Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Kaukaz / 29.10.2024
Stasia Budzisz
Wybory w Gruzji. Czy za wynikiem rzeczywiście stoi tylko Rosja?
Prezydentka Gruzji Salome Zurabiszwili oraz partie opozycyjne uznały wyniki wyborów parlamentarnych za sfałszowane i zażądały ich powtórzenia. Na zwołanej konferencji prasowej Zurabiszwili powiedziała, że to, czego obywatele i obywatelki Gruzji stali się świadkami i ofiarami, „było bezprecedensowe”. Zaznaczyła, że była to kradzież ich głosów „przy użyciu każdej dostępnej praktyki”. Nazwała te wybory „rosyjską specjalną operacją” i „nową formą wojny hybrydowej”, a aktualny rząd „reżimem”, który doprowadził do „infiltracji przez Rosję i nowej formy okupacji”. Warto się zastanowić, jak to rzeczywiście z tymi rosyjskimi wpływami w Gruzji jest i czy obywatele i obywatelki, którzy zdecydowali się zagłosować na Gruzińskie Marzenie, faktycznie wspierali tym nadchodzący ruski mir?
Salome Zurabiszwil (Departament Komunikacji Administracji Prezydenta Gruzji, Fot. Giorgi Abdaladze)
Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!
Po wyborczej sobocie w Gruzji zawrzało. Najpierw, tuż po zamknięciu lokali wyborczych, wszyscy ogłosili zwycięstwo. „Wszyscy” to rządzące od 12 lat Gruzińskie Marzenie i zjednoczona pod prezydenckim parasolem opozycja. Nic dziwnego. Obie strony kierowały się innymi wynikami pierwszych exit poll. Opozycja powoływała się na sondaż Edison Research, który zdaniem gruzińskich analityków myli się najrzadziej i pokazał jej zwycięstwo. Trzy bloki i jedna partia, z których składa się opozycja w tych wyborach, zdobyły razem 52 procent poparcia, a Gruzińskie Marzenie 41 procent. W sztabie Marzenia wyświetlono inne wyniki. Opracowała je organizacja GORBI, która prowadzi badania rynku na zlecenie rządowych mediów. Według tego sondażu rządzący wygrali w cuglach, zdobywając 56 procent. Zjednoczona opozycja wypadła marnie, uzbierała ciut więcej niż 30 procent.
W opozycyjnych kręgach stało się jasne, że Marzenie „narysowało” wynik i uparcie będzie dążyć do wygranej. W napięciu czekano więc na wyniki z Centralnej Komisji Wyborczej. Według niej 54 procent głosów zdobyło Gruzińskie Marzenie. Zjednoczona opozycja zatrzymała się na 37,7 procent społecznego poparcia.
Taki rezultat daje rządzącej partii 89 miejsc w 150-osobowym parlamencie, pozwala ponownie stworzyć rząd i daje możliwość przegłosowania większości ustaw.
W niedzielę prezydentka Gruzji Salome Zurabiszwili oraz opozycyjne partie uznały wyniki wyborów parlamentarnych za sfałszowane i zażądały ich powtórzenia. Na zwołanej konferencji prasowej Zurabiszwili powiedziała, że to, czego obywatele i obywatelki Gruzji stali się świadkami i ofiarami, „było bezprecedensowe”. Zaznaczyła, że była to kradzież ich głosów „przy użyciu każdej dostępnej praktyki”. Nazwała te wybory „rosyjską specjalną operacją” i „nową formą wojny hybrydowej”, a aktualny rząd „reżimem”, który doprowadził do „infiltracji przez Rosję i nowej formy okupacji”. Wezwała ludzi do pokojowych protestów, a międzynarodowych partnerów – UE i USA – do niewspółpracowania z „nielegalnym rządem”. Zwróciła się do nich z prośbą o „aktywne wsparcie” i ochronę obywateli.
Wyborom parlamentarnym w Gruzji przyglądała się Międzynarodowa Misja Obserwacji Wyborów prowadzona przez Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE/ODIHR. W oświadczeniu podpisanym przez Josepa Borrella i Komisję Europejską napisano, że „dzień wyborów był dobrze zorganizowany pod względem proceduralnym, ale charakteryzował się napiętą atmosferą z częstymi naruszeniami tajności głosowania, a także doniesieniami o zastraszaniu i naciskach na wyborców, co negatywnie wpłynęło na zaufanie publiczne do procesu”. Sygnatariusze wezwali CKW i inne ograny do „wypełnienia obowiązku niezwłocznego, przejrzystego i niezależnego zbadania i zajęcia się nieprawidłowościami wyborczymi i zarzutami naruszeń wyborczych. Nieprawidłowości te muszą zostać wyjaśnione i usunięte”.
Na ten dokument powołuje się Gruzińskie Marzenie, które zaprzecza zarzutom o fałszerstwo wyborcze i oskarża opozycję oraz organizacje pozarządowe o kampanię oszczerstw i dezinformacji.
Jednak dowody zebrane przez misje obserwacyjne My Voice oraz GYLA zdają się temu przeczyć. 28 października, dwa dni po wyborach, gruzińska organizacja My Voice opublikowała raport, w którym informuje, że złamała system elektronicznego systemu głosowania, co pokazuje, w jaki sposób dochodziło do fałszerstwa [głosowanie elektroniczne odbyło się w Gruzji po raz pierwszy, objęło 90 procent punktów wyborczych i wydawało się nie do obejścia – przyp. red.]. Dodatkowo zebrała ponad 370 dowodów – materiałów wideo i zdjęć – na przeprowadzone fałszerstwa w samym dniu wyborów. 26 października My Voice otrzymało ponad 900 zgłoszeń o naruszeniu procedur wyborczych z 1131 punktów, które były pod ich obserwacją.
Głosowanie elektroniczne
Słaby punkt elektronicznych wyborów okazał się banalny. Ale od początku.
W każdym lokalu wyborczym komisja składała się 17 osób. Zgodnie z procedurą w dniu wyborów powinno odbyć się losowanie funkcji między członkami. W tym kontekście najważniejszą rolę odgrywała osoba odpowiedzialna za rejestrację wyborców. Do jej zadań należała weryfikacja głosujących na podstawie dowodu tożsamości i zdjęcia, które po wpisaniu numeru ID pojawiało się na ekranie monitora rejestratora. Jeśli weryfikacja przebiegała prawidłowo, wyborca otrzymywał kartę wyborczą, oddawał głos, a następnie znakowano jego kciuk prawej ręki specjalnym płynem, widocznym pod specjalną lampą. To zabezpieczenie przed potencjalnym oszustwem, którego mógłby dokonać, oddając głos jeszcze w innym lokalu.
Z raportu My Voice wynika, że część lokali wyborczych przeprowadziła losowanie do komisji już tydzień przed wyborami i w związku z tym organizacje monitorujące nie miały możliwości obserwować tego procesu. W niektórych punktach stoły rejestratorów zostały przyparte do ściany, co uniemożliwiało skuteczny monitoring, a w innych nie pozwalano obserwatorom patrzeć w monitory lub po prostu zmuszano ich do opuszczania lokali.
Zdaniem My Voice fałszerze pojawiali się w lokalach wyborczych ze swoimi dowodami, do których były przyklejone kartki z numerami ID innych osób. Czasem przedstawiali także kserokopie dowodów innych ludzi, pokazując je „sprzymierzonym” rejestratorom. Ci wpisywali numer do bazy i wydawali kartę do głosowania. Machinacje były widoczne także przy znakowaniu płynem – w niektórych punktach zamiast płynu używano wody. Obserwatorzy natknęli się na niesprawne lampy, w niektórych przypadkach w ogóle ich nie stosowano, unikano także wylewania płynu na dłonie. Zaznaczyli też, że przed lokalami wyborczymi wywoływano zamieszki i chaos, by odwrócić ich uwagę.
W deklaracji My Voice czytamy:
„Misja obserwacyjna zauważa, że oprócz wspomnianego schematu działały inne metody, w tym: wykorzystanie grup przestępczych do wywierania presji na wyborców, przekupywanie i wywieranie na nich wpływu w różnych formach, które miały na celu sfałszowanie wyborów i uzyskanie pożądanej liczby głosów”.
Szantaże, przekupstwo i listy z nazwiskami głosujących na przykład pod groźbą utraty pracy, zwłaszcza w sektorze administracyjnym – nauczycieli i urzędników, nie są w Gruzji nowością. Według moich informatorów za głos Gruzińskie Marzenie płaciło od 50 do nawet 400 lari (około 600 złotych), w zależności od regionu. To jednak praca wykonana przed wyborami, nie w ich dniu.
Zachód wstrzymuje się z uznaniem wyborów
Po deklaracji prezydentki 13 korpusów dyplomatycznych, w tym Polski, uznało wybory parlamentarne w Gruzji za nielegalne i wezwało do przeprowadzenia śledztwa. Dziś dołączyła także Łotwa, choć szefowa łotewskiego MSZ, Baiba Braže, powiedziała, że dokument „słabo opisuje powagę naruszeń podczas wyborów”. Rząd szwedzki, jak podaje portal Sweden Herald, wstrzymał wszelką bezpośrednią współpracę z Gruzją i przeznaczył 25 milionów koron na rzecz społeczeństwa obywatelskiego. Do tej pory wydzielał dla Gruzji około 200 milionów koron rocznie.
Powyborczy protest, który został zwołany na poniedziałek, otworzyła Zurabiszwili, zwracając się do zgromadzonych słowami: „nie przegraliście wyborów!”. Zaapelowała o spokój i zapewniła, że doprowadzi do końca dochodzenie w sprawie fałszerstwa. Potem oddała głos przedstawicielom partii opozycyjnych, które jeszcze przed protestem oświadczyły, że nie przyjmą poselskich mandatów. Jednym głosem żądają ponownego przeprowadzenia wyborów parlamentarnych. Te, które odbyły się 26 października, nazywają „rosyjskimi”.
Zdawać by się mogło, że zachodni świat zareaguje podobnie i wstrzyma się od współpracy z gruzińskim rządem przynajmniej do ogłoszenia wyników śledztwa. Te nadzieje rozwiał premier Węgier, Viktor Orbán, który wczoraj wieczorem przyjechał z wizytą do Tbilisi. Pochwalił, że rząd Gruzińskiego Marzenia nie pozwolił zmienić Gruzji w „drugą Ukrainę”, a gruziński naród wybrał najlepiej, jak mógł: zagłosował za pokojem i za rządem, który nie chciał „bezsensownej wojny”.
Warto zaznaczyć, że Orbán był pierwszym politykiem, który jeszcze w dniu wyborów pogratulował Gruzińskiemu Marzeniu zwycięstwa. Zaraz po nim gratulacje złożyli prezydent Azerbejdżanu, Ilham Alijew, i premier Armenii, Nikol Paszynian. Tuż przed rozpoczęciem protestu Orbán był w hotelu Marriot, niedaleko budynku parlamentu. Kiedy z niego wychodził, został wygwizdany i wybuczany przez tłum ludzi gromadzących się na protest. Jego wizytę krótko skomentował Josep Borrell: „nie ma znaczenia, co powie pan Orbán w czasie swojej wizyty w Gruzji. Nie przedstawia stanowiska UE”.
Rosyjskie pochwały i europejskie miraże
Tymczasem z Rosji płyną pochwały i słowa poparcia dla Marzenia. Pierwsza była naczelna propagandystka, Margarita Simonian, która na swoim Telegramie napisała o Gruzinach, że są „zuchami”, bo tak mądrze wybrali. Były prezydent Dmitrij Miedwiediew z kolei powiedział, że Zurabiszwili jest marionetką, która działa niezgodnie z konstytucją, za co grozi jej nie tylko utrata stanowiska, ale także więzienie. Agencje TASS i Ria Novosti prześcigają się w newsach o nadciągających do Gruzji snajperach szkolonych w Ukrainie, którzy chcą doprowadzić do Majdanu. „Zachód w swoich próbach zakłócania wewnętrznej sytuacji politycznej w Gruzji po wyborach z 26 października i sprowokowania kolejnej kolorowej rewolucji nie cofnie się przed niczym: do republiki przybywają snajperzy wyszkoleni w Ukrainie, by organizować prowokacje podczas masowych protestów”. Ciekawe, że obie redakcje opierają się na tym samym cytacie od nieznanego informatora.
Warto się zastanowić, jak to rzeczywiście z tymi rosyjskimi wpływami w Gruzji jest i czy obywatele i obywatelki, którzy zdecydowali się zagłosować na Gruzińskie Marzenie, faktycznie wspierali tym nadchodzący ruski mir. Nie wszystko jest takie proste.
Oczywiście, nie można mówić o braku rosyjskich wpływów na wybory w Gruzji, bo wydają się one bezdyskusyjne. Wystarczy choćby spojrzeć na modus operandi rządzącej partii, która wprowadza ustawy skopiowane z Rosji, czy samo prowadzenie narracji przedwyborczej. Gruzińscy analitycy, tacy jak Wachtang Maisaia, Gela Vasadze czy Gia Nodia, nie mają wątpliwości co do tego, że Gruzińskie Marzenie korzystało i korzysta z pomocy Kremla.
O ile jednak Kreml może (bo przecież nie mamy twardych dowodów) mieć bezpośredni wpływ na rządzącą partię, to jego wpływ na samych wyborców jest już bardziej ograniczony. Większość elektoratu Marzenia jest za wstąpieniem do Unii Europejskiej i to do nich było skierowane główne hasło kampanii: „Z godnością do Europy!”.
Gruzini korzystają z Europy. Pracują, uczą się, studiują, jeżdżą na urlopy. I nie wierzą, że to stracą. To w końcu Gruzińskie Marzenie podpisało z UE umowę stowarzyszeniową i to za ich rządów zniesiono wizy, a Gruzja stała się krajem kandydackim. Co więcej, obiecują też, że w 2030 roku Gruzja stanie się członkinią UE. Tyle że na swoich zasadach. A to się Gruzinom podoba.
Autorytarna Gruzja
A co do zaoferowania miała opozycja? Podczas kampanii wyborczej nawet nie pofatygowała się, by odwiedzić regiony kraju. Co więcej, nie była w stanie się nawet ze sobą dogadać, wykreować wspólnego lidera. Mieli tylko jeden cel – obalić Gruzińskie Marzenie. A potem się zobaczy. Żadnego planu, żadnej strategii. Jeszcze w marcu analitycy gruzińscy śmiali się, że partie powstają jak grzyby po deszczu, bo jak tylko osiągną 1 procent poparcia, to zaczynają z tego czerpać profity finansowe. Nic, tylko bawić się w politykę, brać kasę i w spokoju pić wino.
Na kilka miesięcy przed wyborami pod parasolem prezydenckim opozycja się zjednoczyła i podpisała Gruzińską Kartę. Dokument ten zakładał utworzenie technicznego rządu po wygranych wyborach – innej wersji nie przewidywano. Celem było przywrócenie Gruzji na europejską drogę, odwołanie „rosyjskich ustaw” i przygotowanie kraju do wyborów za rok.
Nie wyszło. I wygląda na to, że opozycja nie miała w zanadrzu planu B. Teraz też nikt nie przedstawia konkretów. Na razie cel jest jeden – udowodnić fałszerstwo wyborcze.
Stasia Budzisz – reporterka, tłumaczka języka rosyjskiego i dziennikarka współpracująca z "Przekrojem" i "Krytyką Polityczną". Specjalizuje się w Europie Środkowo-Wschodniej. Jest autorką książki reporterskiej Pokazucha. Na gruzińskich zasadach.
Jeśli się to nie uda, Gruzja pójdzie autorytarną drogą. Iwaniszwili nie potrzebuje do tego bezpośrednich instrukcji od Putina. Potrafi doskonale lawirować. Społeczeństwo nie musi czuć, że jest sterowane. Zresztą, jak też niedawno usłyszałam od jednego z analityków, Lewana Geradzego: „już byliśmy pod Rosją i nie było tak źle. Siedzieliśmy tam, w ZSRR, w jakimś stopniu na swoich zasadach. Byliśmy chyba najbardziej wolną zniewoloną republiką. Umiemy przystosować się do każdych warunków”.
Nawet jeśli wybory okażą się sfałszowane, to nie będzie można powiedzieć, że Gruzini sprzedali swój kraj za ruble. Sprzedali go za lari. I to nie Rosjanie im to zrobili, lecz oni sami sobie. Gruzini Gruzinom zgotowali ten los.