Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Kaukaz / 26.10.2024
Stasia Budzisz
„Czy naprawdę Zachód musi znosić nasze zachowanie?” Gruzja wybiera między Europą a Rosją
„Jak wygra Gruzińskie Marzenie, zacznie czyścić opozycję. Kiedy już to zrobi, Rosja wyczyści Gruzińskie Marzenie i sprowadzi do Gruzji namiestnika. To zapewne będzie zrusyfikowany Gruzin. W tym scenariuszu Rosja całkowicie odetnie Kaukaz Południowy i Azję Centralną od Europy i sama będzie regulować dostawy gazu i wszystkie korytarze transportowe na tym terenie. To ważne wybory dla Kremla” – mówi w rozmowie ze Stasią Budzisz Gela Vasadze, analityk i politolog z Gruzińskiego Centrum Analiz Strategicznych.
(Shutterstock)
Posłuchaj rozmowy z Igorem Bancerem:
Stasia Budzisz: Gruzińska Autokefaliczna Cerkiew Prawosławna kilka dni temu wydała oświadczenie, że nie opowiada się po żadnej ze stron w nadchodzących wyborach, jednak zaznaczyła, że popiera pokój i chrześcijańskie wartości. Patrząc na hasła wyborcze kandydatów, nie ulega wątpliwości, że stoi jednak po stronie Gruzińskiego Marzenia. Wiadomo też, że rządząca partia zapewnia Cerkwi znaczne wsparcie finansowe. Na ile możliwe jest wygranie wyborów w Gruzji bez poparcia Cerkwi?
Gela Vasadze: Jest to możliwe, jeśli po prostu nie zwraca się na nią uwagi. Ale to trudne, gruzińska Cerkiew ma ogromne wpływy. Gruzińskie Marzenie postawiło na wybór między wojną a pokojem. Nie chodzi o to, że napadnie na nas Rosja, ale o to, że Globalna Partia Wojny zrobi wszystko, by to Gruzja zaatakowała Rosję. Zgodnie z ich retoryką wydarzy się dokładnie to, co wydarzyło się w sierpniu 2008 roku, kiedy wybuchła pięciodniowa wojna o region cchinwalski. To ich główny straszak na społeczeństwo.
Wyjaśnijmy może, czym jest owa tajemnicza Globalna Partia Wojny?
To gruzińska teoria spiskowa, która doczekała się nawet opracowania w anglojęzycznej Wikipedii. Jedni mówią, że to korporacja, inni – że to jednak USA albo UE. W każdym razie nie do końca wiadomo, kto jest jej członkiem i jaką rzeczywiście ma agendę, oprócz tego, że chce wciągnąć Gruzję w wojnę z Rosją i otworzyć na Kaukazie drugi front. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w jej istnienie wierzą niektórzy politycy Gruzińskiego Marzenia, i jestem niemal pewien, że wierzy w nią sam Bidzina Iwaniszwili, założyciel rządzącej partii.
A wracając do Cerkwi – jakie asy w rękawie ma opozycja?
Ona też daje wybór. Tyle że tym razem mamy do czynienia z brutalną rzeczywistością, nie teorią spiskową. Wybór sprowadza się do powrotu do Rosji lub zbliżenia do Zachodu. Jeśli stracimy relacje z Unią Europejską, to stracimy także bezwizowy ruch, a co za tym idzie – pracę na Zachodzie. To jest bardzo poważny argument, bo tyczy się najbardziej prozaicznej rzeczy – pełnej albo pustej lodówki. Perspektywa braku wiz może działać przeciwko rządzącym. I w tym przypadku Cerkiew nie ma żadnego znaczenia, niezależnie do tego, jak duży wpływ ma na politykę. Poza tym religijność w Gruzji jest w dużym stopniu pokazuchą. Nie odważyłbym się powiedzieć, że Gruzini są głęboko religijnym narodem.
Zerwane na ten moment kontakty polityków Gruzińskiego Marzenia z przedstawicielami UE oraz ryzyko utraty wiz do Europy mogą realnie wpłynąć na wynik wyborów?
Myślę, że to najważniejszy argument. Od bezwizowego ruchu zależy w tym kraju bardzo wielu ludzi. Nie mówię o studentach, ale o migrantach ekonomicznych. Poza tym my naprawdę zapomnieliśmy, co to znaczy stać w kolejce po wizę. Do dobrego łatwo się przyzwyczaić.
Przed jakim wyborem staną Gruzini i Gruzinki 26 października?
Ciekawym. Nie ma już takiej polaryzacji jak wcześniej. Jeśli nie podoba ci się Zjednoczony Ruch Narodowy, partia założona przez Saakaszwilego, możesz oddać głos na tych, co od niej odeszli. Jeśli nie chcesz mieć nic wspólnego z miszystami, możesz zagłosować na liberalno-prozachodnie partie w stylu Lelo. Jeśli zaś byłeś za Gruzińskim Marzeniem, ale cię rozczarowało, to możesz oddać głos na Griorgiego Gacharię, byłego premiera z ich ramienia, który przeszedł do opozycji. Miszyści i marzyciele mają swoje twarde elektoraty, Gacharia może zabrać głosy tych, którzy nienawidzą Saakaszwilego i odwrócili się od Marzenia, a ci, którzy chcą, by Gruzja rozwijała się ekonomicznie, mogą oddać głos na biznesmenów z Lelo. Wybór naprawdę jest.
Gruzińskie Marzenie otwarcie mówi o tym, że chce zdobyć większość konstytucyjną. Obiecuje, że zdelegalizuje opozycję, będzie zmieniać konstytucję i przywróci integralność terytorialną Gruzji. Na ile możliwe jest, że zdobędą tyle głosów?
Jeśli wybory będą uczciwe, to rządząca partia nie ma nawet szansy na zwyczajną większość. Wszystko jednak zależy od frekwencji. Na Marzenie zagłosują pracownicy budżetówki, oczywiście nie wszyscy, ale na pewno większość, czyli jakieś 25-30 procent społeczeństwa. To przede wszystkim urzędnicy i nauczyciele, którzy boją się zmiany władzy i zwolnienia z pracy. To ważne zwłaszcza na prowincji, gdzie nie ma zbyt wielu ofert pracy, a posada w urzędzie czy szkole postrzegana jest jako stabilne źródło utrzymania. To też grupa, która jest bardzo podatna na manipulacje.
Jakie?
W tym roku odbędzie się głosowanie elektroniczne, więc pracownikom budżetówki mówi się, że maszyna do zbierania głosów będzie ich fotografować. W związku z tym będzie wiadomo, kto na kogo zagłosował. Poza tym w Gruzji w zasadzie od zawsze istnieją listy, na które wpisuje się pracowników budżetówki i ich deklarowane głosy. Później straszy się ich, że po liczbie głosów okaże się, czy „nie oszukali”. Ludzie się boją, bo mogą stracić pracę.
To jedna z form fałszowania. Mówi się, że wybory w Gruzji wygrywa się przed wyborami, nie nad urnami. Jak to jest?
Specjaliści mówią, że można dobrze rozdzielić fałszowane głosy, by nie było ich widać. I można to zrobić na poziomie 5-7 procent. Kłopot w tym, że już na początku tego roku Marzenie grzebało w prawie wyborczym. Szef Centralnej Komisji Wyborczej i jego zastępca są z rządzącej partii, wcześniej było tak, że zastępca był z opozycji. Cała CKW jest w ich rękach. No, i jest jeszcze jeden element, którego nie można pomijać – kryminalny półświatek, który jest bardzo blisko rządzącej partii. Dla tej grupy najważniejsze jest to, by nie dopuścić do powrotu Zjednoczonego Ruchu Narodowego, czyli partii założonej przez Micheila Saakaszwilego. Kiedy doszedł do władzy po rewolucji róż, pierwszym krokiem, który podjął, była zdecydowana walka ze zorganizowaną przestępczością. Co prawda, teraz Saakaszwili siedzi, a jego partia nie staruje w wyborach samodzielnie, lecz w koalicji, więc teoretycznie nie jest już tak dla nich niebezpieczna. Niemniej, kryminał jest nadal jednym z ważnych elementów destabilizujących, które mogą wpłynąć na wynik wyborów.
A co z samym procesem liczenia głosów?
Wygląda na to, że tu może być trudniej manipulować niż dotychczas, bo wybory są elektroniczne. Nie wszędzie, ale w większości miejsc. Tam, gdzie systemu nie będzie, może odbyć się wolna amerykanka. Nie sądzę, by do takich miejsc dotarli też obserwatorzy. Pozostaje kwestia jasności instrukcji głosowania, czy każdy obywatel i obywatelka poradzi sobie z programem. Wydaje mi się, że ludzie starsi mogą mieć problemy z przejściem tego procesu. Pozytywne jest to, że cały system jest amerykański i to Amerykanie mają go kontrolować.
Słyszę też głosy, że Gruzińskie Marzenie może jednak „narysować” sobie dowolny wynik wyborów. Jeśli tak się stanie, co może się wydarzyć?
Zależy, jaki będzie ten dorysowany wynik, jeśli przegrają, może dojść do zamieszek. Wiele jednak zależy od frekwencji. Trudniej im będzie to zrobić, jeśli ta przekroczy 70 procent. To może być też moment prawdy dla marzycieli, bo taka frekwencja może doprowadzić do totalnej klęski rządzącej partii. Wtedy będą musieli albo przyznać się do porażki, albo pójść na konfrontację. Jeśli zaś frekwencja będzie niska, mają szansę na wszystko.
Opozycja zjednoczyła się pod Kartą Gruzińską, którą stworzyła prezydentka Salome Zurabiszwili, ale przecież wiadomo, że istnieją między nimi nieporozumienia. Prezydentka próbowała doprowadzić do rozmowy i zjednoczenia sił między Giorgim Gacharią a Mamuką Chazaradzem, założycielem Lelo, ale nie wyszło. Jeśli wygra opozycja, jakie są szanse na to, że jednak się zjednoczy?
Najważniejsze, żeby wygrać, a później już się jakoś będziemy musieli dogadać. Salome Zurabiszwili ma pomysł na to, by po wyborach powołać rząd techniczny, który po pierwsze, odwoła prawo o tzw. zagranicznych agentach, które Marzenie przyjęło w maju, i ustawę o tzw. propagandzie LGBT, która ma wejść w życie już po wyborach, po drugie – powróci do rozmów z Unią Europejską. Rząd techniczny w ciągu roku przygotuje kolejne wybory.
W których weźmie udział Gruzińskie Marzenie?
Oczywiście. Jeśli przy tym scenariuszu oddałoby władzę i przeszło do opozycji, to za rok ma szansę startować z czystą kartą. Mają pieniądze, są w stanie to zrobić.
A jeśli teraz wygra Marzenie, co to będzie oznaczało dla Gruzji?
Russkij mir. Przy takim rozkładzie nie widzę też przyczyny, dla której nie mieliby wprowadzić w życie swoich obietnic, czyli delegalizować albo stosować represje wobec opozycji. Nie muszą nikogo zabijać ani nawet zamykać w więzieniu. Wystarczy, że wyrzucą ich z kraju albo zmuszą do wyjazdu. Dla Gruzji to będzie stracona szansa na zbliżenie z Zachodem. Oddalenie jej od Europy na bardzo długi czas.
Iwaniszwili powiedział, że dogada się z Europą, jak tylko wygrają wybory. Są na to szanse?
Nie ma. Żadnych. Bo zrobił dokładnie wszystko, by to nie było już możliwe. Jest wykluczony. Nikt z nim nie będzie rozmawiał. Za daleko to wszystko zaszło.
Jedną z obietnic jest przywrócenie integralności terytorialnej, czyli powrót Abchazji i regionu cchinawlskiego do Gruzji. Jak to się ma do rzeczywistości?
Nijak. Iwaniszwili to powiedział, ale chyba nie skonsultował się wcześniej z Kremlem. Zaraz po jego wystąpieniu Siergiej Ławrow, minister spraw zagranicznych Rosji, oświadczył, że Moskwa nie zamierza odwoływać niezależności Abchazji i Osetii Południowej. Pomijając jednak wszystko, co brzmi jak fantastyka, mam pytanie: czy do swoich domów będą mogli wrócić przesiedleńcy? Przypominam, że od czasów Saakaszwilego ci wszyscy ludzie są prawnymi właścicielami nieruchomości, które musieli zostawić w 1993 roku. Jeśli więc, teoretycznie, tam wrócą, choćby w jednej trzeciej, to i tak będzie ich więcej niż Abchazów. I przy najbliższych wyborach zagłosują przecież na progruzińską partię. I co wtedy? Nie ma na to odpowiedzi. Na razie same hipotezy.
Jakie znaczenie mają te wybory dla całego regionu?
Są ważne i szczerze powiem, że zarówno Azerbejdżanowi, jak i Armenii na rękę są rządy Gruzińskiego Marzenia. Azerbejdżan jest bardzo pragmatyczny i ma dobrze poukładany biznes z rządzącą partią. Dla nich najważniejsze są regionalne projekty. Nie wtrącają się w nasze wybory, bo nie mogą psuć relacji z tym, kto będzie u sterów. Azerbejdżan dogada się z Gruzją niezależnie do tego, kto będzie rządził.
Ale Armenia zdaje się zbliżać do Zachodu i uciekać od Rosji.
Armenia ma poparcie Zachodu, ale przy tym jest nieodłączną i ważną częścią ekosystemu Rosji. I ma się naprawdę nieźle, choćby ze względu na obchodzenie sankcji, na które Zachód przymyka oko. Azerbejdżan na nią nie napadnie, bo nie opłaca mu się narażać na zachodnie sankcje. A jeśli chodzi o relacje na linii Gruzja-Armenia, to nigdy wcześniej nie były tak dobre jak teraz.
Czy Salome Zurabiszwili może być liderką?
Stasia Budzisz - reporterka, tłumaczka języka rosyjskiego i dziennikarka współpracująca z "Przekrojem" i "Krytyką Polityczną". Specjalizuje się w Europie Środkowo-Wschodniej. Jest autorką książki reporterskiej Pokazucha. Na gruzińskich zasadach.
Myślę, że może zostać premierką technicznego rządu, jako gwarantka stabilizacji i zjednoczenia opozycji. Jako ktoś, kto może doprowadzić do kolejnych wyborów za rok. Jeśli ten scenariusz się uda i ona nie będzie w tych wyborach uczestniczyć, to ma szansę wejść do historii jako bohaterka. To byłoby idealne zejście z politycznej sceny.
Znamy więc scenariusz idealny, a jaki jest ten najgorszy z możliwych?
Jeśli wygra Gruzińskie Marzenie, zacznie czyścić opozycję. Kiedy już to zrobi, to Rosja wyczyści Gruzińskie Marzenie i sprowadzi do Gruzji namiestnika. To zapewne będzie zrusyfikowany Gruzin, w zasadzie nie ma nawet znaczenia, kim będzie. W tym scenariuszu Rosja całkowicie odetnie Kaukaz Południowy i Azję Centralną od Europy i sama będzie regulować dostawy gazu i wszystkie korytarze transportowe na tym terenie. To dla niej ważne wybory.
Patrząc na wyniki sondaży, Gruzini w powalającej większości, ponad 80 procent, są za eurointegracją.
Tak. Ale zastanawiam się nad tym, czy my jako społeczeństwo jesteśmy na tę Europę gotowi. Owszem, szkoda, że możemy nie wykorzystać okna, które się przed nami otworzyło, następna szansa naprawdę może nie nastąpić. Ale nie jestem pewien, czy my sobie na tę Europę zasłużyliśmy. Czy naprawdę wypada się tak zachowywać? I czy Zachód musi znosić takie zachowanie?