Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Ukraina / 07.02.2024
Anton Saifullayeu

Paradoks białoruskiego autorytaryzmu

Wybory parlamentarne na Białorusi od zawsze miały charakter czysto formalny. Niska frekwencja oraz ograniczone zainteresowanie społeczeństwa sprawiają, że stanowią one bezpieczny sposób na legitymizację systemu poprzez wybory. Dla białoruskiego reżimu parlament i wybory parlamentarne pełnią funkcję rytuału inicjującego w polityce kadrowej państwa.
Foto tytułowe
Od czasu dojścia do władzy w 1994 r. białoruski prezydent Alaksandr Łukaszenka opracował strategię wykorzystywania wyborów jako głównej dźwigni legitymizacji swojej władzy. Zdjęcie: kremlin.ru (CC) wikimedia.commons.org



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



Od czasu dojścia do władzy w 1994 r. białoruski prezydent Alaksandr Łukaszenka opracował strategię wykorzystywania wyborów jako głównej dźwigni legitymizacji swojej władzy.

Wybory parlamentarne na Białorusi, mimo potencjalnego ryzyka dla reżimu, odbywają się z kilku istotnych powodów. Choć proces ten bardziej przypomina nominację niż rzeczywisty wybór, nadal odgrywa on ważną rolę w funkcjonowaniu systemu władzy. Pomimo autorytarnego charakteru rządów, w których od 1994 r. prezydentem pozostaje jedna osoba, organizowanie wyborów na różnych szczeblach – w tym do parlamentu i rad lokalnych – jest elementem legitymizacji systemu w oczach obywateli i międzynarodowej opinii publicznej.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Nadchodzące wybory 25 lutego 2024 r., które wyłonią członków niższej izby parlamentu oraz deputowanych do rad lokalnych, a także planowane na 4 kwietnia wybory do izby wyższej i Ogólnobiałoruskiego Zgromadzenia Ludowego nie tylko mają na celu podtrzymanie iluzji demokracji, ale są także kluczowym rytuałem w polityce kadrowej reżimu. Dla władz szczególnie istotne jest przeprowadzenie wyborów na wszystkich szczeblach, nawet w trudnych warunkach geopolitycznych, co wzmacnia ich pozycję i daje poczucie kontrolowanej stabilności.

Demokratyczne wybory na Białorusi, podobnie jak w innych krajach byłego ZSRR, odbyły się na początku lat 90. XX w., jednak nazwanie ich rzeczywiście demokratycznymi budzi wątpliwości. Głównym wyzwaniem było jednak przekonanie do tej idei (wyborów) społeczeństwa, które 70 lat funkcjonowało w ramach radzieckiego systemu totalitarnego i w związku z tym nie miało wcześniej doświadczeń demokracji ani zrozumienia jej zasad.

Pierwsze trzy lata niepodległości Białorusi były okresem intensywnych przemian, podczas którego kraj próbował przejść od życia według norm sowieckich do własnych. Jednak wciąż trudno było mówić o ukształtowanym społeczeństwie białoruskim, które rozumiałoby istotę i funkcjonowanie demokracji. Warto też pamiętać, że wcześniej Białoruś była częścią imperium rosyjskiego, które również nie miało tradycji demokratycznych. Dlatego pierwsze wybory na Białorusi, choć uznane przez społeczność międzynarodową, były mocno uwarunkowane przeszłością i nie spełniały w pełni standardów demokratycznych.

Białorusini zasadniczo nigdy nie mieli okazji doświadczyć w pełni wolnych wyborów. Społeczeństwo na początku lat 90. było bardziej „białorusko-radzieckie”, co oznacza, że wciąż kierowało się starym zestawem wartości i specyficznym rozumieniem władzy, ukształtowanym przez dekady życia w ZSRR. To właśnie tłumaczy sukces Alaksandra Łukaszenki, który jako sowiecki populista zdobył poparcie, wygrywając z bardziej prozachodnimi i nacjonalistycznymi rywalami, takimi jak Stanisław Szuszkiewicz, oskarżany o przyczynienie się do rozpadu ZSRR, oraz Zianon Paźniak, który reprezentował narodowo-populistyczne skrzydło.

Paźniak – ze swoimi ostrymi antykomunistycznymi poglądami i obietnicami, że postawi przed sądem każdego członka partii komunistycznej oraz zmusi wszystkich do używania języka białoruskiego – był swego rodzaju „nemezis” dla starej sowieckiej nomenklatury. Jego radykalne stanowisko odstraszało wielu wyborców, wciąż związanych z radziecką przeszłością. Łukaszenka, przedstawiający siebie jako obrońcę zwykłych ludzi, zdołał zdobyć zaufanie społeczeństwa, które jeszcze nie było gotowe na pełną demokratyzację i zerwanie z sowieckim dziedzictwem.


Radziecki fundamentalizm


Sowiecki fundamentalizm Łukaszenki rzeczywiście odniósł sukces, gdyż społeczeństwo wybrało lidera, który przemawiał w stylu przypominającym sowieckiego przewodniczącego kołchozu. Spośród wszystkich kandydatów to właśnie Łukaszenka potrafił skutecznie wykorzystać nostalgiczny język, aby trafić do społeczeństwa straumatyzowanego upadkiem imperium, który dla wielu był szokiem.

Z drugiej strony – skąd ludzie mieli wiedzieć, jak w praktyce działają demokratyczne wybory? Społeczeństwo, które przez ostatnie 70 lat żyło za żelazną kurtyną, nie miało szans na wykształcenie demokratycznej kultury politycznej. W ZSRR wybory nie były nawet formalnością – stanowiły raczej spektakularne widowisko organizowane przez władze. Po uzyskaniu niepodległości białoruskie wybory stały się w istocie reliktem tego sowieckiego rytuału wyborczego, pozbawionego rzeczywistej konkurencji politycznej i demokratycznych standardów. Tym samym społeczeństwo, nie mając doświadczenia z prawdziwą demokracją, było podatne na retorykę i styl władzy reprezentowane przez Łukaszenkę.

W postsowieckiej rzeczywistości ludzie musieli dokonać wyboru, jednak nie mieli doświadczenia ani narzędzi, by ocenić, kto jest dobrym kandydatem. Społeczeństwo, które przez dekady nie miało rzeczywistego wpływu na proces wyborczy, w większości nie głosowało z własnej woli, a wybór opierał się na autorytecie polityka, jego roli w czasach sowieckich oraz zaangażowaniu w system. Nowe twarze i siły polityczne budziły sceptycyzm i nieufność. Jednych postrzegano jako odpowiedzialnych za doprowadzenie do upadku ZSRR, innych – jako tych, którzy sprzedaliby kraj Ameryce, kolejnych – jako bandytów, a jeszcze innych – jako niebezpiecznych nacjonalistów. To był kompletny zestaw wrogów znanych z sowieckiej propagandy.

W rezultacie w większości krajów postsowieckich społeczeństwa wybierały dawnych liderów partyjnych i przedstawicieli nomenklatury. W Gruzji władzę objął Eduard Szewardnadze, były minister spraw zagranicznych ZSRR, podczas gdy w innych krajach do władzy doszli dawni lokalni przywódcy partyjni, tacy jak Leonid Krawczuk w Ukrainie, Askar Akajew w Kirgistanie, Saparmurat Nijazow w Turkmenistanie, Islam Karimow w Uzbekistanie, Hejdar Alijew w Azerbejdżanie i Nursułtan Nazarbajew w Kazachstanie. Alaksandr Łukaszenka na Białorusi, Emomali Rahmon w Tadżykistanie, a później Władimir Putin w Rosji stanowili kontynuację sowieckiej klasy rządzącej, choć na różnych szczeblach władzy.

Ci wywodzący się z radzieckich struktur przywódcy doskonale wiedzieli, co chcą słyszeć postsowieckie społeczeństwa. Wiedzieli, jak odwoływać się do obaw obywateli, unikać tematów, które mogłyby wywołać niepokój, i koncentrować się na tym, co ludzie pamiętali z czasów ZSRR: stabilność, płace, miejsca pracy oraz unikanie konfliktów i zagrożeń ze strony Zachodu. Ta narracja pozwalała im zyskać poparcie i utrzymać władzę w świecie, który wciąż żył w cieniu sowieckiego dziedzictwa.

Pierwsze wybory prezydenckie na Białorusi w 1994 r. miały katastrofalne skutki dla całego społeczeństwa, ponieważ wybór Alaksandra Łukaszenki okazał się brzemiennym w skutki błędem. Po rozprawieniu się z Radą Najwyższą w 1996 r. oraz po częściowo uznanych wyborach parlamentarnych zaczął formować się obecny białoruski system polityczny. Reszta historii jest dobrze znana: fizyczna eliminacja politycznych przeciwników, podporządkowanie parlamentu, represje wobec opozycji, cenzura mediów oraz systematyczne ograniczanie wolności obywatelskich.

W wyniku tych działań sąsiadująca z Unią Europejską Białoruś stała się, jak to określano po 2010 r., „ostatnią dyktaturą w Europie”. Jednak system Łukaszenki nie jest prostą dyktaturą. To skomplikowana struktura, która wymaga fasady demokracji w postaci pseudowyborczego procesu. Organizowanie wyborów, mimo że są one jedynie formalnością, ma na celu utrzymanie pozorów legitymizacji władzy i pozwala reżimowi na kreowanie iluzji, że w kraju nadal istnieje pluralizm polityczny. To złożona mieszanka represji i kontrolowanej stabilności, gdzie wybory odgrywają rolę rytuału, a nie rzeczywistego instrumentu demokracji.


Pseudodemokratyczna niezależność


Łukaszenka nie zrezygnował z organizowania wyborów, mimo że miał ku temu wiele okazji. Dla niego zwłaszcza wybory prezydenckie stały się kluczowym narzędziem legitymizacji władzy. Białoruś, podobnie jak inne kraje w regionie, reprezentuje autorytarny reżim wyborczy. W takich systemach, jak zauważyła niemiecka badaczka Petra Stykow, wybory odbywają się regularnie, a bierze w nich udział kilku kandydatów lub partii, jednak rządzący nigdy ich nie przegrywają. Stosuje się tutaj stare sowieckie metody: zastraszanie, fałszowanie wyników, represje, zabójstwa oraz cenzurę.

W ramach tej pseudodemokratycznej fasady reżim systematycznie dyskryminuje i represjonuje każdego, kto ośmieli się stanąć mu na drodze. Autorytarna władza utrzymuje kontrolę, pozornie przestrzegając demokratycznych procedur i jednocześnie brutalnie tłumiąc wszelkie próby rzeczywistej opozycji.

Dzieje się tak na wszystkich poziomach, zarówno w sferze publicznej, jak i prywatnej. W efekcie wybory przestają odgrywać swoją rolę i stają się jedynie formalnością, podczas której wyborcy zatwierdzają już wybranych do rządzenia. Aby uniknąć problemów, lepiej milczeć i głosować na rządzących. Nawet jeśli zdecydujesz się tego nie robić, wyniki i tak zostaną sfałszowane.

Fałszerstwa stanowią kluczowy element sukcesu wyborczego autokratów. Na Białorusi Centralna Komisja Wyborcza odgrywa fundamentalną rolę w tym procesie. Jej zadaniem jest organizowanie wyborów, nadzorowanie przebiegu głosowania oraz zapewnienie zwycięstwa preferowanych kandydatów w wyborach parlamentarnych. To skomplikowane przedsięwzięcie, które wymaga precyzyjnego działania, aby skutecznie utrzymać władzę w rękach rządzących.

Jak zauważa Stykow, wybory stanowią piętę achillesową autorytarnych reżimów wyborczych. Legitymacja prezydenta opiera się na jego popularności, dlatego wybory prezydenckie pełnią funkcję referendum. Mimo że wyniki mogą być manipulowane, a przeciwnicy tłumieni, konieczne jest publiczne potwierdzenie poziomu zaufania. Prezentacja ostatecznych wyników staje się rytuałem legitymizacji.

W sytuacji, gdy przeciwników jest mało, a protesty można szybko stłumić, legitymacja władzy pozostaje nienaruszona. Jednak jeśli wybory zostaną przegrane lub zwycięstwo nie będzie wiarygodne, może to prowadzić do masowych protestów i rewolucji.

Przykład Białorusi w 2020 r. doskonale ilustruje tę dynamikę. Do tego czasu nawet w krytycznych momentach reżim pozostawał stabilny podczas wyborów. W okresie „kolorowych” rewolucji i potencjalnie niebezpiecznym dla władzy 2010 r. wewnętrzne poparcie dla Łukaszenki utrzymywało się na stosunkowo wysokim poziomie, a wybory sprzyjały reżimowi. Patrymonialny nacjonalizm Łukaszenki, który co pięć lat pokonywał wrogów i bronił ojczyzny, umożliwił systemowi kontynuowanie cyklu wyborczego. Rytuał wyborczy zawsze się udawał. Jednak w sierpniu 2020 r. nastąpiło zakłócenie istniejącego porządku.

Legitymizacja systemu w Białorusi zachwiała się jak nigdy dotąd, co kosztowało Łukaszenkę i jego reżim międzynarodowe uznanie. Status quo oraz dialog z dyktatorem zostały przerwane. Reakcją obronną reżimu była agresja oraz całkowity demontaż społeczno-politycznego modelu rozwoju kraju. Po protestach w 2020 r. nastąpiło całkowite uzależnienie od Rosji, a reżim stał się współwinny wojny w Ukrainie. Mińsk przyjął również tysiące uzbrojonych bojowników z grupy Wagnera i zapoczątkował kryzys migracyjny we wschodniej części UE. Wszystko to stanowi ogromną cenę za kolejną próbę utrzymania kraju w izolacji.


Rytuał inicjacji


Po 2020 r. Łukaszenka, naśladując swojego sojusznika Putina, przekształcił się w informacyjnego autokratę. Jego władza opiera się teraz głównie na wyrafinowanej sieci dezinformacji, propagandy i rygorystycznej cenzury. Choć narzędzia te były obecne w jego arsenale już przed rokiem 2020, działały one raczej na poziomie analogowym. Po protestach nastąpiła wyraźna eskalacja represji oraz bardziej zaawansowane manipulacje narracjami.

Obecnie Łukaszenka nie stara się zdobyć nieistniejącego zaufania społecznego, lecz utrzymuje swoją legitymację w coraz bardziej podzielonym reżimie po burzliwych wydarzeniach 2020 r. Jego potrzeba potwierdzenia władzy prowadzi do intensyfikacji i bardziej podstępnego wykorzystania propagandy, co stanowi znaczną zmianę w taktyce jego rządów.

Najprawdopodobniej dotychczasowa forma wyborów prezydenckich na Białorusi zniknie. Obecny model autokracji okazał się zbyt ryzykowny dla reżimu, a konieczność wyboru nowego „prezydenta” staje się coraz bardziej paląca. Scenariusz przekazania władzy prezydenckiej przez Ogólnobiałoruskie Zgromadzenie Ludowe zmierza w kierunku bardziej totalitarnego systemu. Mińsk fragmentaryzuje instrumenty demokratyczne, by ułatwić sobie kontrolę nad społeczeństwem. Wyboru nowego lidera dokona ograniczona grupa osób lojalnych wobec reżimu, wyłonionych w sposób zapewniający większe bezpieczeństwo.

Wybory parlamentarne na Białorusi zawsze miały charakter formalny. Niska frekwencja wyborcza oraz niewielkie zainteresowanie opinii publicznej sprawiają, że są one bezpiecznym narzędziem legitymizacji systemu. Dla białoruskiego reżimu parlament i wybory do niego pełnią funkcję rytuału inicjacyjnego w polityce kadrowej. Stanowią one filtr kadrowy, źródło lojalności oraz konfiguracji politycznej. Wybór do parlamentu może być również sposobem na docenienie czyichś zasług wobec reżimu.

Po 1996 r. proces wyborczy w Białorusi przestał odgrywać rolę dźwigni demokratycznej, stając się głównym formatem legitymizacji systemu. Doprowadziło to do wyraźnego podziału w społeczeństwie w zakresie zrozumienia demokracji w stylu zachodnim, orientacji geopolitycznych oraz kształtowania unikalnej kultury politycznej. Człowiek nie może jednocześnie uosabiać tożsamości etniczno-narodowej i wartości demokratycznych, a jednocześnie głosować na Łukaszenkę; podobnie wsparcie opozycji i identyfikacja z systemem są nie do pogodzenia. Fundament wyborczy reżimu oparty jest na osobach, które akceptują tylko Łukaszenkę jako jedyny wybór.

W ciągu ostatnich 30 lat odpolitycznienie społeczeństwa przez władze, wynikające z represji i ograniczeń swobód obywatelskich, spowodowało, że dyskurs narodowo-demokratyczny stał się niezwykle amorficzny. Aktywność polityczna i obywatelska poza ramami politycznymi władz została w zasadzie ograniczona lub stłumiona, uznana za nienormatywną w świadomości społecznej. Najwyraźniej przejawiało się to w formie protestów obywatelskich pod koniec każdego cyklu wyborczego w latach 2001–2020.

Po 2020 r. reżim czuje się zmuszony do przeprowadzenia wyborów, aby wzmocnić swoją legitymację. Jednak po tak głębokiej czystce w przestrzeni społecznej i politycznej nie można oczekiwać, że wybory w 2024 r. przyniosą nową próbę obalenia białoruskiej autokracji.

Anton Saifullayeu – doktor nauk humanistycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Ukończył studia historyczne na Białoruskim Uniwersytecie Państwowym oraz studia magisterskie Studium Europy Wschodniej Wydziału Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Jego obszar zainteresowań naukowych to studia postkolonialne, teoria historiografii, postsowiecki nacjonalizm, antropologia kulturowa postsowieckiej Europy Wschodniej, a także białoruska historia idei.
Wybory parlamentarne w 2024 r. mają na celu ponowne uruchomienie modelu politycznego oraz wprowadzenie nowych osób i zmian personalnych. Jeśli jednak sytuacja nie potoczy się zgodnie z planem, armia i aparat bezpieczeństwa, demonstrując swoje wpływy i lojalność, mogą powtórzyć wydarzenia z 2020 r., jeśli będzie to konieczne dla obrony systemu. Bezpośrednia zależność Mińska od Rosji zasadniczo uniemożliwia na tym etapie jakiekolwiek protesty na Białorusi.

Artykuł został opublikowany w https://neweasterneurope.eu/2024/02/07/the-paradox-of-belarusian-authoritarianism/ New Eastern Europe].

Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie'24" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 230 000 zł.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.