Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 07.02.2024
Daria Grishchuk

Zdalna żałoba: jak białoruscy uchodźcy radzą sobie ze śmiercią bliskiej osoby

Liczba Białorusinów na uchodźstwie wciąż rośnie w wyniku represji i prześladowań po sfałszowanych wyborach w 2020 r. Większość tych, którzy wyjeżdżają, nie może wrócić, dopóki na Białorusi nie nastąpi zasadnicza zmiana. Jak pokazują doświadczenia trzech młodych białoruskich aktywistów, emocjonalny koszt ucieczki bywa czasami zbyt wysoki.
Foto tytułowe
Zdjęcie: Andrzej Rostek/Shutterstock



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



Minęły już ponad trzy lata od wyborów w 2020 r. i późniejszych protestów, które nastąpiły po sfałszowanym zwycięstwie Alaksandra Łukaszenki. W tym czasie tysiące osób doświadczyły prześladowań politycznych, a obecnie na Białorusi przebywa prawie 1500 więźniów politycznych. Ludzie nadal są aresztowani za sprzeciw wobec reżimu, a od lutego 2022 r. – także za popieranie Ukrainy.

Masowe represje spowodowały bezprecedensową falę migracji z Białorusi. Według Europejskiej Sieci dla Białorusi od 2020 r. około 145 000–170 000 obywateli tego kraju emigrowało do Polski, Niemiec, Litwy, Łotwy i Estonii. Niektórzy uchodźcy zdecydowali się pozostawać za granicą na stałe lub do czasu zmiany reżimu. Odwiedzenie ojczyzny może być dla nich niebezpieczne, ponieważ takie osoby są zatrzymywane już na granicy.

Historie trzech Białorusinów, którzy opuścili kraj z powodów politycznych i w trakcie swojego pobytu za granicą stracili bliskich, ilustrują ogromne wyzwania, przed którymi stają uchodźcy. Rozmawialiśmy z nimi o zdalnej stracie, ich decyzji o niewracaniu i doświadczeniach w oporze przeciwko reżimowi Łukaszenki.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


„Pierwsze miejsce, do którego pójdę, jeśli wrócę na Białoruś, to grób mojej matki”


W sierpniu 2021 r. Nastia nagle zdała sobie sprawę, że jest sama. Nie miała towarzysza, z którym mogłaby pójść na kawę. Wszyscy jej przyjaciele opuścili Białoruś w obawie o swoje bezpieczeństwo. Nastia pozostała w Mińsku, mając nadzieję na lepsze czasy. Sytuacja jednak się pogarszała, a ludzie z jej otoczenia byli coraz częściej aresztowani. W tym samym czasie jej status wskazywał, że także może stać się celem dla władz, gdyż aktywnie uczestniczyła w protestach w Białorusi. W październiku 2020 r. została aresztowana i spędziła 13 dni w więzieniu. To oznaczało, że znajduje się w bazach danych policji.

„W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że wszyscy ludzie, z którymi byłam zaangażowana w działalność polityczną, albo opuścili Białoruś, albo zostali uwięzieni. Jeśli mnie aresztują, nie będę miała nikogo, kto mógłby mi pomóc lub przynieść coś do więzienia. Miałam tylko moją matkę z jej słabym sercem. Pomyślałam, że nie przeżyje, jeśli zostanę aresztowana. Postanowiłam więc wyjechać”.

Nastia przeniosła się do Wrocławia w Polsce w październiku 2021 r. Planowała znaleźć pracę i kontynuować swoją działalność aktywistyczną, ale najpierw musiała odbyć dziesięciodniową kwarantannę z powodu przepisów związanych z koronawirusem. W tym czasie jej mama zachorowała na COVID-19.

„Zrobiła wszystko, co możliwe, aby pozostać bezpieczna. Zaszczepiła się i nigdy nie wnosiła zakupów od razu do środka, ale zostawiała je przed domem. Najpierw ściągała ubrania, myła je, dezynfekowała zakupy i dopiero wtedy wkładała je do lodówki. Mimo to zaraziła się”. Nastia pozostawała w kontakcie z mamą, ale trudno im było rozmawiać, ponieważ chorą podłączono do respiratora. Zwykle więc pisały do siebie.

„W pewnym momencie mama zaczęła odpisywać rzadziej. Wysyłała tylko jedną wiadomość w ciągu dnia, pytając, jak się miewam i czy znalazłam pracę – klasyczne pytania rodzicielskie. Pewnego dnia napisałam jej wiadomość, w której powiedziałam, że jestem z niej bardzo dumna, że jest moją bohaterką i ją podziwiam. Okazało się, że wysłałam to około pół godziny przed jej śmiercią”. Kobieta zmarła w wieku 58 lat. Nastię poinformowała o tym telefonicznie jej przyjaciółka. Kilka godzin później Nastia zaczęła otrzymywać telefony od krewnych. Kiedy przyjedzie? Gdzie powinni pochować jej matkę? Jaką kupić trumnę?

„Nie byłam gotowa na takie pytania. Zrozumiałam również, że nie ma gwarancji, że przybędę na pogrzeb. Mogłabym zostać zatrzymana na granicy. Uświadomiłam sobie także, że ludzi, którzy pytali mnie, kiedy przyjadę, nie było przy mnie, gdy znajdowałam się w więzieniu. Więc jeśli zostanę aresztowana, nie będą mnie wspierać. To było trudne, ale postanowiłam nie jechać. Ludzie byli zaskoczeni, mówiąc: «Jak to? To twoja mama». Ale nie czułam się winna. Gdy podjęłam decyzję, pozwoliłam temu odejść”.

Rodzina pomogła Nastii zorganizować pogrzeb. Jedna z przyjaciółek zadzwoniła do Nastii z prosektorium, aby mogła powiedzieć ostatnie słowa swojej matce. „Wyłączyła mikrofon i skierowała kamerę na twarz mojej mamy. To było dziwne doświadczenie żegnania się przez wideokonferencję. Ale myślę, że powiedziałam wszystko, co chciałam. Później miałam jeszcze kilka rozmów prosto z pogrzebu. Pierwsze miejsce, do którego pójdę, jeśli wrócę na Białoruś, to grób mojej matki. Nie mam nic więcej w tym kraju. Ale to jest dla mnie miejsce mocy, mimo że nie jestem osobą religijną. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić, że mogę nie pójść na pogrzeb mojej matki”.


„Nie byłbym przydatny, gdybym był w więzieniu”


Artsiom opuścił Białoruś podczas drugiej fali migracji w 2021 r. Jednak przygotowywał się do tego od pół roku, zbierając niezbędne dokumenty i omawiając szczegóły z partnerką i pracodawcą.

„Teraz wydaje mi się to naiwne, ale wtedy naprawdę wierzyliśmy, że uda nam się obalić reżim. Jednak pomimo mojej wiary zawsze miałem «plan B». Miałem kartę Polaka (dokument potwierdzający przynależność do Polski, który umożliwia posiadaczom podróżowanie i pracowanie w Polsce. Zwykle przyznawany jest osobom mającym polskie korzenie – przyp. red.) i wiedziałem, że mogę wyjechać”.

Artsiom aktywnie uczestniczył w protestach. W 2020 r. przyszedł zagłosować z białą wstążką na ręku, co oznaczało, że zamierzał oddać głos na Swiatłanę Cichanouską. 9 sierpnia był wśród innych osób czekających na wyniki wyborów, gdy policja zaczęła pierwsze aresztowania. Tego wieczoru Artsiom i jego przyjaciele zdołali się ukryć.

„Miałem naprawdę dużo szczęścia, że nie zostałem aresztowany. Ani razu. To jest naprawdę dziwne. Chodziłem na plac Lenina codziennie. To miejsce jest pełne kamer. Zainstalowano je po kontrowersyjnej ustawie o «społecznych pasożytach». Ludzie, w tym ja, gromadzili się tam, aby protestować przeciwko tej ustawie. W sierpniu 2020 r. chodziłem tam codziennie przez dwa tygodnie. Miałem na sobie maskę. Wszyscy ją nosiliśmy. Ale pewnego dnia dowiedziałem się, że chłopak, który był z nami, został aresztowany tuż przed swoim domem”.

Artsiom tłumaczy swoje szczęście nielogiczną naturą reżimu – każda osoba może zostać aresztowana w każdej chwili za cokolwiek. Jesienią 2020 r. protesty ustały i niemal zniknęły z globalnej agendy, ale reżim nadal więził politycznych przeciwników.

„Nie czułem potrzeby zostawać, niezależnie od wszystkiego. Zrozumiałem, że potwory w mundurach istnieją, ponieważ płacę podatki. Z moją dziewczyną postanowiliśmy wyjechać. To był powolny plan. Ale wszystko zmieniło się po tym, jak samolot z Romanem Protasewiczem (redaktorem naczelnym popularnego opozycyjnego kanału na Telegramie – przyp. red.) został zmuszony do lądowania na Białorusi i Protasewicza aresztowano. Po tym, w sierpniu 2021 r., przenieśliśmy się do Polski”.

Artsiom opisuje swoje doświadczenie migracyjne jako płynne i bezproblemowe. Nie stracił pracy i kontynuował pracę dla amerykańskiego start-upu z Warszawy. Towarzyszyła mu dziewczyna i ich kot. Wielu jego przyjaciół również przeniosło się do Polski, inni mogli go często odwiedzać. Jego przyjaciel Wania odwiedzał Artsioma kilka razy w roku. Ostatni raz przyszedł dwa tygodnie przed swoją śmiercią.

„Wania był jednym z moich najlepszych przyjaciół. Znamy się od dwudziestu lat. Był jednym z tych, którzy obudzili się później niż wszyscy w swoim kręgu. Pracował w firmie rządowej i nie interesował się polityką. Ale w 2020 r. otworzył oczy. Zaczął czytać wiadomości, oglądać kanały na YouTube. Nawet brał udział w niektórych marszach”.

Wydawało się, że Wania również chciał opuścić Białoruś, ale to było skomplikowane. Oznaczałoby to zmianę kariery, poszukiwanie pracy i przystosowanie się do nowego środowiska. Wolał zostać w domu i odwiedzać przyjaciół tak często, jak mógł.

„Byłem z przyjaciółmi, gdy dowiedziałem się, że Wania nie żyje. Mieliśmy pójść na spacer z psem przyjaciela, zakładając buty, gdy otrzymałem wiadomość od przyjaciela Stasa. Napisał: «Mój przyjaciel, Wania, nie żyje». Siedziałem i patrzyłem na mój telefon przez chwilę, nie mogąc zrozumieć, co się dzieje”. Wania zmarł w wieku 34 lat. Jechał na rowerze z kuzynem, gdy poczuł ból w klatce piersiowej. Zmarł natychmiast i został pochowany kilka dni później. Artsiom niemal natychmiast podjął decyzję, aby nie iść na pogrzeb.

„Bardzo szybko rozwiązałem ten wewnętrzny konflikt. Osoba, która odeszła, nie martwi się już tym, czy weźmiesz udział w jej pogrzebie. Jeśli jesteś osobą religijną, może być to dla ciebie ważne. Ja nie jestem. A wszystkie te rytuały tylko wywołują we mnie odrazę. Przechodziłem przez to na swój sposób. Rozmawiałem z przyjaciółmi, płakałem, oglądałem zdjęcia”. Chociaż zapisał współrzędne grobu Wani, nie zamierza go odwiedzać. Co więcej, już odpowiedział na pytanie, które niepokoi wielu Białorusinów: „Czy powinienem iść, jeśli coś się stanie mojej rodzinie?”.

„Nie poszedłbym. Powód jest ten sam. To moje bezpieczeństwo. Nie byłbym przydatny, gdybym był w więzieniu. Ani dla mojej rodziny, ani dla siebie”.


„Byłam tysiące kilometrów z dala, nie mogąc pomóc”


Julia pracowała jako dziennikarka podczas protestów na Białorusi. Relacjonowała prawie wszystkie demonstracje i miała szczęście, że nie została złapana. Jednak niektórzy jej koledzy skończyli w notorious Okrestina, gdzie więźniowie byli torturowani za udział w protestach.

„W 2021 r. sytuacja stała się gorsza dla dziennikarzy. Nasza redakcja została pozbawiona akredytacji [przez białoruski rząd]. Praca stawała się coraz trudniejsza. Ale nie myślałam o migracji”. Wszystko wydarzyło się spontanicznie. W czerwcu 2021 r. Julia i jej koleżanka zostały wysłane na miesięczną delegację do Warszawy. Kiedy tam były, represje przeciwko dziennikarzom nasiliły się. Powrót na Białoruś stał się jeszcze bardziej ryzykowny. Julia postanowiła nie wracać.

„Trudno było mi z tym sobie poradzić. Nie pożegnałam się z rodziną, przyjaciółmi ani z moją ojczyzną. Nie zerwałam umowy najmu. Wzięłam ze sobą tylko letnie ubrania”. W sierpniu 2021 r. Julia przeniosła się do Malagi w Hiszpanii. Nadal miała nadzieję, że wróci do domu. Ale w grudniu policja przyszła do domu jej rodziców i przeszukała go. Okazało się, że przeciwko Julii zostały wniesione zarzuty kryminalne.

„Powód był sfabrykowany – rzekomo powiązano mnie z kanałem Telegramu Karateli Belarusi (uznanym w Białorusi za ekstremistyczny – przyp. red.). Po tym zrozumiałam, że nie wrócę w najbliższym czasie”. Miesiąc później Julia otrzymała telefon od rodziców. Jej babcia zmarła.

„Nie chorowała, wręcz przeciwnie, była bardzo aktywna. Jeździła na rowerze po wsi, prowadziła gospodarstwo domowe. Wiadomość mnie zszokowała. Krewni zajmowali się organizowaniem pogrzebu, podczas gdy ja znajdowałam się tysiące kilometrów stąd, nie mogąc pomóc. Uczucie bezsilności było prawdopodobnie najtrudniejsze”.

Julia postanowiła nie uczestniczyć w pogrzebie. Rodzina ją wspierała – lepiej, że jest daleko, ale bezpieczna, niż blisko, ale uwięziona. Mimo to dystans sprawił, że stawienie czoła śmierci babci było trudniejsze. Julia uważa, że ważne jest, aby przejść przez wszystkie rytuały pożegnalne.

„Nie wiem, czy w pełni zrozumiałam jej śmierć. Czuję, że potrzebne mi było zobaczenie mojej opłakującej rodziny, ciała i przejście przez wszystkie rytuały – powinnam była to zrobić, aby lepiej zrozumieć swoją stratę. Odwiedziłam kościół tutaj, spojrzałam na zdjęcia i wspominałam dobre czasy. Ale nadal nie do końca to rozumiem”.

Dwa lata później Julia doświadczyła kolejnej straty – zmarł jej wujek. „Mieliśmy naprawdę bliskie relacje. Uważam, że był najzabawniejszą i najbardziej radosną osobą w mojej rodzinie. Dla mnie największą tragedią jest niemożność pożegnania się. To jest najtrudniejsza część w przetwarzaniu śmierci z zagranicy. A komunikacja z rodziną jest trudna.  
Darya Grishchukjest białoruską dziennikarką mieszkającą w Krakowie (Polska).
Jesteś tysiące kilometrów z dala, ale chcesz być tam, przytulić i wesprzeć swoją rodzinę, pomóc. Ale nie możesz być obecny. Musisz czekać, aż pogrzeb się skończy, aby powiedzieć to, co chciałeś powiedzieć, przez telefon. Ale żaden telefon nie odda twoich uczuć”.

Artykuł został opublikowany w New Eastern Durope

Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie'24" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 230 000 zł.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.