Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk / 01.07.2024
Andrzej Kozłowski

Rosja wykorzystuje prawicowe organizacje. Dąży do polaryzacji społeczeństwa

„Rosja może wykorzystać swoje kontakty w środowiskach europejskiej skrajnej prawicy do przeprowadzania zamachów i aktów sabotażu” – mówi doktor Kacper Rękawek z International Centre for Counter-Terrorism.
Foto tytułowe
Serbia, Belgrad, 17.01.2019 r., Spotkanie Aleksandara Vučicia i Władimira Putina (www.kremlin.ru)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



W jaki sposób Rosja wykorzystuje skrajnie prawicowe organizacje w Europie?


Kacper Rękawek: Ponad 10 lat temu, po protestach społecznych spowodowanych powrotem Putina do władzy, rosyjskie władze zdecydowały, że ich głównym wewnętrznym wrogiem są liberałowie i dlatego należy uderzyć w nich za granicą. Ten sojusz myśli, sumień, podobnego patrzenia na świat nieformalnie zawiązywał się od lat 90. pomiędzy Rosją a skrajnie prawicowymi partiami antysystemowymi. Proces ten był długotrwały i bardzo często angażowały się w niego osoby prywatne, jak np. Aleksander Dugin czy Władimir Żyrinowski, a nie państwo rosyjskie. Dopiero później Kreml podjął decyzję, że angażuje w ten proces wszystkie zasoby na różnych poziomach, ponieważ dostrzegł w tym szansę na realizację własnych celów. Mamy więc polityczną wojnę, którą Rosjanie wytoczyli Zachodowi. Ponad dekadę temu zadecydowali, że będą wykorzystywać środowiska skrajnej prawicy do podburzania porządku społeczno-politycznego.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Z jakiego powodu wybrano skrajną prawicę? Czy to jest jedyne takie środowisko, czy może ten problem dotyczy także skrajnej lewicy?


Przed 1989 rokiem Kreml współpracował głównie ze skrajną lewicą. Dla ZSRR to był naturalny sojusz. Teraz Rosja stawia na skrajną prawicę, bo ona zapewnia największe zyski polityczne i społeczne. Prawicowy radykalizm jest obecnie w Europie na fali wznoszącej. Holenderski politolog Cas Mudde uważa, że dzisiaj obserwujemy kolejną falę skrajnej prawicy. Jeszcze niedawno była zepchnięta na margines, teraz jest absolutnie w głównym nurcie, i to też jest powód, dla którego Rosjanie zainteresowali się tematem.

Skrajna prawica nie znosi Europy taką, jaka ona jest, i sprzymierzy się z każdym, żeby ją zdestabilizować politycznie i zmienić. Tutaj akurat pojawią się Rosjanie, którzy mogą być cennym sojusznikiem. Trzeba jasno zaznaczyć, że skrajna prawica to nie jest środowisko, które się budzi rano i modli do Władimira Putina. Ale Rosję i skrajną prawicę łączą pewne wspólne interesy. Obecnie skrajna prawica zdobywa po 20-30 procent w wyborach w różnych europejskich państwach, tworząc i współtworząc rządy, a skrajna lewica jest w odwrocie i nie może liczyć na duże poparcie, dlatego nie jest tak atrakcyjna dla Kremla.


Dlaczego skrajna prawica jest na fali wznoszącej?


Najpopularniejsza teza tłumacząca to zjawisko jest taka, że parte głównego nurtu nie słuchają tego, co myślą, czują i mówią obywatele. Nie odnoszą się do ich problemów i bolączek, w związku z tym populiści zabierają głosy partiom głównego nurtu, w szczególności centroprawicy i chadecji.

Uważam, że warto zauważyć jeszcze jedną rzecz. Skrajna prawica nie znosi Europy w obecnym kształcie, uważa ją za pewną fasadę oderwaną od rzeczywistości, narzuconą przez globalne elity. Zamiast tego chciałaby mieć wspólnoty europejskie w ramach pokrętnie rozumianej Europy ojczyzn. Ich europejski patriotyzm przejawia się w tym, że każdy będzie mógł być tym Europejczykiem, jakim chce być u siebie, a jednocześnie wszyscy będziemy razem i nikt nie będzie narzucał nikomu swojej wizji.

Jeśli mówimy o poparciu dla skrajnej prawicy, to zwróciłbym jeszcze uwagę na to, że nie przeanalizowaliśmy dotychczasowych kryzysów politycznych. To się zaczęło od wojen na Bałkanach w latach 90. i skutki są tego dalej widoczne i odczuwalne. Ani NATO, ani UE, ani szeroko pojęty Zachód nie przepracowały tego kryzysu. Podobna sytuacja miała miejsce z globalną wojną z terroryzmem. Co zrobiliśmy? Przeciwko komu? Dlaczego? Jakie to przyniosło efekty i czy w ogóle było potrzebne? Nikt nie odpowiedział na te pytania. Jeszcze gorzej wygląda interwencja w Iraku w 2003 roku i wycofanie się z Afganistanu w 2021 roku. W międzyczasie mamy jeszcze kryzys ekonomiczny z 2008 roku, który doprowadził gospodarkę światową na krawędź. Przyjmujemy dzisiaj, że było to naturalne wydarzenie i wystarczyło dodrukować pieniądze. Ale skutki tego odczuwamy do dzisiaj. Nikt przecież nie został aresztowany nawet za te gigantyczne straty dla światowej gospodarki. Kolejny przykład to kryzys migracyjny z 2015 roku, dopiero teraz UE głosuje nad pakietem migracyjnym, a państwa już zapowiadają weto. Dorzućmy do tego jeszcze COVID-19, rosyjską inwazję na Ukrainę czy wojnę Izraela w Gazie. I tu wkracza skrajna prawica ze swoją narracją, że elity są hipokrytami oszukującymi zwykłych ludzi. Narzucają im pewne decyzje i oczekują, że ludzie zaakceptują je z uśmiechem. Skrajna prawica mówi inaczej i próbuje przekonać, że zachowałaby się lepiej. Argumentuje, że świat rządzących już tak odjechał, że trzeba go z powrotem sprowadzić na ziemię. W tym celu należy poddać się pewnym impulsom politycznym, w tym często nacjonalistycznym, ksenofobicznym, homofobicznym czy rasistowskim. Te partie mówią: my wiemy, jak się czujecie, my się czujemy tak samo i my o tym mówimy, gdy inni milczą. Starają się przedstawić siebie jako otwartych na pomysły i projekty, o których inni boją się głośno mówić.


Jak są klasyfikowane partie skrajnie prawicowe?


Istnieje klasyfikacja stworzona przez wspomnianego wcześniej Casa Muddego. Uważa on, że skrajna prawica dzieli się na ekstremalną i radykalną. Ekstremalna sięga po środki niedemokratyczne, często używa przemocy, jak np. skinheadzi, organizacje paramilitarne czy ugrupowania o charakterze aktywistyczno-uliczno-bojowym.

Radykalna prawica to de facto partie polityczne, które biorą udział w procesie politycznym i mówią, że zgadzają się z wynikiem wyborów. Istnieje jednak obawa, że jak wygrają wybory, to będzie podobnie jak z Bractwem Muzułmańskim w Egipcie, które mówiło, że jeden człowiek to jeden głos, ale też jeden raz, bo po swoim zwycięstwie wyborów już nie miało zamiaru więcej przeprowadzać. Znając historię skrajnej prawicy, obawiam się, że jeżeli któraś z tych partii wygrałaby wybory, to byłyby to ostatnie prawdziwe wybory, a każde następne, jeśli w ogóle by się odbyły, byłyby farsą.

Radykalna prawica jest dzisiaj najczęściej kojarzona z Marine Le Pen we Francji, Wolnościową Partią Austrii czy różnymi partiami we Włoszech.

Wesprzyj nas na PATRONITE


Jak wygląda wsparcie Rosji dla takich grup?


Mówimy zarówno o bezpośrednim, jak i pośrednim wsparciu. Mamy tam werbunek, rekrutacje, transfery pieniężne itp.

Należy też zwrócić uwagę, że jest wielu kuratorów Rosji: prywatnych i państwowych. Jedni ze sobą współpracują, niektórzy się nienawidzą i ze sobą walczą. Wynikiem jest sytuacja, w której wsparcie dla skrajnej prawicy ma wiele twarzy i operuje na różnych poziomach. Można to robić przez rząd, samorząd, różnego rodzaju ruchy i organizacje polityczne, czy też zrzeszające fanów jakiegoś tematu. Dobrym przykładem jest tutaj Russian Imperial Movement, który jest organizacją pozarządową, a rosyjski rząd się od nich oficjalnie odcina. Oni poszukują podobnych organizacji na Zachodzie, otwartych i gotowych na współpracę. W podobny sposób można wykorzystać kulturę czy gospodarkę do współpracy. Może to być robione chociażby poprzez klub MMA.

Nie jest to jednak wszystko tak dobrze skoordynowane, jak to się niektórym wydaje. Wprawdzie ostatnio można zaobserwować poprawę koordynacji tych działań na poziomie poszczególnych krajów, ale cały czas jest to robione zgodnie ze słowami Mao: niech rozkwitnie sto kwiatów, a co się urodzi, to zobaczymy. Na pewno największym zyskiem, na który Rosjanie liczą, jest oddziaływanie na procesy polityczne poprzez wpływanie na określoną partię polityczną, która zdobywa mandaty w wyborach na poziomie narodowym, europejskim czy regionalnym.

Rosjanie oczywiście dążą też do maksymalnej polaryzacji społeczeństwa. Jeśli nie możemy przekierować kogoś bezpośrednio na współpracę z nami, to staramy się jak najbardziej destabilizować scenę polityczną i społeczną, aby była dysfunkcjonalna. Doskonałym przykładem jest tutaj zamach na słowackiego premiera. Nie wierzę w żadne teorie o fałszywej fladze czy wątek rosyjski, ale z pewnością Moskwa wykorzysta tę sytuację do destabilizacji słowackiej sceny politycznej i społeczeństwa tego kraju. Wzajemne oskarżenia to naturalne paliwo dla Rosji nie tylko na Słowacji, ale również w innych państwach europejskich.


Jakie widać podobieństwa i różnice w ramach analizowanych przez Pana państw, w których dochodzi do wspierania przez Rosję organizacji skrajnie prawicowych?


Z naszym zespołem przebadaliśmy 10 państw, w których takie związki są widoczne. Mogę powiedzieć, że wiele rzeczy nas zaskoczyło. Przykładowo w Szwecji mamy Szwedzkich Demokratów, jedną z partii, bez których obecny rząd nie ma większości. Rosja wielokrotnie przewinęła się na liście kontaktów tej partii. Wydawałoby się, że Szwecja jest trudna do spenetrowania przez Rosję, bo Szwedzi tradycyjnie od wieków są negatywnie do niej nastawieni. W tym przypadku odkryliśmy jednak szeroką paletę kontaktów i współpracy. I jednocześnie w Szwecji mamy przedziwny przykład Nordic Resistance Movement, organizacji prawicowej ekstremy, którą Rosjanie chcą przekupić, żeby z antyrosyjskiej stała się prorosyjską. Dochodzi do tarć w organizacji i okazuje się, że góra organizacji jest prorosyjska, a dół proukraiński.

Francja ma Joëla Sambuisa, który jest jednym z pionierów rosyjskiej dezinformacji w tym kraju. Inny przykład to próby dokonania zamachów stanu przez skrajną prawicę. Tutaj najpopularniejszy jest niemiecki książę Heinrich XIII Reuss. We Włoszech spoiwem pomiędzy skrajną prawicą a Rosją nie jest antyamerykańskość czy antyeuropejskość, ale nienawiść do LGBT+. W Austrii partia, która prawdopodobnie wygra wybory, czyli Wolnościowa Partia Austrii, ma także ciekawą historię „biznesową” z Rosją, która przyczyniła się do upadku jednego z liderów ugrupowania. Jest tu naprawdę sporo ciekawych przykładów i niespodzianek.


Jak rosyjska inwazja na Ukrainę w pełnej skali wpłynęła na współpracę pomiędzy Rosją i skrajnymi organizacjami?


Na pewno te organizacje nie stały się raptem proukraińskie, proamerykańskie i pronatowskie. Takich zwrotów nie zauważamy. Przerzuty ludzi i pieniędzy między Rosją i tymi organizacjami są teraz mocno utrudnione, ale istnieją sposoby na ominięcie tych barier i do tego wykorzystywana jest Turcja czy Serbia. Natomiast wizyty na placu Czerwonym i oddawanie hołdu Putinowi jest już o wiele ostrzej piętnowane niż wcześniej.


Wydaje się, że niektórzy jednak zmieniają swoją retoryką i np. Marine Le Pen zaczęła zajmować bardziej proukraińskie stanowisko. To prawdziwy przełom czy tylko pijarowa zagrywka?


Moim zdaniem Rosja dla środowisk skupionych wokół Marine Le Pen będzie zawsze większym przyjacielem niż Bruksela i Waszyngton. Le Pen nie gra jednak o 10 procent wyborców, ale o francuską prezydenturę, a sondaże pokazują, jak Francuzi postrzegają rosyjską wojnę w Ukrainie, i prawdopodobnie stąd ta zmiana. Obrazki i filmy pokazujące rosyjską przemoc wobec cywilów w Ukrainie też robią swoje i zmuszają polityków do reakcji, bo wyborca oczekuje od nich zdecydowanej postawy. To jest również casus Szwedzkich Demokratów, którzy może i by chcieli być prorosyjscy, ale zrozumieli, że społeczeństwo jest antyrosyjskie, i musieli się dostosować do swoich wyborców. Mam wrażenie, że po 2022 roku tego typu impulsy się nasiliły, ale nie wierzę w szczerość tej zmiany. Z drugiej strony warto mieć nadzieję, że być może za jakiś czas dojdzie do prawdziwej i szczerej reorientacji, a obecnie jesteśmy dopiero na początku tej drogi i nie wiemy, w którą stronę sprawy się potoczą. Dlatego uważam, że jest to w dużej mierze ekstremalnie pragmatyczna gra pod publiczkę. Jeśli Le Pen chce pokonać Macrona, to potrzebuje zarówno prawicowego, jak i lewicowego elektoratu, który może mieć dosyć jego sposobu rządzenia.


Służby państw zachodnich donoszą o możliwości działań sabotażowych ze strony Rosji. Czy Pana zdaniem te grupy skrajnie prawicowe mogą zostać wykorzystane do takich operacji?


Po 2014 roku rosyjskie założenie było takie, że grupy te powinny być wykorzystywane do siania dezinformacji, pogłębiania polaryzacji i rozbujania sceny politycznej. Mam jednak wrażenie, że od jakiegoś czasu widzimy zmianę retoryki i sposobu wykonywania poleceń. Idealnym środowiskiem były osoby, które pojechały po 2014 roku do Donbasu walczyć po rosyjskiej stronie. Kiedy wrócili do Europy, zaczęli pełnić funkcję dezinformatorów, co szczególnie im wychodziło w takich miejscach jak Francja, Włochy czy Słowacja. W Polsce to zjawisko było niedostrzegalne, bo osoby, które zdecydowały się na wyjazd „separatystów”, można było policzyć na palcach jednej ręki. Ale już w Czechach takie osoby trafiały do więzienia. Myślę, że w tym gronie są ludzie, którzy mogą przejść od roli dezinformatorów do sabotażystów i dywersantów. Ale chciałbym podkreślić, że należy odejść od patrzenia na terroryzm i przemoc polityczną jako coś oddolnego. Robią to też państwa i trzeba sobie zdawać z tego sprawę.





W jaki sposób przeciwdziałać wspieraniu grup skrajnie prawicowych przez Rosję?


Po pierwsze powinniśmy wrócić do 2014 roku i sprawdzić, kto pojechał do Donbasu, kto ich tam wysłał, kto ich podpiął pod ruski mir. Być może wtedy się okaże, że także u nas są ludzie z diaspory, środowisk euroazjatyckich czy innych alternatywnych politycznych projektów łączących skrajną lewicę i prawicę. Problem polega na tym, że część ludzi, którzy walczyli w Donbasie, wróciła do Europy i cały czas tutaj przebywa. Kim są? Co teraz robią? Warto zacząć od odpowiedzenia sobie na te pytania. Zacząłbym również od zbadania siatek, które pojawiły się około 2014 roku i popierały Rosję w takich państwach jak Serbia, Gruzja czy inne kraje kandydujące do wejścia Unii Europejskiej. Udajemy, że to nie jest problem, że trzeba dalej z nimi mimo wszystko pracować.


Serbia zdaje się mieć szczególne znaczenie w tym procederze?


Serbia to największy z krajów kandydackich, ale wydaje się, że obecnie jest dalej od Unii Europejskiej niż bliżej. Aktywnie rozwija się tam ruch panslawinistyczny. Wiele prorosyjskiej współpracy idzie kanałami międzyrządowymi. Jednocześnie odbywa się tam unikalny polityczny danse macabre. Po jednej stronie jest rząd w Belgradzie i serbscy nacjonaliści, którzy są poza tym rządem. Po drugiej stronie jest rząd w Moskwie i nacjonaliści rosyjscy, którzy także są poza reżimem Putina. W obrębie tego czworokątu toczy się przedziwna gra. Prezydent Serbii Aleksandar Vučić mówi UE, że jest proeuropejski, a Moskwie, że prorosyjski. Współpracuje z Rosjanami, wydając rosyjskich liberalnych opozycjonistów, którzy przebywają na terenie Serbii. Rosjanom się to podoba, ale jednocześnie od czasu do czasu mu grożą, że jak nie będzie robił dokładnie tego, co chce Moskwa, to są jeszcze inni serbscy nacjonaliści, którzy są nawet bliżsi Rosji niż on sam.

Chodzi np. o oddolny ruch paramilitarny Narodna Patrola, który pozuje na jeszcze bardziej panslawinistyczny niż rząd i wyciąga rękę do Rosji, mówiąc, że Moskwa powinna bardziej dyscyplinować rząd Vučicia, by nie odpływał w proeuropejskie rejony. Rosjanie są sprytni, bo nie robią tego oficjalnie, tylko wysyłają swoich nacjonalistów do serbskich nacjonalistów i przez nich próbują oddziaływać na serbskiego prezydenta, żeby nie poszedł za bardzo w stronę Unii Europejskiej. Z kolei prezydent Vučić manipuluje skrajną prawicą, wykorzystując ją w kontaktach z Zachodem. Wskazuje na nich, argumentując, że jak nie on, to krajem będą rządzić tacy jak oni.


Jeśli służby państwowe będą inwigilować środowiska radykalnej prawicy ze względu na związki z Rosją, mogą się mimo wszystko narazić na zarzut, że są to represje polityczne.
Andrzej Kozłowski – ekspert ds. cyberbezpieczeństwa i dezinformacji. Doktor nauk politycznych. Były redaktor naczelny portalu CyberDefence24.pl. Prowadzi wykłady, szkolenia i konwersatoria z zakresu cyberbezpieczeństwa i walki z dezinformacją. Adiunkt na Uniwersytecie Łódzkim.

Inne artykuły Andrzeja Kozłowskiego


Nie możemy mówić, że organizacje skrajnie prawicowe zajmują się polityką, a więc uważne przyglądanie się ich działalności to też polityka. Tutaj nie chodzi o politykę, ale o przemoc, a w przypadku organizacji, o których rozmawiamy, związek polityki i przemocy jest bardzo bliski. Na pewno wszelkie działania wobec organizacji radykalnej prawicy będą wywoływać oskarżenia o represje, ten problem mają na przykład Niemcy z monitorowaniem działalności Alternatywy dla Niemiec, bo jest to partia polityczna. Ale moja odpowiedź jest jednoznaczna. Należy się takim partiom i organizacjom uważnie przyglądać.

Po prostu musimy sobie zdać sprawę, że jeżeli stoimy na straży europejskiego projektu w obecnym formacie, to mamy do czynienia z czymś więcej niż politycznym oponentem, bo ten oponent chce wcisnąć przycisk reset i rozwalić ten projekt. .