Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Jedwabny Szlak / 22.07.2024
Igor Krawetz

„ZSRR nie chciał naszych opowieści, bo to nie nauka”. Kirgiskie społeczeństwo opowiada własną historię

Historia mówiona nie była traktowana przez sowiecką naukę poważnie, tymczasem dla narodów Azji Centralnej stanowiła podstawę pamięci i tożsamości narodowej. Dziś w Kirgistanie zbieraniem opowieści dziadków i babć, których bohaterami są zwykli ludzie jako twórcy historii, zajmuje się pozarządowy ośrodek badawczy „Esimde”, czyli „Pamiętam”.
Foto tytułowe
(Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



Pomysł na zwrócenie się ku kirgiskiej historii mówionej należy do Elmiry Nogojbajewej, która przywiozła go osiem lat temu do kraju, obserwując globalny proces tworzenia „historii zwykłych ludzi”.

– Pamiętam, jak byłam w Japonii i zobaczyłam podobne projekty z dziedziny „memory studies” czy „memory activities” – mówi Nogojbajewa. – Pomyślałam wówczas, że to fajna rzecz i należy spróbować przenieść ją do Azji Centralnej. Historia mówiona jako instrument badawczy odpowiadała nam pod względem wartości i metod.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Nogojbajewa już wtedy wiedziała, że w odpowiedzi na promocję tego projektu w ojczyźnie usłyszy: „To znowu coś z Zachodu, przywiezione”. A kiedy w Kirgistanie coś jest przywiezione z Zachodu, to wywołuje opór.

– Zanim zajęłam się pamięcią, zajmowałam się polityką, a dokładniej tematyką rozwoju instytucjonalnego – wspomina badaczka. – Wydawało mi się, że przeszłam w nieszkodliwą niszę, na ogół akademicką, którą sama odkryłam. A potem przyszedł rok 2022 i okazało się, że polityka w porównaniu z pamięcią to dziecinne gadki. Po 2022 roku rozpoczęły się wojny pamięci. Różne strony zaczynają zupełnie odmiennie opisywać nie tylko przeszłość, ale także teraźniejszość. Na przykład: czy jest „wojna” czy nie ma „wojny”?

Mimo to Nogojbajewej udało się nie tylko przeprowadzić szereg badań, ale i stworzyć bezpieczną przestrzeń dla świadków historii, którzy przychodzą do ośrodka na wywiad.

– Teraz, kiedy robimy różne badania, np. wywiad z babcią, politykiem, posłem, kiedy mnie pytają: „Skąd Pani jest?”, to odpowiadam, że z platformy badawczej „Esimde”. To po kirgisku oznacza „Pamiętam”. Ta prosta nazwa nie ma ideologicznego czy politycznego nacechowania, ale odwołuje się do szeregu ważnych kwestii dla każdego człowieka, który chce opowiedzieć swoją prywatną, rodzinną historię.


„Sny mankurta”


Nogojbajewa podkreśla, że społeczeństwo kirgiskie ma za sobą siedemdziesięcioletni okres sowiecki, kiedy ludzi uczono, że przed 1917 rokiem Kirgizi nie mieli nic, byli biedni, nie posiadali kultury czy nawet alfabetu. Dopiero „biały człowiek” miał przynieść cywilizację i boom przemysłowy.

– Dlatego w ostatnich latach zaczęliśmy badać wszystko, co wiąże się z postkolonialnością i dekolonialnością – opowiada. – Analizowaliśmy różne podejścia i doszliśmy do wniosku, że możemy traktować ZSRR jako metropolię z centrum. Ale potem pojawiło się pytanie: w jakim języku, za pomocą jakiego aparatu będziemy o tym rozmawiać? Termin „dekolonialność” nie jest moim zdaniem najwłaściwszy, gdyż nie dotyczy on wyłącznie oporu wobec metropolii. Moim zdaniem w tym określeniu kryje się znacznie więcej refleksji na temat nas samych. Dlatego staram się „przetłumaczyć” istotną terminologię na nasz język semantyczny.

Jednym z takich pojęć jest „mankurt” – bohater powieści najbardziej znanego na świecie pisarza kirgiskiego Czyngiza Ajtmatowa pt. A dzień trwa dłużej niż stulecie (1980). Mankurtowie byli ludźmi, którzy przeszli okrutny rytuał utraty pamięci i osobowości. Ten termin opisuje stan człowieka, który jest całkowicie pozbawiony pamięci o swojej przeszłości, kulturze i rodzinie, zredukowany do roli posłusznego niewolnika, nieświadomego swojej tożsamości i niezdolnego do samodzielnego myślenia. Termin „mankurt” upowszechnił się w publicystyce na przestrzeni postsowieckiej i używany jest do określenia osób, które zapomniały o swoich narodowych i kulturowych korzeniach lub stały się narzędziami w rękach obcych sił.

– Mankurtowi odebrano pamięć, a kiedy przyszła do niego matka i próbowała się z nim skontaktować, zabił ją na rozkaz swojego właściciela – wyjaśnia Nogojbajewa. – Po prostu ją zabił, bo tak mu powiedział jego pan. Bo ten potulny, zmanipulowany niewolnik był dla niego wygodny. A w miejscu, gdzie mankurt zabił swoją matkę, powstał legendarny „Ene-Bejit”, czyli „Grób Matki”. To dla nas bardzo ważny symbol, bo w Kirgistanie najważniejszy pomnik nosi nazwę „Ata-Bejit”, tj. „Grób Ojców”.

Kompleks pamięci „Ata-Bejit” znajduje się 30 km od Biszkeku. Został oficjalnie otwarty 30 sierpnia 1991 roku, jeszcze przed proklamacją niepodległości republiki. Początkowo złożono tu ciała 137 kirgiskich bohaterów z różnych grup etnicznych, które zostały rozstrzelane i pochowane w ruinach cegielni na początku listopada 1938 roku.

– To właśnie na terenie Kirgistanu oficjalnie otwarto pierwszy w regionie masowy grób ofiar represji stalinowskich. Wśród szczątków są różne znaczące postacie związane z rozwojem Kirgistanu. Jest tam na przykład ojciec Czyngiza Ajtmatowa. Dlatego metafora „Grobu Matki” jest dla nas tak ważna. Opowiada o człowieku, któremu odebrano pamięć i dlatego tak nim manipulowano. Grając tą metaforą, nazwaliśmy naszą konferencję „Sny mankurta”. I główne pytanie, które sobie tam zadaliśmy, brzmiało: „Czy mankurt w ogóle się obudzi?”.

Nogojbajewa uważa, że dzięki temu udało się przełożyć terminologię studiów postkolonialnych na zrozumiały w Kirgistanie język, który sprowadzał się do prostego, osadzonego w kulturze kirgiskiej pytania. W trakcie wydarzenia organizowano nie tylko debaty, ale też wystawy z udziałem artystów i aktywistów.

– Okazało się, że twórcze doznanie poprzedza refleksję naukową – dodaje Nogojbajewa. – Na przykład fotograf Bolot Isabekow opowiada o opuszczonych kopalniach uranu w pobliżu wsi Kadżi-Saj na południowym wybrzeżu jeziora Issyk-Kul. Wioska była ważną częścią radzieckiego projektu atomowego. Od wydobycia uranu rozpoczął się sowiecki wyścig nuklearny. Kopalnie założone w latach czterdziestych XX wieku zaczynały od wydobywania uranu przez więźniów. W pobliżu znajdują się pozostałości bezimiennych grobów pierwszych przymusowych „górników”.

Nogojbajewa przyznaje, że w „Esmide” starają się używać różnych języków: wizualnego, naukowego, obywatelskiego.

– Zależy nam na tym, aby ten język był zrozumiały nie tylko w zamkniętej przestrzeni akademickiej, ale żeby ludzie mogli nim mówić w sposób dla nich naturalny i zrozumiały – dodaje.


Ürkün, czyli exodus


Przez siedemdziesiąt lat sowieckiej epoki w kirgiskim społeczeństwie pielęgnowano strach, także przed własną historią. W historii ZSRR często mówiło się o zwycięstwach, osiągnięciach przemysłowych, ale nie o deportacjach, powstaniach antysowieckich czy GUŁAG-u.

– W Kirgistanie, nawet w odróżnieniu od innych krajów Azji Środkowej, do dziś prowadzi się bardzo mało polityki w dziedzinie pamięci. W czasach sowieckich historia mówiona nie była uważana za metodę naukową, choć dla Kirgizów i Kazachów stanowiła ważną część pamięci i tożsamości – mówi Nogojbajewa.

Podkreśla, że dyskusje – de facto postkolonialne – rozwinęły się w społeczeństwie kirgiskim na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku.

– Choć musimy rozumieć, że Akademia Sowiecka i Akademia Kirgiska to instytucje całkowicie zależne od władzy. Ponadto istnieje takie określenie, jak „kolonizacja nauki”: oficjalna nauka sprzeciwia się nowym, niezależnym teoriom i badaniom, zwłaszcza gdy są one odważne – zwraca uwagę badaczkę.

O ile dla Ukraińców czy Kazachów ważnym wydarzeniem w budowaniu własnej pamięci ludowej były wspomnienia z okresu Wielkiego Głodu, to dla Kirgizów kluczowym wydarzeniem była tragedia roku 1916, tzw. Ürkün (kirg. Үркүн – exodus). Wtedy, u szczytu trwania pierwszej wojny światowej, carski rząd Rosji wydał dekret o mobilizacji ludności Azji Centralnej do pracy na frontach. Dekret ten doprowadził do powstań w Kirgistanie, Kazachstanie i innych regionach. Wywołało to exodus ludów tureckich, które masowo uciekały przed represjami i przemocą. Wojska carskie brutalnie stłumiły powstanie, a tysiące ludzi uciekły w góry i do sąsiednich państw, zwłaszcza do Chin. Wielu z nich zginęło w wyniku głodu, chorób i prześladowań. Według różnych źródeł liczbę ofiar śmiertelnych szacuje się na kilkadziesiąt tysięcy osób.

Nogojbajewa twierdzi, że w sowieckiej narracji Ürkün był wspominany co najwyżej jako „walka klasowa” pomiędzy bogatymi i biednymi, a jednocześnie rosyjska kolonizacja była przedstawiana jako przynosząca pokój, cywilizację i modernizację. Na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku powstał cały ruch społeczny, mający na celu odkrywanie materiałów o ludziach, którzy zginęli na przełęczach podczas ucieczki z domu.

– To był „prawdziwy społeczny akt pamięci” – podkreśla Nogojbajewa.

Ze wspomnień o Ürkünie dwunastoletniej Ajsulu Mekambetowy, nagranych osiemdziesiąt lat później przez „Esimde”:

Byliśmy zmuszeni opuścić nasz dom i uciekać przez góry do Chin. Odbyliśmy tę podróż w przenikliwym zimnie, kiedy wiatr i śnieg przenikały do kości, ręce drętwiały z zimna, a skóra pękała aż do krwi. Nie było ubrań i jedzenia. Ludzie tracili po drodze życie. A ja po drodze straciłam rodziców.

Wiele rodzin było zmuszonych oddać swoje piękne córeczki starym bogaczom w zamian za miskę zboża. Nie robili tego dla własnej korzyści; w ten sposób myśleli o przyszłości swojej córki. Nie mogąc nakarmić swoich dzieci, oddali je w obce ręce, mając nadzieję, że ich córka na pewno nie umrze tam z głodu. Pamiętam, jak pewnego dnia spotkaliśmy po drodze rosyjskiego żołnierza. Nie rozumieliśmy jego języka, a on nie rozumiał naszego. Panował straszny głód, nie było co jeść. Potem dał nam worek ziemniaków, ale nie mogliśmy zrozumieć, co to jest. Wyglądały dla nas jak zakurzone kamienie.

Kiedy szliśmy przez góry, czekał na nas ogromny klif. Mężczyźni zbudowali most z filcu jurty, przykryli go i przytrzymali, aby uchodźcy mogli przejść po tym płótnie na drugą stronę. Wśród nas była dziewczyna z bogatej rodziny, jej pochodzenie zdradzał ubiór, srebrna biżuteria, była ubrana cała na czarno, z długimi warkoczami. Jechała na czarnym koniu. Kiedy przyszła jej kolej na przejście przez most, koń poślizgnął się i upadł wraz z nią. Często śni mi się dziewczyna, która wyciąga rękę z klifu i prosi o pomoc”.



Basmacze, czyli zakłamana historia ogromnego ruchu


Zdaniem Nogojbajewej sytuacja z pamięcią w Kirgistanie różni się nawet od sytuacji sąsiadów, Kazachstanu i Uzbekistanu, którzy intensywnie pracują nad swoją pamięcią zbiorową.

– Widzimy to w trakcie projektu „Karawana drogami pamięci”, w którym przedstawiciele różnych krajów obserwują pamięć z własnej perspektywy. W Uzbekistanie jest muzeum represji politycznych, dużo się o tym mówi, nie brakuje dyskusji o dżadidyzmie.

Dżadidyzm powstał jako ruch społeczno-polityczny, kulturalny i edukacyjny, który rozprzestrzenił się wśród tureckojęzycznych narodów muzułmańskich Imperium Rosyjskiego na przełomie XIX i XX wieku. Poza celami oświatowymi miał za zadanie także walkę z kolonialną polityką rządu carskiego. Szkoła muzułmańska przyjęła kierunek postępowy, proponując przebudowę niezmiennego od wieków systemu pracy wychowawczej w duchu ówczesnych idei edukacyjnych.

– To byli reformatorzy w stylu zachodnim – podkreśla Nogojbajewa. – Choć często można usłyszeć, że islam nigdy nie został zreformowany, w przeciwieństwie do chrześcijaństwa. A to byli po prostu bardzo dobrze wykształceni ludzie. Gdyby nie Związek Sowiecki, być może to oni byliby naszą elitą.

Inny temat, który jest obecny w muzeach Uzbekistanu, to ruch basmaczy – zbrojny ruch oporu, który powstał w Azji Centralnej w latach 1916–1930 przeciwko władzy sowieckiej.

– W Kirgistanie to wciąż temat bolesny, wręcz demoniczny, basmaczy przedstawia się jako swego rodzaju rabusiów – wyjaśnia Nogojbajewa. – Choć jest to błędne uogólnienie ogromnej rebelii.

Basmaczy próbowano demonizować poprzez kino sowieckie, w tym poprzez popularne westerny (choć raczej w tym przypadku „easterny”) – jak np. uczyniono to w kultowym sowieckim filmie z 1969 r. Białe słońce pustyni.

Basmacze jednak stanowili bardzo niejednorodną masę ludzi – wśród nich byli nie tylko Azjaci czy muzułmanie, ale też Słowianie, np. żołnierze oddziałów Konstantina Monstrowa, utworzonych z rosyjskich kolonistów z Doliny Fergańskiej.

Kiedy kilka lat temu „Esmide” podniosło w Kirgistanie kwestię basmaczy, wychodząc z założenia, że to ważna część przeszłości kraju, wywołało to burzliwą reakcję. Nie brakowało oskarżeń o ekstremizm, terroryzm i nacjonalizm. Kiedy basmacze działali, nie było nawet takich pojęć, ale we współczesnym Kirgistanie następuje radykalizacja pamięci. Do „Esmide” niedawno zgłosił się nauczyciel, już prawie emeryt. Napisał: „Połowa mojej klasy to potomkowie basmaczy. Tyle lat minęło, czy mogę im powiedzieć, kim oni byli, bo przecież to byli też ich dziadkowie?!”.

Wesprzyj nas na PATRONITE


Zesłani do… Ukrainy


„Esimde” robi projekty podobne do tych, które „Memoriał” robił w Rosji — czyli projekty edukacyjne, badawcze, oparte na pracy ze świadkami i archiwami. Problem jednak w tym, że w Kirgistanie archiwa okresu stalinowskiego czy okresu represji są zamknięte. Z pomocą przyszła Ukraina.

– W latach trzydziestych XX wieku Kirgizów zsyłano do Ukrainy – opowiada Nogojbajewa. – Materiał na ten temat udało nam się zebrać w 2021 roku w obwodzie chersońskim. Samo Archiwum Państwowe Obwodu Chersońskiego dostarczyło nam znaczną część materiału. Byliśmy zszokowani: u nas wszystkie archiwa są niedostępne. A tam nie dość, że są otwarte, to jeszcze ich pracownicy wszystko nam chętnie dostarczyli! Teraz połowa archiwum w Chersoniu jest zniszczona. Zdążyliśmy zebrać materiał, po który obecnie trudno byłoby sięgnąć. Udało nam się przeprowadzić badania, wydać książkę, a nawet zrealizować film.

– Podczas pobytu w Ukrainie celowo odwiedziliśmy większość miejsc pamięci – wspomina Nogojbajewa. – Bykiwnia, Babi Jar, Muzeum Holokaustu. Chcieliśmy przeanalizować, w jaki sposób Ukraina zachowuje pamięć. Widzieliśmy ukraińską ewolucję rozumienia siebie poprzez pamięć. Rozumiem, że istnieją dojrzałe społeczeństwa, które są gotowe zaakceptować traumę, tragedię, poświęcenie i pokajanie. Obserwujemy, jak to się dzieje zarówno w Polsce, jak i w Ukrainie. To jest dla nas cenne doświadczenie.

Choć, w jej odczuciu, w procesie własnej dekolonizacji nie chodzi o walkę z metropolią czy o przeciwstawiania się Rosji.

– Dla mnie ten temat jest rozmową przede wszystkim o sobie, o tym, co od dawna było przede mną ukrywane. Mam prawo poznać temat jeńców wojennych, których od czasów Stalina wciąż przedstawia się nam jako zdrajców. Mam prawo dowiedzieć się o represjach, wywózkach, deportacjach. Prawie wszystkie deportowane ludy ZSRR w ten czy inny sposób przeszły przez Azję Centralną.

Nogojbajewa wspomina, jak do siedziby „Esimde” przyjechała starsza kobieta, Koreanka, która miała ponad osiemdziesiąt lat. Jej naród był pierwszym narodem przesiedlonym przez sowieckie władze. Kobieta mówiła szeptem, ciągle patrzyła za siebie i pytała: „Czy naprawdę możemy o tym rozmawiać?”.

Igor Krawetz – dziennikarz, bloger, prowadzi fanpage Ukrainiec w Polsce. Współpracował z Gazetą Wyborczą, Polityką, Wirtualną Polską i Resetem Obywatelskim, z szeregiem mediów ukraińskich. Od 2015 razem ze Związkiem Ukraińców w Polsce zwalcza antyukraińską mowę nienawiści. Uczestnik ruchu Obywatele RP, absolwent Studium Europy Wschodniej UW.

Inne artykuły Igora Krawetza
Elmira Nogojbajewa pisze obecnie książkę, której tytuł podpowiedział jej ojciec. Kiedy ją zachęcał, mówił: „Córko, biegnij, biegnij”. Po kirgisku brzmi to: „Kyzym, czurka, czurka!”. W języku rosyjskim słowo „czurka” jest pejoratywnym określeniem mieszkańców Azji Centralnej.

– Pokazuję różne perspektywy i moje osobiste praktyki, z którymi się zetknęłam, związane z dyskryminacją. Słowo w zależności od kontekstu i języka ma inną konotację. Tylko nasza, moja własna wrażliwość i dystans mogą pomóc je zrozumieć – dodaje badaczka na koniec naszej rozmowy.