Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 31.10.2024
Bartosz Chmielewski

Na ulicach Wilna coraz częściej słychać rosyjski. Białorusini są coraz mniej mile widziani

Litwa od czterech lat stara się pozycjonować się jako główny krytyk reżimu Alaksandra Łukaszenki. Po stłumionej fali protestów w 2020 roku wielu Białorusinów wyemigrowało na Litwę. Tam również swoje centrum polityczne stworzyła liderka ówczesnych wydarzeń i kandydatka na fotel prezydenta – Swiatłana Cichanouska. Litwa jako państwo bliskie nie tylko geograficznie (z Wilna do Mińska jest około 180 kilometrów), ale także historycznie (oba państwa wchodziły w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego), wydawała się oczywistym kierunkiem ucieczki i działania dla demokratycznej Białorusi. Sami Litwini w 2020 roku patrzyli na sąsiadów z życzliwością, publicznie manifestując wsparcie dla walczących o demokratyczne zmiany sąsiadów. Po czterech latach od tych wydarzeń sytuacja na Litwie zaczyna się zmieniać, a życzliwe nastroje wobec Białorusinów powoli się wypalają.
Foto tytułowe
Wilno, Litwa - 16 lutego 2023 r.: Swiatłana Cichanouska, przewodnicząca Rady Koordynacyjnej Białorusi podczas obchodów Dnia Odrodzenia Państwa Litewskiego (Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



Sprawujący władzę na Litwie centroprawicowy rząd koalicyjny konserwatystów i liberałów za jeden ze swoich priorytetów uznał wsparcie dla demokratycznej Białorusi oraz sprzeciw wobec reżimu Łukaszenki. Litwa miała stać się domem dla białoruskiej opozycji, informatyków, przedsiębiorców i zwykłych ludzi zmuszonych do ucieczki ze swojego kraju. Reżim Łukaszenki miał być zaś odseparowany „murem”. Mur ten, zarówno w sensie symbolicznym, jak i dosłownym, rzeczywiście powstał. Litwa nakładała kolejne pakiety sankcji personalnych, ograniczała liczbę otwartych przejść granicznych z Białorusią, a w konsekwencji wywołanego przez Łukaszenkę kryzysu migracyjnego zbudowała zaporę na granicy. Litwa, wraz z Polską, była w czołówce państw nakładających sankcje na Białoruś, mimo że niektóre z nich miały negatywny wpływ także na litewską gospodarkę. Oficjalne stanowisko litewskiego MSZ, kierowanego przez Gabrieliusa Landsbergisa, pozostawało w tej kwestii niezmienne. Po czterech latach od wybuchu protestów na Białorusi nadal można streścić je w kilku punktach:

Litwa nie uznaje Łukaszenki jako prezydenta, a jego reżim uważa za nielegalny. Celem Litwy jest całkowita międzynarodowa izolacja białoruskiego reżimu, nakładanie kolejnych sankcji i pociągnięcie białoruskiego dyktatora do odpowiedzialności karnej za represje na Białorusi oraz wsparcie Rosji w wojnie z Ukrainą.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Litwa podaje Białoruś do Międzynarodowego Trybunału Karnego


W tym kontekście ostatnią decyzją podjętą przez rząd konserwatystów było złożenie do Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) wniosku Republiki Litewskiej o wszczęcie śledztwa w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości popełnionych przez reżim Łukaszenki. Strona litewska oskarża białoruski reżim o stosowanie deportacji, zmuszanie ludzi do emigracji i prześladowanie emigrantów. Mimo że Białoruś nie jest stroną Rzymskiego Statutu MTK, to fakt, że jest nim Litwa, a część wymienionych oskarżeń dotyczy czynów popełnionych na litewskim terytorium, stanowi w opinii władz w Wilnie wystarczającą przesłankę złożenia wniosku o ściganie Łukaszenki i jego ludzi. Litewski wniosek do MTK najprawdopodobniej okaże się nieskuteczny, ma jednak znaczenie symboliczne. Okazuje determinację Litwy oraz dobrą współpracę z białoruską opozycją na emigracji, bez której nie udałoby się zebrać wystarczających dowodów na przestępczą działalność reżimu Łukaszenki.


Opozycjoniści i informatycy, czyli migranci


Dwudziestego trzeciego sierpnia 2020 roku, kiedy w Białorusi trwały masowe protesty przeciwko wyborczym fałszerstwom, 50 tysięcy Litwinów na wzór „bałtyckiej drogi” z 1989 roku stanęło w żywym łańcuchu od Wilna do granicy w Miednikach. W tej żywej „drodze wolności” (lit. Laisvės kelias) uczestniczyli wszyscy – zwykli Litwini, politycy, byli i obecni prezydenci. Był to odruch serca wobec trwającej tuż obok walki Białorusinów o demokrację ich kraju. Już wtedy, gdy Litwini solidaryzowali się z walczącymi o wolność Białorusinami, do Wilna emigrowały osoby, których życie na Białorusi było zagrożone, sama Swiatłana Cichanouska znalazła się w Wilnie już 11 sierpnia.

Jednoznaczna postawa litewskiego rządu wobec białoruskiego reżimu i pozytywna reakcja litewskiego społeczeństwa jesienią 2020 roku z dzisiejszej perspektywy wydają się jedynie wycinkiem o wiele bardziej złożonej rzeczywistości. Litwa, otwierając się na uchodźców z Białorusi, nie spodziewała się, że „drogą wolności” w kierunku Wilna przybędzie aż tylu ludzi. Początkowo liczono, że ich przyjazd będzie miał pozytywny wpływ na gospodarkę, że uzupełnią brak rąk do pracy na litewskim rynku, a wysoce wykwalifikowani specjaliści z sektora IT mieli pozytywnie przyczynić się do rozwoju kraju. Pozytywny wpływ na wizerunek państwa litewskiego za granicą miała mieć też obecność głównego ośrodka białoruskiej emigracji politycznej z Cichanouską na czele.

Nikt chyba jednak nie oczekiwał, że w ciągu czterech lat na Litwę przyjedzie aż 62,5 tysiąca obywateli Białorusi, którzy okazali się nie tylko emigrantami politycznymi czy bogatą klasą średnią (IT), ale także migrantami zarobkowymi. Jak wskazują dane litewskich urzędów, większość Białorusinów pracuje na Litwie w logistyce, usługach i budowlance. Białoruskich programistów w kraju jest niespełna 4,5 tysiąca i stanowią oni ok. 9–10 procent aktywnych na litewskim rynku pracy obywateli Białorusi.


Robotnicy i litwiniści


Wspomniane 62,5 tysiąca białoruskich migrantów dla niewielkiej Litwy i jej społeczeństwa okazało się liczbą wręcz astronomiczną. Gdyby na Litwie zbudowano oddzielne miasto dla białoruskich imigrantów i azylantów, byłby to szósty co do wielkości ośrodek miejski w kraju. Niemal jedna trzecia tej grupy przyjechała na Litwę tylko w 2023 roku i właśnie wtedy entuzjazm wobec białoruskiej diaspory zaczął wyraźnie opadać. Momentem przełomowym wydaje się lato ubiegłego roku, kiedy na Litwie wybuchła debata o litwinizmie.

Jej źródłem byli politycy sejmowej Komisji Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony. Orędownikami walki z rzekomo szerzącym się w kraju litwinizmem byli politolog Raimundas Lopata, członek wchodzącego w skład koalicji rządowej Ruchu Liberalnego, oraz Laurynas Kasčiūnas, konserwatysta i późniejszy minister obrony narodowej. Sam litwinizm jest wielonurtową koncepcją białoruskich intelektualistów nastawionych na niepodległość. W dużym uproszczeniu pogląd ten zakłada, że przodkowie współczesnych Białorusinów stanowili fundament Wielkiego Księstwa Litewskiego. Choć jest to marginalny ruch intelektualny, Lopata i Kasčiūnas twierdzili, że radykalny litwinizm uderza w podstawy istnienia państwa litewskiego. Ich obawy dotyczyły środowisk białoruskich, które rzekomo zaprzeczały bałtyckiemu pochodzeniu wielkich książąt litewskich i kwestionowały przynależność Wilna do Litwy. Według Lopaty szerzenie się litwinizmu stanowi element wojny hybrydowej przeciwko Litwie.

Przez kilka miesięcy litwinizm był tematem debaty publicznej. Głos zabierali nie tylko politycy, ale także wybitni litewscy naukowcy, swoje stanowisko wyraziły nawet służby specjalne, które wielokrotnie podkreślały w oświadczeniach, że ideologia ta nie stanowi zagrożenia dla państwa litewskiego. W tej sprawie musiała zabrać głos również Swiatłana Cichanouska, która tłumaczyła, że radykalny litwinizm to zjawisko marginalne, a podsycanie tej debaty miało na celu poróżnienie Litwinów i Białorusinów.


Białorusini coraz mniej mile widziani


Debata o litwinizmie oficjalnie zakończyła się w lipcu 2024 roku, kiedy białoruskie organizacje podpisały wspólną deklarację, dystansując się od wspomnianej ideologii i podkreślając, że jest ona wytworem rosyjskiej i białoruskiej machiny propagandowej. Problem jednak nie został rozwiązany. Debata o litwinizmie wpłynęła na nastroje społeczne wobec Białorusinów, które zaczęły się pogarszać. Coraz częściej migracja z Białorusi była porównywana do napływu Rosjan, którzy w ostatnich latach również emigrowali na Litwę (ok. 15 tysięcy osób).

Według badań przeprowadzonych jesienią 2023 roku aż 60 procent ankietowanych Litwinów opowiadało się za zaostrzeniem warunków wjazdu Białorusinów na Litwę. Coraz częściej wyrażano obawy, że Białorusini mogą stanowić „piątą kolumnę”. Pojawiły się też zarzuty związane z infiltracją migracji przez białoruskie służby czy obawy, że imigranci będą mieli wpływ na wybory samorządowe w kraju, gdyż po pięciu latach stałego pobytu uzyskają prawo głosu. Litewska prawica, reprezentowana m.in. przez Laurynasa Kasčiūnasa, zaczęła zadawać pytania: dlaczego Białorusini, którzy uciekają przed reżimem, tak często wracają do swojego kraju pochodzenia? Głośno zastanawiano się, czy osobom podróżującym w trybie wahadłowym nie należy odebrać prawa pobytu na Litwie.

Obie debaty – ta dotycząca kwestii historycznych oraz ta związana z bezpieczeństwem – doprowadziły do dziwacznej sytuacji. Białoruscy imigranci zarobkowi zaczęli być coraz częściej postrzegani jako bierna, postsowiecka masa wywodząca się z „ruskiego miru”. Z kolei uznawanej za świadomą politycznie białoruskiej opozycji demokratycznej zarzucano promowanie wrogiej ideologii litwinizmu. W tym kontekście litewska polityka stała się wewnętrznie sprzeczna. Pojawił się rozdźwięk między międzynarodowym stanowiskiem Litwy w sprawie Białorusi a polityką wobec Białorusinów migrujących i przebywających na Litwie.


Coraz częściej słychać rosyjski


Latem 2024 roku na Litwie doszło do kilku aktów wandalizmu wymierzonych w białoruską społeczność. Niezależnie od tego, czy były to czyny pojedynczych litewskich chuliganów, czy zostały zainicjowane przez białoruskie służby w celu zaognienia sytuacji, problem ma głębszy wymiar. Walka z litwinizmem, polityczne zrównywanie Białorusinów i Rosjan oraz doszukiwanie się zagrożeń ze strony obywateli białoruskich to tylko symptomy szerszego zjawiska, czyli ogólnego problemu Litwinów z migracją.

Wspomniane 62,5 tysiąca Białorusinów stanowi znaczną, ale wciąż tylko część obcokrajowców, którzy w ostatnich latach przyjechali na Litwę. Łącznie jest ich ok. 221 tysięcy, a skupiają się głównie w trzech dużych miastach Litwy. Większość z nich to obywatele krajów, które niegdyś wchodziły w skład ZSRR. Poza Białorusinami największą grupę stanowią Ukraińcy (76 tysięcy, z czego 44 tysięcy to uchodźcy wojenni), Rosjanie (15 tysięcy), rośnie również liczba imigrantów z państw Azji Centralnej i subkontynentu indyjskiego.

Litwini coraz częściej stykają się z pracownikami usług, którzy nie mówią po litewsku. Za to coraz częściej słychać rosyjski, zwłaszcza na ulicach Wilna, co wywołuje frustrację i debatę o regulacji migracji oraz potrzebie nauki języka litewskiego przez przybyszy. W jednym z wywiadów dla litewskich mediów państwowych badaczka z Litewskiego Centrum Badań Społecznych (LMSC), Monika Frejutė-Rakauskienė, powiedziała, że to właśnie rosnąca konkurencja na rynku pracy oraz niezadowolenie z większej obecności języka rosyjskiego w przestrzeni publicznej budzą wśród obywateli Litwy obawy o bezpieczeństwo narodowe.

Gdy w 2020 i 2022 roku Litwa dość entuzjastycznie otwierała się na kolejne grupy obcokrajowców – wówczas kojarzonych z uchodźcami politycznymi i wojennymi – nikt nie spodziewał się daleko idących konsekwencji. Nie tylko litewskie społeczeństwo, ale także państwo okazały się nieprzygotowane na gwałtowny napływ migrantów. Frustracja i szok społeczeństwa odbiły się na Białorusinach. Zwłaszcza że dla Litwinów nie ma wielkiego znaczenia, czy mówiący po rosyjsku pracownik usług jest Rosjaninem, Ukraińcem czy Białorusinem.
Bartosz Chmielewski – historyk, politolog. Analityk Ośrodka Studiów Wschodnich ds. państw bałtyckich i współpracownik portalu przegladbaltycki.pl. Interesuje się regionem Morza Bałtyckiego, relacjami krajów nordyckich i bałtyckich z Rosją.

Inne artykuły Bartosza Chmielewskiego
Tych pierwszych jest zbyt mało, Ci drudzy walczą z Rosją, a więc krytykować ich nie wypada. Tych trzecich jest wystarczająco dużo, by uznać ich za zagrożenie. Jednak wyzwaniem dla Litwy nie są sami Białorusini, nawet tacy, którzy rościliby sobie historyczne pretensje do litewskiej stolicy. Prawdziwym wyzwaniem są zmiany społeczne wywołane skokowym wzrostem migracji. Litwa musi sobie odpowiedzieć na pytanie, jak zarządzać migracją, co zrobić z imigrantami, zwłaszcza jeśli krajowa gospodarka ma nadal szybko się rozwijać. Na to wyzwanie nie umiała odpowiedzieć litewska centroprawica rządząca do jesieni bieżącego roku. Wyzwania tego nie podejmie też prawdopodobnie przejmująca władzę lewica, w której programie próżno czegoś więcej niż pustego frazesu „zapewnimy kontrolę nad imigracją”.

Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie'24" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 230 000 zł.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.