Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Barszcz / 08.11.2022
Nikodem Szczygłowski

Sto lat temu wiosna Słowian zaczęła się jesienią. Na mapie świata pojawiły się dwa nowe państwa

Tuż po zakończeniu Wielkiej Wojny w Europie doszło do realizacji marzeń i dążeń politycznych milionów Słowian – powstały dwa wielkie, federacyjne i wielonarodowe państwa słowiańskie: Czechosłowacja oraz Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców, bardziej znane pod poźniejszą nazwą – Jugosławia.
Foto tytułowe
Proklamacja utworzenia Państwa Słoweńców, Chorwatów i Serbów na Placu Kongresowym w Ljubljanie w 1918 roku (fot. Wikicommons)

Czechosłowacja i Jugosławia powstały niemal tego samego dnia pamiętnego 1918 roku, dwa tygodnie przed powstaniem niepodległej Polski. 28 października na placu Wacława w Pradze Rada Narodowa, na czele której stali Tomáš Masaryk i Milan Štefánik, proklamowała powstanie wspólnego państwa Czechów i Słowaków, natomiast 29 października na placu Kongresowym w Lublanie odczytano deklarację Rady Narodowej o utworzeniu nowego wspólnego państwa austriackich Słowian Południowych – Serbów, Chorwatów i Słoweńców. Wydarzenia z placu Kongresowego w Lublanie opisuje słoweński pisarz Drago Jančar w swoim eseju zatytułowanym Spomini na Jugoslavijo (Wspomnienia o Jugosławii) z początku stycznia 1991 roku.

Socjalistyczna Federacyjna Republika Jugosławii (SFRJ) de facto i de iure jeszcze wtedy istniała, jednak Słoweniec skonstruował ten tekst w formie wspomnień o już nieistniejącym kraju. Ten wspaniały esej stanowi historię Jugosławii w pigułce, w którym autor bardzo precyzyjnie wyznacza i analizuje przyczyny jej rozpadu.

„Plac Kongresowy w Lublanie, 29 października 1918 roku. Ogromny tłum ludzi, flagi, transparenty, okrzyki, delegacje z całej Słowenii, wielu ze zgromadzonych wciąż jeszcze w mundurach austriackiego wojska. Z balkonu pałacu krajowego polityczni liderzy odczytali proklamację Rady Narodowej o secesji Słowenii od Austrii i jej zjednoczeniu z nowym państwem austriackich Słowian Południowych, Słoweńców, Chorwatów i Serbów. Tłum wiwatuje na cześć samostanowienia […] W swoim dokumencie Rada Narodowa […] nie wspomina ani słowem o tym, że Słowenia przestaje być monarchią. Tłum żąda więcej, ludzie chcą wszystkiego.
dr Mihajlo Rostohar

Wtedy dzieje się coś nieoczekiwanego. «Następnie – relacjonuje reporter dziennika «Slovenec» – na balustradę wychodzi z obnażoną szablą w ręku młody porucznik, dr Mihajlo Rostohar i w imieniu zgromadzonych na placu słoweńskich oficerów armii austriackiej wypowiada posłuszeństwo Austrii i składa przysięgę Radzie Narodowej. Entuzjazm tłumu jest nie do opisania. Radość przetacza się przez tłum niczym wielka fala, niczym wichura: wszyscy wiedzą, że oto przechodzimy ze starej Austrii do Jugosławii». Słoweńcy z entuzjazmem weszli do nowo utworzonego Państwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców, z Zagrzebiem jako siedzibą rządu tymczasowego.

Austriackie «więzienie narodów» przestało istnieć i przez chwilę świat wyglądał na szczęśliwy i idealnie uporządkowany.

Ale tylko przez krótką chwilę”.

Obydwa twory państwowe były śmiałą i wizjonerską próbą, gdyż w swej postaci nigdy wcześniej w dziejach nie istniały, narody tworzące obydwie federacje przez stulecia nie tworzyły wspólnych organizmów państwowych, a w ramach odmiennych administracji wykształtowały odrębne tradycje. Mimo to przyświecała im wiara w to, że wspólny projekt się uda. Czesi i Słowacy mieli łatwiej, gdyż mimo że przez stulecia znajdowali się odpowiednio pod wpływem kultury niemieckiej (Czesi) i węgierskiej (Słowacy), jednak w XX wiek weszli w ramach tej samej przestrzeni cywilizacyjnej – dualistycznej monarchii austro-węgierskiej – choć startując z różnych jej części, Cis- i Translitawii.

Sytuacja ze Słoweńcami (których ziemie niemal w pełni – z wyjątkiem węgierskiego Prekmurja – należały do austriackiej części C.K. monarchii) oraz Chorwatami (w większości poddanymi Korony Św. Stefana, ale też tych z austriackich Hercegowiny i Istrii) oraz Serbami z Bośni, Liki, chorwackiego Pogranicza Wojskowego oraz Wojwodiny była bardziej skomplikowana ze względu na niemal natychmiastowe wchłonięcie nowopowstałego państwa Słowian austro-węgierskich przez zwycięskie w wojnie Królestwo Serbii i Czarnogóry. W jego wyniku doszło do zetknięcia się doświadczeń wyniesionych z liberalnej i oświeceniowej konstytucyjnej monarchii naddunajskiej i tradycji katolickiej z jednej strony z absolutyzmem opartym na doświadczeniach wieków spędzonych w państwie Ottomańskim, orientalizmie i prawosławiu z drugiej.

Oddajmy ponownie głos Jančarowi:
„Miesiąc później, gdy nowe państwo w wyniku bezprecedensowego posunięcia w błyskawicznym tempie połączyło się z Królestwem Serbii i Czarnogóry, ogólny entuzjazm nieco przygasł. W jednej z parafii w Lublanie proboszcz zapisał w kronice: «Zrobiłem wszystko, aby ludzie przyszli na uroczystą mszę z okazji utworzenia Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców, ale w kościele pojawiło się niewiele osób». […] Ledwie dwa lata po powstaniu nowego państwa żandarmi i żołnierze na ulicach Lublany już strzelali do strajkujących robotników i demonstrantów. Trzynaście osób zginęło, a trzydzieścioro zostało rannych. Pod rządami austriackimi podobne wydarzenia odnotowano w Lublanie jeden raz – podczas manifestacji patriotycznych w 1907 roku, kiedy to zastrzelono dwóch słoweńskich demonstrantów. Wydarzenie to doprowadziło do posiedzenia austriackiego parlamentu, protestów społeczeństwa obywatelskiego w całej monarchii i wszczęcia śledztwa. […]

Okazało się, że nowe państwo nie jest tym, czego oczekiwali jego mieszkańcy. Austriacka korona została wymieniona po niewiarygodnie niskim kursie na serbskiego dinara. Rozwiązano słoweńskie jednostki wojskowe, podniesiono podatki. Słowenia straciła Karyntię i Primorje, rekruci musieli odbywać służbę wojskową w południowej Serbii, urzędnicy również byli przenoszeni na południe, a podupadła po wojnie gospodarka wciąż nie mogła wyjść z recesji.

Ale idea Jugosławii mimo wszystko przetrwała wszystkie te i inne trudności, które pojawiły się później. Choć niezadowolenie rosło również w Chorwacji, jak i w samej Serbii, wydawało się, że to minie, że za chwilę kraj stanie na nogi.

Tak się jednak nigdy nie stało”.

Lata 20., lata 30.

W przypadku Czechosłowacji rząd centralny w Pradze musiał stawić czoła przede wszystkim problemom wyjątkowo licznej mniejszości niemieckiej w Sudetach, dążeniom emancypacyjnym Słowaków i opóźnieniom cywilizacyjnych słabo uprzemysłowionych i mniej zurbanizowanych niż Czechy ziem słowackich. A także kwestii administrowania Rusi Karpackiej, która przypadła w udziale Czechosłowacji w okresie międzywojennym i była zamieszkana przez większość rusińską oraz liczną mniejszość węgierską (podobnie zresztą jak południowa Słowacja).
Reprezentacja Jugosławii w 1928 roku (fot. Wikicommons)

W przypadku Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców – które stało się państwem zarządzanym centralnie z Belgradu przez Serbów – problemów było znacznie więcej. Państwo to bowiem powstało na styku cywilizacji łacińskiej i bizantyńskiej, katolicyzmu i prawosławia (z udziałem licznej ludności muzułmańskiej), pisma łacińskiego i cyrylicy. Musiało więc stawić czoła przede wszystkim wyrównaniu ogromnych różnic cywilizacyjnych pomiędzy agrarnym, gospodarczo zacofanym południem postottomańskim i zurbanizowaną, uprzemysłowioną północą posthabsburską. We wspólnym państwie niemal natychmiast ujawniły się tendencje odśrodkowe – Chorwaci czuli się niedocenieni i niedowartościowani, Słoweńcy odczuwali żal za utraconym Triestem i Primorjem oraz ze względu na niesprawiedliwy ich zdaniem podział Styrii i Karyntii na korzyść Austrii, Macedończycy wyrażali frustrację z powodu polityki Belgradu dążącej do wielkoserbskiej unifikacji kulturowej, której dobitnym przykładem było chociażby określanie Macedończyków mianem subetnosu „południowej Serbii” etc. Podział administracyjny królestwa na tzw. banowiny nie do końca odpowiadał granicznym etnicznym, językowym bądź wyznaniowym, co jedynie potęgowało potencjalne konflikty wewnętrzne.

W okresie międzywojennym obydwie słowiańskie federacje znacząco się różniły – zamożna i rozwinięta gospodarczo republika Czechosłowacji stanowiła jeden z nielicznych przykładów krajów demokratycznych w Europie, natomiast Królestwo Jugosławii (nazywane tak od 1929) było niespójną gospodarczo monarchią, coraz bardziej dryfującą w kierunku rządów twardej ręki. Łączyły je jednak dwie rzeczy. Po pierwsze, nadrzędna pozycja jednego narodu: Czechów w przypadku Czechosłowacji i Serbów w przypadku Jugosławii. Po drugie, ciągłe wewnętrzne konflikty z narodami o pozycji podrzędnej (odpowiednio ze Słowakami i przede wszystkim Chorwatami) oraz licznymi mniejszościami (Niemcy w Czechosłowacji, Włosi, Niemcy i inni w Jugosławii).

Obydwie federacje nie wytrzymały próby II wojny światowej, narody je zamieszkujące doznały wyjątkowo tragicznych wydarzeń z nią związanych i w mniejszym lub większym stopniu zwróciły sie przeciwko sobie. Po monachijskim upadku Czechosłowacji w 1938 roku powstała „niepodległa” Słowacja, będąca krajem satelickim III Rzeszy, rządzonym w sposób autorytarny przez nacjonalistyczną Słowacką Partię Ludową z księdzem Jozefem Tiso na czele. Po upadku Jugosławii w kwietniu 1941 roku w podobny sposób za przyzwoleniem Hitlera powstało tzw. Niezależne Państwo Chorwackie (NDH, od Nezavisna Država Hrvatska) z Ante Paveliciem na czele, liderem profaszystowskiej partii Ustaszy.

W cieniu zimnej wojny

Po zakończeniu II wojny światowej obydwie federacje powstały z popiołów. W przypadku SFRJ jej nowy komunistyczny lider Josip Broz Tito wziął pod uwagę wszystkie błędy pierwszej Jugosławii i oparł nową, socjalistyczną federację na zasadach samostanowienia narodów ją tworzących i tzw. socjalizmie samorządowym. Będąc jedynym krajem w Europie, jaki de facto wyzwolił się własnymi siłami z okupacji niemieckiej, Jugosławia uniknęła losu innych państw Europy Środkowej i Wschodniej, które znalazły się w strefie wpływu Związku Radzieckiego, a po zerwaniu ze Stalinem w 1948 roku socjalistyczna Jugosławia w latach 60. była krajem o otwartych granicach i dość efektywnym modelu gospodarczym opartym na elementach wolnorynkowych.
Josip Bros Tito (l) podczas II Wojny Światowej (fot. Wikicommons)

Socjalistyczna Czechosłowacja – pozbawiona problemów z mniejszościami z międzywojnia – również próbowała przywrócić wysokie standardy demokratyczne i gospodarcze, którymi cieszyła się do II wojny światowej, jednak na przeszkodzie stanęła sowiecka dominacja. Mimo że Czechosłowacja była jedynym krajem w „wyzwolonej” przez Armię Czerwoną Europie Środkowo-Wschodniej, w którym po wojnie odbyły się wolne i demokratyczne wybory, komuniści, którzy w ich wyniku weszli do koalicyjnego rządu, przeprowadzili zamach stanu i ostatecznie przekształcili kraj w wasala ZSRR. Następnie, podczas brutalnie stłumionej przez Sowietów tzw. Praskiej Wiosny w 1968 roku Czesi i Słowacy uwierzyli, że uda im się zmienić kraj, dążąc do przemian, których istotą był „socjalizm z ludzką twarzą” – czyli pragnęli odtworzyć model, który udało się stworzyć Tito w Jugosławii. 9 sierpnia 1968 roku – zaledwie parę tygodni przed sowiecką agresją – w Pradze gościł Tito, który był podejmowany przez Dubčeka z wielkimi honorami, a na ulicach stolicy Czechosłowacji witały go z wielkim entuzjazmem tłumy ludzi. Ówczesna Jugosławia – która stała na czele Ruchu Państw Niezaangażowanych – stanowiła dla Czechów i Słowaków niedościgniony wzór i przykład. ZSRR nie mógł jednak dopuścić do powstania kolejnego pozablokowego kraju w Europie.

Ostatnia dekada XX wieku przyniosła upadek tzw. bloku wschodniego, demokratyzację i wolność zniewolonym przez ZSRR narodom, ale też upadek idei wspólnych państw słowiańskich – zarówno w Czechosłowacji, gdzie Czechom i Słowakom udało się przejść z federacji do swoich państw narodowych w sposób pokojowy, jak w Jugosławii, gdzie wskutek rozpadu kraju doszło do krwawych wojen i czystek etnicznych, pokłosie których do dziś nie daje spokoju narodom wspólnie tworzącym niegdyś Jugosławię.

Przechwycona idea

Obydwa państwa stanowią jednak bardzo cenne doświadczenie. Przede wszystkim powstały z deklaracji szczerej chęci narodów do współpracy, z wiary, że można przezwyciężyć odmienności, które dzielą – w imię czegoś, co łączy. Ta wiara może się wydawać naiwna, podobnie jak naiwne były założenia Pierwszego Zjazdu Wszechsłowiańskiego w Pradze w 1848 roku, kiedy po raz pierwszy publicznie padły również hasła wspólnoty wszystkich Słowian.

Powstała wtedy pieśn Hej, Słowianie, napisana przez Słowaka Samuela Tomášika. Ustalono wówczas, że będzie funkcjonować jako oficjalny hymn wszechsłowiański, została też przetłumaczona na wszystkie słowiańskie języki. Grana na melodię przypominającą Mazurek Dąbrowskiego, w latach 1939–1945 pod tytułem Hej Slováci była hymnem państwowym Słowacji, z kolei po 1945 roku jako Hej Sloveni została przyjęta jako hymn państwowy SFRJ, a po jej rozpadzie w 1992 roku stała się hymnem Federalnej Republiki Jugosławii utworzonej przez Slobodana Miloševicia, następnie zaś w latach 2003–2006 była hymnem związku państwowego Serbii i Czarnogóry – aż do ostatacznego podziału na dwa niepodległe kraje.

O popularności tej pieśni z czasów Wiosny Ludów świadczy też fakt, że w 1984 roku jej arażacja została nagrana przez znany jugosłowiański zespół Bijelo Dugme, a w 2006 roku słoweński zespół Laibach stworzył kolejną jej adaptację, którą zamieścił na albumie Volk.

Ideały przyświecające uczestnikom Zjazdu Wszechsłowiańskiego zostały cynicznie wykorzystane przez carską Rosję, która zaczęła używać panslawizmu w swoich celach imperialnych i usprawiedliwiać nim także zaborcze mechanizmy, które stosowała do podbitych narodów, w tym Polaków i Ukraińców, a także ambicje do połączenia wszystkich Słowian pod berłem Romanowów. Panslawizm był dla Rosji czymś w rodzaju późniejszej radzieckiej ideologii braterstwa narodów w ramach dążenia do budowania komunizmu na całym świecie. Podobnie dzisiaj Rosja Putina próbuje lansować narrację o tworzeniu „antyzachodniej” koalicji zwolenników „wartości tradycyjnych” w szerszym kontekście oraz o „jedynym narodzie wschodniosłowiańskim” w przypadku uzasadnienia agresji na Ukrainę oraz faktycznej aneksji i podporządkowaniu sobie Białorusi.
Aleksander Dubcek i Michaił Gorbaczow na Kremlu w 1990 roku (fot. Wikicommons)

Nebát se, nelhat a nekrást („Nie bać się, nie kłamać i nie kraść”) – to słynne przesłanie Tomáša Masaryka, za pomocą którego chciał określić podwaliny nowej Czechosłowacji – wciąż świeci przykładem także dziś, te proste słowa stanowią także rodzaj zaprzeczenia tego, czym jest istota obecnej Rosji, która obecnie – równie fałszywie jak sto lat temu – wciąż próbuje nieudolnie rozgrywać kartą rzekomej „jedności Słowian” pod swoim samozwańczym przywództwem, którego tak na prawdę nikt nie chce ani też potrzebuje.

Był sobie kraj

Historia powołanych do życia w ostatnich dniach października 1918 roku federacji słowiańskich świadczy jednak zgoła o czymś innym – o próbie zjednoczenia narodów wbrew ambicjom imperialnym, w oparciu o założenia oddolne, a nie narzucone im z góry.

To tłumaczy też fakt, że nie zważając na całą tragedię i wzajemne krzywdy, które stały się udziałem narodów tworzących Jugosławię podczas jej rozpadu, wspólne państwo południowych Słowian wciąż z łezką w oku wspomina znaczna część jego dawnych obywateli. „Był sobie kraj” – tak zaczyna swoją opowieść o Jugosławii w słynnym filmie Underground Emir Kusturica (skądinąd „nawrócony” ostatnio na idee pansłowiańskie i wielkoserbskie) – i to zdanie powtarzają wciąż miliony dawnych Jugosłowian mieszkających od Triglavu w Słowenii do Wardaru w Macedonii.

Podobnie, choć nieco bardziej wstrzemięźliwie (w końcu to nie aż tak południowy tepmperament) myśli o swoim niegdysiejszym wspólnym państwie znaczna część byłych Czechosłowaków. Zawsze, kiedy rozmawiam o Jugosłowii z moimi przyjaciółmi Słoweńcami, Chorwatami, Serbami, Macedończykami czy Czarnogórcami, odczuwam bardzo podobne emocje, jak w rozmowie chociażby z moim przyjacielem Petrem, Słowakiem o węgierskich korzeniach, który od wielu lat mieszka w Pradze, a zapytany o Czechosłowację, mógłby powiedzieć tak wiele, że najtrafniej można by to było ująć w jednym krótkim zdaniu: „Był sobie kraj”. Podobnie jak mój przyjaciel Roman z Czeskiego Cieszyna, który najchętniej mówi gwarą zaolziańską, a podczas pandemicznych restrykcji, kiedy Olza ponownie zaczęła dzielić, a nie łączyć obydwie części podzielonego od 1918 miasta, wychodził na znak protestu przed most Przyjaźni z historyczną flagą Księstwa Cieszyńskiego. Również Roman mógłby powiedzieć w ten osobliwy sposób: „Był sobie kraj”.

Podobnie jak kilkoro moich znajomych Słoweńców, których historie rodzinne sięgają w rozmaite, dalekie zakątki całej rozległej federacji od Triglava do Wardara. Jak również rusiński pisarz Nikola Šanta, który mieszka na wsi w serbskiej Wojwodinie i ma za sobą doświadczenia służby w wojsku w Gwardii Tito oraz mobilizacji podczas agresji Jugosłowiańskiej Armii Ludowej w Vukovarze. Podobnie jak znajomi ze Skopje, zarówno Macedończycy, jak macedońscy Albańczycy z orientalnej czarsziji na drugim brzegu Wardaru leniwie płynącego w centrum stolicy Macedonii, od kilku lat nazywaną nomen omen Północną. Również oni wszyscy mogliby powiedzieć: „Był sobie kraj”.
Nikodem Szczygłowski - podróżnik, pisarz, eseista, reporter. Absolwent Archeologii śródziemnomorskiej Uniwersytetu Łódzkiego i CEMI - Central European Management Institute w Pradze. Biegle włada językiem litewskim i słoweńskim, znawca kultury słoweńskiej. Laureat nagrody za osiągnięcia w publicystyce Ministerstwa Kultury Republiki Litewskiej (2020).

Więcej artykukłów Nikodema Szczygłowskiego

Dwie federacje słowiańskie, które choć ostatecznie się nie sprawdziły i rozpadły, jednak i tak były znacznie bardziej prawdziwe w swojej istocie i przede wszystkim znacznie bardziej uczciwe wobec tworzących je narodów niż utopijna i fałszywa do cna obecna federacja Rosyjska, zresztą jak wszystkie wcześniejsze formy rosyjskiej państwowości. Które były i która pozostaje niczym innym jak przymusowym konglomeratem niesłowiańskich narodów pod moskiewskim butem.