Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk > Kapitol / 28.10.2020
Redakcja

W Wilnie triumfuje umiarkowanie. Rezultatem jest klęska wyborcza Polaków na Litwie

Przed wyborami Litwinów straszona "polskim scenariuszem". W głosowaniu zakończonym 25 października postawili na liberałów. Porażkę poniosła Akcja Wyborcza Polaków na Litwie. Zaważyło odwrócenie się od spraw mniejszości oraz gesty sympatii wobec Kremla i Mińska.
Foto tytułowe
Litwinka z naklejką "Już głosowałam" (Shutterstock)

Na Litwie zakończyły się wybory parlamentarne. Do opozycji przejdzie rządzący od 2016 roku centrowo-agrarny Litewski Związek Chłopów i Zielonych (LVŽS) Ramūnasa Karbauskisa. Czterolecie jego rządów to czas znacznego ocieplenia stosunków na linii Warszawa–Wilno. Premier Saulius Skvernelis nawiązał dobre relacje z gabinetem Prawa i Sprawiedliwości, udało mu się załatwić kilka istotnych spraw, (m.in. uregulowano toczący się od 2008 roku spór Orlenu Lietuva z litewskimi kolejami państwowymi, porozumiano się w sprawie spornych taryf za przewóz polskich ładunków litewską koleją, zakończono też spór o akredytację wileńskich szkół polskich). a z rąk Mateusza Morawieckiego odebrał nawet nagrodę Człowieka Roku podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy. Był dla Warszawy cennym sojusznikiem: nieraz zapewniał, że Wilno nie zgodzi się na objęcie Polski unijnymi sankcjami w sporach o praworządność – i nie pozostawał gołosłowny.

– TS-LKD nie jest partią konserwatywną, jak często się ją określa – tłumaczy kierownik katedry politologii Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie Andrzej Pukszto. – W programie czy wystąpieniach liderów w kwestiach gospodarczych czy obyczajowych ze świecą szukać elementów konserwatywnych. TS-LKD to tak naprawdę partia liberalna z pewną grupą narodowców i ultrakatolików jako przystawkami. Prawdopodobnie utworzy ona koalicję z dwiema mniejszymi partiami liberalnymi: Partią Wolności i Ruchem Liberałów.
Sukces trzech ugrupowań liberalnych idzie wbrew trendom znanym z Polski, Węgier czy Czech. Litewskie wybory nie były znanym z wielu krajów europejskich starciem sił demokratycznych i antyliberalnych.

Niektórzy komentatorzy nazywają tę projektowaną koalicję centroprawicową, a samą TS-LKD ugrupowaniem konserwatywnym (odwołują się w ten sposób raczej do historii ugrupowania), ale niezależnie od użytych etykiet nie jest ona partią prawicowo-populistyczną spod znaku Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego czy Fideszu Viktora Orbána.

– W ostatnim tygodniu słyszałam: "Trzeba iść na wybory, bo Litwę czeka polski scenariusz" – mówi dziennikarka z Wilna, Ewelina Mokrzecka. – I coś w tym jest. Ludzie głosowali na liberalne ugrupowania w obawie przed radykalizacją prawicy, która ma miejsce w całej Europie. Dzisiaj Litwa jest jednym z trzech państw UE, gdzie w parlamencie nie zasiadają nacjonalistyczne czy faszystowskie ugrupowania. Litwini to bardzo rozsądny naród.

Poparciem dla Łukaszenki nie wygrywa się wyborów

Wielkim przegranym wyborów jest Akcja Wyborcza Polaków na Litwie – Związek Chrześcijańskich Rodzin (AWPL-ZChR). Dotychczas była koalicjantem LVŽS, jej politycy stali na czele ministerstw łączności i spraw wewnętrznych, w sejmie dysponowała 8 szablami. Tym razem z rezultatem 4,82 proc. nie przekroczyła – po raz pierwszy od ośmiu lat – 5-procentowego progu wyborczego. Powróciła zatem w sejmie do stanu posiadania z 2008 roku, choć w międzyczasie połączyła się ze środowiskami mniejszości rosyjskiej, co pozwoliło jej na poszerzenie bazy elektoralnej. W sejmie zasiądzie trójka posłów z ramienia Akcji, którzy zwyciężyli w okręgach jednomandatowych (AWPL poszłoby lepiej, gdyby na Litwie obowiązywała ordynacja wyborcza podobnie jak w Polsce faworyzująca mniejszości narodowe).

Ričardas Gavelis, Wileński poker
przeł. Kamil Pecela, Wojnowice 2020
To porażka środowiska, które przez lata odnosiło sukcesy i z niszowego ugrupowania przekształciło się w gracza wagi średniej w polityce ogólnokrajowej. W wyborach prezydenckich lider AWPL Waldemar Tomaszewski zdobył spektakularne 8,37 proc. poparcia, trzy razy zostawał europosłem (jest nim do dziś), dwukrotnie przekraczał z AWPL w wyborach parlamentarnych próg wyborczy i współtworzył kolejne gabinety. Do tego dochodzi silna pozycja partii na prowincji czy obecnie sprawowana przez Edytę Tamosziunaite funkcja wicemera Wilna.

Na porażkę wpływ miała m.in. prokremlowska i prołukaszenkowska postawa polityków partii, której trzyma się ona od wielu lat. "Jedynką" AWPL był Zbigniew Jedziński, znany z agresywnych i proreżimowych wypowiedzi. Podczas rewolucji godności nazwał Ukrainę "wrzodem na dupie Europy" i podobnie jak Tomaszewski nie wsparł protestów. Z kolei w sierpniu, podczas demonstracji na Białorusi, poparł Alaksandra Łukaszenkę. Napisał post na Facebooku (szybko go skasował, przywołuję za Kurierem Wileńskim): "Lukaszenko nauczył się od litewskich konserwatystów, jak pacyfikować protesty. Różnica polega na tym, że na Białorusi policja stoi na straży konstytucji, a na Litwie w 2009 r. policja była po stronie tych, kto złamał konstytucję, a mianowicie policjanci bronili władzy konserwatystów, która w wyniku tak zwanej «nocnej reformy», łamiąc konstytucję, ucięła emerytury i płace zarobkowe".

AWPL odcina się w ten sposób od głównych litewskich sił, które ostro krytykują Łukaszenkę i wspierają demokratyczne protesty oraz opozycję spod znaku Swietłany Cichanouskiej. Wilno nie uznało wyników tamtejszych wyborów prezydenckich z 9 sierpnia, a za swojego partnera uznało opozycję. Cichanouska emigrowała z Białorusi nieprzypadkowo właśnie na Litwę (choć również dlatego, że Wilno to geograficznie najbliższa Mińskowi stolica). Podobnie postąpiło wielu innych opozycjonistów, a wśród licznych ruchów Wilna znalazło się ułatwienie wjazdu na Litwę dla Białorusinów chcących ubiegać się o azyl, wsparcie dla białoruskich studentów czy objęcie sankcjami wysokich urzędników reżimu. Litwa, obok Polski, od lat była głównym ośrodkiem białoruskiej emigracji politycznej.

AWPL nie chce krytykować Łukaszenki. Jej lider Tomaszewski powiedział w sierpniu stacji LRT: "Powstaje wrażenie, że kategoryczne wypowiedzi, jak ministra spraw zagranicznych [Linasa Linkevičiusa, surowego krytyka białoruskich władz – przyp. Z.R.], praktycznie zamykają drogę do dialogu". Kulminacją było głosowanie w litewskim sejmie rezolucji de facto potępiającej reżim Łukaszenki. Została ona przyjęta przez przedstawicieli głównych partii, od prawa do lewa – z wyjątkiem AWPL. Jej przedstawiciele demonstracyjnie nie wzięli udziału w głosowaniu. Takie działania umacniają (widocznie słabnące w ostatnich latach) stereotypowe wyobrażenie części Litwinów o litewskich Polakach jako o piątej kolumnie czy separatystach.

AWPL wpadła we własne sidła. Latami grała mocno na nucie prokremlowskiej i poradzieckim sentymencie (czego symbolem stał się Tomaszewski paradujący ze wstążką gieorgijewską 9 maja 2014 roku, niedługo po aneksji Krymu). Przymilała się w ten sposób nie tylko do elektoratu rosyjskiej mniejszości, ale i polskiej. W łonie tej ostatniej procesy rusyfikacyjne są daleko posunięte, a znaczna część tamtejszych Polaków funkcjonuje w tzw. russkim mirze: oglądają rosyjską telewizję państwową, funkcjonują w rosyjskim runecie, wielu z nich ciąży światopoglądowo wyraźnie w stronę wartości deklarowanych przez Kreml itd. To często nam w Polsce umyka. Przeprowadzony w 2016 roku przez Baltijos tyrimai/Gallup sondaż pokazał, że 64 proc. Polaków na Litwie darzy sympatią Władimira Putina. Z kolei według niedawnych badań Center of Insights of Survey Research i Norstat Eesti AS 39 proc. wyborców AWPL jest zdania, że putinowska Rosja jest obrońcą wartości chrześcijańskich i tradycyjnych wartości europejskich – na drugim miejscu jest LVŽS z wynikiem zaledwie 14 proc.

Fatalne skutki opuszczenia własnej niszy

AWPL wyraźnie odchodziła w ostatnim czasie od profilu partii walczącej o prawa mniejszości na rzecz ugrupowania ogólnokrajowego. Dużo mówiła o takich kwestiach jak konieczność zaostrzenia prawa aborcyjnego czy podwyższenia świadczeń socjalnych.

Przywołajmy choćby słowa starosty frakcji partii Wandy Krawczonok, która w rozmowie z portalem lrt.lt nazwała problem oryginalnej pisowni imion i nazwisk "sprawą pięciorzędną" – nie zawarto go nawet w umowie koalicyjnej. "Obecnie już niejedna sprawa sądowa dotycząca oryginalnej pisowni imion i nazwisk została wygrana. Ludzie, dla których jest to ważne, mogą korzystać z tego środka" – powiedziała (tłumaczenie za zw.lt). Zresztą jej intuicja, że skorzystałoby z takiego prawa niewiele osób, jest zapewne słuszna.

– Pomysł, aby AWPL stała się partią ogólnokrajową, z politycznego punktu widzenia jest nieporozumieniem. Na Litwie istnieje nisza dla partii mniejszości narodowych, przede wszystkim polskiej – mówi historyk i politolog Andrzej Pukszto. – Na razie mimo sukcesu Eweliny Dobrowolskiej z Partii Liberalnej partie ogólnolitewskie nie śpieszą się z zapraszaniem przedstawicieli mniejszości narodowych na swoje listy. Próba stania się ugrupowaniem ogólnokrajowym to największy błąd Tomaszewskiego i główna przyczyna jego porażki: będąc w rządzie przez 4 lata, AWPL odstąpiła od spraw polskich.

Pukszto podkreśla jednocześnie, że póki co partii nie grozi rozpad. Ugrupowanie ma wciąż silną pozycję w samorządach, rejony wileński i solecznicki wręcz kontroluje.

"Była na nas nagonka przed wyborami i nie mówię tylko o akcji Tapinasa [znany dziennikarz Andrius Tapinas drukował podczas kampanii materiały wspierające niezwiązanych z AWPL polskich kandydatów oraz poddawał silnej krytyce samego "Woldemorta", jak krytycy nazywają Waldemara Tomaszewskiego – przyp. Z.R.]. Również z powodu COVID-19 wielu naszych wyborców zostało w domach" – tłumaczył przyczyny porażki portalowi Przegląd Bałtycki minister łączności z ramienia Akcji Jarosław Narkiewicz.

Ewelina Dobrowolska (FB @dobrowolska.ewelina)
Mniejszość ma twarz kobiety

Fenomenem tych wyborów jest wspomniana Ewelina Dobrowolska. To Polka, która uzyskała mandat posłanki z list liberalnej i wielkomiejskiej Partii Wolności. Jej pojawienie się w litewskim sejmie przyczyni się do i tak postępującego rozbijania zbitki pojęciowej w umysłach wielu Litwinów, zgodnie z którą AWPL jest tożsama z Polakami na Litwie. Istnieją bowiem prężne środowiska litewskich Polaków inne niż to Tomaszewskiego – nacjonaliści związani z Rajmundem Klonowskim czy liberałowie z Polskiego Klubu Dyskusyjnego kierowanego przez Antoniego Radczenkę.

Dobrowolska ma być inną twarzą mniejszości polskiej. Wiele lat reprezentowała w Europejskiej Fundacji Praw Człowieka Polki i Litwinki, które chciały zmienić nazwiska po swoich mężach (według litewskiego prawodawstwa w zapisie imion i nazwisk nie można stosować niewystępujących w litewskim alfabecie liter, jak "w" czy "x"), pomagała też osobom transseksualnym podczas prób zmiany płci na drodze sądowej.

– Jej obecność w sejmie świadczy o tym, że Polak nie równa się AWPL-ZChR, że można na niego oddać głos. Poza tym Ewelina Dobrowolska to jedna z niewielu osób na Litwie, być może jedyna, która doskonale odnajduje się w przepisach krajowych i międzynarodowych dotyczących mniejszości narodowych – tłumaczy Ewelina Mokrzecka. – Dotąd w tej kwestii odrabiała lekcje na salach sądowych za partię Tomaszewskiego, dzisiaj – kiedy jej ugrupowanie znajdzie się w koalicji – ma realną możliwość przepchnięcia ustawy o mniejszościach, której Litwa nie posiada od ponad 10 lat.

Sukces Dobrowolskiej pokazuje jeszcze jedną ciekawą rzecz. Szefową rządu zostanie najpewniej Šimonytė. Jej ugrupowanie podpisało deklarację koalicyjną z dwiema liberalnymi partiami, na których czele stoją kobiety: Aušrine Armonaite i Viktorija Cmilyte-Nielsen. Wpisuje się to w trend, który obserwujemy w trójce państw-sukcesorów Rzeczpospolitej Obojga Narodów: podobnie jak na Białorusi czy w Polsce, również na Litwie zmiana ma dziś twarz kobiety.