reklamowy holding Russ należy do braci Roberta i Aleksandra Mirzojanów, ale mówi się, że tylko nominalnie. Spółka powszechnie uważana jest za aktywa oligarchy Sulejmana Kierimowa, biznesmena z Dagestanu, który ma bliskie relacje z administracją prezydenta Rosji. List w sprawie fuzji trafił nawet na biurko samego Putina. Obie strony transakcji uzasadnili ją, roztaczając przed panem Kremla wizję stworzenia spółki, która stanie się cyfrowym gigantem, zbuduje system internetowych płatności wykraczających poza Rosję, obali SWIFT, a przy okazji rzuci wyzwanie Big Techowi z Doliny Krzemowej. Będzie jak rosyjski Google z Amazonem razem wzięte. Trudno ocenić, czy Putin uznał ten plan za realny, ale swojej aprobaty udzielił.
Załatwiacz, czyli po rosyjsku mediator
Do tego momentu w historii Wildberries jedyny sensacyjny wątek ma charakter biznesowy, bo w powietrzu wciąż wisi pytanie, po co Wildberries fuzja z Russ. Sprawa przeradza się w wielki skandal rodzinno-polityczno-biznesowy, gdy Ramzan Kadyrow w lipcu publikuje w sieci nagranie ze spotkania z Władisławem Bakalczukiem. Z rozmowy wynika, że Bakalczuk przyjechał do Kadyrowa prosić o pomoc w odzyskaniu biznesu… i żony. Jego zdaniem Tatjana uwikłała się relację ze złymi ludźmi, którzy chcą przejąć ich rodzinny biznes, a ją samą zmanipulowano, by oddaliła się od męża i dzieci. Bakalczuk skarży się czeczeńskiemu watażce, że to, co się rozgrywa, to siłowe przejęcie firmy. Kadyrow kiwa ze zrozumieniem głową, mówi, że trzeba „oddać żonę mężowi”, zna tych ludzi, to ludzie z Kaukazu. Deklaruje wsparcie.
We wpływy władcy Czeczenii, także biznesowe, nikt w Rosji nie wątpi. Wydaje się wręcz, że dla Bakalczuka zaangażowanie w sprawę Kadyrowa to ostatnie koło ratunkowe. Trudno tylko zrozumieć, dlaczego Kadyrow postanowił upublicznić swoje spotkanie z mężem Tatjany Bakalczuk. Jeśli zdecydował się wystąpić w roli tzw. rieszały (od rosyjskiego słowa rieszać, czyli załatwiać, rozwiązywać), który dzięki swojej pozycji politycznej lub siłowej załatwia drażliwe kwestie między zwaśnionymi stronami, to powinien zachować dyskrecję. Może Kadyrow liczył na to, że samo publiczne poparcie Bakalczuka i jego pretensji do Wildberries wywrze presję na kaukaskich partnerach biznesowych jego żony.
Na odpowiedź Tatjany Bakalczuk nie trzeba było długo czekać. W reakcji na film Kadyrowa opublikowała swój, na którym widzimy ją siedzącą w biurze firmy w Moskwie. Rosyjska bizneswoman mówi stanowczo: „To nie jest siłowe przejęcie, to rozwód”. Przed kamerą macha dokumentem, który ma potwierdzać, że jej mąż posiada zaledwie 1 procent akcji firmy, podczas gdy do niej należy pozostałe 99 procent udziałów. Innymi słowy, tylko ona ma prawo decydować o firmie, a rola Bakalczuka w spółce jest marginalna. To jednak nie jest prawdą. Choć twarzą Wildberries od początku była Tatjana Bakalczuk, jej mąż brał aktywny udział w budowaniu i zarządzaniu firmą. Jak doszło do tak nieproporcjonalnego podziału aktywów między małżonkami, pozostaje zagadką.
Na filmiku Tatjana Bakalczuk wyjaśnia też, że nie została porwana i że jej dzieci mają się dobrze. Po jej wystąpieniu sprawa Wildberries przedstawia się w innym świetle. Bo Bakalczukowie nie mają intercyzy, więc niezależnie od podziału aktywów firmy Władisław może liczyć na połowę wspólnego majątku, czyli połowę Dzikich Jagód, które posiada jego żona. Fuzja z inną spółką może być sposobem na rozmycie aktywów, by zmniejszyć potencjalny wpływ Bakalczuka na zarządzanie firmą.
Krwawy piątek
Romanov Dvor to elitarny biurowiec, leżący w samym centrum Moskwy. Od Kremla budynek dzieli zaledwie kilometr, a firmy, które mają tu siedzibę, albo należą do rosyjskiej elity politycznej, albo działają pod jej protektoratem. Swoje biura ma tutaj także Wildberries. W piątek 18 września próbuje do nich wejść Władisław Bakalczuk. Nie jest sam. Towarzyszy mu adwokat, którym okazał się były czeczeński prokurator Аnas Elmurzajew, i obstawa z kilkudziesięciu „sportowców”, czyli kaukaskich zawodników sztuk walki, występujących w charakterze oddziału szturmowego. Ochrona budynku nie chce ich wpuścić, wywiązuje się bójka, a w końcu rozlegają się strzały. Bilans porachunków rodzinno-biznesowych w Wildberries to dwie ofiary śmiertelne, wielu rannych i 30 osób zatrzymanych. Wszyscy aresztowani na miejscu zdarzenia zadeklarowali chęć skorzystania z nowego prawa, niedawno uchwalonego przez rosyjską Dumę. Zgodnie z nim zatrzymani lub oskarżeni, jeszcze przed zakończeniem śledztwa czy procesu, mogą zgłosić chęć podpisania kontraktu z MON i wyjazdu na wojnę. W ten sposób unikną odpowiedzialności karnej.
Po strzelaninie, która wywołała w Moskwie szok nie mniejszy niż to, że ukraińskie drony dolatują do rosyjskiej stolicy, media pisały, że wśród zatrzymanych jest Władisław Bakalczuk. Ten jednak wkrótce opublikował nagrania, na których swobodnie spaceruje i deklaruje, że dalej zamierza walczyć – o firmę i rodzinę. W tym samym czasie rosyjska służba antymonopolowa ostatecznie zatwierdza fuzję Wildberries i Russ Outdoor. Na czele firmy, która powstała z połączenia aktywów, stanął Robert Mirzojan.
Z tej historii, która ewoluowała od biznesowej kontrowersji przez rodzinny melodramat do krwawego kryminału, płyną wnioski, które dużo mówią na temat kondycji dzisiejszej Rosji. Strzelaninę w biurze Wildberries w samym centrum Moskwy można zestawić z takimi wydarzeniami jak pucz Prigożyna rok temu, marcowy zamach w podmoskiewskiej sali koncertowej Crocus City Hall, w którym napastnicy zastrzelili 144 osoby i kilkaset kolejnych ranili, czy ofensywa ukraińska w obwodzie kurskim, a konkretnie reakcja rosyjskich władz na tę ofensywę.
Wszystkie te incydenty są oznakami wewnętrznej destabilizacji i pokazują, że mechanizmy wypracowane przez dwie dekady putinizmu przestają działać. Zawodzą zaufani proxy, tacy jak szef wagnerowców, który wypowiedział lojalność Kremlowi, służby specjalne nie wywiązują się ze swoich obowiązków i nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa nawet w stolicy, a armia zaatakowana na własnym terytorium ucieka z pola boju. Do gospodarki zaś wchodzą przemocowe mechanizmy rodem z lat 90., które w Rosji nazywa się często lichymi, czyli bandyckimi. W prywatyzacji majątku państwowego odziedziczonego po rozpadzie ZSRR element siłowy odgrywał kluczową rolę, strzały na ulicach dużych miast i morderstwa jako sposób na biznesowe porachunki były w Rosji codziennością. Rządy putinowskiej twardej ręki miały być odpowiedzą na chaos i przynieść stabilizację. Umowa społeczna, oparta na wymianie wolności obywatelskich na bezpieczeństwo i względny dobrobyt, działała całkiem nieźle mniej więcej do 2014 roku. Kreml przejął kontrolę nad najważniejszymi i największymi aktywami biznesowymi w kraju, a oligarchowie zostali zredukowani do roli zarządców państwowego – putinowskiego – majątku, który mógł zostać im odebrany (i przekazany innym) za brak lojalności.
Nowy podział własności
Po aneksji Krymu reżim zapewniał mniej dobrobytu, ale za to więcej godności i wstawania z kolan, putinowska umowa społeczna zaczęła erodować. Wraz z otwartym atakiem na Ukrainę w 2022 roku ostatecznie upadła. Teraz nie ma ani stabilności, ani bezpieczeństwa, a za dobrobyt trzeba płacić życiem. Transformacji ulega również rosyjska gospodarka, w której coraz większą role odgrywa państwo. Pełnoskalowa wojna uruchomiła w Rosji proces, który nazywa się „przeglądem wyników prywatyzacji”. Kreml za pośrednictwem prokuratury nacjonalizuje coraz więcej firm. O ile początkowo sądzono, że ten proces będzie dotyczyć firm ze strategicznych sektorów, takich jak energetyka czy zbrojeniówka, to wniosek o nacjonalizację największego producenta makaronów Makfa rozwiał te złudzenia. Dzisiaj nie ma w Rosji żadnej dużej firmy, której właściciele mogliby spać spokojnie. Nowy podział majątku obejmuje także aktywa, które pozostawiły po sobie zachodnie firmy wycofujące się z rosyjskiego rynku. Przykładem jest nacjonalizacja producenta nabiału Danone. Na czele spółki stanął siostrzeniec Kadyrowa. Osoby związane z przywódcą Czeczenii przejęły również część aktywów Starbucksa i sieci budowlanej OBI.
Kilka teorii
Sprawa Wildberries wpisuje się w szerszy kontekst tych procesów, choć jest bardziej zagadkowa i rodzi różne teorie na temat wydarzeń, które miały miejsce za kulisami skandalu wokół rodzinnego biznesu Bakalczuków.
Wśród nich jest interpretacja „prywatna”. Zgodnie z nią rozwód Bakalczuków zwabił graczy powiązanych z władzą, którzy wyczuli okazję do przejęcia części majątku ich firmy. Tatjana Bakalczuk chciała połączyć się z inną firmą, by ograniczyć wpływy męża w spółce. Podpis Putina pod listem intencyjnym miał zagwarantować, że Bakalczuk nie podejmie kroków prawnych w sprawie aktywów Wildberries, bo nikt w Rosji nie jest na tyle szalony, by sprzeciwiać się woli Putina.
Zgodnie z inną teorią rozwód to sprawa drugorzędna, a fuzja z Russ Outdoor jest ruchem wyprzedzającym. Zwolennicy tej teorii przypominają zarówno o styczniowym pożarze magazynu Wildberries, jak i doniesieniach o przeszukaniach w biurach firmy. Oba wydarzenia mogą sugerować, że pojawili się ludzie zainteresowani przejęciem biznesu Bakalczuków i że nie wahają się przed sięgnięciem po nieczyste metody. Zgodnie z tą teorią fuzja z Russ Outdoor stanowi polisę ubezpieczeniową, w której Sulejman Kierimow za pośrednictwem braci Mirzojanów zapewnia kremlowski protektorat.
Czysto gospodarcze wyjaśnienie zaproponował znany rosyjski ekonomista Władisław Inoziemcew, który twierdzi, że szybki wzrost Wildberries stał się problem, a struktura dochodów firmy zapowiada możliwy krach. Sklep opiera się bowiem na transakcjach z Chinami, a chińskie banki w obawie przed zachodnimi sankcjami wtórnymi zaczęły blokować operacje z rosyjskimi podmiotami. Zdaniem Inoziemcewa Tatjana Bakalczuk postanowiła zbyć część aktywów spółki na rzecz oligarchów powiązanych z Kremlem. Ci zapewne przekażą je dalej państwowym bankom, które zachowają elementy struktury Wildberries związane z płatnościami, natomiast pozostałych aktywów będą się pozbywać.
Niezależnie od tego, która z tych interpretacji jest najbliższa prawdy, w historii Wildberries nie chodzi w tej chwili o biznes, lecz o kondycję rosyjskiej państwowości. W demokratycznym państwie prawa spór rodzinny rozwiązywano by przed sądem na drodze cywilnej, a konflikt biznesowy w sądzie arbitrażowym. W dojrzałym państwie autorytarnym sprawy, w których gra toczy się o duże pieniądze, załatwia się po cichu, w drodze nieformalnych negocjacji. Władze odgrywają wtedy rolę mediatora, zapewniającego równowagę sił między różnymi grupami interesu. Tak też do niedawna było w Rosji, ale po strzelaninie w biurze Wildberries wiadomo już, że żadnej równowagi nie ma, a rację ma ten, kto posiada większą prywatną armię. Bo szturm Bakalczuka na biuro firmy, wspierany przez siły Kadyrowa, został skutecznie odparty, a to oznacza, że także druga strona była przygotowana do siłowej konfrontacji.
Paulina Siegień - z wykształcenia etnografka, rosjoznawczyni i filolożka rosyjska. Absolwentka Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Z zawodu dziennikarka, tłumaczka i redaktorka naszego portalu. Stale współpracuje z „Krytyką Polityczną” i „Newsweek”. Autorka książki Miasto bajka. Wiele historii Kaliningradu, za którą otrzymała Nagrodę Conrada oraz nominację do Nagrody Ambasador Nowej Europy.
To otwiera nowy wątek w tej historii. Z biznesowego punktu widzenia sprawa fuzji jest zakończona, ale z rodzinnego jeszcze nie, bo rozwód nie doszedł do skutku. Właścicielka Wildberries zdążyła jednak zmienić nazwisko na panieńskie i teraz nazywa się Tatjana Kim. W strzelaninie w biurach Wildberries zginęło dwóch Inguszy – ochroniarzy wynajętych przez nowego współwłaściciela spółki, Roberta Mirzojana. Ich pogrzeb w Inguszetii zamienił się w demonstrację i przypomniał o konflikcie z Czeczenią sprzed kilku lat, kiedy Ramazan Kadyrow doprowadził do niekorzystnej dla Inguszy delimitacji granic między republikami. Sprawa Wildberries nieoczekiwanie otworzyła nowy rozdział w eskalacji kaukaskich waśni. To pokazuje, jak łatwo sytuacja w Rosji wymyka się spod kontroli, a podział aktywów biznesowych może przerodzić się w konflikt etniczny, rozgrywany między dwoma regionami. Nawet podpis Putina nie był w stanie temu zapobiec.