Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 20.10.2024
Maryja Martysiewicz

Szczęście żyć w Połocku. Białoruś jako utwór, przeczytany przez kobietę

Historia państwowości białoruskiej zaczęła się od przemocy. „Państwo to przemoc” – sprzeciwiłby się Max Weber, ale w przypadku Białorusi była to przemoc w sensie dosłownym. Mężczyzna zgwałcił kobietę na oczach jej rodziny, a następnie zabił rodzinę na oczach kobiety. To wydarzenie miało miejsce w 978 r. – daty tej uczą się dzieci w białoruskich szkołach na lekcjach historii, zaraz po 862 roku, kiedy to pojawiła się pierwsza, na wpół mityczna, wzmianka o mieście Połocku w kronice staroruskiej.
Foto tytułowe
Maksim Osipau. „Różowy kucyk bruzdy nie psuje”. Malowany dywan -metaikona. Podstawa płótna intertekstualnego - ikona św. Eufrozyny Połockiej z XVI wieku. 2024. (Źródło: https://www.facebook.com/maxim.osipau.picture.show)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



Jednak historia Rognedy, która została przymusowo wydana za mąż za księcia Włodzimierza, wydaje się naukowcom nazbyt mityczna. Skandynawski książę Rogwołod, posiadający niezależne księstwo ze stolicą w Połocku, musiał dokonać wyboru geopolitycznego - którego z sąsiadów Rurykowiczów poprzeć w walce o hegemonię w regionie: księcia Jaropełka z Kijowa, czy jego nieślubnego brata Włodzimierza, ze stolicą w Nowogrodzie? Odpowiedź została włożona w usta Rognedy: „Nie chcę rozzuć syna służebnicy”. A potem przyszedł Włodzimierz, by zniszczyć Połock i dynastię dumnej księżniczki.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Kilka lat później Włodzimierz zabił swojego brata Jaropełka, zaczął rządzić w Kijowie, a po ożywionej dyspucie religijnej i ślubie z bizantyjską księżniczką Anną w 988 r., ochrzcił Ruś. To właśnie ze względu na ten uczynek rodzice bolszewickiego rewolucjonisty Uljanowa-Lenina nazwali syna Włodzimierz, podobnie jak rodzice prezydentów Putina i Zełenskiego oraz Arłowa, pisarza z Połocka. Włodzimierz I Wielki wszedł do ruskich bylin jako postać w sumie pozytywna, o rumianym przydomku Czerwone Słońce.

Byłam wśród pierwszych uczniów Białorusi, którym opowiedziano tę historię przez pryzmat naszej niepodległości. Jakby to powiedzieli w TikToku, POV Rognedy.

Rok 1992, klasa piąta i wszystko nowe: nowe państwo, nowy, „starszy” budynek naszej szkoły oraz przestronny gabinet, którego okna wychodziły na nowy budynek Administracji Rejonu Centralnego Mińska. Tylko nazwa ulicy Melnikaitė pozostała ta sama. Nad budynkiem administracji powiewała nowa flaga.

Zrobiwszy zadanie na lekcji wcześniej niż inni, zawsze patrzyłam przez okno na tę flagę. Poprzez kontrast z komunistyczną stylistyką późnosowieckiego dzieciństwa, nowa flaga była czymś niezwykłym pod względem estetycznym, a jednocześnie całkowicie naturalnym.

Nienaturalny natomiast pozostawał fakt, że nie dostaliśmy podręcznika do nowego dla nas przedmiotu, jakim była historia. Zamiast podręcznika mieliśmy teczkę z datami, które nowa nauczycielka narysowała piórem o szerokiej stalówce. Data pierwszej lekcji - rok 862. „Osiem-sześć dwa, osiem-sześć dwa” – powtarzaliśmy za nauczycielką. Była to bardzo młoda, wesoła, miła pani z kręconymi włosami. Spotkanie z nią było tak naprawdę pierwszym pozytywnym doświadczeniem w ciągu czterech lat nauki w szkole. W dodatku tam, sto metrów od Administracji Rejonu Centralnego Mińska, niezwykłe było dowiedzieć się, że pierwsza stolica Białorusi to jakieś małe miasteczko na północy.

Na każdej lekcji powtarzaliśmy poprzednią datę, a nauczycielka dodawała nową. 862, 978, 988, 1067, 1523, 1385, 1410 – i tak dalej po kolei.

Trzy lata później mama zabrała mnie na premierę baletu „Namiętność do Rognedy” Andreja Mdzivaniego. Właśnie wtedy, podczas metaforycznego tańca-aktu gwałtu, zainscenizowanego przez Waljancina Elizarieva w kulminacyjnym momencie przedstawienia, nagle zrozumiałam, co miała na myśli pogodna nauczycielka, mówiąc, że „wziął żonę siłą”.

Według historyków dwa zachowania Rognedy zwracają uwagę w typowo skandynawskim micie na jej temat. To, że odmówiła księciu ze względu na proste pochodzenie oraz to, że, będąc na zesłaniu pod Kijowem, przyjęła odwiedziny męża i zorganizowała na niego nieudany zamach. Włodzimierz skazał ją na śmierć, jednak połocczanka nauczyła swego sześcioletniego syna Iziasława, jak z mieczem stanąć w obronie matki.





Włodzimierz był pod takim wrażeniem, że oddał ziemie połockie Rognedzie. Przed poślubieniem chrześcijanki trzeba było jakoś pozbyć się sześciu pogańskich żon.

Mam przyjaciela, którego matka miała na imię Rogneda i przyjaciółkę, która tak nazwała swoją córkę. Ogólnie rzecz biorąc, na świecie jest o wiele mniej kobiet o tym imieniu niż mężczyzn-Włodzimierzów, ale istnieją. Trudno wytłumaczyć spadkobiercom potężnej mitologii narodowej, jak ta słaba i nieperspektywiczna postać według standardów historii, a do tego jeszcze kobieta, mogła zapoczątkować jakieś państwo. Benedict Anderson ironizował: gdy tylko wspólnota urzeczywistni się jako naród, zaczyna szukać dowodów na to, że jej korzenie są najstarsze. Białorusini, rozplątując swoje korzenie, zostają uwikłani w historię Rognedy.

Właśnie o tym powinien pamiętać każdy, kto stara się zrozumieć Białorusinów. Po pierwsze, zrobiono wystarczająco dużo, aby pod koniec X wieku ich kraj nie istniał. A to, że istnieje, jest efektem działań upokorzonej kobiety, która nie pogrążyła się w rozpaczy. Włodzimierz faktycznie przywrócił niepodległość ziemi połockiej, wyłączając ją ze swojego dziedzictwa na rzecz Iziasława. Dynastia Rogwołodowiczów – choć upokorzona przez Rurykowiczów – nadal trwała. Odrodziło się Księstwo Połockie, które zachowując tradycje demokracji (wiec) istniało jeszcze przez kilka stuleci. Wpływową działaczką została jedna z prawnuczek Iziasława – Eufrozyna Połocka (1105–1167), przełożona klasztoru z rodu książęcego, która najprawdopodobniej brała bezpośredni udział w zarządzaniu państwem, aż do czasów, gdy Połock został ponownie upokorzony. Książę kijowski Mścisław dopuścił się największej podłości, jakiej z punktu widzenia Białorusinów, można się dopuścić wobec człowieka-zesłał większość rodziny Eufrozyny do Bizancjum w latach 1129-1139.

W taki oto sposób Połock na zawsze stał się centrum białoruskiego uniwersum. „U horadzie valadaryć Rahvolod, horad radujecce Rahniedzie” – napisał w wierszu Aleś Razanau, który w wieku szesnastu lat przemienił moją duszę, wiążąc ją na zawsze z poezją. Nie tylko dlatego, że wzmianka o ojcu i córce przedstawia koncepcję białoruskiego Miasta – the city, ale także dlatego, że w tym mieście jak na razie wszystko jest dobrze.

Przed rokiem 2022 Białoruś, Rosja i Ukraina były postrzegane w skali globalnej jako coś jednorodnego, monolitycznego, konglomerat poradzieckich państw słowiańskich, przeciwstawianych Zachodowi. Choć myśliciele Ukrainy i Białorusi przekonywali: kontekst Waregów i Greków oraz relacje Północ-Południe są bardzo ważne. Jednostronna optyka prowadzi do zniekształceń rzeczywistości i błędów geopolitycznych.

A ja proponuję jeszcze większe przybliżenie obiektywu: POV Rognedy. Bo z tego punktu widzenia historia mojego regionu jest historią zgwałconej kobiety, która przeżyła i nie poddała się moralnie. POV bohaterki-ofiary – co sprawia, że ​​problem białoruski jest bardzo istotnym zagadnieniem współczesnej kultury.

Historia regionu POV Włodzimierza to tak naprawdę spór Nowogrodu z Kijowem o hegemonię. Historia gwałciciela jest idealnym obiektem najnowszej kultury unieważnienia. Historia, która przez ostatnie dziesięć stuleci była wersją zwycięzcy, zapisaną w kalendarzach cerkiewnych, kronikach i podręcznikach historii. Nawet po białorusku. Ja nie uczyłam się tej historii w szkole tylko dzięki zbiegowi okoliczności. To historia, do której niedawno w rozmowie z amerykańskim dziennikarzem, nawiązywał pewien imiennik św. Włodzimierza, usprawiedliwiając agresję.

Rogneda to kluczowa postać w historii Białorusi, a żyjąca sto lat później Eufrozyna to konceptualny początek literatury białoruskiej. Jej podstawą nie były dzieła, o których nic nie wiadomo, ale samo życie, właśnie „Žycie” - biografia świętej. W tym dokumencie kanonizacyjnym widnieje Eufrozyna jako potężna i szczęśliwa kobieta, w 1125 r. założyła „klasztor Najświętszego Zbawiciela i Jego Najświętszej Matki, który znajduje się w mieście Połocku”. Osobiście uważam, że tą dedykacją uczciła pamięć Iziasława i Rognedy.

Białoruska literatura kobieca, której obecnie rozkwit przyświeca, rymując się z rozkwitem wspólnoty kobiecej w ogóle, nie wyrasta na pustyni, lecz opiera się na odważnych i paradoksalnych działaniach Eufrozyny na rzecz ówczesnej Rusi. Po pierwsze, wbrew zwyczajowi wysyłania córek książęcych za mąż do księstw bliskich lub dalekich, ta córka najmłodszego syna księcia Wsiesława odmówiła zawarcia małżeństwa i wybrała postrzyżyny mnisze. Samo „Žycie” tłumaczy to marzeniem o wiecznej chwale, mądrości i miłości do nauki. Wydaje mi się jednak, że kierowała nią chęć pozostania w ojczyźnie, a zatem w centrum wszechświata – w Połocku. To właśnie status zakonny uchronił ją przed późniejszym wygnaniem do Bizancjum.

Słynna połocczanka udała się w podróż wtedy, kiedy sama tego zechciała – u kresu swojego życia, aby umrzeć tam, gdzie pięć wieków przed nią zmarła święta Eufrozyna z Aleksandrii – w Jerozolimie. Połocczanka nie płynęła Dnieprem, lecz wybrała trudną drogę lądową przez „wszystkie miasta i posiadłości”, aby po drodze spełnić misję dyplomatyczną. Towarzyszyli jej krewni – brat Dawid i siostra Eupraksja – w pogaństwie Gardzisława, córka Borysa, który rządził Połockiem do 1128 roku. W przeciwieństwie do samej Przedsławy-Eufrozyny, tę księżniczkę czekało prestiżowe małżeństwo dynastyczne. Jednak ona sama i jej bogaty posag wielkoksiążęcy pozostały w klasztorze nad Dźwiną.

„Žycie” Eufrozyny czyta się jak sagę o dużej i serdecznej rodzinie, którą święta zgromadziła wokół siebie. Poza tym Eufrozyna była świetnym strategiem i wspaniale zadbała o ciągłość w założonym przez siebie klasztorze żeńskim.

Nie chodzę do cerkwi, więc podczas mojej ostatniej wizyty w Połocku wolne godziny spędziłam w pizzerii przy bulwarze Franciszka Skaryny, a nie w soborze św. Zofii, czy klasztorze Przemienienia Pańskiego i św. Eufrozyny Połockiej. Jednak to właśnie ona jest dla mnie wzorem do naśladowania. Kobieta, która wbrew okolicznościom, potrafiła się zrealizować i dokonała tego w swojej ojczyźnie. Jej „Žycie” to nie tylko pierwszy utwór białoruskiego kanonu. To jednocześnie najodważniejszy i najpogodniejszy utwór literatury białoruskiej.

Święta Eufrozyna podpowiedziała mi kiedyś, bym posłużyła się optyką Rognedy, dla której tutejszość – samostanowienie narodu białoruskiego w zależności od miejsca, w którym żyją, niechęć do samodzielnego grupowania się w coś większego niż oni sami – a w ideale – w naród tytularny- nie jest cechą negatywną. To fakt, który należy wziąć pod uwagę i z którym należy się liczyć. Przez ponad sto lat Białorusinów oplatał kokon pogardliwego stosunku do tutejszości – i to jest najwyraźniej optyka władzy, POV Włodzimierza. Litwin Ričardas Gavelis w swojej potężnej sadze modernistycznej „Wileński poker” (1989) uosabia stare i nowe Wilno w obrazach kochanek bohatera. Nowe to modna dziewczyna, mówiąca po litewsku. Stare to kobieta w latach, słowiańskiego pochodzenia, mieszkanka okolicznej wsi, tutejsza. Jest niekochana i już niechciana. Należy do przeszłości. Co ciekawe, autor wykorzystuje metodę strumienia świadomości do modelowania wewnętrznego monologu kobiety, którą poznajemy podczas menstruacji w czasie niedoboru waty w aptekach sowieckiego Wilna. Jednak taka profeministyczna perspektywa wizerunku dawnej kochanki nie zmienia optyki mężczyzny, który zwyciężył i rządzi.

Janka Kupała (1882 – 1942), klasyk białoruszczyzny, zareagował na pogardę wobec tutejszości. W sztuce 1926 r. przeciwstawił tutejszym modny model obywatela europejskiego XX wieku – świadomego Białorusina. Kiedyś także gardziłam konformistą Nikitą Znoską, a szanowałam Jankę Zdolnika. Dopóki nie przeczytałam o Eufrozynie.

Ta oda do białoruskiej literatury kobiecej nie trwała długo. Wkrótce utworzyła się wielowiekowa biała plama, czarna dziura. Jak zresztą wszędzie na świecie. Pojawiały się utwory kobiet, ale autorki nie kontynuowały tradycji poprzedniczek, nie były świadome ich istnienia. W gruncie rzeczy trwało to do niedawna, aż wreszcie pod egidą białoruskiej laureatki Nagrody Nobla Swiatłany Aleksijewicz (2019) powstało wydawnictwo „Pflaumbaum”. Już sama nazwa stara się wyznaczyć paradygmat ciągłości, poezja Jaŭheniji Pflaumbaum (1908–1996), która pozostawała przez całe życie w cieniu kariery literackiej męża, powraca do czytelników w godnym wydaniu. Wydawnictwo reanimuje inne zapomniane tytuły literatury kobiecej, odkrywa współczesne. Ewa Wieżnawiec, Tania Skarynkina, Maryja Wajciašonak, Wika Biran są żyjącymi autorkami „Pflaumbaum”. Wałżyna Mort przygotowała antologię poetek z aktualnymi personaliami, zatytułowaną „Antologia poetek” (2023). Dobrze, że nie powierzono mi tej pracy. Nazwałabym taki zbiór „Siostry Eufrozyny”. 27 października 2024, Bronna Góra

Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie'24" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 230 000 zł.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.