Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk / 16.09.2025
Jan Farfał

UE potrzebuje jedności na wczoraj. Bez niej trudno bronić się przed Rosją

Brak jednomyślności, wciąż niezdefiniowana koncepcja europejskiej Unii Obronnej oraz pilna potrzeba wypracowania odpowiedzi na realne zagrożenia ze Wschodu są, zdaniem gen. Roberta Briegera, byłego przewodniczącego Komitetu Wojskowego UE, największymi wyzwaniami stojącymi przed obronnością europejską. Rozmówca Jana Farfała podkreśla, że bez jedności, przywództwa i woli politycznej Europa nie będzie w stanie samodzielnie zadbać o swoje bezpieczeństwo.
Foto tytułowe
(Shutterstock)

Jako były przewodniczący Komitetu Wojskowego UE, jak wyobrażałby Pan sobie główne filary, na których powinna opierać się Unia Obronna?

Myślę, że tym, czego Unia Europejska potrzebuje najbardziej, zwłaszcza w kwestiach obronnych, jest metoda pozwalająca na osiąganie jednomyślnych decyzji przy stole, przy którym zapadają decyzje. Wymaga to jedności wysiłków, przywództwa politycznego oraz gotowości do zapewnienia niezbędnych zasobów.
Generał Robert Brieger – przewodniczący Komitetu Wojskowego UE w latach 2022–2025. Wstąpił do austriackich sił zbrojnych w 1975 roku. Kształtował planowanie sił zbrojnych austriackiego Bundesheeru jako szef sztabu ministra obrony. Dowodził również wojskami austriackimi w Kosowie (2001–2002) oraz przewodził wielonarodowym siłom jako dowódca EUFOR-u w Bośni i Hercegowinie (2011–2012).

Dodatkowo istnieje pilna potrzeba zmiany mentalności, poczynając od klasy politycznej, ale także w naszych społeczeństwach – we wszystkich państwach członkowskich UE.

Czy jest jakikolwiek obszar – czy to hybrydowy, cybernetyczny, czy zarządzania kryzysowego – w którym Unia Obronna UE może wnieść wartość dodaną dla NATO?

Mamy różne historie i różne zadania, ale dziś stoimy w obliczu wspólnego zagrożenia i wspólnego wyzwania, co wymaga od nas zacieśnienia więzi. NATO pozostaje na czele, jeśli chodzi o obronę zbiorową. Z drugiej jednak strony 23 z 32 państw członkowskich NATO to kraje europejskie, dlatego bliska współpraca jest niezbędna. Musimy zintensyfikować wymianę informacji.

A jeśli chodzi o Unię Obronną, dyskusja w instytucjach europejskich na temat tego, jak właściwie powinna ona wyglądać, wciąż trwa. Nie mamy jeszcze jasnego obrazu tego, co rozumie się przez Unię Obronną. Czy chodzi po prostu o wzmocnienie europejskiego przemysłu obronnego i budowę wspólnego finansowego rynku obronnego, czy o coś więcej? Czy chodzi o udział w odstraszaniu i obronie terytorium UE? Mamy art. 42 ust. 7, ale nadal nie wiadomo, co dokładnie oznacza i jak miałby działać w praktyce.

Dlatego wciąż jest wiele znaków zapytania, którymi musimy się zająć, a presja jest ogromna, zagrożeniu ze Wschodu już nie da się zaprzeczyć. Nawet jeśli ta wojna zakończy się zawieszeniem broni lub porozumieniem pokojowym, Rosja bardzo szybko odbuduje swój potencjał, a ambicje Kremla już znamy.

Czy to oznacza, że potrzebujemy dwutorowego podejścia: przygotowania się na potencjalną rosyjską agresję w ciągu trzech lat, a jednocześnie budowania takiego rodzaju unii politycznej i przemysłowej, która przetrwa w dłuższej perspektywie?

Zagrożenie jest realne. Jednym z logicznych wniosków jest to, że musimy znacznie lepiej się przygotować, nie tylko pod względem zdolności przemysłowych, ale także w zakresie zamówień.
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Czy istnieje jakiś cudowny środek na problem fragmentacji rynku obronnego, na przykład fakt, że mamy 17 różnych typów czołgów, przy jednoczesnym zaspokojeniu interesów narodowych w utrzymaniu jakiejś formy lokalnej produkcji?

Nie jestem pewien, czy istnieje taki cudowny środek. To skomplikowany proces. Z jednej strony musimy tworzyć zachęty finansowe, aby przezwyciężyć fragmentację. Komisja Europejska już zapewnia znaczne fundusze na wspieranie projektów kooperacyjnych, ale to oczywiście nie wystarczy, aby przyspieszyć postęp.

Jeśli chcemy konkurować z innymi głównymi graczami, potrzebujemy również woli politycznej wśród państw członkowskich i musimy przyspieszyć realizację flagowych projektów, takich jak francusko-niemiecki myśliwiec przyszłości. Jeśli Unia Europejska nadal chce pozostać liczącym się aktorem na światowej scenie wielkich mocarstw, jak zapisano w niemal wszystkich naszych koncepcjach strategicznych, to, jak wspomniał w austriackich mediach profesor Stiglitz, musimy stanąć na własnych nogach. To jest kluczowa kwestia.

Jednocześnie integracja nie może zatrzymać się na poziomie wielkich firm. Musimy również zaangażować mniejsze przedsiębiorstwa, zwłaszcza te dostarczające części zamienne, amunicję i inne krytyczne zaopatrzenie. To byłby duży krok dla Unii Europejskiej w kierunku zdobycia strategicznego znaczenia. Jest to bardzo zbieżne z nastrojami na wschodniej flance.

To wymagałoby także zaspokojenia aspiracji Warszawy do odegrania istotnej roli w rozwoju technologicznym, a nie sprowadzania jej roli do elementu łańcucha dostaw. Niemniej jednak, nawet przy dostępności najlepszego sprzętu, rodzi to pytanie o mobilność. Patrząc w przyszłość na mobilność i partnerstwa, jak oceniłby Pan kolejne kroki, które PESCO (stała współpraca strukturalna) lub Grupy Bojowe UE muszą podjąć w ciągu najbliższych 12–24 miesięcy?

To nie jest tylko projekt PESCO; to także projekt NATO i wspólne ambicje obu organizacji. Jest to kluczowe, gdy stajemy przed koniecznością przemieszczania większych formacji z Zachodu na Wschód, co jest logicznym krokiem w przygotowaniach na wypadek potencjalnej agresji. Ale wciąż pozostają do rozwiązania podstawowe kwestie i problemy.

Muszą zostać zharmonizowane ramy prawne między państwami członkowskimi, aby umożliwić szybki transport. Infrastruktura to kolejny krytyczny element. Rodzi to pytanie o finansowanie. Podjęto już wiarygodne kroki w celu wdrożenia tych działań, ale jeśli chodzi o szczegóły, pozostaje to projekt długoterminowy, ponieważ duża część istniejącej infrastruktury jest albo nieodpowiednia, albo przestarzała i nie może obsłużyć transportu ciężkich ładunków.

Są też przeszkody proceduralne, nie tylko między państwami członkowskimi, ale nawet wewnątrz niektórych krajów. Na przykład w Niemczech istnieją trudności w transporcie amunicji z jednego landu do drugiego. Ponadto musimy wzmocnić łańcuch dostaw przez Atlantyk i usprawnić przepływ towarów o znaczeniu krytycznym. Przygotowanie do prowadzenia działań wojennych wymaga akceptacji pewnego ryzyka w kontekście tych przygotowań.

Nie jestem pewien, czy to poczucie presji jest podzielane przez wszystkich interesariuszy.

I czy słuszne jest założenie, że Europejskie Grupy Bojowe mogłyby stać się protoplastą europejskiej armii?

Powiedzmy, że nowo utworzona zdolność do szybkiego rozmieszczania (Rapid Deployment Capacity) to formacja wielkości brygady z pewnymi strategicznymi elementami wsparcia, zaprojektowana przede wszystkim do zarządzania kryzysowego poza Europą. W ramach Unii Europejskiej nie zajęliśmy się jeszcze koniecznością udziału w obronie terytorialnej. Musimy przemyśleć całą naszą postawę i strukturę oraz wyjaśnić z Sojuszem, jaki powinien być wkład Unii.

Działamy w oparciu o jednolity zasób sił. Wyzwaniem jest to, jak wykorzystać nasze zdolności, aby obrona zbiorowa mogła funkcjonować skutecznie, przy czym Unia Europejska wzięłaby na siebie odpowiedzialność w obszarach, w których może wnieść największy wkład. Na przykład mogłoby to obejmować ochronę infrastruktury krytycznej lub rozwój mobilności wojskowej w celu stworzenia warunków do szybkiego transportu.

W tym procesie potrzebujemy jasnej definicji art. 42 ust. 7 – jak go zoperacjonalizować – oraz procedur w sytuacji, gdy art. 5 NATO i art. 42 ust. 7 UE zostaną przywołane jednocześnie. Co by to oznaczało w praktyce i jak byśmy współdziałali? Jednym z kluczowych warunków wstępnych do określenia niezbędnych procedur jest wymiana informacji, ale jak dotąd oficjalnie nie jest to możliwe między obiema organizacjami. Takie jest moje doświadczenie z Brukseli. Ostatecznie sprowadza się to do woli politycznej.

Mówiąc o woli politycznej – co się stanie, gdy w 2027 roku kilka grup Wagnera działających z Białorusi zacznie przekraczać polską granicę, skłaniając Polskę do powołania się na art. 42 ust. 7? Co wtedy?

To jest pytanie, które politycy muszą sobie zadać i na nie odpowiedzieć. Moja rada jako eksperta wojskowego brzmi: nie marnujcie czasu. Musimy jasno zdefiniować art. 42 ust. 7 w koordynacji z NATO, rozpocząć ustrukturyzowane rozmowy z Sojuszem i zharmonizować nasze działania. Może się zdarzyć, że art. 5 nie zostanie przywołany i zastosowanie będzie miał tylko art. 42 ust. 7, wtedy obowiązują zobowiązania do wzajemnego wsparcia.

Oznacza to, że państwa członkowskie, w tym mój własny kraj, są zobowiązane do udzielenia wsparcia. Ale w jakim zakresie, jakimi zasobami, działaniami, wojskami, pozostaje to nieokreślone. Nie ma konkretnych planów. Nie mamy rodziny planów obrony europejskiej, tak jak ma NATO.
Jan Farfał – historyk, niedawny absolwent studiów doktoranckich w Oxford School of Global and Area Studies na Uniwersytecie Oksfordzkim. Pełnił funkcję zastępcy dyrektora w Visegrad Insight, asystenta badawczego Timothy’ego Gartona Asha oraz stypendysty Jerzego Giedroycia w Instytucie Nauk o Człowieku w Wiedniu.

Z moich trzech lat doświadczenia jako przewodniczącego Komitetu Wojskowego wyłaniają się dwa główne przesłania. To, czego najbardziej potrzebujemy, to jedność i przywództwo na wszystkich szczeblach, począwszy od Brukseli, a skończywszy na państwach członkowskich i społeczeństwie. I potrzebujemy tego na wczoraj. Niestety.

Artykuł powstał we współpracy z Klubem Alpbach Polska, organizacją zrzeszającą polskich stypendystów Europejskiego Forum Alpbach – konferencji, która od 1945 roku jest wiodącą platformą dyskusji o przyszłości Europy.