Kaukaz / 26.09.2020
Anna Żamejć
Koronawirus atakuje opozycję. Władz Azerbejdżanu krytykować już nie wolno
Rządy prawa, wolności obywatelskie i niezależne sądy nie wszędzie są oczywistością. W Azerbejdżanie bezkompromisowa postawa i przywiązanie do wartości demokratycznych mogą zwiastować kłopoty. Niesłusznie skazany lider azerskiej opozycji, Tofik Jakublu, rozpoczął strajk głodowy. Czy za rozpaczliwe wołanie o sprawiedliwość będzie musiał zapłacić najwyższą cenę?
Demonstranci w Baku domagający się uwolnienia więźniów politycznych (VOA, CC)W Azerbejdżanie krytykowanie władz niewielu uchodzi na sucho. Przy limitowanych wolnościach obywatelskich, braku niezależnych sądów i wolnych wyborów, Azerbejdżan rokrocznie plasuje się na najniższych szczeblach rankingów organizacji praw człowieka w regionie.
Do tego ograniczenia z pandemią COVID-19 i zahamowanie gospodarcze otworzyły nowy ponury rozdział na linii rząd-opozycja.
Prezydent Ilham Alijew, który odziedziczył władzę po śmierci ojca Hejdara Alijewa w 2003 roku umiejętnie wykorzystał kryzys koronawirusowy do nasilenia represji wobec dysydentów. Od kwietnia bieżącego roku dziesiątki członków opozycji, aktywistów i dziennikarzy trafiło tymczasowo za kratki lub otrzymało poważniejsze zarzuty karne.
Ale cała uwaga skupiła się na sprawie aresztowanego w marcu Tofika Jakublu, 59-letniego członka koalicji opozycyjnej „Narodowa Rada Sił Demokratycznych.” Trzy dni przed zatrzymaniem polityka, prezydent Ilham Alijew w ogólnokrajowym przemówieniu telewizyjnym okrzyknął tradycyjne partie opozycyjne „zdrajcami” i piątą kolumną, która próbuje „zniszczyć Azerbejdżan” i powinna być „odizolowana.”
Policyjna ustawka
22-marca, według własnych zeznań, Jakublu siedział w zaparkowanym samochodzie, gdy inny pojazd uderzył go z boku. Kierowca i pasażer pojazdu wysiedli z auta i usiłowali zaatakować polityka. Podejrzewając ustawkę, Jakublu zawiadomił policję i nie wdał się w bójkę. Tymczasem po sporządzeniu raportu funkcjonariusze zignorowali jego wersję wydarzeń i zamiast sprawców kolizji, zatrzymali jego samego. Pół roku później sąd rejonowy skazał Jakublu na cztery lata i trzy miesiące więzienia na podstawie rzekomego chuligaństwa.
Dzień przed ogłoszeniem werdyktu, 2 września, polityk ogłosił strajk głodowy i zapowiedział jego kontynuację do czasu aż wyrok zostanie uchylony. Ustąpić nie zamierza, choćby miał zapłacić za to najwyższą cenę.
Przez całe swoje życie Jakublu był człowiekiem zasad. Kiedy po rozpadzie Związku Radzieckiego wybuchła brutalna wojna o Górski Karabach między Azerbejdżanem a Armenią, Jakublu zgłosił się na ochotnika do walki w obronie swojej ojczyzny i utraconych ziemi. Ale nawet wtedy nie stracił silnego poczucia sprawiedliwości. W 1988 roku, gdy etniczne zamieszki w Sumgajcie, azerskim mieście niedaleko stolicy Baku, przeistoczyły się w pogrom przeciwko ormiańskim mieszkańcom, Jakublu osobiście eskortował jedną z ormiańskim rodzin na lotnisko, ochraniając ich przed atakami.
Ale w państwie, które z przegranej wojny o Karabach wyłaniało się coraz bardziej autorytarne, jego bezkompromisowa postawa i przywiązanie do wartości demokratycznych zwiastowało kłopoty.
Ćwierć dekady później, Jakublu zdążył na wylot poznać azerskie więzienia. Od 1998 roku wsadzano go za kratki niemal 40 razy: zazwyczaj na kilka dni czy tygodni na podstawie administracyjnych wykroczeń. Dopiero w 2013 roku został oskarżony o organizowanie masowych zamieszek i skazany na sześć lata więzienia. Wolność odzyskał w marcu 2016 roku z ułaskawienia prezydenta Ilhama Alijewa.
Krótko potem spotkaliśmy się na kawę w czeskiej Pradze. Do ponurych anegdot zza krat dodawał w swych opowieściach odrobinę humoru tak jakby te ponad trzy lata, które ukradziono mu z życiorysu były jedynie drobnym epizodem, ledwie wartym wzmianki. A wcale tak nie było: azerskie więzienia znane są z koszmarnych warunków sanitarnych, wszechobecnej korupcji i nierzadko przemocy ze strony strażników.
Ale życie toczyło się dalej i Tofik Jakublu nie był jednym z tych, którzy długo rozpamiętywali przeszłość.
Najtrudniejszy dzień w życiu
Właściwie tylko w jednym momencie oczy zaszkliły mu się łzami gdy przypomniał sobie najtrudniejszy dzień za kratkami. A być może najtrudniejszy dzień w całym swoim życiu. 23-kwietnia 2015 roku polityk oglądał wiadomości w więziennym pokoju telewizyjnym, gdy na ekranie pojawiło się zdjęcie pięknej, młodej Azerki, która zmarła przy porodzie w rosyjskim Tomsku. Dziewczyna cierpiała na zapalenie wątroby i lekarze nie zdołali jej ocalić. To była jego własna córka, Nargiz.
To w ogóle nie były lekkie czasy dla rodziny Jakublu. Nigar, druga latorośl polityka i aktywistka opozycyjnej partii Musavat, została aresztowana parę miesięcy przed ojcem za spowodowanie wypadku samochodowego. Została skazana na dwa i pół roku i spędziła za kratkami kilka miesięcy zanim wypuszczono ją na wolność. Mąż Nigar, dziennikarz Sejmur Hazi, którego poślubiła gdy odsiadywał pięcioletni wyrok w więzieniu za rzekome chuligaństwo, zza krat wyszedł dopiero w 2019 roku.
Nie raz i nie dwa Tofikowi Jakublu grożono, że jego rodzina pożałuje wyborów polityka jeśli ten nie wycofa się z opozycyjnej działalności. Jakublu zarzekał się jednak, że nie zaprzestanie walki o demokrację.
Po nieautoryzowanym wiecu opozycji w październiku 2019 roku, polityk znowu trafił do więzienia, gdzie przeszedł piekło. Był bity i torturowany, ale znowu zdania nie zmienił.
„Jego nie da się zastraszyć. Są ludzie, których złamać nie sposób i Tofik jest jednym z nich,” opowiadała mi kilka dni temu w rozmowie Alja Jakublu, kuzynka polityka. „Dołączał do każdej akcji, każdego protestu. Zapytałam go kiedyś dlaczego jest taki zdeterminowany. Odparł: gdzie walka [o wolność], tam i ja.”
Po sporej utracie wagi i pogorszeniu się zdrowia w dziesiątym dniu strajku głodowego, Tofik Jakublu został przeniesiony 12 września na oddział intensywnej terapii w prywatnym szpitalu. Podano mu kroplówkę z minerałami, ale jego stan nie jest stabilny. Odwiedzony przez swoją córkę Nıgar, zarzekał się, że ze strajku głodowego rezygnować nie zamierza i jest gotowy poświęcić swoje życie jeśli absurdalny wyrok więzienia nie zostanie uchylony.
Tymczasem w Azerbejdżanie internetowa kampania na rzecz uwolnienia polityka nabiera prędkości. Tysiące ludzie zamieszczają w mediach społecznościowych swoje zdjęcia z hasztagiem #TofiqYaqublayaAzadliq („wolność dla Tofika Jakublu”). Wszystko może jeszcze się wydarzyć, choć władzom coraz trudniej będzie ignorować narastającą presję. Sąd apelacyjny, którego rozprawa spodziewana jest w tym lub kolejnym tygodniu powinien na nowo rozpatrzyć sprawę polityka.
Anna Żamejć jest dziennikarką i specjalistką ds. Południowgo Kaukazu.