Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Ukraina / 24.02.2025
Julia Iwanoczko
Wolność wbrew, to odpowiedź Ukrainy na geopolityczne zawieruchy. Musimy grać twardo, ale mądrze
Problem w tym, że my w ogóle nie jesteśmy „innymi” dla Europy. Jesteśmy jej częścią. Jeśli dziś, hipotetycznie, usunąć Ukrainę i ukraińską armię – jeśli przestałaby istnieć lub zostałaby wchłonięta przez Rosję – byłby to koniec Europy, jaką znamy. Niestety, bardzo niewielu Europejczyków to rozumie. Szczerze mówiąc, jestem zszokowany tym brakiem zrozumienia, nawet w Polsce – mówi ukraiński pisarz i filozof Wołodymyr Jermołenko w rozmowie z Julią Iwanoczko, redaktorką naczelną Ukraїner Po Polsku.
(Shutterstock) Właśnie mijają trzy lata, odkąd Rosja rozpoczęła pełnoskalową wojnę przeciwko Ukrainie. Jak ewoluowało w tym czasie ukraińskie społeczeństwo i w jakim punkcie znajduje się obecnie?
Można tu wyróżnić dwa wymiary. Pierwszy to konsolidacja, a drugi – fragmentacja. Oba te procesy współistnieją. Trudno jednoznacznie stwierdzić, który z nich ostatecznie przeważy. Oczywiście wierzymy, że silniejsza będzie konsolidacja, jednak ignorowanie procesu fragmentacji może doprowadzić do poważnych problemów. Fragmentacja nie przebiega wzdłuż linii ideologicznych czy narodowych, jak ma to miejsce w innych społeczeństwach. Raczej dotyczy różnic w doświadczeniach i działaniach – tego, kto co robi, w jaki sposób oraz w jakim stopniu angażuje się w stawianie oporu agresorowi.
Poziom konsolidacji jest nadal wysoki. Jednak poziom fragmentacji, o którym wspominam, niesie ze sobą ogromne zagrożenie. To poważny problem w ukraińskiej historii – wielokrotnie potrafiliśmy pokonać samych siebie. Dlatego musimy znaleźć sposób, by te tendencje powstrzymać. Jestem głęboko przekonany, że nadal jesteśmy w stanie przetrwać, mimo niezwykle trudnej sytuacji geopolitycznej, w jakiej się znajdujemy. Jednak jeśli od środka rozerwie nas wewnętrzny podział, konsekwencje będą poważne.
To samo dotyczy naszych sojuszników. Szczególnie niepokoi mnie obecna dynamika stosunków ukraińsko-polskich. Uważam, że po obu stronach konieczne jest poszukiwanie sposobów na przezwyciężenie różnic, a odpowiedzialność za to jest wspólna. Spoczywa na obu narodach – w równej mierze na Ukraińcach, jak i na Polakach.
Ukraińska odpowiedź na pytanie o własną tożsamość przez pewien czas ograniczała się do stwierdzenia, że Ukraina to nie Rosja. I w ten sposób Ukraińcy opowiadali o sobie światu zewnętrznemu. Jak wojna wpłynęła na poczucie tożsamości narodowej? Czy dzisiaj Ukraińcy znają już odpowiedź na pytanie, kim są?
Myślę, że wciąż szukamy odpowiedzi, i to jest naprawdę fajne. Gdy społeczeństwo znajduje klarowną odpowiedź na pytanie o swoją tożsamość, zaczyna się starzeć. Proces poszukiwania jest naturalny i świadczy o jego żywotności. Każde społeczeństwo przez niego przechodzi, Ukraińcy również są na tej drodze.
Można wyodrębnić kilka strategii odpowiedzi na pytanie o tożsamość. Jedna z nich, szczególnie mi bliska, zakłada spojrzenie na naszą historię jako historię bardzo różnorodnych narodów, języków i epok, które jednak łączą liczne wspólne cechy. Gdy mówimy o Żydach w Ukrainie, Grekach, Scytach, trypolitańczykach czy wikingach, dostrzegamy, jak wiele mają wspólnego. Ciekawym aspektem jest również przestrzeń geograficzna Ukrainy – unikalna interakcja morza, stepu, lasu i gór. Każdy z tych elementów posiada własne, niepowtarzalne cechy. Obecność morza i ogromnych stepów otwiera Ukrainę zarówno na bezkres Eurazji, jak i przestrzeń europejską oraz śródziemnomorską. Te elementy są niezwykle istotne, także w kontekście obecnej wojny, ponieważ Rosja dąży do powrotu na tereny nadczarnomorskie. Takie globalne, nieprowincjonalne spojrzenie na Ukrainę może nas poprowadzić w dobrym kierunku.
Drugi, tradycjonalistyczny punkt widzenia jest równie interesujący, ponieważ ukazuje siłę ukraińskiej kultury. Nie możemy mówić o niej wyłącznie w kontekście pisma, bo jest to kultura, w której wiele znaczeń funkcjonuje w formie niematerialnej: w legendach, pieśniach ludowych, etnografii, strojach, rzemiośle, a także w archeologii. To właśnie pod ziemią lub wydobyte z niej kryją się fascynujące elementy naszej kultury. Ta cecha wyróżnia nas na tle innych narodów i jest niezwykle wartościowa. Nawet w tradycjonalistycznym podejściu nie popadamy w prowincjonalizm – wychodzimy poza granice lokalności.
Istnieje jednak także bardziej powierzchowny nurt, opierający się na prymitywizacji ukraińskiej tożsamości poprzez sprowadzanie jej do uproszczonych klisz. Niestety, ten sposób postrzegania jest wciąż obecny w oficjalnym dyskursie, zarówno na szczeblu państwowym, jak i lokalnym. Choć widać postęp, istnieje realne niebezpieczeństwo redukcji ukraińskości do banału. Zwłaszcza młodsze pokolenia, które szukają buntu i nowych form wyrazu, mogą odrzucić taki uproszczony obraz.
Naszym zadaniem jest przedstawienie Ukrainy jako projektu w trakcie realizacji – projektu z głębokimi korzeniami historycznymi, ale jednocześnie otwartego na przyszłość. Ukraina nie jest tabula rasa ani ciągłym nowym początkiem. To niedokończony projekt, który ma solidne podstawy w przeszłości, a zarazem dynamicznie zmierza ku przyszłości. Właśnie w takim podejściu widzę naszą szansę.
Jakie zmiany zauważa pan w postrzeganiu Ukrainy przez społeczność międzynarodową w ostatnich latach, zwłaszcza po pełnoskalowej inwazji?
Tutaj również widać różne tendencje. Sto lat temu Ukrainy nie było na mapie świata, dlatego ukraińska niepodległość wydawała się nieporozumieniem. Teraz Ukraina coraz wyraźniej zaznacza swoją obecność. Jednak widzimy, że istnieją siły, które próbują to zakwestionować.
Wraz z erą Trumpa weszliśmy ponownie w epokę big power politics, kiedy to potężni gracze – wielkie, silne monstra – starają się zdusić mniejszych. Widzimy to już nie tylko ze strony Rosji, ale także ze strony trumpowskiej Ameryki. W efekcie presja narracji, że Ukraina nie istnieje, znów stała się bardzo silna. Widzimy to wyraźnie w serwisach takich jak X. Wynika z tego realne niebezpieczeństwo, bo trumpiści de facto kontrolują największe media społecznościowe – mają wpływ na X, Facebooka, a w przyszłości być może będą mieli wpływ też na TikToka. To w dużej mierze tam w mediach społecznościowych będą się rozstrzygać kluczowe kwestie.
Jeśli chodzi o Ukrainę, to ona zawsze odgrywała ogromną rolę w historii. Nie da się mówić o II wojnie światowej bez kwestii ukraińskiej. Podobnie w przypadku I wojny światowej i wschodniego frontu. Nie sposób zrozumieć tego, co wydarzyło się w Europie w XVIII, a później w XIX wieku – czyli pojawienia się na kontynencie potężnego, eurazjatyckiego imperium rosyjskiego – bez uwzględnienia ukraińskiego kontekstu. Przykładowo, często pomijana jest kluczowa postać Iwana Mazepy, a to właśnie klęska w bitwie pod Połtawą otworzyła Rosji drogę do ekspansji w Europie. Ta ekspansja zakończyła się rozbiorami Polski, zwycięstwem nad Napoleonem oraz dominacją rosyjskiej tyranii w XIX wieku. Niestety, te fakty wciąż nie są właściwie odczytywane.
Czy w tej erze Trumpa, o której pan mówi i w którą właśnie weszliśmy, Europejczycy docenią znaczenie Ukrainy dla historii, ale przede wszystkim przyszłości ich kontynentu?
Obecnie Europejczycy są zagubieni, bo nagle zniknęło wsparcie ze strony Stanów Zjednoczonych. Okazuje się, że Ukraina to nie część problemu, ale część rozwiązania. Bo jeśli w przyszłości Europa będzie musiała walczyć z Rosją, to jedynie Ukraińcy wiedzą, jak to robić.
Im szybciej Europejczycy zrozumieją, że ukraińska armia i wiedza to fundament, na którym mogą oprzeć swoje bezpieczeństwo, oraz że wsparcie Ukrainy to nie tylko kwestia pomocy humanitarnej, lecz przede wszystkim inwestycja w przyszłość stabilnej Europy, tym lepiej. Niestety, obecnie są oni wciąż dalecy od takiego zrozumienia. Owszem, lokalizują nas na mapie świata, identyfikują się z nami, ale raczej jako z „dobrymi innymi”. Istnieją przecież „źli inni” – Rosjanie – oraz „dobrzy inni” – Ukraińcy. Dla niektórych Europejczyków, zwłaszcza skrajnej prawicy, role te się odwracają.
Problem w tym, że my w ogóle nie jesteśmy „innymi” dla Europy. Jesteśmy jej częścią. Jeśli dziś, hipotetycznie, usunąć Ukrainę i ukraińską armię – jeśli przestałaby istnieć lub zostałaby wchłonięta przez Rosję – byłby to koniec Europy, jaką znamy. Niestety, bardzo niewielu Europejczyków to rozumie. Szczerze mówiąc, jestem zszokowany tym brakiem zrozumienia – nawet w Polsce.
Co Ukraina może jeszcze zrobić, aby zmienić tę sytuację? Aby lepiej to komunikować?
Staram się mówić o tych kwestiach w sposób racjonalny. Z Polakami prowadzimy bardzo ciekawy dialog. Jaka jest polska narracja? Polacy uważają, że wytrwali w 1920 roku, pokonali bolszewików i wywalczyli sobie niepodległość. Zgadza się, ale jest tu jeden niuans: to zwycięstwo zostało osiągnięte, można powiedzieć, przez pewien kompromis, zgodnie z którym Ukraina utraciła wówczas swoją niepodległość. W polskim dyskursie często pomija się fakt wojny z Zachodnioukraińską Republiką Ludową (ZURL), co doprowadziło do rozłamu w samej Ukrainie w czasach Petlury. Jak wiemy z historii, konflikt ten spowodował rozłam między Ukraińską Republiką Ludową a ZURL. Jeśli jednak spojrzymy na to geopolitycznie i z pewnej perspektywy, historia pokazuje, że gdy dochodzi do podziału Ukrainy, następną ofiarą jest Polska. I to zdarzyło się przynajmniej dwukrotnie.
Pierwszy podział Ukrainy miał miejsce pod koniec XVII wieku, w czasach tzw. ruiny. Wtedy ukraińska państwowość została stopniowo zniszczona – zarówno przez Rzeczpospolitą na prawobrzeżnej Ukrainie, jak i przez Carstwo Moskiewskie (a później Imperium Rosyjskie) na lewobrzeżu. Najpierw więc Ukrainę podzielono wzdłuż Dniepru, a później sukcesywnie unicestwiono. Następna w kolejności była Polska: pod koniec XVIII wieku – sto lat później – odbyły się rozbiory Polski. W XX wieku wydarzenia potoczyły się znacznie szybciej. W 1920 roku Polska uzyskała niepodległość, ale było to możliwe w dużej mierze przez utratę przez Ukrainę państwowości. Nie mówię tego prowokacyjnie – ale fakty są takie, że Polska zyskała wtedy dwie dekady względnego spokoju, zanim nadszedł kolejny podział.
Jednak nie zawsze widzę zrozumienie tej zależności u moich polskich kolegów. Niektórzy z moich przyjaciół w Polsce to dostrzegają, ale wśród innych panuje niezrozumienie. Jeśli Ukraina straci swoją niepodległość, Polska będzie następna. I to nieuniknione. Nie można wierzyć, że sytuacja z 1920 roku się powtórzy. Wtedy bolszewicy stanowili w dużej mierze chaotyczną armię, która dopiero formowała swoje struktury państwowe i musiała się zatrzymać, by się skonsolidować.
Teraz jest inna sytuacja. Tak jak w 2008 roku było jasne, że po ataku na Gruzję Ukraina będzie następna, tak teraz Polacy i Bałtowie powinni zrozumieć, że oni będą następni, jeśli Ukraina utraci niepodległość. W obecnych realiach geopolitycznych Trump, Ameryka czy NATO ich nie uratuje. Istnieją pewne fakty historyczne, istnieje logika wydarzeń. A logika jest taka, że jeśli imperium znajduje się w fazie ekspansji – a Rosja obecnie w takiej fazie się znajduje – to każda kolejna wojna staje się bardziej krwawa i na większą skalę.
W przypadku Rosji była to najpierw wojna w Naddniestrzu – coś lokalnego, w co zaangażowanych było zaledwie kilka tysięcy ludzi. Potem była Czeczenia – znacznie krwawszy konflikt, choć wciąż wewnątrz Federacji Rosyjskiej. Następnie – Gruzja, gdzie zobaczyliśmy kolumny czołgów i dużą siłę militarną. Następnie – Krym. Później – Syria i Aleppo, gdzie doszło do zniszczenia ogromnego miasta. A teraz – Ukraina. I kolejna ekspansja będzie jeszcze bardziej brutalna, bo Rosja jest dziś całkowicie zmilitaryzowana.
Wesprzyj nas na PATRONITE Ukraińcy poczuli swoją podmiotowość, zarówno jako jednostki, jak i jako państwo. Przestali myśleć o sobie wyłącznie w kategorii ofiary dominacji, a zaczęli postrzegać siebie jako naród, który walczy i potrafi skutecznie bronić się przed agresją. Oczywiście udało się to również dzięki wsparciu, które otrzymali od innych państw, w tym od Stanów Zjednoczonych. Jednak sytuacja polityczna i geopolityczna właśnie się zmienia. Czy może to wpłynąć na poczucie podmiotowości Ukraińców?
Ponownie odwołam się do mojej filozofii równowagi. W tej sytuacji kluczowe jest jej zachowanie. Nie można wpadać w rozpacz. Jesteśmy podmiotowi. W ciągu ostatnich dekad pokazaliśmy, że potrafimy realizować swoją wolę nie tylko wbrew Rosji, ale także wbrew Europie i Ameryce. Warto przypomnieć sobie, że ogłosiliśmy swoją niepodległość wbrew woli Stanów Zjednoczonych. Wywalczyliśmy sobie prawo do statusu kandydata do Unii Europejskiej – również wbrew niechęci Europy. Bo prawda jest taka, że dziś prowadzimy rozmowy akcesyjne z UE nie dlatego, że Europa tego chce, ale dlatego, że my tego chcemy. Europa po prostu musi zaakceptować istniejącą rzeczywistość. Zawsze powstawaliśmy jako państwo wbrew woli Rosji. Uważam więc, że nie możemy się teraz poddawać.
Z drugiej strony, nie możemy też przeceniać naszych możliwości. Jestem przekonany, że to my będziemy kształtować historię w tej części świata, a może nawet i poza nią. Jednak nie wolno nam lekceważyć pomocy Ameryki. Istnieją bowiem kluczowe elementy, bez których możemy tę wojnę przegrać: satelity, Starlinki, systemy obrony powietrznej, system Patriot, wywiad i inne. W obecnej sytuacji musimy zachować równowagę. Powinniśmy również zrozumieć, że Ukraina nie jest dla Amerykanów priorytetem. Jesteśmy jedynie jedną z figur na szachownicy w grze Ameryka kontra Chiny. Amerykanie obserwują negocjacje w Arabii Saudyjskiej, zastanawiając się, jak odciągnąć Rosję od Chin i ponownie zbliżyć ją do Stanów Zjednoczonych. Uważam, że ten plan im się nie powiedzie. Ale jeśli rzeczywiście poniosą porażkę, mogą próbować zrzucić winę na nas – twierdząc, że negocjacje zakończyły się niepowodzeniem przez Ukrainę.
Dlatego musimy działać mądrze. Nie zapominać o swojej podmiotowości – to absolutnie kluczowe – ale jednocześnie umiejętnie manewrować, aby nie utracić amerykańskiego wsparcia. To wsparcie nie sprawi, że natychmiast odzyskamy wszystkie terytoria, ale jest nam potrzebne, by uniknąć katastrofy. Wyobraźmy sobie sytuację, w której ukraińskie miasta zostałyby pozbawione obrony powietrznej albo nasze wojsko straciłoby dostęp do Starlinków. Sytuacja stałaby się wówczas niezwykle trudna. Musimy więc grać twardo, ale mądrze.
Wołodymyr Jermołenko – ukraiński filozof, tłumacz i pisarz. Prezes ukraińskiego PEN Clubu, wykładowca Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, redaktor naczelny anglojęzycznego multimedialnego projektu o Ukrainie „UkraineWorld” oraz dyrektor ds. analiz w organizacji pozarządowej „Internews-Ukraina”. Wraz z literaturoznawczynią Tetianą Oharkową prowadzi podcast „Kult”, poświęcony kluczowym epokom w historii kultury.
Julia Ivanochko (Iwanoczko) – redaktorka naczelna Ukraїner Po Polsku, polskojęzycznej edycji projektu medialnego Ukraїner. Autorka i prowadząca polskiej wersji podcastu „Dekolonizacja” tworzonego przez Ukraїner International w trzech językach: angielskim, polskim i czeskim. Absolwentka stosunków międzynarodowych i magistra międzynarodowego prawa publicznego.
W swoim eseju „Musimy nauczyć się sztuki tłumaczenia samych siebie” pisze pan, że obecny ból, którego doświadczają Ukraińcy, z jednej strony oddziela ich od świata, skupia uwagę na sobie, na własnym cierpieniu i doświadczeniach. Z drugiej strony, nie możemy przestać rozmawiać ze światem zewnętrznym, opowiadać o sobie, „tłumacząc swoje doświadczenie na język zrozumiały dla innych”. Jak Ukraińcy powinni dziś rozmawiać ze światem zewnętrznym? Zwłaszcza gdy wojna stała się codziennością nie tylko dla nich, ale także dla świata? Przecież muszą kontynuować ten dialog, tym bardziej że, jak powiedział amerykański historyk, Timothy Snyder – wolność to nie coś, co można osiągnąć w pojedynkę.
Wolność „wbrew”. Moja odpowiedź to właśnie to: wolność wbrew – i w ogóle samo słowo „wbrew”. Pokazujemy światu, że coś, co dla niego wydaje się fundamentalne – wartości takie jak wolność, godność, życie – są możliwe nawet w okolicznościach, które dla innych wydają się niewyobrażalne. Podważamy znaczenie słowa „niemożliwe”. Udowadniamy, że opór jest możliwy, nawet jeśli wydaje się, że nie ma na niego szans; że życie jest możliwe w środku wojny, że miłość jest możliwa w czasie wojny. W rzeczywistości wiele społeczeństw, które przeszły przez podobne doświadczenia, może to zrozumieć.