Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk > Bistro / 14.05.2022
Paulius Jokimavičius, przeł. Nikodem Szczygłowski

Prawosławie na Litwie. Wielki konflikt w małej wspólnocie?

Tuż przed Wielkanocą z Litewskiego Kościoła Prawosławnego odeszło siedmiu duchownych: trzech z nich zostało zwolnionych „za głoszenie poglądów politycznych” (czyli niezgodę z oficjalnym stanowiskiem swoich zwierzchników w sprawie rosyjskiej agresji na Ukrainę), pozostali zrezygnowali w geście solidarności.
Foto tytułowe
Cerkiew Świętego Ducha w Wilnie. Należy do Patriarchatu Moskiewskiego (fot. Shutterstock)

30 kwietnia Diecezja Wileńska Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej zorganizowała „procesję i modlitwę o jedność Litewskiego Kościoła Prawosławnego”. Modlono się za siedmiu „duchownych, którzy popadli w schizmę”.

Kontynuowano też rozpoczęte w Wielką Sobotę zbieranie podpisów pod petycją wyrażającą „zaniepokojenie nieuzasadnionym atakiem na Kościół prawosławny na Litwie”, proszącą rząd o zapewnienie, że „zaprzestanie się działań mających na celu podburzanie do waśni na tle religijnym lub narodowościowym”. W jednym z wywiadów biskup Ambroży stwierdził nawet: „My, chrześcijanie prawosławni, jesteśmy gotowi radośnie cierpieć dla Chrystusa”. Z wypowiedzi wynika więc, że ktoś na Litwie już rzekomo przygotowuje się do gnębienia chrześcijan, którzy szykują się męczeństwa – jest to więc bardzo poważna sytuacja. Trudno jednak znaleźć fakty, które by to potwierdzały.
Formalnie trochę ponad 77% mieszkańców Litwy określa się jako katolicy, choć w praktyce społeczeństwo jest znacznie bardziej zlaicyzowane od polskiego. Prawosławie wyznaje nie więcej niż 4% mieszkańców (w większości są to etniczni Rosjanie i Białorusini, ostatnio również coraz więcej Ukraińców), a ponad 6% deklaruje brak związków z jakąkolwiek religią. Specyfika tutejszego prawosławia polega na tym, że Litwa jest jedynym spośród krajów, które uzyskały niepodległość od carskiej Rosji po 1918 roku (Finlandia, Estonia, Łotwa, Polska), w którym z różnych przyczyn nie powstał lokalny autokefaliczny kościół prawosławny. Eparchia wileńska i litewska Patriarchatu Moskiewskiego zrzesza obecnie 52 parafie i mimo stosunkowo niewielkiej liczby wiernych dysponuje pokaźnym majątkiem w postaci ponad 55 cerkwi, dwóch klasztorów oraz innych nieruchomości, przeważnie w Wilnie i wschodniej części kraju. (Nikodem Szczygłowski)

Taktyka uderzenia wyprzedzającego

Wszystkie te stwierdzenia odnoszą się do czegoś, co jeszcze nie istnieje, zarówno de iure, jak i de facto. Nie ma jeszcze schizmy, chociaż mówi się o niej w czasie teraźniejszym. Siedmiu duchownych wciąż jeszcze nie skontaktowało się z Patriarchatem Konstantynopola, nie zarejestrowano też nowej wspólnoty religijnej oraz jak dotąd nie pełnią oni posługi duszpasterskiej. Są to nadal duchowni Patriarchatu Moskiewskiego, którzy nie uczynili niczego istotnego z punktu widzenia prawa świeckiego lub kościelnego.

Trudno jest też określić, w jaki sposób Kościół prawosławny na Litwie jest atakowany. Jedynym epizodem w sferze publicznej, który można odnieść do tej wypowiedzi, jest być może stwierdzenie mera Wilna Remigijusa Šimašiusa, zdaniem którego znaczna część nieruchomości należących obecnie do Patriarchatu Moskiewskiego na Litwie powinna należeć do Konstantynopola. Biskup Ambroży zareagował na słowa mera: „Rażąco ingeruje [on] w sprawy Kościoła, o których nie ma najmniejszego pojęcia”, „przekroczył granice zdrowego rozsądku i niezbędnej przyzwoitości”, a następnie mówił też o możliwości męczeństwa. Šimašius wyraził jedynie swoją opinię, ale w związku z tym nic się nie dzieje, nikt nie odbiera żadnych nieruchomości, ich status prawny nie uległ zmianie.

Posunięcia Diecezji Wileńskiej Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej przypominają atak wyprzedzający mający na celu wyeliminowanie potencjalnego zagrożenia. Jeszcze nikt nie popadł w schizmę, jeszcze nikt nie przejął majątku, ale diecezja już robi dziesięć kroków naprzód: potępia schizmatyków, zbiera podpisy, organizuje procesje, mówi o męczeństwie. Może się wydawać, że ma jakiś z góry założony plan, realizowany wbrew rzeczywistości, a może nawet instrukcji. I z pewnością są ku temu przesłanki, nie tylko dlatego, że diecezja dosłownie rozsyła instrukcje do parafii, ale także dlatego, że wiele z tych rzeczy widzieliśmy już w Ukrainie.

Narracja polityczna Patriarchatu Moskiewskiego w Ukrainie

Od 30 lat społeczność prawosławna w Ukrainie jest podzielona, bo część wiernych nie chce należeć do Patriarchatu Moskiewskiego. Kościół Prawosławny Ukrainy jest nieporównywalnie większy od litewskiego, od samego początku dążył raczej do pełnej niezależności – autokefalii – niż do zależności od Konstantynopola.

To właśnie w Ukrainie, gdy władze upomniały się o majątek Patriarchatu Moskiewskiego, rozległy się po raz pierwszy hasła biskupów Patriarchatu Moskiewskiego o „cierpieniu dla Chrystusa”. Komentując to, diakon Andriej Kurajew spokojnie zauważył: „Nie każda przelana krew chrześcijanina czyni go męczennikiem czy wyznawcą.

Walka o własność Kościoła z innymi chrześcijanami nie jest równoznaczna z wyznawaniem Chrystusa”. W rzeczywistości – twierdzi diakon – wszystkie problemy, jakich doświadczył Patriarchat Moskiewski w Ukrainie, wynikały w większości z dwóch powodów: dlatego, że za wszelką cenę starał się chronić swoją własność, oraz dlatego, że pragnie należeć do Patriarchatu Moskiewskiego, nazywać Cyryla „swoim wielkim panem i ojcem”, mimo tego, że w Kościele prawosławnym jest 14 innych przywódców, którzy mogliby go zastąpić (lub, jak zrobili to Ukraińcy, stworzyć własny autokefaliczny Kościół).

Zbieranie podpisów, procesje „dla jedności” – Ukraińcy widzieli to już wiele razy. Procesje, które mają pokazać, jak wielu wiernych ma Patriarchat Moskiewski i jak bardzo są oni zjednoczeni, stały się w Ukrainie powszechne, a zbieranie podpisów przybrało na sile w 2018 roku, w przeddzień ogłoszenia autokefalii. Były też listy otwarte biskupów, jak np. list metropolity Pawła z 2017 roku do prezydenta i premiera Ukrainy, w którym metropolita wzywał ich do niepopierania dążeń do autokefalii, zarzucał im ingerencję w wewnętrzne życie Kościoła, uważał, że podsycana jest międzykonfesyjna i międzynarodowa niezgoda, i zapewniał o tym, że wierni Patriarchatu Moskiewskiego są lojalnymi obywatelami Ukrainy.

Widzieliśmy więc już zbieranie podpisów, procesje, listy otwarte, „cierpienie dla Chrystusa”, ale co jeszcze działo się w Ukrainie, czego możemy się spodziewać również na Litwie?

Przede wszystkim duchowni ukraińscy, którzy nie zgadzali się z Patriarchatem Moskiewskim, zostali usunięci ze stanu duchownego, a niektórzy z nich nawet ekskomunikowani (decyzje Moskwy zostały później cofnięte przez Patriarchę Konstantynopola).

Ponadto w Ukrainie Moskwa nie zezwala parafianom na przekazanie domów modlitwy, nawet jeśli większość wiernych danej parafii pragnie przyłączyć się do autokefalicznego Kościoła ukraińskiego. Innymi słowy, jeśli parafia razem z księdzem decyduje się na przyłączenie do Kościoła ukraińskiego, strona promoskiewska sprowadza nie wiadomo skąd dużą liczbę „parafian”, którzy wyrażają przeciwne zdanie i nie pozwalają wspólnocie pozostać w świątyni. Tymi nowymi „parafianami” są często młodzi, wysportowani mężczyźni. Jeśli w tych okolicznościach wywiązuje się walka o świątynię, jest to obowiązkowo filmowane, a następnie służy za dowód, że ukraińscy nacjonaliści siłą odbierają dom modlitwy Patriarchatu Moskiewskiego.

Wszystko to służy oczywiście rosyjskiej propagandzie, która tłumaczy, że Ukrainę należy „denazyfikować”, że trzeba ratować miejscowych rosyjskojęzycznych, że odbiera się im nawet cerkwie. Oczywiście sam Patriarchat Moskiewski posuwa się jeszcze dalej, ponieważ patriarcha Cyryl twierdzi, że Ukraińcy i Białorusini są po prostu Rosjanami, tylko nacjonaliści temu zaprzeczają.

Ostatnim krokiem, jakiego możemy się spodziewać na Litwie, jest udawana niezależność lokalnego Kościoła prawosławnego. Patriarchat Moskiewski w Ukrainie dokonał co najmniej kilku prawnych zwrotów w rywalizacji z Kościołem Prawosławnym Ukrainy o nazwę „Kościół Ukraiński”: po pierwsze, ukraiński egzarchat Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego został w 1990 roku przemianowany w dokumentach na „Ukraiński Kościół Prawosławny”, po dekadzie status tego Kościoła został określony jako „autonomiczny i niezależny, z szerokimi prawami autonomii”, a w 2017 roku w Statucie ukraińskiego egzarchatu stworzono nawet osobny rozdział zatytułowany „Ukraiński Kościół Prawosławny”, w którym pada sformułowanie, że Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego jest niezależny i autonomiczny, a jego związek z Moskwą to tak naprawdę tylko związek duchowy. Oczywiście biskupi Patriarchatu Moskiewskiego w Ukrainie nadal jeżdżą do Moskwy, aby uczestniczyć w różnych spotkaniach, a Statut Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego nadal obowiązuje w tym Kościele.

Możemy się tego spodziewać również na Litwie. Dysydenccy duchowni zostaną ekskomunikowani, znajdzie się okazja do walki o nieruchomości, moskiewska telewizja ogłosi, że Rosjanie są prześladowani, a Diecezja Wileńska Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej zostanie przemianowana na „Litewską Cerkiew Prawosławną”, być może nawet w jej statucie zostanie zapisany osobny rozdział, a wtedy biskupi będą twierdzić, że jest ona niezależna od Moskwy. Najwyraźniej taki właśnie scenariusz ma na myśli biskup Ambroży, który w jednym z wywiadów powiedział, że będzie „dążył do większej niezależności”.

Dwójmyślenie Patriarchatu Moskiewskiego

Jeszcze w 2018 roku bloger ukraińskiego serwisu informacyjnego RISU Wołodymyr Melnyk napisał artykuł zatytułowany Rosyjska Cerkiew Prawosławna i Orwell: kwestia ukraińskiej autokefalii jako wskaźnik dwójmyślenia Cerkwi. „Dwójmyślenie” to termin użyty w powieści George’a Orwella Rok 1984 do opisania ideologii dystopijnego reżimu totalitarnego, który wymaga od swoich obywateli jednoczesnego akceptowania dwóch pozornie sprzecznych stwierdzeń. W ten sposób konstruuje się ideologię.

Wołodymyr Melnyk podaje długą listę takich wypowiedzi Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, oto kilka przykładów:
Jednogłośnie popieramy autokefalię Ukrainy”, ale „jesteśmy przeciwni autokefalii”;
Autokefalia narusza jedność Kościoła, rozrywa ciało Chrystusa”, ale „Kościół w Rosji jest autokefaliczny i nie może zrezygnować z autokefalii”;
Istnienie dwóch równoległych struktur kościelnych w kraju jest schizmą”, ale „wrażamy nasze struktury równoległe”;
Rząd bezczelnie wtrąca się w sprawy Kościoła”, ale rząd „słusznie i mądrze wspiera Kościół”.

Niektóre z tych tez, nawet w niezmienionej formie, mają zastosowanie do sytuacji na Litwie. Na razie próbuje się twierdzić, że utworzenie struktur Patriarchatu Konstantynopola obok Patriarchatu Moskiewskiego na Litwie byłoby schizmą, mimo że sam Patriarchat Moskiewski tworzy struktury równoległe do Patriarchatu Aleksandrii w Afryce i Patriarchatu Konstantynopola w Korei. Podobnie gdy państwo litewskie udziela Kościołowi prawosławnemu wsparcia pieniężnego lub innego, jest to wsparcie mądre, ale gdy żąda odpowiedzialności, jest to „bezczelne wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Kościoła”.
Arcybiskup Ambroży (fot. Wikicommons)
„Jesteśmy za autokefalią” i „jesteśmy przeciw autokefalii” słyszy się już także na Litwie, ale w nieco innej formie – biskup Ambroży mówi, że opowiada się za niezależnością litewskiego Kościoła prawosławnego. W przypadku Ukrainy twierdzono, że biskupi Patriarchatu Moskiewskiego są zwolennikami autokefalii, ale teraz nie jest odpowiedni czas ku temu, nie ma odpowiednich warunków i należy poczekać (podczas gdy prawdziwi zwolennicy autokefalii mówili: „Na co tu czekać? Jedźmy już teraz do Konstantynopola”). Tak właśnie mówi biskup Ambroży: „Niepodległość ma swoje etapy, może to być etap mały lub duży, ale żeby ją osiągnąć i dokonać, istnieje pewna kanoniczna, zgodna z prawem droga, która wymaga pewnego czasu”.

O „rozdarciu Ciała Chrystusa” mówi się już w oficjalnych listach diecezjalnych, podczas gdy w rzeczywistości na świecie istnieje wiele Kościołów prawosławnych – nie tylko w Konstantynopolu, ale także w Antiochii, Aleksandrii czy Jerozolimie. Pytanie brzmi, co dokładnie „rozdziera ciało Chrystusa”: istnienie różnych Kościołów autokefalicznych czy fakt, że Patriarchat Moskiewski odmawia uznania któregokolwiek z nich za współwyznawcę? Dlaczego Kościół Patriarchatu Moskiewskiego miałby być niezależny od Konstantynopola, skoro istnienie niezależnych Kościołów „rozdziera Ciało Chrystusa”?

Idąc tokiem rozumowania Wołodymyra Melnyka, przy omawianiu tych tez można postawić następujące pytania: Kiedy biskup jest nieszczery – gdy mówi, że chce większej niezależności dla litewskiego prawosławia, czy też gdy mówi, że patriarchat Konstantynopola byłby dla Litwy złym rozwiązaniem? Albo gdy mówi, że istnienie struktur równoległych jest schizmą, czy gdy nie potępia decyzji Patriarchatu Moskiewskiego o utworzeniu struktur równoległych w Afryce? Albo gdy mówi, że rząd za bardzo ingeruje w sprawy Kościoła, czy gdy z zadowoleniem przyjmuje wsparcie finansowe dla Kościoła? Jak to się dzieje, że biskup Ambroży jest przeciwny wojnie w Ukrainie i opowiada się za niezależnością Kościoła od Moskwy, a jednocześnie ma konflikt z księżmi, którzy są przeciwni wojnie w Ukrainie i opowiadają się za niezależnością Kościoła od Moskwy? O co więc chodzi w tym konflikcie?

Jak zauważa Orwell, wiara we wzajemnie sprzeczne twierdzenia pozwala zapomnieć o niewygodnych faktach i wyciągać je ponownie, gdy tylko stają się wygodne, umacniając w ten sposób ideologię. 17 marca, kiedy metropolita Innocenty, mając nadzieję na rozpalenie serc mieszkańców Litwy, napisał, że „prawosławni stanowią integralną część społeczeństwa, pomimo tego, że wspólnota prawosławna jest niewielka – na Litwie jest jedynie około trzech tysięcy aktywnych parafian” – korzystnie było podać najmniejszą możliwą liczbę. Kiedy w dniach 29–30 kwietnia postanowiono napiąć muskuły, w liście otwartym stwierdzono, że „w imieniu 120 tysięcy litewskich prawosławnych (którzy, nawiasem mówiąc, są podatnikami finansującymi LRT – czyli litewskiego nadawcę publicznego) żądamy…”, a w procesji podobno „wzięły udział tysiące ludzi”. Jest to kolejny przykład dwójmyślenia – są nas tylko 3 tysiące, gdy jest to wygodne, ale już 120 tysięcy, gdy jest to wygodniejsze.

Własna czy cudza inicjatywa?

Niedawno jeden ze zwolnionych dyscyplinarnie księży, Gintaras Sungaila, ogłosił na swojej stronie na Facebooku, że biskup Ambroży został wciągnięty przez ukraiński wywiad na listę biskupów współpracujących z Patriarchatem Moskiewskim.
Nikodem Szczygłowski - podróżnik, pisarz, eseista, reporter. Absolwent Archeologii śródziemnomorskiej Uniwersytetu Łódzkiego i CEMI - Central European Management Institute w Pradze. Biegle włada językiem litewskim i słoweńskim, znawca kultury słoweńskiej. Obecnie mieszka w Wilnie, laureat nagrody za osiągnięcia w publicystyce Ministerstwa Kultury Republiki Litewskiej (2020).

Inne artykuły Nikodem Szczygłowski

Lista ta wygląda dość podejrzanie, można się też zastanawiać, na ile jest poważna, ale nawet jeśli tak jest, powody, dla których taka lista mogła powstać, są jednak oczywiste.
To, co widzimy w sferze publicznej na Litwie, całkowicie odpowiada zawiłościom propagandy, które Ukraińcy widzieli już w swoim kraju. Co więcej, na Litwie wszystkie te działania są prowadzone w ramach środków zapobiegawczych – nie czekając, aż rzeczywiście coś się wydarzy. Można mieć tylko nadzieję, że działania te są realizowane poprzez uczenie się na doświadczeniach zagranicznych odpowiedników, a nie poprzez przyjmowanie poleceń od kogoś innego.