Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 06.11.2024
Kapka Todorowa

Komunizm oficjalnie zniknął, ale w rzeczywistości wciąż się trzyma

Miasto wypełniają stragany z tanią odzieżą, piramidy finansowe kuszą łatwym zyskiem, a młodzi Bułgarzy snują marzenia o wyjeździe na Zachód. Transwestyci przy Ministerstwie Rolnictwa, sekty w kawalerkach i domowe salony fryzjerskie to codzienność lat dziewięćdziesiątych. W tle upadają imperia, brakuje rajstop, a komunistyczne cienie wciąż unoszą się nad rzeczywistością.
Foto tytułowe
(Shutterstock)
1993


Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



Rok 1993. Studniówka. Kończę szkołę z całkiem dobrymi ocenami, ale nie dołączam do pierwszej grupy rówieśników wyjeżdżających na Zachód. Minie aż dziesięć lat, zanim pójdę w ich ślady. Lata dziewięćdziesiąte spędzę w mojej rodzinnej Sofii.

Nastał czas skrajności. Nasze życie zamienia się w mieszankę Woodstock, Dzikiego Zachodu i berlińskich lat dwudziestych. W Sofii zderzają się wszystkie epoki naraz. W dalszym ciągu organizowane są kongresy partii, w domach kultury i piwnicach otwierają się bary, chodzą tam głównie homoseksualni artyści, żeby się zabawić, i nudni hetero, żeby się pogapić, transwestyci ośmielają się pokazać obok Ministerstwa Rolnictwa, niekiedy widzimy ich popołudniami z okien sali do fizyki. W dyskotekach często dochodzi do strzelanin, w Serbii spadają bomby, jedna z nich trafia w bułgarski dom na granicy. Nikt z moich znajomych nie ma pieniędzy.

Bułgaria pustoszeje z prędkością jednego samolotu dziennie do Kanady.

Wyjeżdżają także Rosjanki, przepędzone niespodziewaną nienawiścią do ich kraju. Obywatele Niemiec Wschodnich, którzy uczyli nas w liceum, zawinęli się od razu w 1989 roku – ruszyli ratować to, co pozostało z NRD. Sześć miesięcy po mojej studniówce ich demokratyczna republika zniknie na zawsze. Ale nasza – nie. W sąsiedztwie mojego liceum, na Targu Solnym, działa giełda samochodowa. Rakija kosztuje w knajpie dwadzieścia stotinek, zamówienie jednej lufki w trakcie długiej przerwy jest sprawą honoru. Ja jeszcze nie piję rakii, za to próbuję parkizanu. W aptekach można go kupić bez recepty, relanium też. Większość uczniów miesza go z wódką. Trawki zdobyć nie sposób, trzeba ją sobie posiać. Na razie globalizacja dociera do nas jedynie w postaci taniej odzieży z Turcji i uszkodzonych samochodów z Niemiec. Przeciętny Bułgar wreszcie może spędzić urlop na Słonecznym Brzegu, co zamożniejsi wyskakują nawet na Grand Bazaar w Stambule.

Nagle tracą rację bytu wszystkie zakazy i bariery.

Na ulicach pojawiają się stragany z czasopismami porno, bedestany zapełniają się skórzanymi kurtkami made in Turkey. Nasi rodzice zajęci są przetrwaniem, podobnie jak nauczyciele. Wolność uderza nas prosto w twarz. Latem, zanim rozpocznę ostatnią klasę, sprzedaję gumy do żucia i majtki, żeby uzbierać na wyjazd nad morze. Znajduję sobie chłopaka. W tajemnicy przed rodzicami jedziemy stopem do Kamen Briag. Śpimy w jaskiniach i myjemy się w ciepłej wodzie mineralnej wypływającej z beczek – na płaskowyżu rozstawiono ich dziesiątki, by zbierały ropę. No cóż… Nikt wokół nas nie zrezygnował jeszcze z zamiaru dorobienia się za jednym zamachem. Pojawiają się piramidy finansowe. Mamy po osiemnaście lat i pieniądze nas nie kręcą.

Do szkoły przychodzi podejrzany starszy typ, głosi własne teorie na temat światowego spisku żydowskiego. Wszyscy mają w dupie, że pierze nam mózgi antysemickimi bredniami. My gramy w karty, on bełkocze coś pod tablicą, a nauczycielka historii jest podekscytowana wiadomością, że Gagarin może jednak żyje. Znów przeczytała o tym w gazecie „Supersensacja”.

Tysiące ludzi gromadzą się w Pałacu Kultury, żeby zobaczyć, jak amerykańscy kaznodzieje uzdrawiają ślepych i kalekich. Razem z koleżanką przez krótki czas uczęszczamy na spotkania jednej z dziesiątek sekt zalewających kraj. Zwabiają nas na placu Sławejkowa, zagadują po angielsku. Nam to wystarcza – obie jesteśmy ambitne, chcemy zacząć mówić, a żeby osiągnąć ten cel, przydaje się znajomość z prawdziwymi Anglikami. Kilka razy przychodzimy do kawalerki sekciarzy, rozpoznajemy tam innych uczniów z naszego liceum. Gospodarze puszczają nam tandetne filmy o Bogu wszechmogącym, później się dowiadujemy, że trafiłyśmy do sekty Moona. Szybko rezygnujemy, straszne nudziarstwo.

Kapka Todorowa – reporteka i pisarka, od 2005 roku pracuje jako korespondentka w Niemczech, relacjonowała konflikty zbrojne w Iraku i Macedonii oraz zdawała relacje z Palestyny, Izraela, Syrii, Jordanii, Libanu i Kosowa. Od kilku lat pisze również humorystyczne i autoironiczne felietony komentujące bułgarską rzeczywistość. Esej „1993” pochodzi z antologii Истории от 90-те, Wydawnictwo: ICU
Cały 1993 rok spędzamy na wkuwaniu do egzaminów. I tak nie mamy nic innego do roboty. Z tą samą koleżanką zapisujemy się na konwersacje z języka niemieckiego. Prowadzi je prawdziwy Niemiec z Zachodu, z mocnym szwabskim akcentem relacjonuje nam swoje postępy w leczeniu alkoholizmu. Do tej pory nie widziałyśmy na żywo Niemca z Badenii-Wirtembergii ani alkoholika, który chodzi do psychologa. To bardzo ciekawe. Tylko my dwie jesteśmy tam z miłości do języka, pozostali szykują się do emigracji.

W piwnicy obok placu transwestytów działa nielegalna przegrywalnia kaset. Zamawiam AC/DC, WASP i Erosa Ramazzottiego. Eros jeszcze jest przystojny. Przez jakiś czas nie chodzę do szkoły, bo się zakochuję. Nikt tego nie zauważa, panuje chaos. Komunizm oficjalnie zniknął, ale w rzeczywistości wciąż się trzyma.

Zamiast kapitalizmu przychodzi kryzys. Nie ma niczego, zwłaszcza sukienek na studniówkę. Właściwie to nie ma nawet rajstop. Jest za to sztuczny jedwab, import z Dubaju. Oddajemy go w ręce znajomych krawcowych. Rajstopy załatwiamy przez znajome sprzedawczynie. Fryzury robimy u znajomych fryzjerek. Nie ma innych salonów urody niż te w prywatnych mieszkaniach, fryzjerki rozkręcają pierwszy biznes we własnych czterech kątach. Dzień przed studniówką spędzam w domowym salonie u cioci Stefki. By utrwalić mój new wave tapir, zużyła półtorej butelki lakieru do włosów. Nie rozpadnie się, mówi zadowolona.

Przyglądam się sobie nieśmiało. Faktycznie, nie rozpada się! Głową mogłabym zatrzymać betoniarkę, gdyby doszło do zderzenia czołowego na Carogrodzkiej, dawniej Lenina. Gdyby jeździły betoniarki. Ale nie jeżdżą. Przez embargo nałożone na Jugosławię brakuje benzyny. Dostępną wywozi się kanistrami do Serbii. Pierwotna akumulacja kapitału.

W dniu studniówki mama sprasza do naszego mieszkania całą czterdziestoosobową rodzinę. Jedna z moich przyjaciółek przyprowadza swojego kolegę ze studiów. Czarnoskórego. Bliscy rozglądają się podejrzliwie, zastanawiają się, czyj to syn. Nie ma dla mnie miejsca, przebieram się w łazience i wychodzę. Klasowe towarzystwo zbiera się na dziedzińcu szkoły, ledwie się rozpoznajemy. Wszystkie dziewczyny mają ondulacje zrobione u cioci Stefki i jej koleżanek, a nasze jedwabne sukienki podejrzanie błyszczą w słońcu. Spijamy się na umór w hotelu Moskwa.

Kilka miesięcy później dwie trzecie z naszej grupy wyjedzie do Niemiec. Wyruszą autobusem, ale pogranicznicy wysadzą pasażerów jeszcze po czeskiej stronie. Kierowca nie dostał pozwolenia na dalszą podróż.
Na Zachód wyruszą pieszo.
Zofia Kręc – absolwentka studiów licencjackich na kierunku bułgarystyka. Współtworzy czasopismo młodych slawistów i slawistek „Smokiniata”, gdzie publikuje również własne przekłady bułgarskiej poezji. Uczestniczka seminarium Tłumacze bez Granic 2024
Kilkoro z nas zostaje w Bułgarii.

Na razie.

Przekład powstał w ramach seminarium Tłumacze Bez Granic: edycja czarnomorska organizowanego przez Kolegium Europy Wschodniej. Przedsięwzięcie dofinansowane przez Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego oraz Gminę Wrocław.