Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Kaukaz / 16.12.2024
Stasia Budzisz

Gruzja bez tamady. Rosja zwiększa swoje wpływy

Dwa pokolenia ludzi wychowały się już w wolnej Gruzji. Owszem, poziom tej wolności jest inny niż w Europie, ale to ona jest ich światem, punktem odniesienia. Owszem, nie zawsze myślimy jak Europejczycy, są między nami różnice, ale ci młodzi ludzie tak naprawdę znają właśnie ten zachodni świat. Stamtąd chcą brać przykład i na tych wzorcach budować swoje życie. Tam chcą się uczyć, tam chcą wyjeżdżać, tam należeć. Nie wychowali się na rosyjskiej muzyce, filmach, nie znają tego języka, nie chcą go nawet poznać, w większości nawet w Rosji nie byli, nie są nią zainteresowani. I nie działa na nich rosyjski soft power – mówi w rozmowie ze Stasią Budzisz Grigol Dżuluchidze, specjalista ds. walki z dezinformacją z The Foreign Policy Council.
Foto tytułowe
Tbilisi - 16 czerwca 2019 r. Brązowy posąg siedzącego Tamady z rogiem do wina na ulicy Sioni w starym Tbilsi. Tamada jest gruzińskim toastmasterem na gruzińskiej suprze (uczcie).(Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego czwartego wydania magazynu online!



Jakie wpływy rosyjskie są zauważalne w Gruzji?


Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na modus operandi. Taktyka, którą stosuje Gruzińskie Marzenie, wygląda jak wyciągnięta rodem z Rosji czy Białorusi. Na wzór rosyjski toczy się cała operacja propagandowa. Do tego jest bardzo skoordynowana i spójna. I tak naprawdę nie ma w tym nic nowego. Od wielu lat badam wszelkie działania hybrydowe i znajduję tu wiele podobieństw.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Jakie na przykład?


Na przykład narracje, które rozpowszechnia rządząca partia. Cały czas powtarza, że to, co robi, to walka o suwerenność i interes narodowy Gruzji. Ciągle przypomina o obecności „agentów obcego wpływu” i piątej kolumnie, która działa z ich ramienia. Gruzińskie Marzenie podkreśla też nieustannie, że jest partią proeuropejską, która odcina się od Rosji, i dla wzmocnienia tego przekazu pokazuje się na tle unijnych flag i formułuje prozachodnie hasła. W rzeczywistości wszystko, co robi, jest dokładną odwrotnością tego, co mówi.


Maria Zacharowa z rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych otwarcie zaczęła mówić o możliwości wznowienia stosunków dyplomatycznych z Gruzją. Przypomnijmy, że te zostały zerwane w 2008 roku po wojnie pięciodniowej o region Cchinwali, w wyniku którego Rosja uznała niepodległość separatystycznych Abchazji i Osetii Południowej. Myślisz, że to realne?


Jestem tego pewien. Powiem więcej, uważam, że to nastąpi bardzo szybko. Jeśli Gruzińskie Marzenie utrzyma się u władzy, w ciągu następnego roku ambasada Federacji Rosyjskiej wróci do Tbilisi. Ta partia działa bardzo szybko. Wystarczy spojrzeć na to, co zrobiła w ciągu ostatnich 10 miesięcy. Mamy zestaw rosyjskich praw: o zagranicznych agentach oraz o propagandzie LGBT+, mamy sfałszowane wybory parlamentarne, mamy zawieszone stosunki z Zachodem i coraz szybciej zbliżamy się do autorytaryzmu. Białorusi zajęło to kilka lat, Rosji kilkanaście, a u nas poszło migiem. To, co dziś dzieje się w Gruzji, jeszcze rok temu było nie do pomyślenia, brzmiało jak fantastyka.


Gruzini, którzy oddali głos na Gruzińskie Marzenie, nie oddali głosu na Rosję, jak się przyjęło upraszczać tę sytuację, zwłaszcza w zachodnich mediach. Na kogo więc głosowali?


Ci ludzie nie oddali głosu na prorosyjską partię, ale na taką, którą pozycjonowała się na proeuropejską. Bo Marzenie szło do wyborów z obietnicą eurointegracji. Gdyby wyborcy mieli świadomość, że jest prokremlowskie, nigdy nie wygrałoby tych wyborów.


Co trzeba mieć, by w Gruzji wygrać wybory?


Siłę i pieniądze. Ten rząd ma i jedno, i drugie. Ciężko z nim walczyć. W Białorusi jest podobnie, choć tam reżim jest silniejszy niż w Gruzji, ale to tylko kwestia czasu i tutaj też się wzmocni. Rzeczywistość zmienia się bardzo szybko. Jakakolwiek opozycja musiałaby mieć podobne zasoby. Bez tego nie ma szans, by zwalczyć i zmienić zaostrzający się reżim.


Dzisiejsza sytuacja, z którą mamy do czynienia na ulicach Tbilisi i innych gruzińskich miast, wymyka się władzy spod kontroli. Odchodzą z pracy operatorzy armatek wodnych, zwolnił się szef planowania operacyjnego departamentu zadań specjalnych z MSW, uczestnicy szkolenia pobili instruktora, który miał zapewnić im opiekę psychologiczną przed przeprowadzeniem interwencji podczas protestów i po nich. Ale brutalne tłumienie demonstracji nie ustaje, można nawet powiedzieć, że się wzmaga. Istnieje możliwość zbrojnej ingerencji Moskwy w ramach sąsiedzkiej pomocy?


Nie sądzę. Aktywnie śledzę rosyjskie media i nie ma tam na ten temat żadnych wzmianek. Tak naprawdę nie ma też potrzeby zbrojnej interwencji, bo Gruzińskie Marzenie otwarcie służy interesom Federacji Rosyjskiej. I robi to w – powiedzmy – łagodny sposób: dezintegruje wewnętrznie kraj, destabilizuje bezpieczeństwo narodowe. W takim wypadku agresja zbrojna nie ma sensu. Poza tym Rosja musiałaby wprowadzić wojska okupacyjne, a to byłoby bardzo trudne, może nawet niemożliwe. Nikt by tu rosyjskich żołnierzy kwiatami nie witał.


A jest choćby cień szansy na to, że Gruzińskie Marzenie odpuści?


Mogłoby się to stać jedynie wtedy, gdyby policja przestała wypełniać polecenia partii. Istnieje taki scenariusz, ale jest niewielka szansa na jego realizację.


Dlaczego Gruzińskie Marzenie, a tak naprawdę Bidzina Iwaniszwili, który podejmuje wszystkie decyzje samodzielnie, tak bardzo chce wprowadzić Gruzję w orbitę ruskiego miru?


Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Zapewne będzie miał z tego osobiste korzyści.


Co to będzie znaczyło dla Gruzji?


Izolację, zamknięcie okna na Europę. Gruzja straci szansę na bycie jej częścią i tym samym częścią Zachodu. I to będzie dla nas najdotkliwsze.


Na ulicach gruzińskich miast walczą dziś dzieci tych ludzi, którzy protestowali w 2003 roku podczas rewolucji róż. Dla nich tamto wydarzenie było doświadczeniem pokoleniowym, 20 lat później dzieje się podobnie. Wtedy chcieli wyjść z biedy i spod rosyjskich wpływów, a teraz nie chcą w nie wpaść. Czy ci młodzi ludzie, generacja Z, jest w ogóle w stanie podporządkować się ruskiemu mirowi?


Nie ma na to szans. Część z nich zapewne ucieknie. Te dwa pokolenia ludzi wychowały się już w wolnej Gruzji. Owszem, poziom tej wolności jest inny niż w Europie, ale to ona jest ich światem, punktem odniesienia. Owszem, nie zawsze myślimy jak Europejczycy, są między nami różnice, ale ci młodzi ludzie tak naprawdę znają właśnie ten zachodni świat. Stamtąd chcą brać przykład i na tych wzorcach budować swoje życie. Tam chcą się uczyć, tam chcą wyjeżdżać, tam należeć. Nie wychowali się na rosyjskiej muzyce, filmach, nie znają tego języka, nie chcą go nawet poznać, w większości nawet w Rosji nie byli. Nie są nią zainteresowani. No i nie działa na nich rosyjski soft power.


A na kogo w Gruzji działa?


Na ludzi od 35 lat wzwyż. Dla nich postsowieckie, rosyjskie kody nie są obce. Rozumieją je. Jednak to nie znaczy, że chcą do Rosji. Doskonale pamiętają walkę o wolność. Kreml, za pośrednictwem Gruzińskiego Marzenia, chce wpływać na zmianę postrzegania naszej historii. Mam tu na myśli przede wszystkim recepcję wojny z sierpnia 2008 roku. Mówi się nam teraz, że to Saakaszwili jest winny, że to on zaatakował, że powinniśmy za tę wojnę przepraszać. Ta propaganda działa, zwłaszcza na ludzi ze słabszym wykształceniem, którzy nie zawsze mają pojęcie, co to znaczy być częścią Zachodu. Karmi się ich fobiami.

Wesprzyj nas na PATRONITE


A jakie przykłady rosyjskiej dezinformacji są najskuteczniejsze w Gruzji?


Propaganda i antyzachodnia nagonka. Te wszystkie opowieści o tym, że w Unii Europejskiej nie można być prawdziwym chrześcijaninem albo że jeśli staniemy się członkiem tej wspólnoty, to zmuszą nas do legalizacji ślubów osób LGBT+ i już niemal każdy stanie się gejem albo lesbijką. W szczególnym miejscu stawia się bezpieczeństwo dzieci. Przekaz głosi, że nasze dzieci będą karmione „homoseksualną propagandą”. Poza tym, podkreślają, że to UE będzie bardzo poważnie naciskać na gruzińską gospodarkę i ucierpi na tym nasze rolnictwo. Spiker parlamentu, Szalwa Papuaszwili, powiedział otwarcie, że gdybyśmy dziś mieli wstąpić w struktury UE, to byłaby to dla nas katastrofa na wielu poziomach. Po pierwsze, musielibyśmy anulować bezwizowy ruch do naszych sąsiadów ze Wspólnoty Niepodległych Państw i zerwać szereg umów z naszymi wschodnimi strategicznymi partnerami.


PKB Gruzji rośnie bardzo szybko, zgodnie z danymi Międzynarodowego Funduszu Walutowego w ciągu ostatniego roku Gruzja rozwijała się szybciej niż Chiny. Ludzie teoretycznie się bogacą, a Gruzja rozkwita. Tyle liczby. Tymczasem ludzie wychodzą na ulice. O co im chodzi?


Owszem, liczby są piękne, ale trzeba zadać odwrotne pytanie – kto na tym korzysta? Nie zwykły człowiek, bo ten, by jego rodzina mogła jakoś żyć, musi wyjechać za chlebem za granicę. Gdyby było tak dobrze, jak pokazują to tabelki, to pracowalibyśmy w większości u siebie, nie w Europie czy Rosji. Tylko w 2023 roku 100 tys. obywateli Gruzji ubiegało się o zieloną kartę, by wyjechać do Ameryki. To kolejny dowód na to, że sytuacja gospodarczo-ekonomiczna jest kiepska. Nie ucieka się od dobrego życia. Liczby to liczby, rzeczywistość to rzeczywistość. Jeśli zamordujemy perspektywę europejską, nie będziemy już mieć żadnych perspektyw. Nie mamy wyboru. Stoimy u progu ruskiego miru, a za nami zamykają się drzwi do innego świata, w który wierzyliśmy.


Niedawno prezydent Białorusi, Aleksandr Łukaszenka, powiedział, że chętnie widziałby Gruzję znów w strukturach WNP. Może jednak z ekonomicznego punktu widzenia współpraca z Chinami i Rosją będzie dla Gruzji bardziej korzystna niż z Europą?


Niestety to prawda. Sytuacja handlu między Gruzją a UE nie jest najlepsza. Mam wrażenie, że Gruzini nie do końca rozumieją, na czym polega pogłębiona i kompleksowa strefa wolnego handlu (DCFTA). Niemniej są też dobre tendencje, na przykład wzrost popularności gruzińskiego wina w Europie. Weźmy choćby Polskę, która jest w czołówce jego importerów. Poza tym naprawdę nie wyobrażamy sobie, że Gruzja będzie w izolacji od zachodniego świata, jak w czasach ZSRR. Z Chinami nic nas nie łączy, ani mentalnie, ani lingwistycznie, ani religijnie. Z Rosją mamy wspólną historię i religię, ale nie chcemy mieć z nią nic wspólnego. Na pewno większość z nas.


Jednak to Chiny czują się coraz swobodniej w Gruzji. Otwierają biznesy, instytuty konfucjańskie, Gruzja podpisała partnerstwo strategiczne z Chinami. Jak to widzi statystyczny Gruzin?
Tamada to gruziński wodzirej supry, tradycyjnej biesiady. Odpowiada za jej porządek, wygłasza toasty i nic przy stole nie powinno dziać się bez jego zgody. Tamada to szef, ktoś, kto potrafi pociągnąć za sobą tłumy swoją charyzmą, sztuką oratorską i pewnością siebie. Dlatego nie każdy może pełnić tę funkcję.


Nie widzi. Chiny nie są dla nas bezpośrednim zagrożeniem. Nie przeszkadzają nam, przeciwnie – dają możliwość rozwoju, np. handlu, współpracy w wielu dziedzinach gospodarki, nie stanowią politycznego zagrożenia. No i na razie nie są kluczowym graczem. Ale owszem, mają własne interesy i ich wpływy gospodarcze będą rosły w najbliższych latach.


Czy Rosji nie przeszkadza, że Chiny tak swobodnie działają w Gruzji?


Przeszkadza, ale nie jest w stanie dyktować im warunków. Problem leży w gruzińskim rządzie, który już zdecydował się na zbliżenie z Rosją.


Chciałabym jeszcze wrócić do tematu rosyjskiej dezinformacji i jej wpływu w Gruzji. Jesteście gotowi na walkę z nią?


Nikt nie jest gotowy. Poza tym, by skutecznie z nią walczyć, potrzebna jest wola polityczna, a tej nie ma. Może działać trzeci sektor, ale mamy systemowy kłopot z poziomem wykształcenia ludzi, więc bez pomocy rządu walka z dezinformacją jest nierealna i nieskuteczna. Tylko że aktualnemu rządowi jest to na rękę.


Gruzińska władza kontaktuje się z Kremlem?


Na pewno mają powiązania, ale nie mam wiedzy, jakimi kanałami się kontaktują. Wszelkie decyzje w Gruzji podejmuje jedna osoba, Bidzina Iwaniszwili, ale nie wiem, kto jest nad nim. Myślę, że współpracuje z Moskwą. Widać to w narracjach, które powtarza i które są antygruizńskie. Nie wiem jednak, jaki ma ostateczny cel. Wiem natomiast, że idziemy w kierunku Rosji i nie wyniknie z tego dla Gruzji nic dobrego.


Gruzińska gospodarka coraz bardziej uzależnia się od Rosji, coraz mniej dywersyfikuje rynek. Weźmy choćby eksport wina, Rosja jest na pierwszym miejscu krajów, do których wysyłacie ten produkt. Rocznie sprzedajecie go tam za ponad 160 mln dolarów. Wiadomo, że Rosja potrafi naciskać na swoich partnerów handlowych ekonomicznie i nakłada na nich embarga. Ostatni przykład – Abchazja, która zaczęła się buntować i nie chce uchwalić prawa zakupu ziemi przez Rosjan na jej terenie, właśnie dostała embargo na mandarynki. Ponoć zalęgł się w nich jakiś robal. Jakie więc jeszcze sposoby nacisku na Gruzję, oprócz ekonomicznych, ma Rosja?


Siłowe. Rosyjskie wojska stoją 40 km od stolicy Gruzji i są łatwym elementem manipulacji. Teraz nie używają tego argumentu, bo na rękę jest im to, co dzieje się w naszym kraju. Nie oszukujmy się, Gruzińskie Marzenie jest dla Rosji najwygodniejszą partią i najlepszym na ten moment kandydatem na stworzenie rządu, który będzie służył kremlowskim interesom. To nie znaczy, że Moskwa zawsze będzie ufać Gruzińskiemu Marzeniu i Iwaniszwilemu.


Jakie są szanse na to, że Gruzińskie Marzenie ustąpi i postara się wypełnić wolę protestujących, czyli dopuści do kolejnych wyborów parlamentarnych?


Nie ma żadnych. Używa siły i będzie walczyć do końca, bo od tego zależy, czy utrzyma się u władzy. Jest w stanie wytrzymać ten bunt i działać dokładnie tak, jak chce.


A opozycja? Prezydentka Salome Zurabiszwili?

Stasia Budzisz – reporterka, tłumaczka języka rosyjskiego i dziennikarka współpracująca z "Przekrojem" i "Krytyką Polityczną". Specjalizuje się w Europie Środkowo-Wschodniej. Jest autorką książki reporterskiej Pokazucha. Na gruzińskich zasadach.

Inne artykuły Stasi Budzisz

Nie ma nikogo, kto byłby w stanie przejąć ster i pokierować krajem. Jedyną postacią, która potencjalnie miałaby szanse, jest Giorgi Gacharia, były minister spraw wewnętrznych i były premier z ramienia Gruzińskiego Marzenia, który przeszedł do opozycji. Ale niestety jest zbyt arogancki, za mało otwarty na ludzi. Nie da rady też Zurabiszwili i wcale nie dlatego, że jest kobietą. Ona po prostu nie ma takiej energii, jaką lubią Gruzini. My reagujemy na siłę, ona nam imponuje i nam się podoba. Lubimy takich właśnie polityków. W Gruzji w ogóle ważny jest język siły i pieniądza. Dlatego Bidzina ma posłuch i cieszy się szacunkiem. Mimo że jest zamknięty i unika ludzi, ma prestiż.


Potrzebujecie tamady? Tak. To nie przypadek, że tamada jest częścią naszej kultury i mentalności. Niewiele bez niego zrobimy.