Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 24.11.2024
Paulina Siegień

Łukaszenka chciałby zamknąć rozdział. Przygotowuje się do regionalnego resetu

Łukaszenka bada grunt i przygotowuje się do ewentualnego zawieszenia broni w Ukrainie. Uważa za prawdopodobne, że Trump może pogodzić Moskwę i Kijów. W związku z tym, żeby wypaść z tego procesu regionalnego resetu, Łukaszenka musi spróbować usunąć przynajmniej niektóre czynniki drażniące w relacjach z Zachodem. Na przykład pokazać gotowość rozwiązania problemu więźniów politycznych – mówi w rozmowie z Pauliną Siegień niezależny białoruski analityk polityczny Artiom Szrajbman.
Foto tytułowe
Mińsk, Białoruś - 9 maja 2019 r.: Prezydent Republiki Białorusi Aleksander Łukaszenka (Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



Paulina Siegień: Na koniec stycznia zaplanowane są wybory prezydenckie w Białorusi. To pół roku przed końcem prezydenckiej kadencji, która mija latem. Skąd ten pośpiech?

Artiom Szrajbman: W tym pośpiechu nie ma nic bezprecedensowego, to już się na Białorusi zdarzało. Na przykład w 2006 roku wybory również odbyły się pół roku wcześniej. Sądzę, że po wydarzeniach z 2020 roku Łukaszenka po prostu zdecydował, że lepiej, by wybory odbywały się zimą. To automatycznie obniża prawdopodobieństwo jakichś politycznych rozruchów w kraju. Co prawda w tej chwili nie ma żadnych przesłanek, że w związku z wyborami mogłoby do takich niepokojów w ogóle dojść, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Dlatego wszystkie wybory, począwszy od 2020 roku – referendum w sprawie konstytucji w 2022 roku i wybory parlamentarne w 2024 roku, a teraz wybory prezydenckie – odbywają się zimą.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Czy spodziewa się Pan jakichś niespodzianek w związku z tymi wyborami?


Nie spodziewam się żadnych niespodzianek po tych wyborach, na pewno większych niespodzianek. Pewną niespodzianką mogłoby być to, gdyby Łukaszenka po raz pierwszy narysował sobie ponad 90 procent głosów. Prawdopodobnie po raz pierwszy będą to wybory prezydenckie bez kandydatów opozycji na karcie do głosowania. To są wszystko pewne nowości, ale nie można o nich mówić w kategoriach dużego zaskoczenia. W końcu trudno oczekiwać niespodzianek w procesie wyborczym na Białorusi, tak jak trudno byłoby ich oczekiwać w wyborach w Korei Północnej, Chinach czy Turkmenistanie.


Czy te wybory dla Łukaszenki będą odwetem za wybory 2020 roku, które przynajmniej w oczach części społeczeństwa i społeczności międzynarodowej pozbawiły go politycznej legitymizacji?


Tak, sądzę, że Łukaszenka postrzega te wybory jako próbę ostatecznego zamknięcia wydarzeń i procesów, które wywołał rok 2020 zarówno w oczach części społeczeństwa białoruskiej, jak i wśród części społeczności międzynarodowej. Nadchodzące wybory mają być dla niego symbolicznym zakończeniem problematycznego cyklu wyborczego 2020–2025. Teraz wkraczamy w pewien nowy okres, a stare pretensje wobec Łukaszenki można zostawić za sobą. Łukaszenka chciałby, żeby takie podejście zaważyło po tych wyborach. Nie jestem pewien, czy to się uda, ale na pewno taki jest cel.


Ale czy rzeczywiście wygrana w kolejnych nieuczciwych wyborach może przywrócić mu polityczną legitymizację?


Nie sądzę, ponieważ wszyscy z grubsza zdają sobie sprawę, że wybory nadal są niedemokratyczne i nieprzejrzyste. Tym bardziej nie można mówić o jakiejkolwiek konkurencji, gdy główni przeciwnicy polityczni siedzą w więzieniu lub zostali wyrzuceni z kraju. Przywódcy lub rządy niektórych państw mogą zacząć komunikować się z Łukaszenką, ale nie z powodu wyborów. To raczej samoistny proces. Od 2020 roku mija pięć lat, w wielu państwach zmieniła się władza. Chociażby w Stanach Zjednoczonych doszło do radykalnej zmiany. Można więc sobie wyobrazić, że nowe rządy i nowi ludzie na czele poszczególnych państw Zachodu będą szukali nowego podejścia do Białorusi. To się już zdarzało w przeszłości. Może to oznaczać kontakt na najwyższym szczeblu z Łukaszenką, a może oznaczać np. decyzję o wysłaniu ambasadora. Idąc za przykładem Węgier czy Szwajcarii, mogą tak postąpić niektóre europejskie kraje, np. Słowacja. Ale trudno mi dokładnie zgadywać, kto mógłby się na taki krok zdecydować. Mimo to nie spodziewałbym się żadnych znaczących zmian na poziomie ogólnoeuropejskim, przynajmniej dopóki nie dojdzie do przeformatowania regionu w związku z zakończeniem lub zawieszeniem wojny rosyjsko-ukraińskiej. Do tego czasu widzę niewielką szansę dla Łukaszenki na legitymizację swojej osoby poprzez przeprowadzenie kolejnych w pełni kontrolowanych wyborów.


Kwestia wygaśnięcia kadencji prezydenckiej dotyczy nie tylko Łukaszenki, ale także Swiatłany Cichanouskiej i jej zespołu, Gabinetu Tymczasowego. Czy na tym tle pojawiają się dyskusje o dalszej roli białoruskich sił demokratycznych na emigracji? Czy opozycja ma plan na wybory w 2025 roku?


Kwestia „wygaśnięcia kadencji” Swiatłany Cichanouskiej rodzi rzeczywiście pytania o rolę sił demokratycznych. Co mogą jeszcze zrobić? Czy są jeszcze w ogóle przydatne? Czy mogą pretendować do przejęcia władzy w kraju? Na ile realistyczne są te oczekiwania? Jednak to nie wybory prezydenckie są tutaj najważniejszą kwestią, ponieważ ten proces refleksji i, no cóż, pewnej degradacji wpływu sił demokratycznych trwa od paru lat. Nie sądzę, że wpływy Cichanouskiej, które będzie miała 27 stycznia, okażą się zasadniczo inne od jej wpływów 24 stycznia [wybory zaplanowane są na niedzielę 26 stycznia 2025 roku – red.]. To raczej warunkowa data, która niewiele zmienia w zakresie zdolności Cichanouskiej i jej współpracowników do budowania kontaktów na arenie międzynarodowej, przemawiania na różnych forach, lobbowania na rzecz interesów Białorusinów. Jednak, ogólnie rzecz biorąc, te wybory – czy raczej pseudowybory – odbywają się na tle nieuchronnie malejących wpływów sił demokratycznych na uchodźstwie. Opozycja ma co prawda plan na wybory w 2025 roku. Wzywa swoich zwolenników do głosowania przeciwko wszystkim, co ma być wyrazem moralnego protestu.
Artiom Szrajbman – niezależny białoruski politolog i analityk, komentator bieżących spraw białoruskich. Współpracownik berlińskiego Centrum Carnegie.
W dzisiejszych warunkach ten ani żaden inny plan emigracyjnej opozycji nie może przynieść żadnego politycznego skutku. Podobnie jak chińscy dysydenci za granicą nie mają wielkich możliwości wpływania na wybory Partii Komunistycznej w Chinach, tak i tutaj niewiele da się zrobić na odległość. Konstrukcja projektu, jakim są dzisiaj wybory na Białorusi, po prostu nie przewiduje żadnej konkurencji ani roli dla opozycji.


Łukaszenka ostatnio często podpisuje amnestie. Niedawno pojawiła się informacja o zwolnieniu 32 osób skazanych z powodów politycznych. Widzieliśmy też spotkanie Marii Kalesnikawej z ojcem, co można uznać za gest dobrej woli ze strony reżimu. Czy te wydarzenia należy postrzegać jako część tego samego procesu? Czy to jest jakiś sygnał, a jeśli tak, do kogo jest adresowany?


Tak, rzeczywiście ludzie są zwalniani z więzień, było już kilka takich fal tych amnestii. Zarówno one, jak i spotkanie Kalesnikawej z ojcem jestem skłonny uznać za nową, eksperymentalną politykę reżimu wobec więźniów politycznych. Myślę, że władze testują pewien scenariusz, w którym może dojść do sytuacji, że Zachód będzie gotowy do rozmów z Łukaszenką, o ile w tej sferze zostaną poczynione ustępstwa. I Zachód również pewne koncesje poczyni, np. w sprawie sankcji. To badanie gruntu, zaproszenie do dialogu. Przede wszystkim jest to oczywiście sygnał dla Zachodu. Myślę, że Łukaszenka przygotowuje się w ten sposób m.in. do ewentualnego zawieszenia broni w Ukrainie. Uważa za prawdopodobne, że Trump może pogodzić Moskwę i Kijów. W związku z tym Łukaszenka, żeby wypaść z tego procesu regionalnego resetu, musi spróbować usunąć przynajmniej niektóre czynniki drażniące w relacjach z Zachodem. Na przykład pokazać gotowość rozwiązania problemu więźniów politycznych.


Jednocześnie cały czas trwają zatrzymania, organizowane są łapanki. Jak to rozumieć?


Walec represji rzeczywiście się nie zatrzymuje. Nowych zatrzymań jest więcej, zwłaszcza teraz, przed wyborami. Myślę, że wyjaśnienie tego jest dość proste. Nie ma wewnętrznego dążenia do liberalizacji. Nikt nie wydał organom ścigania rozkazu zaprzestania represji. Łukaszenka chce sprawdzić, czy może wznowić dialog z Zachodem, zwalniając więźniów politycznych już przebywających w więzieniach, bez zaprzestania represji. Ale Zachód przecież nie jest głupi. Ludzie widzą, że represje są kontynuowane, a to, delikatnie mówiąc, psuje efekt tych pozytywnych sygnałów, które usiłuje wysyłać reżim. Utrzymanie pewnego poziomu represji jest dziś dla Łukaszenki dość ważne, ponieważ wejście w nowy etap całkowitej liberalizacji, całkowitego zaprzestania represji, jak to było na przykład w 2015 i 2016 roku, kiedy w ogóle nie zatrzymywano ludzi, postrzegane jest jako niebezpieczna wolność, która doprowadziła do 2020 roku. W wyborze między całkowitym zaprzestaniem represji i przyjaźnią z Zachodem lub przynajmniej zbliżeniem z Zachodem z jednej strony, a wewnętrzną stabilnością polityczną – z drugiej, stabilność zawsze będzie dla reżimu priorytetem. Dlatego nie sądzę, by pod rządami Łukaszenki doszło kiedykolwiek do całkowitego zaprzestania represji. W takiej czy innej formie będą one Łukaszence towarzyszyć do końca.


Czy dla Białorusi zwycięstwo Donalda Trumpa może mieć jakieś konsekwencje, zmienić sytuację kraju związanego sojuszem z Moskwą?


Jeśli chodzi o Trumpa, myślę, że należy tutaj dostrzec dwa poziomy problemu. Pierwszy to kwestia tego, co Trump może zrobić w sprawie zawieszenia broni w Ukrainie. Jeśli osiągnie rozejm, narzuci go Ukrainie i Rosji, może to radykalnie wpłynąć na Białoruś, jej relacje z Moskwą, Zachodem, Ukrainą. Ale trudno tu snuć bardziej konkretne wizje, bo cały ten proces na dzień dzisiejszy jest bardzo niejasny i niepewny, jak sądzę, nawet dla samych Stanów Zjednoczonych. Natomiast na drugim poziomie, jeśli chodzi o stosunki dwustronne między Białorusią a Stanami Zjednoczonymi, to nie spodziewam się poważnych zmian. Administracja Trumpa nie będzie zainteresowana Białorusią, bo Białoruś nie jest krajem priorytetowym. Wszystko wskazuje na to, że Departamentem Stanu będzie kierować Mark Rubio, znany z klasycznych jastrzębich poglądów. Trudno się po nim spodziewać prób flirtowania z Łukaszenką, bo przeczyłoby to prezentowanym przez Rubio wartościom. Bez resetu w całym regionie rządy Trumpa i jego administracji nic konkretnie dla Białorusi ani wokół Białorusi nie zmienią. Wszystko będzie dotyczyło trójkąta: Stanów Zjednoczonych, Ukrainy, Rosji. A konsekwencje dla Białorusi będą wynikać z tego, co wydarzy się w tym trójkącie, a nie odwrotnie, bo nie ma tu po stronie Białorusi żadnej sprawczości w tym procesie.


Jakie będzie miejsce Białorusi w regionie, jeśli Trump doprowadzi do realizacji swojego planu, co najprawdopodobniej oznacza zamrożenie wojny w Ukrainie? Czy będzie to szansa na wznowienie relacji z Zachodem, czy też umocnienie miejsca Białorusi po tej drugiej stronie nowej żelaznej kurtyny?
Paulina Siegień - z wykształcenia etnografka, rosjoznawczyni i filolożka rosyjska. Absolwentka Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Z zawodu dziennikarka, tłumaczka i redaktorka naszego portalu. Stale współpracuje z „Krytyką Polityczną” i „Newsweek”. Autorka książki Miasto bajka. Wiele historii Kaliningradu, za którą otrzymała Nagrodę Conrada oraz nominację do Nagrody Ambasador Nowej Europy.

Inne artykuły Pauliny Siegień


To bardzo dobre pytanie, ale niestety nie mam na nie dobrej odpowiedzi. W zależności od tego, na jakich zasadach zostanie osiągnięty rozejm albo jak będzie przebiegało zamrożenie wojny rosyjsko-ukraińskiej, może otworzyć się jakieś okienko dla Białorusi, które pozwoli wyjść z izolacji i równoważyć wpływy Kremla. Ale może stać się dokładnie odwrotnie – w Europie może pojawić się nowa żelazna kurtyna. Ukraina będzie wtedy militaryzowana przez Zachód, a Rosja będzie militaryzować okupowane regiony Ukrainy i Białoruś jako sprzymierzone państwo przyfrontowe. A to oczywiście oddala Mińsk od możliwości uzyskania jakiejkolwiek równowagi. Trudno mi jednak przesądzić, który z tych przeciwstawnych scenariuszy się zrealizuje.

Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie'24" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 230 000 zł.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.