Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 30.01.2025
Jakub Pieńkowski

W Mołdawii drogo, w Naddniestrzu ciemno i zimno. Kryzys wykorzystuje Rosja

Elementem rosyjskiej strategii podboju Ukrainy jest zniszczenie jej gospodarki. Rosja szczególnie zaciekle atakuje energetykę – ciepłownie, elektrownie i stacje transformatorowe – aby pozbawić ukraiński przemysł zasilania i sterroryzować społeczeństwo chłodem oraz ciemnością. W tym starciu Ukraina nie jest jednak bezbronna. Wraz z początkiem roku zadała Rosji bolesny cios, nie wykorzystując przy tym narzędzi militarnych. Nie przedłużyła bowiem wygasającego 31 grudnia 2024 roku kontraktu na tranzyt przez swoje terytorium rosyjskiego gazu. Z jego sprzedaży na Słowację, Węgry i do Austrii Kreml finansował swoją agresję. Choć nie było to intencją Ukrainy, rykoszetem w tej sytuacji ucierpiała także sprzyjająca jej Mołdawia.
Foto tytułowe
Kijów, Ukraina, 22 września 2024 r. Spalony transformator z jednej z elektrowni uszkodzonej w jednym z ostatnich rosyjskich ataków rakietowych na system energetyczny. (Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego czwartego wydania magazynu online!



Mołdawia nie kupuje rosyjskiego gazu…


Mołdawię obecnie dotyka kryzys energetyczny, choć od pewnego czasu nie kupuje ona już rosyjskiego gazu. To skutek doświadczeń z poprzednich kryzysów, kiedy to Rosja, okazując niezadowolenie z mołdawskich wyborów politycznych, narzucała jej wygórowane ceny na paliwo bądź jednostronnie redukowała jego dostawy. W następstwie ostatniego takiego kryzysu od listopada 2022 roku Mołdawia zrezygnowała z odbioru rosyjskiego gazu i zaczęła go kupować na rynkach europejskich. Sprowadzała go poprzez gazociąg Jassy – Ungheni – Kiszyniów i rewersem na gazociągu transbałkańskim. Ponieważ nie miała własnych, korzystała z magazynów gazu w Ukrainie i Rumunii. W ramach obowiązującego do listopada 2026 roku kontraktu narodowy operator mołdawski Moldovagaz cały dostarczany przez Gazprom gaz przekazywał do Naddniestrza.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Podwyżki taryf za gaz w Mołdawii – o około 30 procent w grudniu 2024 roku – nie są zatem wynikiem działań Gazpromu, ale niekompetencji władz. Ministerstwo Energetyki nie zleciło bowiem odnowienia zapasów, gdy na giełdach gaz był tani. W cyklu rocznym jego produkcja jest względnie stała, natomiast wiosną – wraz z końcem sezonu grzewczego – konsumpcja gwałtownie maleje, a cena spada. Pojawia się wtedy okienko cenowe, ale mołdawskie władze, wyczekując dalszych obniżek, przegapiły dogodny moment na zakup. Wynikało to zapewne z braku doświadczenia i obaw przed popełnieniem błędu z poprzedniego sezonu grzewczego, kiedy Mołdawia niepotrzebnie dokonała zbyt dużych zakupów. Zapasy na sezon 2024/2025 odnowiła dopiero jesienią, w efekcie przepłacając jeszcze więcej.


…więc skąd w Mołdawii kryzys energetyczny


Mołdawia pozostawała zależna od rosyjskiego gazu pośrednio, nim opalana była bowiem Mołdawska Państwowa Elektrownia Rejonowa (MGRES). Nazwa może być myląca, elektrownia znajduje się bowiem w Naddniestrzu, w Dniestrowsku nad brzegiem Limanu Kuczurgańskiego (stąd zwyczajowa nazwa: elektrownia w Kuczurganie, choć sama wieś o tej nazwie leży w Ukrainie) i należy do rosyjskiego koncernu Inter RAO. Ta zbudowana w czasach ZSRR na potrzeby całej radzieckiej Mołdawii i południowo-wschodniej Ukrainy wielka elektrownia (moc znamionowa to 2520 MW, ale z 12 turbozespołów dzisiaj sprawnych jest połowa) sprzedawała po dumpingowych cenach prąd do prawobrzeżnej Mołdawii, na tereny kontrolowane przez władze centralne w Kiszyniowie, pokrywając nawet 80 procent ich zapotrzebowania. Wraz z ustaniem tranzytu rosyjskiego gazu MGRES wstrzymał produkcję elektryczności na mołdawskie potrzeby.

Mołdawii udało się jednak uniknąć kaskadowych wyłączeń prądu, choć jej własna produkcja – z elektrociepłowni w Bielcach i dwóch w Kiszyniowie, elektrowni wodnej w Costeşti i z OZE – pokrywa jedynie do 35 procent potrzeb. Brakującą energię kraj importuje w większości z Rumunii. Ukraina – będąca niegdyś ważnym dostawcą – rzadko kiedy ma nadwyżki na sprzedaż z powodu zniszczeń wojennych własnej infrastruktury energetycznej i niejednokrotnie sama importuje rumuński prąd. Konsekwencją tego są wysokie podwyżki mołdawskich taryf, które w styczniu 2025 roku wzrosły niemal dwukrotnie.

Rząd Rumunii podchodzi do problemów Mołdawii nad wyraz życzliwie, gdyż uznaje ją za drugie narodowe państwo rumuńskie. Mimo tego rumuńskie wsparcie napotyka istotne ograniczenia natury technicznej. W marcu 2022 roku Mołdawia, tak jak Ukraina, opuściła poradziecki system IPS/UPS i przeprowadziła synchronizację swojej sieci elektroenergetycznej z europejskim systemem CESA. Jednak problemem jest niedostosowana do masowego importu z kierunku zachodniego transgraniczna sieć energetyczna. Kraje połączone są czterema liniami 110 kV, które umożliwiają zasilanie tylko przygranicznych rejonów w tzw. reżimie wyspowym. Głównym połączeniem jest natomiast biegnąca częściowo przez Ukrainę linia 400 kV. Połączenie to nie jest do końca pewne, kończący je węzeł rozdzielczy znajduje się bowiem przy MGRES. W czasach radzieckich linia ta służyła eksportowi prądu z tej elektrowni do Rumunii i Bułgarii, a więc pozostaje pod kontrolą Naddniestrza. Remedium na tę sytuację mają być nowe transgraniczne linie 400 kV, jednak budowa połączenia Vulcăneşti – Kiszyniów ma skończyć się dopiero pod koniec roku, a Suczawa – Bielce – dopiero się rozpocznie.

Równoległym problemem są także ceny importowanego prądu. Mołdawia w godzinach szczytu musi sprowadzać około 600 MW. Spośród nich zdołała zakontraktować jednie około 330 MW. Z tego 100 MW pochodzi z elektrowni jądrowej w Cernavodă, a władze rumuńskie rozporządzeniem nadzwyczajnym ograniczyły cenę za MWh z niej do 80 euro, gdy tymczasem od innych dostawców kosztuje około 110 euro za MWh. Choć są to stawki preferencyjne, to i tak znacznie wyższe niż 63 euro za MWh z MGRES. Pozostałą energię Mołdawia musi kupować na bieżąco na giełdzie OPCOM, gdzie cena w godzinach szczytu dochodzi do nawet 300 euro za MWh.

Rumunia stara się zwiększyć wolumen energii, którą Mołdawia mogłaby kupić w ramach kontraktów, po niższej cenie niż na giełdzie. Wystąpiła do Komisji Europejskiej o czasowe zawieszenie opłat za emisję CO2 na produkcję z rumuńskich elektrowni, która byłaby przeznaczona na jej potrzeby. Komisja odmówiła, gdyż podobnie jak w przypadku wcześniejszych propozycji Polski dotyczących produkcji prądu na potrzeby Ukrainy obawia się wyłomów w systemie handlu emisjami. Obiecała jednak wsparcie mające złagodzić skutki podwyżek w Mołdawii.

Rumuński minister energetyki Sebastian Burduja przypomniał także o ciągłej aktualności propozycji, która pozwoliłaby w długofalowej perspektywie rozwiązać problemy energetyczne Mołdawii, jeszcze bowiem w latach 90. XX wieku Rumunia oferowała jej udział w rozbudowie elektrowni w Cernavodă. Gdyby ówczesne plany zostały zrealizowane, to obecnie Mołdawia miałaby do dyspozycji jeden z jej bloków o mocy netto około 650 MW, co z nadwyżką pokrywałoby obecne deficyty. Problemem nieustanie pozostaje to, że władze w Kiszyniowie nie mają pieniędzy na tak gigantyczną inwestycję. Szacowany koszt budowy bloku to w tej chwili 4 mld euro, a w toku inwestycji zapewne okazałby się znacznie wyższy. Tymczasem planowane przychody budżetu Mołdawii na 2025 roku to około 3,7 mld euro, natomiast efekty inwestycji w tę elektrownię byłyby odczuwalne dopiero za kilkanaście lat.


W Naddniestrzu ciemno i zimno


Brak dostaw rosyjskiego gazu doprowadził do załamania gospodarczego i kryzysu humanitarnego w Naddniestrzu. Ten zbuntowany region, będący de facto protektoratem Rosji, funkcjonował dzięki darmowym dostawom paliwa. Gazprom dostarczał mu około 2 mld m3 (około 5,7 mln dziennie), nie żądając za nie zapłaty. Obecne zadłużenie wynosi aż 11,1 mld dolarów. Naddniestrzański model gospodarczy bazował na tym, że władze dystrybuowały otrzymane paliwo po zaniżonych cenach. Blisko 90 procent wolumenu sprzedawały do trzech największych zakładów: cementowni i huty w Rybnicy – większość ich produkcji trafiała na eksport do UE – oraz MGRES, sprzedającej prąd do Mołdawii, która za dostawy regularnie płaciła. W ten sposób z opłat za sprzedawany gaz oraz z podatków i ceł eksportowych budżet Naddniestrza zyskiwał rocznie 500–700 mln dolarów. Dodatkowo reżim i jego rosyjski protektor zapewniali sobie lojalność ludności, zaopatrując ją w tani gaz, prąd i usługi komunalne, podkreślając przy tym, że ich ceny są kilku-, a nawet kilkunastokrotnie niższe niż w dążącej do Unii Europejskiej Mołdawii.

Władze separatystyczne już 10 grudnia 2024 roku wprowadziły stan wyjątkowy w energetyce na wypadek niepowodzenia rosyjsko-ukraińskich negocjacji w sprawie przedłużenia tranzytu. Zarządziły m.in. oszczędności energii, gromadzenie chrustu i odroczenie płatności dla konsumentów. Przygotowały także 30 ogrzewalni dla mieszkańców. 1 stycznia br. od godziny 7 rano ustały dostawy gazu. W ciągu paru kolejnych dni wprowadzono w Naddniestrzu reglamentację i wyłączenia energii. Gaz dostarczany jest wyłącznie do gotowania. Według władz w tym trybie paliwa zgromadzonego w rurociągach starczyć ma do końca stycznia. MGRES ma utrzymać pracę przez 52 dni dzięki przejściu na awaryjne zasilanie zapasami węglem i redukcji produkcji (pracuje tylko 1 z 6 sprawnych bloków), co spowodowało trwające 5–6 godzin dziennie wyłączenia prądu. Ograniczono kursowanie transportu publicznego. Od zasilania odcięto energochłonne zakłady, a ich pracowników wysłano na przymusowe urlopy. Produkcję miały utrzymać przedsiębiorstwa z branży spożywczej, ale od zasilania odcięto także piekarnię w Rybnicy, która wypiekała 4 tony chleba dziennie. W ciągu pierwszych dziesięciu dni stycznia produkcja przemysłowa Naddniestrza spadła o połowę w porównaniu z tym okresem w roku ubiegłym. Tegoroczna zima w Naddniestrzu jest łagodna – temperatura w styczniu w Tyraspolu wynosi ok 10oC. Jednak liczącej około 300 tys. osób populacji Naddniestrza szczególnie dokucza odcięcie ogrzewania, większość ludzi mieszka bowiem w blokach zasilanych przez kotłownie gazowe. W ramach środków zaradczych władze zapowiedziały uruchomienie produkcji burżujek, tj. piecyków typu koza. Od początku roku do 26 stycznia w Naddniestrzu doszło do 47 pożarów spowodowanych dogrzewaniem się wadliwymi piecami i urządzeniami elektrycznymi, 19 osób zatruło się tlenkiem węgla, z tego 2 śmiertelnie.

Wesprzyj nas na PATRONITE


Winna jest Mołdawia


Rosja winą za ustanie dostaw gazu do separatystycznej republiki bezpodstawnie obwinia Mołdawię. Twierdzi bowiem, że jest to wynik rzekomego długu Moldovagazu, odpowiedzialnego za przekazanie Naddniestrzu dostarczonego do granicy mołdawsko-ukraińskiej paliwa, wobec Gazpromu. Według rosyjskiej spółki sięga on 709 mln dolarów. Tymczasem władze Mołdawii, powołując się na międzynarodowy audyt, uważają, że dług ten wynosi jedynie 8,6 mln i deklarują gotowość jego uregulowania. To z kolei odrzuca strona rosyjska i twierdzi, że wspaniałomyślnie mogłaby umorzyć rzekome kary umowne, o ile Mołdawia uzna 433 mln bezpośredniego zadłużenia. Tę narrację powielają także władze Naddniestrza. Równocześnie jednak unikają jakichkolwiek oskarżeń wobec Ukrainy, liczą bowiem, że zgodzi się ona na współpracę z Rosją, dzięki czemu dostawy zostaną wznowione. Zarazem boją się sprowokować Ukrainę, bo wiedzą, że jej ewentualne działania zbrojne przeciw Naddniestrzu oznaczałyby kres jego istnienia.

Propaganda rosyjska, a wraz z nią naddniestrzańska zarzuca Mołdawii dążenie do wywołania katastrofy humanitarnej, a nawet ludobójstwa w Naddniestrzu, aby wymusić na nim reintegrację. Władze mołdawskie tymczasem usiłowały uniknąć obecnego kryzysu i już w listopadzie wysłały ministra energetyki do Petersburga, by negocjować przekierowanie dostaw dla niego alternatywną trasą poprzez Turcję i rewers na gazociągu transbałkańskim. Negocjacje okazały się bezowocne. Mołdawia zaoferowała też regionowi pomoc humanitarną – m.in. generatory prądu i paliwo do nich, żywność, leki i transfer chorych w mołdawskich szpitali – wychodząc z założenia, że jego mieszkańcy to także mołdawscy obywatele. Zaproponowała również separatystycznym władzom pomoc techniczną i handlową w zakupach gazu na rynnach europejskich. Zadeklarowała przy tym, że nie będzie sprzeciwiać się sugerowanym przez władze ukraińskie dostawom węgla dla MGRES.


Ale Rosja nas przed nią uratuje


Mołdawia, by zademonstrować swoją dobrą wolę, umożliwiła także samozwańczemu prezydentowi Naddniestrza Wadimowi Krasnosielskiemu podróż w połowie stycznia do Moskwy (z lotniska w Kiszyniowie, via Stambuł), licząc, że wyprosi on tam wznowienie dostaw gazu. Wizyta ta nie przyniosła jednak żadnych konkretnych wyników. Krasnosielski twierdzi, że dostał zapewnienie, iż Rosja „wkrótce” wznowi dostawy gazu jako pomocy humanitarnej dla republiki. Po powrocie wezwał Mołdawię, aby wywiązała się „ze swoich zobowiązań” dotyczących pośrednictwa w dostawach do Naddniestrza, gdyż jest ono gotowe zapłacić za zakupiony gaz. Równolegle Naddniestrze próbowało znaleźć niezależnego od władz Mołdawii dostawcę, za pośrednictwem którego dokonywałoby zakupów, które najpewniej rekompensowałaby mu Rosja. Według doniesień medialnych miałaby być to mołdawska firma Natural Gaz D.C. Władze w Kiszyniowie wykluczyły to, twierdząc, że zgodnie z mołdawskim prawem pośrednikiem w dostawach gazu poprzez Mołdawię może być wyłącznie Moldovagaz. Może on kupować na potrzeby Naddniestrza paliwo od zewnętrznych dostawców, ale wyłącznie pod warunkiem, że republika zapłaci za nie z góry.

Krasnosielski lawiruje, przerzucając na władze w Kiszyniowie winę za brak porozumienia. Choć początkowo przyjął ich warunki, to w kolejnych dniach zmieniał swoje stanowisko. Tymczasem prasa rosyjska sugeruje, że Rosja mogłoby od 1 lutego wznowić dostawy do Naddniestrza na poziomie około 3,1 mln m3 dziennie, co pokrywałoby jego potrzeby, ale wykluczałoby wznowienie przez MGRES produkcji taniego prądu na potrzeby mołdawskie. Docierałby on poprzez gazociąg Turkish Stream do granicy bułgarskiej, a dalej niesprecyzowanym szlakiem. Szczegółów brak…

Równolegle podczas wizyty Mai Sandu w Kijowie 25 lutego prezydent Wołodymyr Zełenski potwierdził, że może dostarczyć tani, a nawet darmowy węgiel i odpowiednich specjalistów do MGRES. Naddniestrze twierdziło bowiem, że elektrownia ta może być opalana tylko antracytem, a nie oferowanym przez Ukrainę węglem koksującym. Zełenski postawił warunek, że produkowany z ukraińskiego węgla prąd ma pokrywać potrzeby Naddniestrza, całej Mołdawii i obwodu odeskiego. Tyraspol odrzucił propozycję, twierdząc, że wymagałoby to przebudowy bloków MGRES, co kosztowałoby około 50 mln euro i trwało wiele miesięcy.

Przełomem może być złożona 27 stycznia propozycja Komisji Europejskiej. Zaoferowała ona Naddniestrzu pomoc w postaci 30 mln euro na zakup gazu na rynkach unijnych na pierwsze dziesięć dni lutego. Miałoby to umożliwić wznowienie pełnej produkcji przez MGRES nie tylko na potrzeby samozwańczej republiki, ale także prawobrzeżnej Mołdawii – po uprzedniej cenie, tj. 63 euro za MWh. Równolegle rząd Receana zaoferował Naddniestrzu pożyczkę 3 mln3 gazu na podtrzymanie ciśnienia w gazociągach (jeśli spadnie ono poniżej minimalnego poziomu ich ponowne uruchomienie potrwa kilka miesięcy). 29 stycznia Krasnosielski zadeklarował przyjęcie unijnej pomocy i wezwał stronę mołdawską do pilnego ustalenia szczegółów technicznych, sugerując jednocześnie, że dokonuje ona obstrukcji, zwlekając z nawiązaniem współpracy.


Kryzys korzystny dla Kremla


Z perspektywy Rosji przedłużanie tego kryzysu jest korzystne, pozwala bowiem obarczać Mołdawię i Ukrainę winą za pogarszającą się sytuację humanitarną w Naddniestrzu. Nie czuje ona jednak potrzeby pośpiechu, gdyż wiara jego mieszkańców w rosyjską protekcję jest niemal niemożliwa do zachwiania. Oczywiście lepiej dla Kremla, aby ostatecznie nie doszło do katastrofy i do implozji republiki, bo to mogłoby skłonić jej mieszkańców, a zwłaszcza rządzącą oligarchię skupioną w firmie Sheriff, do szukania ratunku u władz centralnych w Kiszyniowie. Rosja w tym kontekście zapewne udzieli zgody Naddniestrzu na przyjęcie unijnej oferty pomocy, ale zabroni mu podejmowania jakichkolwiek związanych z nią zobowiązań politycznych, mogących osłabiać rosyjską kontrolę nad republiką.
Jakub Pieńkowski jest analitykiem ds. Rumunii, Bułgarii i Mołdawii w programie Europa Środkowa Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Absolwent studiów magisterskich na kierunkach prawo i politologia na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz studiów podyplomowych z bezpieczeństwa narodowego na Akademii Obrony Narodowej w Warszawie. Studiował także politologię na Universitatea de Vest din Timişoara w Rumunii. Odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi. Współautor cyklu książek: Kwestie narodowościowe w Europie Środkowo-Wschodniej.

Inne artykuły Jakuba Pieńkowskiego

Tymczasem utrzymanie wysokich cen energii w Mołdawii sprzyja wzrostowi antyeuropejskich i prorosyjskich nastrojów społeczeństwa. Nadzieję na ich wyhamowanie daje zapowiedź przyjęcia przez Naddniestrze unijnej oferty pomocy, co umożliwiałoby wznowienie przez MGRES produkcji taniego prądu na potrzeby Mołdawii. Tymczasem w połowie roku kraj ten czekają wybory parlamentarne, w których rządząca obecnie proeuropejska Partia Działania i Solidarności prezydentki Mai Sandu ma coraz mniejsze szanse na jednoznaczne zwycięstwo i samodzielne utworzenie nowego gabinetu. Ze względu na obecny kształt sceny politycznej może nawet nie być zdolna do powołania rządu koalicyjnego, albowiem pozostałe ugrupowania reprezentują opcję prorosyjską. W rezultacie po wyborach rządy w Mołdawii mogą przejąć partie sprzyjające Rosji bądź też kraj pogrąży się w długotrwałym kryzysie politycznym uniemożliwiającym powołanie stabilnego rządu.