Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Majdan / 10.11.2020
Piotr Andrusieczko, Siewierodonieck – Kijów

Wybory lokalne osłabiły prezydenta Ukrainy. Prorosyjska opozycja ma się dobrze

Wybory samorządowe przyniosły słaby wynik partii prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, zwłaszcza w porównaniu do ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych. Na Donbasie dobry rezultat osiągnęły zarówno siły prorosyjskie, jak i miejscowe elity związane niegdyś z Partią Regionów.
Foto tytułowe
Prezydent Zełenski podczas rozmowy z dziennikarzami (arch. wł. Piotr Andrusieczko)

Mimo że 6 listopada minął termin ustanowienia ostatecznych rezultatów wyborów samorządowych, wciąż nie zostały one opublikowane. Liczenie głosów okazało się o wiele bardziej skomplikowane niż przy wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Dlatego trudno dokonać całościowego podsumowania.

Uprawnionych do głosowania było ok. 28 mln wyborców. Frekwencja okazała się jednak rekordowo niska i wyniosła 36,88 proc. – o 10 proc. mniej niż podczas wyborów samorządowych w 2015 r.

Wprowadzono szereg zmian do ordynacji wyborczej. W wyborach merów druga tura jest przeprowadzana w miastach liczących powyżej 75 tys. osób. W miastach powyżej 10 tys. mieszkańców w wyborach deputowanych obwiązuje system proporcjonalny z otwartymi listami partyjnymi.

Wprowadzono parytet płciowy – na listach partyjnych powinno było się znaleźć nie mniej niż 40 proc. miejsc zarezerwowanych dla kobiet (choć dzięki sztuczkom prawnym niektóre komitety starały się ten wymóg ominąć). Co istotne, prawo głosu uzyskali tzw. wewnętrzni przesiedleńcy, czyli osoby, które musiały opuścić Krym i Donbas.

Niepokonani merowie

W części dużych miast merów wybrano w pierwszej turze (gdy otrzymali ponad 50 proc. głosów). Ośmiu z nich utrzymało się na urzędzie na kolejną kadencję. Również w części miast, gdzie dojdzie do drugiej tury (np. w Dnieprze, Lwowie i Odessie) prowadzą obecni merowie.

Fenomenem wśród "starych merów" jest Hennadij Kernes z Charkowa. Charkowianie wybrali go na urząd, nie zważając na to, że od półtora miesiąca nie brał bezpośrednio udziału w kampanii wyborczej. 15 września zakaził się koronawirusem. Dwa dni później został przewieziony specjalnym samolotem do prywatnej klinki w Berlinie Charite. (Tym samym samolotem i do tej samej kliniki, w której leczył się Aleksiej Nawalny). Od tego czasu Kernes nie pokazywał się publicznie i nie wiadomo, w jakim jest stanie. Komentatorzy zastawiają się, czy będzie w stanie przyjąć przysięgę, a użytkownicy mediów społecznościowych – czy jest jeszcze wśród żywych.

Zresztą COVID-19 dotknął również innych kandydatów. Zachorował czynny mer Kijowa Witalij Kliczko, ale wrócił do obowiązków 4 listopada. Już po wyborach umarło jednak z powodu koronawirusa dwóch zwycięzców wyborów mera w miastach: Boryspol w obwodzie kijowskim oraz Nowogród Siewierski w obwodzie czernihowskim.

W Kijowie exit poll pokazał, że Kliczko zdobył 47,8 proc. Jednak 6 listopada okazało się, że drugiej tury wyborów mera w stolicy nie będzie. Dawny bokser wagi ciężkiej ostatecznie wygrał wybory z rezultatem 50,52 proc.

Na Donbasie bez zmian

Fatalny stan dróg na Donbasie, zwłaszcza w obwodzie ługańskim, był wizytówką tego regionu przez wiele lat. Obecnie zmienia się to w szybkim tempie, w ramach prezydenckiego programu Wielkiego Budownictwa trwają remonty dróg. Jednak w parze ze zmianami infrastrukturalnymi nie idą szybkie zmiany w świadomości tutejszych mieszkańców.
Kampania wyborcza w Obwodzie Ługańskim (arch. wł. Piotr Andrusieczko)
"Jedyny kandydat Wołodymyr Struk" – głosi po ukraińsku napis na ogromnym billboardzie, umieszczonym na terenie miejscowej firmy. Po drugiej stronie budynku wisi kolejna ogromna reklama wyborcza tego kandydata. Jednak tym razem obok jego wizerunku widnieje hasło w języku rosyjskim: "Nie słowami, a czynami". Reklama wyborcza w języku rosyjskim jest zabroniona, ale przepis ten można obejść. Na billboardzie znajduje się napis, że został on wydrukowany w jednym egzemplarzu i znajduje się na prywatnej posiadłości.

Pochodzący z Ługańska Wołodymyr Struk kandydował z ramienia prorosyjskiej Platformy Opozycyjnej – Za Życie na mera niedużego miasta Kreminna w obwodzie ługańskim. Jest tutaj właścicielem browaru.

Billboard po rosyjsku jest kluczem do jego biografii. Struk był związany z Partią Regionów. Dziennikarze i aktywiści z obwodu ługańskiego wspominają o jego związkach z zorganizowaną przestępczością w latach 90. Według Kostiantyna Reuckiego z organizacji Wostok SOS Struk organizował i finansował tituszki, które napadały na protestujących na Euromajdanie w Ługańsku i Kijowie. Zarzuca mu się również wspieranie bojowników na Donbasie w 2014 r. Zresztą sam Struk wówczas zniknął i wrócił do obwodu ługańskiego dopiero w 2016 r. W ubiegłym roku bez powodzenia kandydował do Rady Najwyższej. W tym roku udało mu się wygrać; zostanie merem Kreminny.

Ponad sześćdziesiąt kilometrów na zachód znajduje się Słowiańsk. To tutaj rozpoczęła się wojna na wschodzie Ukrainy. Kiedy w kwietniu 2014 r. przybyli z Rosji bojownicy zajęli miasto, urząd mera piastowała Nela Sztepa. Po wyzwoleniu miasta przez ukraińską armię zajęła się nią prokuratura, która zarzuciła jej współpracę z bojownikami. Sztepa spędziła kilka lat w areszcie. Została co prawda zwolniona, ale sprawa sądowa wciąż się toczy.

W tym roku Sztepa postanowiła ponownie zostać merem Słowiańska. I miała niemałe szanse, ale ostatecznie nie udało się jej dostać do drugiej tury. Niemniej wybory mera w tym mieście dobrze obrazują sytuację w całym regionie. Do drugiej tury weszli: Pawło Prydworow z Platformy Opozycyjnej oraz obecny mer Wadym Ljach, który reprezentuje Blok Opozycyjny związany z oligarchą Rinatem Achmetowem. Sztepa ostatecznie pojawi się jednak we władzach Słowiańska – będzie deputowaną w radzie miasta z ramienia Partii Pokoju i Rozwoju. To jeszcze jedno ugrupowanie wyrosłe na zgliszczach Partii Regionów.

Nad Morzem Azowskim na południu obwodu donieckiego leży Mariupol – ważny ośrodek przemysłowy i portowy. To największe miasto w kontrolowanej przez Ukrainę części obwodu donieckiego. Mariupol po utracie przez Ukrainę Doniecka stał się stolicą interesów Achmetowa. A najbogatszy Ukrainiec, który przez wiele lat finansował Partię Regionów, lubi, gdy jego biznes ma odpowiednie zaplecze polityczne.

W 2015 r. merem Mariupola został Wadym Bojczenko. Wcześniej polityką się nie zajmował, był za to menadżerem w holdingu Achmetowa Metinvest. W tym roku ponownie wygrał wybory i to w pierwszej turze. W jego przypadku nie starano się komplikować sytuacji i stworzone dla niego ugrupowanie nazwano po prostu Blokiem Wadyma Bojczenki.

Wybory na Donbasie pokazały, że Platforma Opozycyjna – Za Życie zachowuje silną pozycję. W ubiegłym roku wydawało się, że nowe proprezydenckie ugrupowanie – Sługa Narodu – jest w stanie osłabić prorosyjskie siły w regionie. Jednak wybory samorządowe pokazały, że praktycznie całkowicie straciło ono poparcie na Donbasie. Platforma Opozycyjna nie zyskała jednak monopolu na władzę w regionie. Będzie ją dzielić z przedstawicielami Achmetowa oraz regionalnymi ugrupowaniami (często działającymi w obrębie jednego miasta) wywodzącymi się z Partii Regionów. Na ich tle szczególną pozycję zajmuje partia Nasz Kraj, która powstała w 2015 r. przy pomocy ludzi ówczesnego prezydenta Petra Poroszenki. Celem było zagospodarowanie głosów po byłej Partii Regionów na południu i wschodzie kraju. Problem polega na tym, że w szeregach Naszego Kraju znalazło się wielu przedstawicieli Partii Regionów.

Bez głosu

Wygrana na Donbasie sił prorosyjskich, ugrupowań i kandydatów wywodzących się z Partii Regionów pokazuje, że mimo wojny nie udało się zmienić nastawienia tamtejszych mieszkańców. Rezultaty wyborcze mogły być dla wspomnianych sił jeszcze lepsze, gdyby nie to, że część mieszkańców Donbasu pozbawiono prawa do głosowania. I nie chodzi tutaj o tereny kontrolowane przez prorosyjskich bojowników. Mimo trwających spekulacji na temat przeprowadzenia tam wyborów było jasne, że to niemożliwe. Jak się okazało, nie tylko tam.

W sierpniu Centralna Komisja Wyborcza odwołała wybory w szeregu miejscowości w dziesięciu zjednoczonych gromadach (odpowiednik polskich gmin) w obwodzie donieckim i ośmiu w ługańskim. Oficjalnym powodem były kwestie bezpieczeństwa (to terytoria przyfrontowe), ale nie tylko. Nie głosowali też mieszkańcy dwóch największych miast w kontrolowanej przez Ukrainę części obwodu ługańskiego: Łysyczańsku i Siewierodoniecku. Za to w sąsiednim Rubieżnem wyborcy mogli wskazać swych przedstawicieli. Można odnieść wrażenie, że władze zdecydowały się na podjęcie w obwodzie ługańskim doraźnych działań w celu zachowania swoich pozycji.

Dla porównania Mariupol znajduje się bardzo blisko linii frontu, w odległości około 10 km – to bliżej niż wspomniane Łysyczańsk i Siewierodonieck. Ale w Mariupolu wybory się odbyły. Zapewne kluczowe było to, że miasto to jest obecnie głównym zapleczem biznesowym Rinata Achmetowa na Donbasie.
Ołena Niżels (arch. wł. Piotr Andrusieczko)
– Sytuacja z bezpieczeństwem w Siewierodoniecku nie pogorszyła się znacząco w porównaniu z 2014 r. Wtedy wybory parlamentarne odbyły się trzy miesiące po wyzwoleniu miasta. Wybieraliśmy samorząd w 2015 r., kiedy sytuacja była o wiele trudniejsza. Wybieraliśmy też prezydenta i parlament w 2019 r. – mówiła kilka dni przed wyborami aktywistka i szefowa ośrodka partyjnego Samopomocy w Siewierodoniecku Ołena Niżelska.

– W Służbie Bezpieczeństwa mówią inaczej – twierdzi szef administracji cywilno-wojskowej obwodu Ługańskiego Serhij Hajdaj. – Nie mogę ujawniać wszystkich informacji, ale liczba dywersyjnych grup, które neutralizowało SBU razem z wojskiem w ostatnim czasie zwiększyła się wielokrotnie. O skali problemu świadczy, że chodziło np. o próbę wysadzenia w powietrze szpitala wojskowego i zbiorników z chemikaliami w zakładach Azot. Zatrzymano sprawców z granatnikami i materiałami wybuchowymi.

Zdaniem Hajdaja temat skasowania wyborów był wykorzystywany do spekulacji politycznych. Kilka dni przed wyborami do Siewierodoniecka przyjechali liderzy Platformy Opozycyjnej, mimo że w mieście wybory się nie odbywały. Według Hajdaja robią oni wszystko, żeby zdestabilizować sytuację w regionie.

Niżelska również uważa, że odwołanie wyborów w jej mieście jest związane z polityką. Widzi to jednak inaczej

– Przewodniczący administracji obwodowej jest wyznaczany przez prezydenta i, co za tym idzie, realizuje on jego politykę. Notowania proprezydenckiej partii Sługa Narodu są tutaj niskie. Budowa jej regionalnego ośrodka zakończyła się całkowitą klapą; dobrym sposobem na zachowanie pełnomocnictw i siły było skasowanie tutaj wyborów – wskazuje aktywistka.

Zwraca też uwagę na brak przejrzystych procedur dotyczących odwołania wyborów. Podjęcie decyzji odbyło się na podstawie podania szefa administracji do Centralnej Komisji Wyborczej ze względu na wspomniane kwestie bezpieczeństwa.

Nieco inaczej widzi to Andrij Hrudkin z koalicji przyfrontowych gromad Na Linii Zetknięcia. Jego zdaniem problem leży w braku zainteresowania tematem wyborów u wielu ludzi. W regionie popularna jest fraza "silny gospodarz"; mieszkańcy widzą w Hajdaju właśnie taką osobę – gospodarza, który zajmuje się polepszeniem ich życia, budując na przykład drogi. Sam Hajdaj uspokaja: – Jeśli zawieszenie broni się utrzyma, wybory będzie można przeprowadzić na tych terytoriach wiosną.

Zełenski w tarapatach

Wybory okazały się przegraną Zełenskiego. Proprezydencka partia Sługa Narodu pozostała w dużej mierze projektem wirtualnym. Rok po zdobyciu większości w parlamencie nie posiada w regionach silnych struktur, które zdołałyby powalczyć o lepszy wynik. Zresztą Zełenskiemu coraz trudniej kontrolować własne ugrupowanie w parlamencie. Jest podzielone na odłamy znajdujące się pod wpływami różnych graczy, na przykład oligarchy Ihora Kołomojskiego.

Nie pomógł w uzyskaniu lepszego wyniku wyjazd 120 deputowanych na front tuż przed wyborami. Wywołało to raczej krytyczne reakcje i pytania, dlaczego nie spotkali się z ludźmi, którzy mieszkają na linii frontu i nie mogą głosować. Nie pomógł też zorganizowany przez Zełenskiego w dzień wyborów przed komisjami wyborczymi ogólnoukraiński sondaż, w którym postawiono pięć pytań dotyczących: dożywotniej kary więzienia za korupcję na dużą skalę, utworzenia wolnej strefy ekonomicznej na Donbasie, zmniejszenia liczby deputowanych do 300, legalizacji marihuany w celach medycznych oraz prawa Ukrainy do wykorzystania gwarancji bezpieczeństwa określonych w Memorandum Budapesztańskim.

Sondaż wywołał krytyczne reakcje i pytania, czy nie stanowi ingerencji w proces wyborczy. Większość ekspertów, którzy zostali zapytani przez Fundację Demokratyczne Inicjatywy, uważa, że pomysł prezydenta miał na celu mobilizację wyborców Sługi Narodu.

Słaby wynik proprezydenckiej partii w wyborach samorządowych może przyśpieszyć proces jej korozji, co w konsekwencji może doprowadzić do utraty przez Zełenskiego większości parlamentarnej. Ale to nie koniec jego kłopotów.
Piotr Andrusieczko – dziennikarz, publicysta specjalizujący się w tematyce ukraińskiej. Współpracuje na stałe z Gazetą Wyborczą, serwisem Outriders i Radio Tok Fm. W konkursie Grand Press w 2014 r. został wybrany Dziennikarzem Roku.
Zaraz po wyborach wybuchł kryzys związany z Sądem Konstytucyjnym Ukrainy, który część ustawodawstwa antykorupcyjnego uznał za niezgodną z konstytucją. Prezydent spróbował ukręcić sprawie łeb w sposób – a jakże – niezgodny z konstytucją: wniósł do parlamentu projekt ustawy odwołującej sędziów SKU. Spotkało się to nie tylko z krytyką opozycji, ale brakiem poparcia dla projektu ustawy ze strony części Sługi Narodu. Ukraińską politykę czekają duże wstrząsy.