Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk / 03.10.2020
Wojciech Szot

Mordercze ballady w mieście duchów

Przez Nich, idiotów rządzących tysiącami mądrych, miasto jest jak wykastrowane, a jego symbolem stała się falliczna wieża zamku, "wynurzająca się z obrośniętych zboczy", "phallos Wilna" świadczący o jego bezsilności. W recenzji książki Wileński Poker Ricardasa Gavelisa, Wojciech Szot stwierdza, że autor "atakuje" nie tylko ludzi, ale i literaturę, a może bardziej ludzi literatury, gdyż w nią akurat zdaje się wierzyć.
Foto tytułowe
Wieża Gidymina górująca nad Wilnem (Shutterstock)


Naszła mnie ochota, by zacząć od cytatu, choć wyczuwam niebezpieczeństwo w otwieraniu recenzji książki litewskiego autora słowami Czesława Miłosza. Trudno jednak uciec od jednej z centralnych postaci polskiej kultury XX i XXI wieku, gdy w warszawskiej kawiarni myśli się o Wilnie. Jest w tym jednocześnie gest dalszego, może trochę rozpaczliwego szukania polsko-litewskiej wspólnoty, której przecież krytycznie przygląda się w Wileńskim pokerze Ričardas Gavelis. A cytat to znany: "Nigdy od ciebie, miasto, nie mogłem odjechać". Na tej płaszczyźnie bohaterowie niezwykłej powieści zmarłego w 2002 roku pisarza spotykają się z polskim poetą. Nie ma ucieczki od Miasta zastępującego cały świat. Jest w nim zaklęta starożytna historia, a krążące po uliczkach starówki duchy opowiadają historie boleśnie współczesne. Gavelis krytycznie przygląda się Litwie, w jej centrum umieszcza Wilno, a jego historię widzi jako wielką metaforę ludzkich losów.

Czytając nawet krótkie biogramy Gavelisa, oczami wyobraźni widzimy człowieka piekielnego, pasującego do szatańskiej trupy z powieści Bułhakowa. Erudyta ze ścisłym wykształceniem i z olbrzymią wyobraźnią, ceniący luksus, przywodzi na myśl Słowackiego, który w liście do matki pisał, że co prawda z rana jest literatem, ale „wieczorem od godziny pół do dziesiątej staję się »un Dandy«, angielski »petit-maître« – i przyznam się Wam, że to lubię”. Nie trzeba zresztą czytać biogramów (choć jego biografię chętnie bym przeczytał), by widzieć w Gavelisie człowieka obdarzonego chirurgiczną precyzją myśli, a zarazem pisarza o niezwykłej wyobraźni, potrafiącego stworzyć własną kosmogonię.
[…] czy może twoje myśli już spętali Oni? – pyta narrator zaledwie na drugiej stronie powieści. A dalej - Niewidzialni, choć spotykani na ulicach, obserwujący, niedostrzegalni wysłannicy systemu, który sprawia, że człowiek jest.
W opowieść Gavelisa wkradają się nawiązania do zachodniej kultury, ale też do różnych form literackich, jak choćby piękny, korespondujący z homerycką tradycją hymn do kobiety karmiącej znienawidzone zarówno przez pisarza, jak i narratora gołębie: "Staruszko pani pierzastych, pasterko tysięcznych trzód, daj mi je wszystkie ukrywające się w gąszczu, rzuć kądziel wełnianą przed męża szukającego, idącego za tropem, wiedź naprzód w oku dnia i w świetle księżyca, wskaż drogę, jakiej nie zna żaden człowiek!". Staruszki przesiadujące na placu przed biblioteką znają prawdę o świecie – widzą, skąd przychodzą i dokąd podążają przechodnie, rozpoznają zakochanych i smutnych, tych, co znaleźli albo stracili. Tą wspaniałą antyfoną Gavelis wprowadza czytelnika w opowieść o życiu w mieście miłości, cichych spisków, tajemniczych uliczek, przejść w kamienicach, gdzie oczy trzeba mieć szeroko otwarte.
Jak wyjaśnić, że zawsze i wszędzie, jak daleko spojrzeć, jeden idiota rządzi tysiącami mądrych, a oni się spokojnie podporządkowują? Skąd w każdym społeczeństwie bierze się szara, milcząca większość? – pyta narrator.
Dzieje się tak, bo wszędzie są – jak nazywa ich Gavelis – ludzie "skanuczeni", "wegetujący w bezdusznym stanie" i twierdzący, że jest to stan właściwy. Pozbawieni "umysłu i sił duchowych" przez Nich, których ślady istnienia narrator dostrzega na każdym kroku. Przez Nich miasto jest jak wykastrowane, a jego symbolem stała się falliczna wieża zamku, "wynurzająca się z obrośniętych zboczy", "phallos Wilna" świadczący o jego bezsilności. Obrazoburczość Gavelisa, chętne korzystanie z dosadnych, mocno erotycznych, na granicy wulgarności porównań czy całych scen, świadczy o jego rozczarowaniu otaczającym go światem – skoro jest tak źle, to wszystko już można. Można kochać Lolitę tym bardziej obsesyjnie, im większa tragedia rozgrywa się wokół. Choć trzeba być czujnym.

Ričardas Gavelis, Wileński poker
przeł. Kamil Pecela, Wojnowice 2020
Gavelis "atakuje" nie tylko ludzi, ale i literaturę, a może bardziej ludzi literatury, gdyż w nią akurat zdaje się wierzyć. W Wileńskim pokerze czytelnik spotyka postacie charakterystyczne dla opresyjnego, kafkowskiego systemu, jak choćby Martynasa Poškę, "smutnego gadułę z naszej biblioteki", "poszukiwacza prawdy i absurdu", nie do końca skanuczonego, bo "jego duchowy organ skrycie produkuje antykanuckie hormony", "wierzy w siłę umysłu", i choć jego wywrotowa dysertacja utknęła we wszystkich instancjach, a on wygłasza na zebraniach ryzykowne tezy, nie wbiegną tam żołnierze i go nie aresztują – wszyscy po prostu go ignorują. Tak działa skanuczony człowiek.

Jest Gavelis też ironicznym krytykiem litewskiej sceny literackiej. Pisze o poecie Marcinkeviciusie, określanym jako "jedyny prawdziwy litewski poeta"; tylko on "potrafi z takim smutnym, tęsknym procesem zawołać: »o Sancta Lituanica!«”. Powinno się wprowadzić jednostkę "tęsknego smutku – jeden marcinken". Litewski poeta "nie drzemie", "wysłuchawszy ścisłych rozkazów władzy, powtarza przed lustrem głęboko litewskie pozy". "Litewscy pisarze dzielą się na smutnych i dziarskich". To też wielkie oskarżenie cenzury: "Dla litewskiego pisarza szczególnie ważne jest, aby mieć specjalną toaletę. Najwięcej czasu przesiaduje w specjalnej toalecie i nic nie pisze. Dlatego, że ograniczona jest jego wolność twórcza. Gdyby dana mu była wolność twórcza, napisałby, że OHO! Wprawdzie nie bardzo sobie wyobraża, jakie będzie to OHO, ale to już drugorzędna sprawa. Nie można zbyt wiele wymagać od wyobraźni litewskiego pisarza". Gombrowiczowskie OHO symbolizuje całą potencjalną literaturę, która próbuje wyrwać się z oków cenzury i skanuczenia, pełną wielkich słów i etycznych czynów. Gavelis Wileńskim pokerem, opublikowanym na progu odzyskania przez Litwę niepodległości, pokazał, że nowej literatury nie skrępują również tradycyjne, romantyczne z ducha obowiązki.

Ucieczka przed patosem nie przeszkadza Gavelisowi wkładać w usta bohaterów swojej książki fraz podniosłych i dumnych. "Człowieka nie można pokonać. Można zabić, ale nie pokonać: nigdy" – mówi Bolius, profesor, który przeżył Oświęcim i wie, że teraz każe mu się wierzyć w Gówno Gówien. Wielkie prawdy brzmią śmieszne w ustach serwilistycznych parobków systemu, lecz u Boliusa są filozofią sprawdzoną przez życie.

Jest w Wileńskim pokerze historia Litwy i Wilna, ciekawa dla polskiego czytelnika choćby dlatego, że niekoniecznie zgodna z polską wizją historii i narracją, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Są też żydowska nieobecność i rosyjski nadmiar obecności. Nad tymi publicystycznymi ("Litwa również nie była samą sobą, zawsze lepili się do niej obcy, przemocą lub oszustwem"), choć atrakcyjnymi fragmentami unoszą się duchy miasta, starożytnego i tajemniczego. Gavelis boczy się trochę na Konwickiego, który znał Wilno tylko z dzieciństwa, a mimo to pisał jeszcze wiele lat później, że "Wilno jest wszędzie"; ale to tylko poza, pozorna polemika, za chwilę bowiem narrator powieści przyznaje, że "w Wilno można tylko wierzyć albo w nie nie wierzyć. […] ten podręcznik barakowej geometrii betonowych bloków, ten skrzeczący, krztuszący się dymami obóz koncentracyjny jest moim Wilnem […] te błądzące bez sensu upiory, niepojmujące, że resztki ich ducha otacza drut kolczasty, są wilnianami". Turpistyczna ballada, jakby u Grochowiaka ktoś zamówił pean ku czci Warszawy, pełna śmiertelnie niebezpiecznej miłości.

Byłem w Wilnie kilka razy, krótko, i nie pretenduję do wygłaszania żadnych wiążących uogólnień, ale chciałbym zwiedzić Wilno śladami Gavelisa, bo to miasto zaklęte w mit jest zarazem boleśnie konkretne, jak wizyta w Muzeum KGB, w którym mimo przegadanej, nadmiernie detalicznej narracji groza pojawia się na każdym kroku, nie tylko dzięki sali mordów, tak eksponowanej przez wszechobecne w muzeum strzałki. W literaturze często szukamy "prawdy o nas samych", a oko pisarza czy poety ma podpowiedzieć nam coś, czego nie zobaczymy w codziennej pogoni, nawet turystycznej.

Dzieło Gavelisa to z pewnością jeden z najpiękniejszych mitów o mieście, jakie kiedykolwiek opowiedziano. Mircea Eliade pisał, że "pierwotne" i archaiczne społeczeństwa biorą "mit za wyraz prawdy absolutnej, ponieważ opowiada on historię świętą". Niechaj zatem i teraz tak będzie, niech mit stanie się moją rzeczywistością, bo wspaniale jest widzieć Wilno oczami Gavelisa.
Tobie sądzone polowanie na wielkiego smoka. Myśl o nim, tylko o nim. Śnij o nim, scal się z nim, dzieciaku. Zeżryj go, tak jak on żre Litwę. Wydłub go z jego prześmierdłego czołgu.
Apokaliptyczna parafraza łącząca obraz depczącej smoka Matki Boskiej z wojenną wizją precyzyjnie pokazuje siłę książki Gavelisa – niezwykłego, postmodernistycznego iluzjonistycznego fresku, w którym autor podjął się próby opisania świata. Podobnie jak mit jest on tak samo wyobrażony, co rzeczywisty. Także przerażająco wciąż aktualny, Niezwykła, wielka powieść.