Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Międzymorze / 19.01.2025
Paulina Wankiewicz
Prorosyjski trybun ludowy po raz drugi prezydentem. Zoran Milanović wygrał wybory w Chorwacji
Wybory prezydenckie w Chorwacji to pozornie wyłącznie konkurs popularności. Kompetencje głowy państwa nad Adriatykiem są ograniczone. W praktyce jednak plebiscytowy charakter tych wyborów stanowił odzwierciedlenie społecznych przekonań. Pozwoliły one także zamanifestować niezadowolenie wobec skorumpowanych rządów. Właśnie te dwie nisze doskonale wypełnił kontrowersyjny i popularny Zoran Milanović. Europejskie media szybko okrzyknęły go mianem „bałkańskiego Trumpa”. To ze względu na jego cięty język, populizm oraz sceptycyzm wobec UE i NATO. I podobnie jak w przypadku wyborów w USA uzyskał lepszy wynik, niż pokazywały to sondaże. Niewiele brakowało, a Milanović zapewniłby sobie reelekcję już w I turze. Zagłosowało na niego 49% wyborców. Swoją dominację potwierdził dwa tygodnie później, 12 stycznia, otrzymując blisko 75% głosów.
Zoran Milanović (Shutterstock)
Posłuchaj słowa wstępnego czwartego wydania magazynu online!
Chorwacką scenę polityczną można opisać jednym słowem: duopol. Ponad 30 lat chorwackiej niepodległości zdominowała walka o władzę dwóch ugrupowań: narodowo-konserwatywnej Chorwackiej Wspólnoty Demokratycznej (HDZ) i lewicowej Socjaldemokratycznej Partii Chorwacji (SDP). Od dekady stan ten próbują przełamać siły o charakterze antyestablishmentowym. Wyzwanie dotychczasowym elitom rzucają partie zarówno z prawej, jak i lewej strony politycznego spektrum.
Rok 2024 w Chorwacji przyniósł kumulację wyborów: w kwietniu do jednoizbowego parlamentu – Saboru, w czerwcu do Parlamentu Europejskiego, a w grudniu przeprowadzono wybory prezydenckie. Tylko kampania przed wyborami do PE przebiegła spokojnie, gdyż Chorwatów wybory europejskie mało interesują. Wzrost temperatury politycznej nad Adriatykiem zagwarantowała kampania parlamentarna i prezydencka. Obie elekcje zdominował spór między premierem Andrejem Plenkoviciem (HDZ) i prezydentem Milanoviciem (SDP).
Kulminacja napięć na linii głowa państwa–szef rządu nastąpiła w marcu 2024 roku. Wtedy Milanović, urzędujący prezydent, niespodziewanie ogłosił, że chce wystartować w wyborach parlamentarnych, a następnie zostać premierem. Było to polityczne trzęsienie ziemi. Prezydenckie ambicje zablokował Trybunał Konstytucyjny, orzekając, że aktualnie urzędująca głowa państwa nie może kandydować w wyborach parlamentarnych. Decyzję uzasadniono koniecznością ochrony równowagi władzy. Milanović, w charakterystycznym dla siebie stylu, nie przebierał w słowach. Sędziów nazwał „niepiśmiennymi gangsterami” i oskarżył ich o uległość wobec rządzącej HDZ. Konflikt wokół Milanovicia przyciągnął uwagę wyborców, ale nie zmienił układu sił. Polityczne status quo w Chorwacji pozostało nienaruszone. Premier Plenković stanął na czele rządu po raz trzeci.
Prezydent: na kolizyjnym kursie z rządem
Falstart w wyborach parlamentarnych nie zniechęcił Milanovicia do dalszej walki. Otwarcie mówił, że chce być przeszkodą na drodze HDZ do pełnej dominacji nad chorwacką sceną polityczną. Jako głowa państwa przyjął rolę nieustępliwego krytyka rządzącej partii, a współpraca na linii premier–prezydent była określana mianem „trudnej kohabitacji”. Spór dotyczył kompetencji w zakresie polityki zagranicznej i obronnej, której kreowanie, w myśl chorwackiej konstytucji, wymaga współpracy.
Do lutego 2022 roku konflikty koncentrowały się głównie na obsadzie stanowisk: nominacjach na ambasadorów i powoływaniu szefów służb specjalnych. Jednak wraz z rosyjską pełnoskalową agresją na Ukrainę rozdźwięk między rządem a prezydentem się pogłębił. Podczas gdy rząd w pełni poparł walczących Ukraińców i deklarował dla nich wsparcie, Milanović zaczął wyraźnie dystansować się od polityki premiera.
Kontrowersyjne wypowiedzi Milanovicia wstrząsnęły europejską opinią publiczną, zwłaszcza gdy stwierdził, że „rewolucja godności z 2014 roku to pucz” czy że „napięcia na ukraińsko-rosyjskiej granicy to wynik wewnętrznych problemów w Ameryce”. Mówił, że dla Ukrainy nie ma miejsca w NATO, i sprzeciwiał się wysyłaniu pomocy militarnej dla Kijowa. Urzędujący prezydent i jednocześnie zwierzchnik sił zbrojnych odrzucił propozycję przystąpienia Chorwacji do unijnej misji szkolenia ukraińskich żołnierzy (EUMAM). Argumentował to tym, że takie zaangażowanie mogłoby zagrozić bezpieczeństwu kraju. Podobny argument wykorzystał, blokując uczestnictwo chorwackich żołnierzy w misji NATO (NSATU), której celem była koordynacja pomocy wojskowej dla Ukrainy. Chorwacja, co prawda, do bazy w Wiesbaden miała wysłać raptem pięciu żołnierzy, ale Milanović i tak uznał to za krok ku „wciągnięciu Chorwacji do wojny z Rosją”.
Szokujące wypowiedzi prezydenta, jakby żywcem wyjęte z kremlowskiej propagandy, nie przekładają się na jego odbiór w oczach opinii publicznej. Według badań Crobarometru z września 2024 roku 43% respondentów miało o nim pozytywną opinię. Uplasowało go to – pod względem popularności – na pierwszym miejscu wśród chorwackich polityków.
„To nie nasza wojna”
„To nie nasza wojna” – na tydzień przed wyborami grzmiał najpopularniejszy polityk w kraju, zapewniając, że Chorwaci nie będą walczyć na ukraińskim froncie. Ta narracja to czysty populizm, bo przecież nikt chorwackich żołnierzy na wojnę nie wysyłał.
Dlaczego więc Zoran Milanović siał panikę, wpisując się w prorosyjską narrację? Odpowiedź częściowo tkwi w jego biografii. Prezydent pochodzi z rodziny o tradycjach politycznych wywodzących się z partyzantki Josipa Broza Tity i Związku Komunistów Jugosławii. To dziedzictwo odcisnęło piętno na jego postawie wobec międzynarodowej polityki. Milanović jest głosem tych Chorwatów, którzy wierzą, że Zagrzeb powinien prowadzić politykę równowagi w stosunku do światowych mocarstw. Unikanie jednoznacznych deklaracji i sojuszy w kontekście wojny w Ukrainie ma zapewnić Chorwacji bezpieczeństwo, a w przyszłości umożliwić powrót do business as usual z Rosją.
Taka postawa wynika z jugosłowiańskiego dziedzictwa, w którym dorastała starsza część społeczeństwa. Jugosławia – filar Ruchu Państw Niezaangażowanych – opowiadała się za neutralnością wobec obu zimnowojennych bloków i unikaniem konfliktów zbrojnych.
Czy Chorwaci są prorosyjscy?
Gdy 24 lutego 2022 roku świat wstrzymał oddech na wieść o rosyjskiej inwazji, Chorwacja – kraj doświadczony tragedią wojny z początku lat 90. – nie pozostała obojętna. Zarówno władze, jak i społeczeństwo wyraziły swoje poparcie dla zaatakowanego państwa. W pierwszych dniach po wybuchu konfliktu w Zagrzebiu i innych miastach kraju odbyły się manifestacje solidarności z Kijowem. Media przypominały wówczas, że to właśnie Ukraina była wśród pierwszych państw, które w grudniu 1991 roku uznały niepodległość Chorwacji. Mimo symbolicznych, choć niezmiernie ważnych, gestów solidarności, trudno jednak nie odnieść wrażenia, że Chorwaci na wojnę w Ukrainie patrzą z dużo większym dystansem niż Polacy.
Według sondażu z marca 2022 roku przeprowadzonego dla telewizji RTL niewielka większość badanych Chorwatów (58%) jednoznacznie wskazała na Rosję i Władimira Putina jako winnych wojny w Ukrainie. Aż co czwarty mieszkaniec kraju obarczał odpowiedzialnością za wybuch konfliktu w równym stopniu USA i Rosję. Blisko 15% respondentów uważało, że winę za konflikt rosyjsko-ukraiński ponosi Zachód (USA, NATO, UE) i Ukraina.
Czy Chorwaci, wybierając prezydenta sceptycznie nastawionego do pomocy Ukrainie, są prorosyjscy? Niekoniecznie. I jak często to bywa, odpowiedź na to pytanie kryje się w meandrach polityki wewnętrznej. Wszak głównym tematem kampanii Milanovicia było zerwanie z dominacją HDZ, a nie stosunek do wojny w Ukrainie. Urzędujący prezydent prezentował się jako przeciwwaga dla rządu Andreja Plenkovicia i jego partii, którą oskarża o nadużycia władzy, korupcję oraz zbytnią uległość wobec Brukseli i Waszyngtonu. Kontrowersyjne wypowiedzi dotyczące wojny w Ukrainie miały go wyróżnić na tle proeuropejskiego Plenkovicia, Tym samym Milanović kreował siebie na jedynego suwerennego obrońcę interesów narodowych. Zresztą to właśnie dzięki umiejętnemu połączeniu haseł suwerenistycznych i nacjonalistycznych polityk wywodzący się z lewicy zaskarbił sobie przychylność także prawicowych Chorwatów.
Prorosyjska oś po sąsiedzku
Kilkaset kilometrów na wschód od Zagrzebia, w Belgradzie, atmosfera jest diametralnie inna. Serbia odmówiła nałożenia sankcji na Rosję, pielęgnuje historycznie uwarunkowane dobre więzi z tym krajem, a społeczeństwo zdaje się bardziej sympatyzować z narracją Kremla niż Ukrainy. Mural z Putinem opatrzony napisem „Brat” czy wszechobecne symbole „Z” na murach serbskich miast są jawnym dowodem prorosyjskich nastrojów. Manifestacje solidarności z Ukrainą były rzadkie.
Z badania przeprowadzonego w czerwcu 2022 roku przez serbski think tank Novi Treći Put (Nowa Trzecia Droga) wynika, iż większość Serbów (59%) obwinia Zachód o wybuch wojny w Ukrainie. Aż 18% z nich uważa, że zarówno Zachód, jak i Rosja ponoszą równą odpowiedzialność za ten konflikt. O wyłącznej winie Rosji przekonanych jest 13% respondentów.
Serbowie, podobnie jak Chorwaci, wychowywali się w duchu jugosłowiańskiego Ruchu Państw Niezaangażowanych. W ich przypadku na postawy polityczne wobec Rosji i Ukrainy silniej wpływa najnowsza historia. Trauma NATO-wskich bombardowań z 1999 roku i utrata Kosowa głęboko wpłynęły na krytyczne postrzeganie Zachodu. W oczach większości Serbów to właśnie zachodnie państwa, na długo przed 2014 i 2022 rokiem, jako pierwsze złamały prawo międzynarodowe, naruszając integralność terytorialną ich kraju.
Paulina Wankiewicz – analityczka ds. Bałkanów Zachodnich w Zespole Środkowoeuropejskim OSW. Pracowała w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych w ramach misji EUFOR Atlhea w Bośni i Hercegowinie, a także w Ministerstwie Edukacji i Nauki, gdzie zajmowała się współpracą naukową z krajami Grupy Wyszehradzkiej i Bałkanów Zachodnich. Absolwentka filologii serbskiej i chorwackiej (licencjat) na Uniwersytecie Wrocławskim. Tytuł magistra kroatystyki obroniła na Uniwersytecie w Rijece. Jest także absolwentką Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego.
W telewizyjnej debacie przed II turą wyborów Milanović opisał chorwacką politykę zagraniczną jako „pokojową, ale przebiegłą i wyrachowaną”. Wyrachowanie nowego starego prezydenta już dawno z radością odnotowano na Kremlu. Jego wypowiedzi, w których oskarżał NATO o prowokacje i wskazywał na słabość Zachodu, chętnie cytowała rosyjska propaganda. Kreml wykorzystał je, aby legitymizować swoje tezy o braku jedności Zachodu. I choć dla Milanovicia osobistą stawką była reelekcja, konsekwencje jego słów wykraczają daleko poza chorwacką scenę polityczną. Konflikt zbrojny w Ukrainie trwa już trzy lata, ale walka toczy się również na gruncie wartości. A tę Zachód – za sprawą takich jak Milanović – może po prostu przegrać.