Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Jedwabny Szlak / 09.05.2022
Dominik Derlicki
Wybory parlamentarne w Libanie. Ratunek czy gwóźdź do trumny tego państwa?
Liban po ostatnich wyborach parlamentarnych w 2018 roku znalazł się na skraju bankructwa i upadku. Trzykrotna zmiana premiera, jedna rewolucja, pandemia koronawirusa i wreszcie dramat tego państwa dopełniło zniszczenie stolicy w wyniku gigantycznej eksplozji w porcie. Czy teraz jest szansa by w końcu przełamać monopol skorumpowanych, tradycyjnych elit politycznych, które doprowadziły Liban do ruiny?
(fot. Shutterstock)
Ostatnie trzy lata nie były łaskawe dla tego niewielkiego śródziemnomorskiego kraju. W październiku 2019 roku przez kraj przetoczyła się fala protestów w związku z planowanym zwiększeniem podatków od paliwa, tytoniu i komunikatorów internetowych. Przykładowo korzystanie z popularnej aplikacji WhatsApp miało kosztować Libańczyków 6 amerykańskich dolarów miesięcznie. Szybko wycofano się z tej decyzji, a rząd Saada Haririego podał się do dymisji. Zmiana premiera nie uspokoiła sfrustrowanych Libańczyków i protesty ostatecznie zakończyły się dopiero w maju 2020 roku, kiedy wprowadzono restrykcyjny lockdown z powodu pandemii koronawirusa, co tylko pogłębiło pogarszającą się sytuację ekonomiczną kraju. Zaledwie kilka miesięcy później kraj został dotknięty przez kolejny kryzys.
4 sierpnia 2020 roku doszło do wybuchu 2750 ton saletry amonowej składowanej w porcie w Bejrucie. W wyniku eksplozji stolica kraju została zdewastowana, ponad 200 osób zginęło, tysiące zostało rannych, a dziesiątki tysięcy straciło dach nad głową. Była to jedna z najsilniejszych eksplozji nienuklearnych spowodowanych przez człowieka. Zgliszcza portu nadal straszą mieszkańców, ponieważ libańskie Ministerstwo Gospodarki i Handlu odmawia odbudowy z powodu toczącego się śledztwa mającego wyjaśnić przyczyny tragedii. Nadal nie przyniosło ono odpowiedzi, ale pociągnęło za sobą kolejne ofiary. W październiku 2021 roku w trakcie protestu związanego ze śledztwem aż siedem osób zginęło, a ponad 30 zostało rannych.
Premier Hassan Diab podał się po wybuchu do dymisji, co spowodowało impas polityczny, w wyniku którego Liban przez ponad rok nie miał rządu. Jedną z prób sformowania gabinetu podjął poprzedni premier, muzułmanin Saad Hariri, ale nie dogadał się z chrześcijańskim prezydentem Michelem Aounem w sprawie podziału stanowisk ministerialnych. W końcu we wrześniu 2021 roku udało się powołać nowy rząd Nadżibowi Mikatiemu, który premierem został po raz trzeci (pierwszy raz w 2005 roku), co dla przedstawicieli libańskiej klasy politycznej nie jest niczym nadzwyczajnym. Rekordzistą był Raszid Karami, który urząd pełnił aż osiem razy.
Przez ostatnie trzy lata waluta libańska straciła 90% swojej wartości, a płace w wielu branżach ani drgnęły. Pensja minimalna wynosi obecnie 675 tys. funtów libańskich, czyli niespełna 120 zł. W praktyce Libańczyków nie stać na podstawowe produkty, 60% rodzin zapożycza się, żeby kupić jedzenie. Według danych ONZ aż 82% mieszkańców Libanu jest dotkniętych wielowymiarowym ubóstwem, przy czym 34% jego skrajną formą.
Wielowymiarowe ubóstwo prócz niskich dochodów oznacza mniej oczywiste wymiary biedy, takie jak np. dostęp do elektryczności, edukacji czy zatrudnienia. Liban we wszystkich tych kategoriach wypada źle.
Śmieciowe wybory
Namacalną, wyczuwalną z daleka oznaką kryzysu stały się powiększające się z dnia na dzień hałdy śmieci na poboczach i chodnikach libańskich miast, które skutecznie blokowały drogę pieszym, a niekiedy i samochodom.
Lokalnych władz nie było stać na ich usunięcie, a pracownicy odpowiedzialni za utylizację śmieci strajkowali ze względu na niskie zarobki. Kilka tygodni temu hałdy zaczęły jednak powoli znikać z ulic, a na skrzyżowaniach nagle zaczęła działać sygnalizacja świetlna, co zaowocowało pojawieniem się korków, ponieważ kierowcy przyzwyczaili się do jeżdżenia bez świateł. Był to niechybny znak zbliżających się wyborów: lokalni politycy chcieli się zaprezentować w jak najlepszym świetle w swoich okręgach wyborczych.
15 maja Libańczycy udadzą się do urn, żeby wybrać 128 posłów do parlamentu. Wielu jest zaskoczonych, że wybory w ogóle się odbędą i że nie zostały przesunięte na bliżej nieokreśloną przyszłość. Nie byłby to precedens. Parlament wybrany w 2009 roku trzykrotnie bezprawnie przedłużył swój mandat, aż do 2018 roku.
Było to wbrew konstytucji, ale posłowie tłumaczyli, że nie mogli osiągnąć porozumienia dotyczącego prawa wyborczego. Zmienia się ono w Libanie niemal przy każdych wyborach, zazwyczaj modyfikowane są granice okręgów wyborczych.
Obecne prawo wyborcze zostało uchwalone w 2017 roku. Po raz pierwszy zezwoliło obywatelom Libanu przebywającym zagranicą na głosowanie w miejscu ich rezydencji. Przede wszystkim zastąpiło dotychczasową ordynację większościową, w której zwycięzca w danym okręgu bierze wszystko, na proporcjonalną. Teoretycznie powinna ona działać na korzyść kandydatów mniejszościowych i niezależnych, ale według Christophe’a Kairouza z Libańskiego Stowarzyszenia Demokratycznych Wyborów tak się nie dzieje. Powody są dwa.
Pierwszym jest wysoki próg wyborczy, który zależnie od okręgu wynosi od 7,7% do 20%, co utrudnia kandydatom niezależnym zdobycie mandatu i faworyzuje tradycyjne partie i bloki wyborcze, które dysponują większymi zasobami, sojuszami i mechanizmami wsparcia.
Drugim czynnikiem wzmacniającym tradycyjne partie jest manipulowanie granicami okręgów wyborczych i parytety wyznaniowe. Okręgi są ustalane w taki sposób, aby istniała w nich wyraźna większość wyznaniowa, co skutecznie zmniejsza różnorodność religijną i ideologiczną w danym okręgu do tego stopnia, że głosy mniejszości lub opozycji stają się nieważne. Liban jest zamieszkany przez 18 grup wyznaniowych – od różnych odłamów chrześcijaństwa, poprzez muzułmańskich sunnitów i szyitów, po druzów. Wielu Libańczyków czuje się przede wszystkim członkami swoich grup wyznaniowych, a dopiero w dalszej kolejności obywatelami jednego państwa, czego tragicznym dowodem była trwająca 15 lat wojna domowa.
Cuius religio, eius regio
W związku ze zbliżającymi się wyborami międzynarodowa organizacja humanitarna Oxfam przeprowadziła badanie preferencji wyborczych na próbie 4675 uprawnionych do głosowania (52% mężczyzn, 48% kobiet).
Tylko 54% respondentów zamierza oddać głos w wyborach, co byłoby i tak niezwykle wysoką frekwencją jak na Liban. Jako czynnik motywujący zapewne działają szalejąca hiperinflacja i postępujący kryzys ekonomiczny.
Pierwsze wybory parlamentarne po zakończeniu wojny domowej odbyły się w 1992 roku i wzięło w nich udział zaledwie 30% uprawnionych. Frekwencja w kolejnych wyborach w latach 1996, 2000 i 2005 ustabilizowała się na poziomie 43–46%. W 2009 roku była rekordowo wysoka i wyniosła 54%. Po dziewięciu latach przerwy w kolejnych wyborach uczestniczyło tylko 48% uprawnionych. Z 66 kandydatów niezależnych (aktywistów społecznych, przedstawicieli organizacji pozarządowych, liderów protestów), którzy skupili się w swych kampaniach wyborczych na prawach człowieka, reformach, świeckiej jedności narodowej i rozdziale religii od państwa, tylko jeden uzyskał mandat poselski.
48% ankietowanych deklaruje chęć zagłosowania na kandydatów niezależnych, którzy cieszą się szczególnym poparciem wśród wyborców w wieku 21–30 lat (52%) i tych powyżej 60 lat (58%). Ponad połowa wyborców w wieku 31–60 lat zamierza zagłosować na przedstawicieli tradycyjnych partii politycznych. Są to ludzie, którzy w większości dorastali lub brali aktywny udział w libańskiej wojnie domowej w latach 1975–1990, w której linie frontu często przebiegały wzdłuż granic wyznaniowych. Dla tego pokolenia identyfikacja i lojalność wobec swojej grupy wyznaniowej, które reprezentują tradycyjne partie, ma kluczowe znaczenie.
Grupa wiekowa 31–60 lat jest również najaktywniejsza zawodowo i reprodukcyjnie, jej przedstawiciele często mają na utrzymaniu wielopokoleniowe rodziny o zróżnicowanych potrzebach. Ze względu na postępujący kryzys ekonomiczny i polityczny państwo musiało niemal całkowicie wycofać się z niektórych regionów kraju lub w znaczący sposób ograniczyć usługi publiczne oferowane obywatelom. Jego rolę w naturalny sposób przejęły ugrupowania polityczne, np. Hezbollah na południu kraju. W niektórych miejscach są one jedynym podmiotem oferującym usługi komunalne oraz miejsca pracy w sektorze publicznym, dzięki czemu budują sobie bazę zależnych i lojalnych zwolenników.
Według badania Oxfam 32% osób, które zamierzają głosować na tradycyjne partie polityczne, zrobi to, ponieważ ugrupowania te wspierają je finansowo na poziomie miejscowości, regionu lub grupy wyznaniowej, a 39% zrobi to z powodu lokalnego patriotyzmu. W rzeczywistości jest to pośrednia forma kupowania głosów, co w Libanie nie jest niczym nowym i ma nawet swoją wyspecjalizowaną nomenklaturę.
Muftah jest członkiem tradycyjnej partii politycznej, który w danej wsi lub dzielnicy odpowiada za to, żeby wyborcy głosowali tak, jak trzeba. Robi to przez odwiedzanie przed wyborami poszczególnych rodzin, żeby im przypomnieć, co zawdzięczają partii, np. posadę w miejscowym urzędzie albo leczenie w państwowym szpitalu.
Obiecuje dalszą pomoc w przypadku wygranej lub kupuje głosy za łapówki. W trakcie wyborów parlamentarnych w 2018 roku cena ze jeden głos wynosiła 500 dolarów amerykańskich, co obecnie w Libanie jest majątkiem.
Makana z kolei liczy ludzi odwiedzających komisje wyborcze i rejestruje, w jakiej kolejności przychodzą, żeby później w trakcie liczenia głosów stwierdzić, czy zagłosowali tak, jak było ustalone.
Legitymizacja na pokaz
Libańskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Samorządów zaprosiło Unię Europejską do wysłania misji obserwacyjnej na zbliżające się wybory. Dziesięcioro analityków wyborczych jest już w Libanie, a kolejnych 70 obserwatorów dołączy do nich w maju. Według politologa Nadima El Kaka jest to bezprecedensowa okazja dla UE, żeby realnie wpłynąć na libańską klasę polityczną, zmusić ją do przestrzegania demokratycznych zasad i wymóc przeprowadzenie krytycznie potrzebnych reform. W wywiadzie dla projektu medialnego Alternatywa, odpowiednika naszego Latarnika Wyborczego, mówi:
„Istnieje pilna potrzeba odblokowania pożyczki z Międzynarodowego Funduszu Walutowego i pakietów naprawczych. Przeprowadzenie tych wyborów jest dla tradycyjnej klasy politycznej sposobem na odzyskanie legitymacji. Jeśli zdołają udowodnić, że miały międzynarodowy monitoring (…), da im to legitymację, której potrzebują, żeby przemawiać w imieniu narodu i negocjować z zagranicznymi podmiotami”.
Bardziej sceptyczne stanowisko w wypowiedzi dla Alternatywy wyraził prof. Karim Bitar z Saint Joseph University w Bejrucie:
„Jeśli chodzi o społeczność międzynarodową, to będą mogli powiedzieć różnym ambasadorom: przeprowadziliśmy wybory na czas, znacie zasady, wysłaliście obserwatorów, a ci nie widzieli masowych oszustw w dzień wyborów. Nie zobaczą niczego niewłaściwego w dzień, kiedy będą obecni w Libanie. To nie w dzień wyborów mają miejsce oszustwa”.
Unia Europejska wysłała również misję obserwacyjną na poprzednie wybory, w których kupowanie głosów i zastraszanie wyborców było powszechne. Instytut Tahrir w Waszyngtonie oszacował, że połowa wszystkich wyborców została przekupiona. Według misji obserwacyjnej UE były to prawidłowo przeprowadzone wybory. Raport w ogóle nie wspominał o zastraszaniu wyborców, a jedna z głównych rekomendacji dotyczyła wprowadzenia parytetu dla kobiet. Tyle szczęścia nie miał prezydent sąsiadującej z Libanem Syrii Baszar Asad, skrytykowany przez wysokiego przedstawiciela Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Josepha Borella, który stwierdził, że „wybory (…) nie spełniły żadnego z kryteriów prawdziwie demokratycznego głosowania”.
Dominik Derlicki - Szef misji Caritas Polska w Libanie i Syrii. Absolwent etnologii UW, prowadził badania etnograficzne w Turcji i na Bałkanach. W latach 2016-2021 kierował projektami humanitarnymi i rozwojowymi w Tanzanii i Zambii, a także walczył z pandemią koronawirusa w Ugandzie. Autor przewodników turystycznych po Bliskim Wschodzie. Obecnie mieszka w Bejrucie.
Wychodzi na to, że Unia Europejska jest bardziej skłonna krytykować wybory, na które nie wysyła misji obserwacyjnych. Prof. Susan D. Hyde z University of California w swojej książce The Pseudo-Democrat’s Dilemma: Why Election Observation Became an International Norm zwraca uwagę, że „możliwość, że obserwatorzy nie potępią zmanipulowanych wyborów, jest głównym powodem, dla którego pseudodemokraci są skłonni w ogóle ich zapraszać”. Wygląda na to, że libańska klasa polityczna nie ma się czego obawiać, a hałdy śmieci niedługo zaczną znowu piętrzyć się na ulicach, szpecąc i tak już zdewastowany w wyniku wybuchu Bejrut.