Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Ukraina / 03.06.2024
Kateryna Pryshchepa
Charków to niezłomne tyły. W ostrzeliwanym mieście ludzie szukają normalności
W Charkowie rzadko wyłączają się syreny alarmowe. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że charkowianie traktują alarmy i rosyjskie rakiety jako nieuniknione zjawiska pogodowe, które nie powinny zmieniać drastycznie ich planów. Mimo że wokół miasta znowu trwa rosyjska ofensywa i ciężkie boje, a ataki rakietowe przynoszą kolejne ofiary, mieszkańcy miasta za wszelką cenę starają się podtrzymywać normalne miejskie życie wraz z jego drobnymi przyjemnościami.
Fot. Kateryna Pryshchepa
Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!
Pod koniec maja wojska rosyjskie zintensyfikowały ostrzał Charkowa. Nie ma dnia, by rakiety nie zabijały w mieście cywilów. Największy atak nastąpił 25 maja, kiedy w wyniku nalotu bombowego na hipermarket budowlany Epicentr zginęło 17 osób, 48 zostało rannych, a pięć zaginęło. Jednak pomimo walk na północy obwodu charkowskiego i intensyfikacji rosyjskich ataków na miasto, życie w Charkowie nie ustaje. Charkowianie wykazują się niewyobrażalną wręcz determinacją, by nie poddawać się strachowi.
Wracam do Charkowa 22 maja po dziesięciodniowej przerwie. Pomimo walk trwających na północnej Charkowszczyźnie, a więc zaledwie 50 kilometrów od miasta, popołudniowy pociąg Intercity z Kijowa do Charkowa jest pełny. Wygląda na to, że po masowym exodusie wiosną i powrocie latem 2022 r. charkowianie nie są już skłonni do opuszczania swojego miasta.
W drodze do Charkowa rozmawiam z Olgą Szpak, z którą poznałam w 2022 r. za pośrednictwem Assist Ukraine, organizacji współtworzonej przez weterankę amerykańskiego dziennikarstwa, korespondentkę wojenną Anne Garrels. Biolożka morska i specjalistka od ssaków morskich, Szpak z rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę przerwała karierę naukową, aby zostać wolontariuszką i pomagać ukraińskiej armii. Olga wraca właśnie do domu z podróży fundraisingowej do Stanów Zjednoczonych. Wiezie do Charkowa aplikatory XStat przeznaczone do tamowania obfitych krwawień. Zostały zakupione w USA przez Assist Ukraine. Nasza lista tematów do pociągowej dyskusji jest długa, od kariery naukowej Timothy'ego Snydera [amerykańskiego historyka specjalizującego się w dziejach Europy Środkowej i Wschodniej – przyp. red.] poczynając, a kończąc na konsekwencjach skażenia gleby przez materiały wybuchowe z min i pocisków dla ukraińskiego rolnictwa.
Naszej rozmowy, która kręci się wokół wojny, słucha sąsiadka z wagonu. W końcu nie wytrzymuje i dzieli się z nami swoimi doświadczeniami. Okazuje się, że ta atrakcyjna blondynka jest już babcią i właśnie jedzie do Charkowa, aby błagać syna i synową o opuszczenie miasta lub przynajmniej wysłanie do niej dzieci – jedno ma trzy, drugie osiem lat – żeby zapewnić im bezpieczeństwo. Mieszka w Szwajcarii, po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji „ściągnęła tam wszystkich”. Jej synowa i wnuki przyjechały, ale na krótko. Synowa szybko zdecydowała się wrócić do Charkowa, aby uniknąć rozłąki z mężem, który podobnie jak inni ukraińscy mężczyźni od lutego 2022 r. nie może wyjeżdżać za granicę.
– Mówi, że chce utrzymać rodzinę razem – opowiada nasza współtowarzyszka podróży. – Ale ja nie mogę znaleźć dla siebie miejsca. Przyjechałam wiosną i błagałam ją [synową], żeby wyjechała z dziećmi, ale ona nie chce. A mój syn mówi, że dzieci będą z nimi.
Kobieta zaczyna płakać. Po chwili uspokaja się i czyta wiadomości z kanałów informacyjnych na Telegramie. Na stacji końcowej w Charkowie dziękuje nam za rozmowę i życzy powodzenia. Przed nią trudne negocjacje dotyczące możliwości zabrania wnuków do Szwajcarii.
Ale jeszcze zanim wysiądziemy w Charkowie, półtorej godziny przed przyjazdem naszego pociągu do stacji docelowej, telefony pasażerów w wagonie zaczynają wyć jak syreny alarmowe. W całym regionie działa system ostrzegania przed nalotami, który wysyła powiadomienia do wszystkich włączonych telefonów komórkowych, nawet jeśli nie mają zainstalowanej żadnej z opracowanych w Ukrainie aplikacji informujących o alarmach przeciwlotniczych. Pociąg przyjeżdża do Charkowa podczas jednego z czterech ataków [na Charkowszczyznę] tego dnia.
Na większości pasażerów pociągu fakt ten nie robi żadnego wrażenia. Kiedy wysiadamy, kobieta, na oko w wieku ok. 50 lat, z radością wita nastoletniego chłopca, który właśnie wyszedł na peron z matką.
– Spodziewałam się zobaczyć dziecko, które zapamiętałam, ale oto prawdziwy facet! – wykrzykuje. Z ich rozmowy wynika, że chłopiec właśnie przyjechał do Charkowa po raz pierwszy od początku inwazji. Słuchając radosnego szczebiotania krewnej, chłopiec tylko niezręcznie się uśmiecha.
W Charkowie zatrzymuję się u Olgi. Zostawiłyśmy rzeczy w jej mieszkaniu i spieszymy się do sklepu, aby kupić coś na kolację przed zamknięciem i godziną policyjną. Półki na dziale spożywczym w sąsiednim supermarkecie są pełne. Są świeże owoce i warzywa, co pokazuje, że nie ma obecnie żadnych zakłóceń w dostawach do miasta.
Ale telefon Olgi wciąż dzwoni. Różne jednostki wojskowe proszą o pomoc w nagłych wypadkach – pomoc w naprawie samochodu, dodatkowe środki medyczne, generator lub Starlink. W związku z rosyjską ofensywą jednostki walczące w pobliżu Charkowa są teraz bardzo aktywne.
Telefon Olgi nie milknie również kolejnego dnia. Musimy odebrać partię generatorów, które zostały dostarczone do Charkowa, i załatwić milion innych drobnych spraw. Poruszając się po mieście, zauważam, że na ulicach jest znacznie mniej ludzi niż dwa tygodnie temu. Intensyfikacja rosyjskich ataków powietrznych zmusiła niektórych charkowian do opuszczenia miasta.
Mniej więcej w południe dociera do nas straszna wiadomość. Rosja właśnie przeprowadziła kolejny atak na Charków. Rakiety uderzyły w drukarnię holdingu Factor-Druk, jedną z największych w Europie. Drukarnia należała do właściciela wydawnictwa Vivat, ale drukowały tu swoje książki najwięksi wydawcy w Ukrainie. Zginęło siedmiu pracowników, a 22 osoby zostały ranne. Ukraińscy dziennikarze, ludzie kultury i pisarze natychmiast zareagowali na incydent w mediach społecznościowych i wezwali do wsparcia wydawnictwa poprzez zakup ich książek.
Tak się złożyło, że tego samego dnia wieczorem ma się odbyć prezentacja nowej powieści urodzonego w Charkowie Ołeksandra Sydorenki (Fozzi), wokalisty zespołu TNMK (Tanok na majdani Kongo). Powieść „Heavy Metal” została wydana przez lwowskie wydawnictwo Stary Lew, ale jej prezentacja odbędzie się w księgarni Klubu Rodzinnej Rozrywki, charkowskiego konkurenta wydawnictwa.
Gdy docieram na miejsce, księgarnia jest pełna. Autor książki, showman, zabawia czytelników anegdotami, na których oparł fabułę nowej powieści. Fozzi żartobliwie opowiada o doświadczeniach swojego zespołu w organizowaniu aukcji na rzecz Sił Zbrojnych Ukrainy. Przyglądając się uważnie publiczności, zauważam jednego z najbardziej znanych mieszkańców Charkowa, pisarza Serhija Żadana, stojącego cicho pod ścianą w towarzystwie równie sławnej sanitariuszki wojskowej, Julii Pajewskiej ps. Taira. Kiedy Fozzi zostaje zapytany o książki, które ostatnio przeczytał, żartuje, że prawdopodobnie powinien ponownie przeczytać powieść Żadana „Depeche Mode”. Żadan komentuje niektóre odpowiedzi Fozziego i odpowiada na pytania publiczności.
W sali panuje atmosfera spotkania towarzyskiego. Pod koniec gospodarz, charkowski dziennikarz i aktor Kyryło Łukasz, przypomina publiczności o wydarzeniach tego dnia i powtarza swój apel o wsparcie wydawnictwa Vivat, a szefowa działu public relations wydawnictwa KSD Tatiana Riabczenko prosi o minutę ciszy ku czci ofiar drukarni Factor-Druk. Czar spotkania towarzyskiego pryska, wraca wojna. Słyszę, jak jedna z uczestniczek prezentacji podchodzi do swojej koleżanki na sali i mówi, że przyniosła dla niej stazy. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, prawie każdy mieszkaniec Charkowa jest teraz wolontariuszem.
Podczas gdy Ołeksandr Sydorenko podpisuje swoją nową powieść, rozmawiam z Kyryłem Łukaszem o życiu w Charkowie podczas ponownego rosyjskiego ataku na Charkowszczyznę. Łukasz, który od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji nie wyjeżdżał z miasta na dłużej, mówi, że w porównaniu z wiosną i wczesnym latem 2022 r. życie w mieście jest teraz spokojniejsze.
– Nie wiem, czy to zbieg okoliczności, czy nie, ale im bardziej intensywny jest ostrzał Charkowa, tym więcej mamy wydarzeń kulturalnych – wyznaje w odniesieniu do wieczoru literackiego, na którym się spotykamy. Łukasz mówi też, że po wybuchu pełnoskalowej wojny Charków zaczął na nowo myśleć o sobie jako o mieście. – Zaczęło się to już w 2022 r., kiedy publiczne dyskusje i wydarzenia kulturalne skupiły się na wizji Charkowa w przyszłości, ponieważ stało się jasne, że miasto będzie musiało się zmienić. Myślę, że dzisiejsze czasy zachęcają nas do poszukiwania wspólnoty. Ukraińcy są z natury samotnikami. Ale w Charkowie nie ma ani jednej firmy, organizacji czy kawiarni, która nie miałaby wokół siebie jakiejś społeczności, która dzieli wspólne zainteresowania i działalność. Myślę, że dzieje się tak w całej Ukrainie – dodaje dziennikarz.
Łukasz przyznaje, że część mieszkańców opuściła miasto w ostatnich tygodniach. Wierzy w to, że większość charkowian pozostanie na miejscu.
– Stacja radiowa, w której pracuję, przeprowadziła ankietę na ulicach miasta – mówi. – Większość naszych respondentów twierdzi, że nigdzie się nie wybiera, charkowianie chcą żyć w mieście.
Utrzymanie normalnego życia w Charkowie jest również ważne dla wojska, uważa Łukasz.
– Dla armii ważne jest posiadanie silnych i bliskich tyłów. Fakt, że mają blisko siebie to niezłomne miasto, bardzo wojsku pomaga.
Podczas rozmowy przypominam sobie niedawny wpis na Facebooku dziennikarki, a obecnie żołnierki Łesi Hanży, która przyjechała do Charkowa na dwa dni, na krótki urlop ze swojej jednostki, położonej na granicy obwodów donieckiego i charkowskiego. Pomimo walk toczących się kilkadziesiąt kilometrów dalej, w Charkowie nadal można pójść do kina lub napić się kawy na werandzie kawiarni. Władze miasta starają się w miarę możliwości szybko uprzątnąć i zamaskować skutki rosyjskich ataków.
Po spotkaniu literackim spieszę się na spotkanie z członkami charkowskiej ochotniczej grupy ratowniczej Róża na Ramieniu. Powstała jeszcze w 2021 r., kiedy grupa ludzi zebrała się, aby szukać ciała dziewczyny, która utonęła w wodzie. Dziewczyna na ramieniu miała wytatuowaną różę, stąd grupa wzięła swoją nazwę. Od 2022 r. jednostka pomaga ofiarom rosyjskich ostrzałów w Charkowie, zajmuje się też w ewakuacją z obszarów obwodu charkowskiego, które poddawane są najcięższemu ostrzałowi. Po 10 maja przez prawie tydzień pracowali w Wołczańsku, ale teraz nie mogą tego robić. Wojsko zakazało cywilom zbliżania się do obszaru aktywnych działań wojennych. Założyciel grupy ochotniczej, Ołeksandr Umański, mówi, że czekają na opancerzony pojazd, dzięki któremu mają nadzieję ponownie pracować w rejonie Wołczańska. Członkowie jednostki pomagali także ratownikom na miejscu ataku na drukarnię Factor-Druk 23 maja, czyli tego dnia, kiedy się spotykamy.
– Na miejscu ataku pomagamy Państwowej Służbie Ratowniczej w usuwaniu gruzu tam, gdzie to możliwe, a także chodzimy po pomieszczeniach w poszukiwaniu rannych lub osób, które w panice mogły ukryć się gdzieś w odległych zakamarkach i zostać ranne – mówi Umański.
Pod koniec długiego dnia najbardziej aktywni członkowie oddziału zebrali się, aby omówić swoją pracę w ciągu minionych dni i plan działania na kilka następnych.
Tymczasem w domu niestrudzona Olga Szpak prowadzi niekończący się maraton rozmów ze sprzedawcami materiałów potrzebnych wojsku takich jak kable elektryczne i siatki maskujące. Dwie minuty przed północą słyszymy eksplozję, która – jak uważa Olga – nastąpiła 2 lub 3 kilometry od jej mieszkania. Według jednego z kanałów Telegramu informujących o rosyjskich atakach na Ukrainę, na centrum miasta właśnie zrzucono bombę kierowaną. Później okazało się, że pocisk zabił jedną osobę i ranił dwie. Piąty nalot na Charków i kolejny dzień walk dobiegł końca.
W sobotę 25 maja wracam do Charkowa z krótkiego wyjazdu do Sum, innego obwodowego miasta położonego blisko rosyjskiej granicy. Kiedy szacuję, że mam ok. 45 minut do miasta, widzę dużą kolumnę dymu przed autobusem i myślę, że Rosjanie prawdopodobnie ostrzelali jakąś osadę w okolicach Charkowa. Ale 10 minut później otrzymuję wiadomość od koleżanki, dziennikarki z charkowskiej gazety regionalnej „Gwara”, z którą wieczorem umówiłam się na kawę. Pisze, że w Charkowie był „przylot”, więc się spóźni. Okazało się, że kłęby dymu na niebie przed wydobywają się z płonącego hipermarketu Epicentr. Po przyjeździe do Charkowa najpierw kieruję się do mieszkania Olgi, żeby zabrać kamizelkę kuloodporną i hełm. Jadę na miejsce tragedii.
Gdy dojeżdżam, trwa pożar, jego ugaszenie zajmie strażakom 16 godzin. Na miejscu zgromadziły się setki dziennikarzy. Przed płonącym budynkiem stoi niewielka grupa zdezorientowanych pracowników Epicentra. To ci, którzy w momencie ataku znajdowali się blisko wyjścia i zdołali szybko opuścić budynek. Nawet setki metrów od hipermarketu ulice wypełniają się dymem. Za kordonem policji gromadzą się mieszkający w pobliżu charkowianie. Przyszli obserwować pożar.
Pomimo skali tragedii życie na ulicach Charkowa cały czas toczy się normalnie, zaledwie kilkaset metrów od Epicentra. Autobusy miejskie kursują, wszystkie obiekty użyteczności publicznej są otwarte. Kiedy czekam na Olgę na stacji benzynowej kilka kilometrów od Epicentra, słyszę głośny wybuch i wydaje mi się, że odczuwam nawet szczątkową falę uderzeniową. Olga, która przyjeżdża kilka minut później, mówi, że jest oszołomiona eksplozją i trochę bolą ją uszy. W chwili wybuchu znajdowała się bliżej centrum miasta, gdzie spadła kolejna bomba kierowana. Później dowiedziałyśmy się, że pocisk zrzucony w centrum Charkowa to Grom E-1, jeszcze bardziej niszczycielski niż używane przez Rosjan do tej pory. Po raz pierwszy został wykorzystany w marcu tego roku w obwodzie donieckim.
Dla kogoś, kto do Charkowa trafił po raz pierwszy, może się wydawać dziwne, że mimo skali ostrzałów i liczby ofiar, które za sobą pociągają, mieszkańcy nie biegną do schronów przeciwbombowych na każdy dźwięk syreny alarmowej. Charkowianie traktują bomby spadające z nieba jak złą pogodę. Tylko jednego dnia, 25 maja, naloty na miasto trwały łącznie ponad 20 godzin. Jeśli pójdziesz do schronu, nie masz kiedy żyć.
Kateryna Pryshchepa – reporterka związana z New Eastern Europe. Od początku pełnoskalowej wojny regularnie jeździ do Ukrainy, skąd relacjonuje wydarzenia i pokazuje, jak zwykli ludzie mierzą się z rosyjską agresją.
Od czasu do czasu sprawdzamy więc z Olgą wiadomości, ale nie zmieniamy planów. Wspólnie jedziemy do magazynu wolontariuszy. Olga przygotowuje tam paczki dla żołnierzy, których odwiedzi następnego dnia. Dwudziesty piąty maja był trudnym dniem dla Charkowa, ale miasto, które zadrżało z powodu śmierci dziesiątek cywilów, nadal żyje. Charków to dla ukraińskich żołnierzy niezawodne tyły.