Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Międzymorze / 18.12.2024
Jakub Pieńkowski
Lepiej późno niż jeszcze później. Wybory prezydenckie w Rumunii są unieważnione
Wybory prezydenckie w Rumunii okazały się wielopoziomowym testem dla dojrzałości jej demokracji, sprawności instytucji państwowych i społecznego zaufania. Niespodziewanie do II tury nie wszedł żaden z kandydatów mainstreamowych. Najlepszy wynik w I turze – przeprowadzonej 24 listopada – uzyskał do pory mało znany, ultraprawicowy Călin Georgescu. W II turze miał się zmierzyć z Eleną Lasconi, kandydatką prozachodnią, wokół której zaczęły się jednoczyć wszystkie ugrupowania umiarkowane, obawiające się zwycięstwa kandydata skrajnego. Pojedynek ten nie został rozstrzygnięty. 6 grudnia Sąd Konstytucyjny unieważnił wybory i nakazał ich ponowne przeprowadzenie wobec nieuczciwej kampanii Georgescu, którą najprawdopodobniej wspierała Rosja.
Călin Georgescu (Shutterstock)
Posłuchaj słowa wstępnego czwartego wydania magazynu online!
Pierwsza tura zupełnie niespodziewanie przyniosła prowadzenie Georgescu. Zdobył w niej niemal 23% głosów, choć najbardziej optymistyczne przedwyborcze sondaże dawały mu maksymalnie 10,6% poparcia, a przeprowadzone w październiku najczęściej nawet go nie uwzględniały. W sumie do czasu, gdy zaczęły spływać zaskakujące cząstkowe wyniki głosowania, był on postacią niemal całkowicie nieznaną nie tylko na scenie politycznej, ale także w szerszym życiu publicznym. Dopiero wówczas rumuńskie media zaczęły na gwałt publikować artykuły prezentujące życiorys nieoczekiwanego faworyta.
Z pewną nutą zaskoczenia media podawały, że ten – z wykształcenia – inżynier agronom i doktor pedologii (nauki o glebach) jeszcze kilka lat temu pełnił wysokie, choć nieeksponowane funkcje urzędnicze, specjalizując się w kwestiach ochrony środowiska i rozwojowych w Ministerstwie Środowiska, Narodowym Centrum Zrównoważonego Rozwoju czy Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Był nawet specjalnym sprawozdawcą ONZ ds. odpadów niebezpiecznych i jednym z dyrektorów Klubu Rzymskiego. Karierę międzynarodową zarzucił jednak kilka lat wcześniej i podjął pracę wykładowcy na Politechnice Bukaresztańskiej. W polityce kilkukrotnie pojawiał się jako potencjalny kandydat na premiera. Jednak o tym mogli pamiętać tylko najbardziej uważni i pamiętliwi obserwatorzy rumuńskiej polityki, bo propozycje takie nigdy nie były rozpatrywane poważnie przez główne siły polityczne – w 2020 r. i 2021 r. pomysł taki, przy pełnej świadomości jego nierealności, zgłaszała nowa w parlamencie nacjonalistyczna partia Sojusz Jedności Rumunów (AUR).
W swoich wystąpieniach publicznych Georgescu dał się poznać jako zwolennik rozmaitych teorii pseudonaukowych – m.in. bagatelizował zagrożenie wirusem COVID-19 czy też powielał teorie o „strukturyzowanej wodzie”. Krytykuje globalizację i światowe koncerny, a remedium na ich dominację widzi w dążeniu do gospodarczej autarkii. Odwołuje się do tradycjonalistycznych wartości, w tym przywiązania do rumuńskiej ziemi i prawosławia. W tych elementach jego światopogląd bliski jest ideologii Żelaznej Gwardii (przemianowanej następnie na Ruch Legionowy) – faszystowskiej, podszytej prawosławnym mistycyzmem organizacji działającej w Rumunii w latach 1927–1941, która dopuszczała się mordów politycznych oraz pogromów antyżydowskich. Szczególne kontrowersje wzbudziły wystąpienia Georgescu, w których za bohaterów narodowych uznawał przywódcę Gwardii, Corneliu Zeleaę Codreanu, oraz marszałka Iona Antonescu – dyktatora Rumunii i sojusznika hitlerowskich Niemiec w czasie II wojny światowej – relatywizując popełnione przez nich zbrodnie. Wypowiedzi te skłoniły AUR do odcięcia się od Georgescu, partia z powodów wizerunkowych starała się negować popularne wśród jego zwolenników nawiązania do Ruchu Legionowego.
Kandydat z TikToka – wróg establishmentu, ale nie prorosyjski
Swoją kampanię Georgescu prowadził głównie za pośrednictwem mediów społecznościowych, zwłaszcza TikToka – chociaż korzystał także z tradycyjnych bilbordów i ulotek wykładanych w kościołach. Zmasowana reklama internetowa pozwoliła mu pozyskać wielu wyborców przypadkowych i niemających ugruntowanych poglądów, którzy zagłosowali na niego na złość dotychczasowemu establishmentowi lub dla żartu. Szczególnie skutecznie dotarł zwłaszcza do młodszego pokolenia oraz diaspory – wśród niej zyskał aż 43% głosów. Zagłosowało na niego także wielu dotychczasowych zwolenników Partii Narodowo-Liberalnej (PNL), którzy w wejściu w 2021 r. tej partii do koalicji rządzącej z Partią Socjaldemokratyczną (PSD) – tradycyjnym przeciwnikiem – widzieli zdradę ideałów. Przejął również większość elektoratu ultranacjonalistycznej, ekscentrycznej posłanki do Parlamentu Europejskiego, a wcześniej senatorki, Diany Şoşoaki. Jej kandydaturę na prezydenta unieważnił jeszcze w październiku Sąd Konstytucyjny z powodu jej szowinistycznych i faszystowskich deklaracji.
Georgescu wykreował się na kandydata radykalnie antyestablishmentowego. Prezentował się jako niezależny, silny lider, dla którego jedyną wartością jest interes Rumunii. Obiecywał, że jako prezydent przywróci należną jej godność. Skończy też z dotychczasowym skompromitowanym układem politycznym reprezentowanym przez – zaprzedane według niego zagranicznym interesom – ugrupowania duopolu PSD i PNL, który w różnych odsłonach rządzi naprzemiennie od 1989 r., a w latach 2012–2014 i od 2021 r. tworzył koalicje. Partie te zmęczyły i rozczarowały społeczeństwo, nie rozwiązały strukturalnych problemów – korupcji, kryzysu w edukacji, służbie zdrowia, masowej emigracji młodego pokolenia.
Wprawdzie kwestie międzynarodowe, w tym stosunek Georgescu do Rosji, nie stanowiły szczególnego zainteresowania elektoratu, ale godnościowy ton kampanii trafił do pokaźnej jego części. Społeczeństwo rumuńskie jest proeuroatlantyckie, ale uważa, że władze kraju są zbyt uległe wobec kluczowych partnerów – USA, Niemiec, Francji czy instytucji UE – którzy nie traktują Rumunii równoprawnie. Przejawem tego jest upokarzające jego zdaniem niedopuszczenie Rumunii do pełnego członkostwa w strefie Schengen, choć spełniała wszystkie kryteria akcesji od 2012 r. Poza tym, mimo niebywałego rozwoju, jakiego Rumunia doświadczyła dzięki obecności w UE, wciąż pozostaje jednym z najbiedniejszych państw członkowskich. Równocześnie w dorosłość weszło pokolenie, które nie pamięta, jak kraj wyglądał przed akcesją, i nie traktuje członkostwa w UE jako niepodlegającego dyskusji. Georgescu niezależność w polityce zagranicznej sprowadzał do formy izolacjonizmu, krytykując członkostwo Rumunii w Unii Europejskiej i NATO. Twierdził, że gwarancje bezpieczeństwa Sojuszu są bezwartościowe, podobnie jak ścisły dwustronny sojusz ze Stanami Zjednoczonymi – w szczególności obecność na terytorium Rumunii ich bazy antyrakietowej w Deveselu uznał za zaprzedanie rumuńskiej suwerenności. Wbrew temu, co sugerowały liczne doniesienia prasowe, nazywając go kandydatem prorosyjskim, Georgescu nie postulował zbliżenia z Moskwą. Odwołując się do powszechnego w rumuńskim społeczeństwie strachu przed Rosją, zapowiadał wstrzymanie jakiejkolwiek pomocy Ukrainie – za przyczynę trwającej tam wojny uznał wyłącznie interesy amerykańskich firm zbrojeniowych, twierdząc, że nie pozwoli na uwikłanie Rumunii w wojnę. W jego wypowiedziach widoczny był co prawda podziw dla Władimira Putina i sposobu, w jaki realizuje rosyjskie interesy, ale w podobny sposób odnosił się także do Donalda Trumpa czy Viktora Orbána.
Sąd Konstytucyjny – krok do przodu, dwa kroki wstecz
6 grudnia Sąd Konstytucyjny, działając z urzędu, zebrał się i jednogłośnie unieważnił wybory prezydenckie. Nakazał ich ponowne przeprowadzenie od samego początku, od etapu rejestracji kandydatów. Datę nowych wyborów wyznaczyć ma rząd. Prawo przewiduje minimum 75 dni na rejestrację kandydatów i kampanię. Dlatego najwcześniejszym realnym terminem ponownego głosowania jest marzec, ale biorąc pod uwagę, że jeszcze trwają negocjacje koalicyjne po wyborach parlamentarnych z 1 grudnia, może to nastąpić później. Do czasu zaprzysiężenia nowo wybranego prezydenta funkcję tę będzie pełnić obecny – Klaus Iohannis – którego mandat wygasa 21 grudnia.
Uzasadnieniem decyzji Sądu było naruszenie przez jednego z kandydatów – Georgescu nie jest wymieniony wprost i wbrew postulatom części opinii publicznej nie otrzymał zakazu kandydowania – równości szans poprzez posługiwanie się manipulacyjnymi technikami informatycznymi oraz nielegalne finansowanie kampanii. Niemniej decyzja Sądu była zaskakująca i kontrowersyjna, tym bardziej że została podjęta niespełna na dwa dni przed II turą wyborów – głosowanie w diasporze się już rozpoczęło, a według różnych doniesień do tego momentu zdążyło zagłosować przynajmniej 45 tys. wyborców. Co więcej, 2 grudnia Sąd Konstytucyjny zatwierdził wyniki pierwszej tury, gdyż nie znalazł podstaw do jej unieważnienia, choć kilka dni wcześniej na wniosek jednego z marginalnych kandydatów zarządził ponowne przeliczenie głosów. W dodatku termin na wnoszenie skarg na przebieg I tury minął i zostały one zarejestrowane jedynie jako petycje. W tej sytuacji Sąd powołał się bezpośrednio na konstytucję i upoważnienie wynikające z przepisu, że „czuwa [on] nad przestrzeganiem procedury dotyczącej wyboru Prezydenta Rumunii i stwierdza ważność wyborów”.
Podstawą do takiej decyzji Sądu były odtajnione 4 grudnia przez Iohannisa raporty MSW, Rumuńskiej Służby Informacji, Służby Wywiadu Zagranicznego oraz Służby Telekomunikacji Specjalnej – na posiedzeniu Najwyższej Rady Obrony Narodowej, wyspecjalizowanym organie koordynującym politykę bezpieczeństwa. Na zlecenie Rady służby oceniły skalę naruszeń prawa i obcej ingerencji w proces wyborczy, po tym jak śledztwo dziennikarskie wykazało, że w kampanii Georgescu doszło do skoordynowanych masowych manipulacji algorytmami TikToka. Wbrew licznym doniesieniom prasowym dokumenty te nie wskazały bezpośrednio i niezbicie na zaangażowanie Rosji na jego rzecz – jedynie wywiad, oceniając politykę Kremla wobec Rumunii, wskazał, że jest ona celem „agresywnej rosyjskiej operacji hybrydowej”. Służby wskazały za to, że na TikToku na rzecz Georgescu działało ok. 25 tys. opłaconych kont i 100 influencerów, którzy w sposób skoordynowany promowali jego kandydaturę, co sugeruje, że musiał za tym stać „podmiot państwowy”. W celu obejścia prawa materiały te nie były oznaczone jako wyborcze – sam Georgescu twierdził, że nie wydał na kampanię ani jednego leja, choć służby wykazały, że wpłynęło na nią ponad milion euro darowizn. Ujawnione dokumenty nie zawierają jednak dowodów na to, że Georgescu działał w interesie obcych służb lub choćby był świadom ich zaangażowania w jego kampanię.
Ratowanie demokracji czy zamach stanu
Decyzja Sądu Konstytucyjnego podzieliła klasę polityczną. Poparły ją partie tradycyjne – PSD i PNL. Georgescu oraz wspierający go George Simion – lider AUR, który w I turze uzyskał 14% głosów – uznali wybory za zamach stanu. Podobnie zareagowała Elena Lasconi – liderka centroprawicowego Związku Ratowania Rumunii, niechętnego duopolowi PSD–PNL – która określiła decyzję jako bezprawną i „podeptanie demokracji”. Jej rozgoryczenie jest tym bardziej zrozumiałe, że w I turze zdobyła 19% głosów i miała się zmierzyć z Georgescu w II. Jej szanse na zwycięstwo rosły, gdyż wokół niej zaczęła się formować doraźna koalicja wszystkich ugrupowań umiarkowanych, które obawiały się wyboru nacjonalisty na prezydenta.
W Rumunii nie doszło do żadnych istotniejszych protestów przeciwko decyzji Sądu Konstytucyjnego. Przyczyni się ona natomiast do pogłębienia polaryzacji społecznej oraz ograniczenia zaufania do instytucji państwowych i w dłuższej perspektywie będzie sprzyjać ugrupowaniom skrajnym. Dla części elektoratu unieważnienie wyborów postrzegane jest bowiem jako spisek obecnego establishmentu, który posunął się nawet do podważenia reguł demokratycznych, aby utrzymać się u władzy. W kontekście tych teorii wskazywany jest zwłaszcza interes PSD, której kandydat – premier Marcel Ciolacu – nie wszedł do niedoszłej II tury wyborów, przegrywając z Lasconi o zaledwie 2740 głosów. Bez odpowiedzi pozostają pytania rumuńskich mediów o rzetelne wywiązanie się służb i instytucji państwowych z ich zadań – dlaczego rażące naruszenie prawa i obcą interwencję w kampanię wyborczą ujawniły dopiero po I turze wyborów, nie zaś na etapie kampanii?
Wraz z ujawnieniem przez służby skali manipulacji w wyborach Rumunia powiadomiła sojuszników z NATO i UE, że podejmie „wszelkie niezbędne środki dla ochrony demokracji i suwerenności”. Sojusznicy wyrazili zrozumienie dla jej działań oraz potępili – szczególnie jednoznacznie wypowiedział się minister spraw zagranicznych Polski Radosław Sikorski – ingerencję Rosji w rumuńskie wybory bądź wyrazili zaniepokojenie. W ten sposób potwierdzili pośrednio, że Rosja była tym „podmiotem państwowym”, którego w swoich raportach wprost nie nazywały rumuńskie służby.
Kto wystartuje w II turze?
Oboje kandydatów z niedoszłej II tury zapowiedziało ponowny start w wyborach. Georgescu nie otrzymał od Sądu Konstytucyjnego zakazu kandydowania. Prawdopodobne jest natomiast, że zostaną mu postawione zarzuty karne w związku z jego nieuczciwą kampanią, w szczególności dotyczące jej finansowania z nielegalnych źródeł. Potencjalne zarzuty może otrzymać także w związku z zatrzymaniami i przeszukaniami dokonanymi przez policję wśród jego ochroniarzy – byłych żołnierzy Legii Cudzoziemskiej skupionych wokół niejakiego Horaţiu Potry. Według służb zamierzali wywołać oni zamieszki – jednak na razie nie ma dowodów potwierdzających, że planowali to w porozumieniu z Georgescu lub choćby za jego wiedzą. Ewentualna blokada jego kandydatury byłaby idealnym scenariuszem z punktu widzenia Simiona, który w unieważnionej I turze uzyskał niemal 14% głosów. Wobec takiej sytuacji zapewne przejąłby wszystkie głosy skrajnego elektoratu i wszedłby do nowej II tury.
Lasconi zabiega o nominowanie jej przez wszystkie ugrupowania umiarkowane jako wspólnej kandydatki środowisk prozachodnich i demokratycznych. Ma na to ograniczone szanse, gdyż na ponowny start zapewne zdecyduje się premier i lider PSD Marcel Ciolacu, do czego skłaniać może go niechętne nastawienie działaczy partii do Lasconi, która do tej pory ostro krytykowała jego rządy. Większe szanse na poparcie ma Lasconi ze strony bliższej jej ideowo PNL, która nie ma klarownego potencjalnego nowego kandydata, po tym jak w I turze desygnowany przez nią Nicolae Ciucă – lider partii, marszałek Senatu i były premier – otrzymał kompromitujące niecałe 9% poparcia.
Decyzja Sądu Konstytucyjnego o unieważnieniu wyborów prezydenckich przyczyni się do pogłębienia podziałów i ograniczenia zaufania społeczeństwa Rumunii do instytucji państwa. Oczywiście możliwy był scenariusz, że – zgodnie z pierwotnym zamierzeniem – Sąd zbada wszystkie wątpliwości dopiero po II turze i potencjalnym zwycięstwie Georgescu. Wówczas unieważnienie wyborów naraziłoby rumuńską demokrację na całkowitą kompromitację w oczach obywateli. Niemniej decyzja zapadła i tak zbyt późno, dopiero wtedy, gdy Georgescu wszedł do II tury wyborów i stał się faworytem. Tymczasem jego kandydatura winna była zostać unieważniona na etapie kampanii wyborczej. Potęguje to domysły i teorie, według których był to spisek obecnie rządzącego establishmentu chcącego za wszelką cenę utrzymać się u władzy. W tym momencie od przejrzystego komunikowania i dostarczenia przez organy ścigania jednoznacznie wiarygodnych dowodów, potwierdzających złamanie prawa w kampanii przez Georgescu, zależeć będzie utrzymanie zaufania obywateli Rumunii wobec ich państwa.
Jakub Pieńkowski jest analitykiem ds. Rumunii, Bułgarii i Mołdawii w programie Europa Środkowa Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Absolwent studiów magisterskich na kierunkach prawo i politologia na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz studiów podyplomowych z bezpieczeństwa narodowego na Akademii Obrony Narodowej w Warszawie. Studiował także politologię na Universitatea de Vest din Timişoara w Rumunii. Odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi. Współautor cyklu książek: Kwestie narodowościowe w Europie Środkowo-Wschodniej.
Wydarzenia związane z wyborami prezydenckimi w Rumunii są ostrzeżeniem dla innych państw Zachodu. Niespodziewany sukces Georgescu potwierdza podatność demokracji na manipulacje oraz frustracje społeczne, które mogą być łatwo zdyskontowane przez skrajnych kandydatów. Stanowi to także dobre podłoże dla potencjalnych działań destabilizujących ze strony Rosji, która wielokrotnie udowodniła, że ma narzędzia i coraz skuteczniejsze metody manipulowania nastrojami społecznymi w państwach demokratycznych, szczególnie w tak newralgicznym momencie jak wybory. Dla Rosji sukcesem będzie już podważenie zaufania ich obywateli do instytucji i procedur. Nie musi doprowadzić do zwycięstwa kandydatów otwarcie prorosyjskich, wystarczy, że pomoże wzmocnić się izolacjonistom podważającym podstawowe instytucje – NATO i UE – zapewniające państwom Zachodu spójność i bezpieczeństwo.