Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk / 25.07.2024
Andrzej Kozłowski

Rosja destabilizuje Bałkany. Europie grozi kolejna wojna

Rosja świetnie rozumie kulturę, religijność oraz tożsamość Bałkanów Zachodnich i wykorzystuje to do realizacji operacji wpływu w regionie – mówi Ivana Stradner, Research Fellow The Foundation for Defense of Democracies. Ekspertka ostrzega przed rosnącymi wpływami Rosji w państwach należących do NATO oraz proponuje szereg rozwiązań, które mogą pomóc ustabilizować sytuację w regionie.
Foto tytułowe
Kreml, 23 czerwca 2020 r., Władimir Putin spotkał się z prezydentem Republiki Serbii Aleksandarem Vučiciem, który przybył do Moskwy, aby wziąć udział w obchodach 75. rocznicy zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej (Biuro Wykonawcze Prezydenta Rosji)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



A.K.: Dlaczego Rosja jest zainteresowana prowadzeniem operacji informacyjnych na Zachodnich Bałkanach?


I.S.: Rosyjskie zainteresowanie Bałkanami wynika z tego, że region ten może stać się punktem zapalnym, który łatwo destabilizować, żeby osiągać tam swoje cele. Po pierwsze, Moskwa chce odwrócić uwagę od wojny w Ukrainie. Zamierza prezentować się jako mediator w regionie, szantażując w ten sposób Zachód, że może doprowadzić do wzrostu napięć. Zachód, żeby ich uniknąć, powinien negocjować i zgodzić się na ustępstwa w sprawie Ukrainy.

Po drugie, Rosja ma długą historię podtrzymywania zamrożonych konfliktów i odmrażania ich akurat wtedy, kiedy służy to realizacji rosyjskich interesów. W odróżnieniu od Zachodu Rosja świetnie rozumie politykę tożsamości, kulturę, religijność oraz polaryzację na Bałkanach Zachodnich. Region ten w ostatnich dwóch dekadach zniknął z agendy Zachodu. Nie interesowali się nim eksperci i politycy, którzy przeoczyli, że doszło tam do niebezpiecznej destabilizacji i głębokiej polaryzacji.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Trzeci powód zainteresowania destabilizacją Bałkanów to NATO. Putin pragnie rzucać sojuszowi wyzwania wszędzie tam, gdzie to możliwe, i nie potrzebuje do tego czołgów i myśliwców. Chce zademonstrować, że artykuł V Traktatu Północnoatlantyckiego jest tylko papierową gwarancją bezpieczeństwa. Rosja testuje NATO działaniami poniżej progu wojny, a Bałkany to doskonałe miejsce do prowadzenia działań destabilizujących. Należy pamiętać, że w maju 2023 roku miały miejsce starcia pomiędzy Serbami a siłami NATO w Kosowie Północnym, w wyniku których rannych zostało kilkudziesięciu żołnierzy sojuszu. Jaka była reakcja NATO? Żadna, poza wydaniem oświadczenia wyrażającego głębokie zaniepokojenie.


Jakie są najbardziej zapalne miejsca na Bałkanach Zachodnich?


Są dwa szczególnie zapalne miejsca. Pierwszym z nich jest Bośnia i Hercegowina (BiH), a drugim Kosowo. W ramach BiH mamy Republikę Serbską, której przewodzi Milorad Dodik i grozi secesją od dłuższego czasu. Pomimo że BiH nie jest członkiem NATO, to stacjonują tam siły europejskich państw. Jeżeli Dodik zdecyduje się na secesję, nie wierzę, że Zachód zdobędzie się na jakiekolwiek działania, aby temu przeciwdziałać. Rosja nie musi nawet podejmować interwencji wojskowej na Bałkanach. Wystarczy, że będzie tam prowadziła działania wywiadowcze oraz wspierała grupy paramilitarne.

Drugim zapalnym punktem jest Kosowo, gdzie stacjonują żołnierze NATO. We wrześniu zeszłego roku we wsi Banjska doszło do strzelaniny pomiędzy siłami Kosowa a Serbami. Kilka osób zginęło w tych walkach, a podobnych prowokacji można spodziewać się również w przyszłości. Siły NATO mają potencjał, aby je zatrzymać. Pytanie, czy otrzymają odpowiedni mandat, aby przeciwdziałać podobnym zajściom w przyszłości. Putin o tym wie, on bardzo dobrze zna Bałkany, wie, gdzie są słabości regionu i próbuje je wykorzystać. Poza BiH i Kosowo są jeszcze inne punkty zapalne na Bałkanach.


Gdzie jeszcze istnieje ryzyko obcej ingerencji?


Mamy jeszcze członków NATO, którzy są szczególnie narażeni na rosyjską interwencję: Czarnogórę i Macedonię Północną. Serbski rząd używa działań hybrydowych w celu rozszerzenia czegoś, co oni nazywają „serbskim światem”. Czyli dąży do zjednoczenia wszystkich Serbów, którzy będą żyli w ramach jednych ram kulturowych, co budzi oczywiste skojarzenia z ruskim mirem. Serbia stara się różnymi zakulisowymi metodami wpływać na polityków w Czarnogórze, żeby podporządkować ich władzom w Belgradzie. Czarnogóra jest członkiem NATO, w którym promowane są prorosyjskie narracje, istnieje tam spór co do dalszej integracji z UE. Macedonia Północna jest kolejnym państwem członkowskim NATO, gdzie w ostatnich wyborach do władzy doszedł prorosyjski rząd, i obawiam się, że władze Serbii również tam będą starały się wywierać wpływ, by prowadził on politykę zgodną z interesami Belgradu.


Jakich narzędzi Rosja używa do rozszerzania swoich wpływów na Bałkanach?


Jeśli chodzi o narzędzia, nie ma dużych różnic w porównaniu do innych miejsc, jak np. Gruzja czy Mołdawia, bo jest to element realizacji tego samego scenariusza. Rosja wykorzystuje nieprawdziwe konta na platformach mediów społecznościowych do prowadzenia operacji wywierania wpływu. W regionie nadają propagandowe media RT i Sputnik, które są wykorzystywane do prowadzenia podobnych działań. Wprawdzie w mediach społecznościowych mają one niewielką liczbę interakcji, ale nie ma to znaczenia, ponieważ produkowane przez nie historie są tłumaczone na regionalne języki i rozpowszechniane za pomocą blogów i innych mediów społecznościowych.

Trzecim filarem rosyjskich operacji wpływu jest Telegram, który odgrywa bardzo ważną rolę. Liczba kanałów na Telegramie stale wzrasta. Popularny rosyjski kanał Rybar, publikujący informacje o tematyce wojennej, angażuje się w działania w regionie. Ostatnio w Republice Serbskiej w Bośni i Hercegowinie jego autorzy zainicjowali szkolenia i zrealizowali tam dziesięć różnorodnych projektów.


Jak rosyjskie wpływy łączą się z religią w regionie?


Operacje wpływu prowadzone są nie tylko w przestrzeni informacyjnej, ale także za pośrednictwem Kościoła. Serbska Cerkiew prawosławna, podobnie jak rosyjska, od dawna jest narzędziem operacji wpływów i działalności wywiadowczej. Serbia wykorzystuje Cerkiew do polaryzacji Czarnogóry, co przypomina działania Kremla w stosunku do Ukrainy prowadzone od 2014 roku.

Za każdym razem, gdy dochodzi do protestów skrajnie prawicowych nacjonalistów, wykorzystują oni Kościół do rzekomej ochrony regionu przed zachodnimi dekadenckimi wartościami, podkreślając konieczność ochrony duchowej, moralnej i rodzinnej. To są typowe operacje wywierania wpływu, z których korzysta też Moskwa. Rosja w swoich operacjach wykorzystuje również młodzież Bałkanów Zachodnich, aby ich przekonać, że Moskwa jest ich przyjacielem. Wystarczy pojechać i sprawdzić tzw. Ruski Dom, gdzie organizowane są koncerty, piosenki promujące wśród młodych nacjonalizm. Rosja doskonale rozumie i łączy te pojedyncze elementy w całość w swoich operacjach wpływu. Nie byłoby to oczywiście możliwe bez pomocy Belgradu, gdyż celem serbskiego prezydenta jest jak najdłuższe utrzymanie się u władzy. Aleksandar Vučić prowadzi grę polegającą na balansowaniu między Rosją, Chinami i Zachodem.

Wesprzyj nas na PATRONITE


Jakie inne narzędzia do prowadzenia operacji wpływu wykorzystuje Rosja?


Serbskie media są pełne rosyjskiej dezinformacji. Przed pełnoskalową rosyjską inwazją na Ukrainę w 2022 roku twierdziły one, że to Ukraina zaatakowała Rosję. Kilka tygodni później donosiły o amerykańskich laboratoriach broni biologicznej w Ukrainie.

Poruszyły każdą możliwą spiskową teorię, jaką można sobie wyobrazić, łącznie z tym, że Zachód chce otworzyć drugi front na Bałkanach Zachodnich. Chociaż te kampanie wywierania wpływu mogą budzić uśmiech politowania, to niestety odbijają się dużym echem w regionie, który staje się coraz bardziej nacjonalistyczny. Następuje też odwrót od demokracji.

Rosyjskie operacje wywierania wpływu są bardzo szerokie i nie ograniczają się jedynie do mediów społecznościowych. Wykorzystują kulturę, muzykę, historię czy narracje literackie. Rosjanie naprawdę rozumieją tamtejszą kulturę i historię i wykorzystują ją jako broń. Znane są narracje o nazistowskiej Ukrainie, które są przenoszone również do Serbii. Praktycznie zawsze powtarza się narracja o Zachodzie jako nikczemnym aktorze kolonialnym o zapędach imperialistycznych i konieczności stworzenia przeciwwagi dla niego w postaci wielobiegunowego świata. Ciągle przypominane jest bombardowanie Serbii przez Zachód.

W dwudziestą piątą rocznicę interwencji NATO w Kosowie prowadzono rozległe kampanie wpływu ukierunkowane na Globalne Południe. Ostatnio Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję w sprawie ludobójstwa w Srebrenicy i praktycznie od razu Rosja zaczęła szerzyć narrację, że ta rezolucja doprowadzi do wybuchu kolejnej wojny w regionie. Rosja wykorzystuje praktycznie każde wydarzenie, aby polaryzować region ze względu na różnice religijne, etniczne, społeczne i gospodarcze. Nie byłoby to możliwe bez ich pośredników, jak Republika Serbska czy rząd w Belgradzie.


Jak Pani ocenia szansę wybuchu nowego konfliktu na Bałkanach Zachodnich i gdzie ewentualnie może to się stać?


Obecnie nie wierzę, że na Bałkanach wybuchnie wojna podobna do tej, która obecnie toczy się w Ukrainie. Uważam jednak, że będziemy świadkami większej eskalacji podobnej do tej, którą widzieliśmy w 2023 roku, kiedy Serbia umieściła swoje wojsko na granicy, czy kiedy miały miejsce ataki na siły pokojowe NATO w Kosowie.

NATO w Kosowie wykonuje przyzwoitą pracę, m.in. zwiększając liczbę sił pokojowych, aby złagodzić kryzys, gdyby ten nastąpił. Jednak nie tylko liczba żołnierzy i policjantów ma znaczenie, ale też mandat warunkujący działanie, który im zostanie udzielony.

Szczególne ryzyko występuje jednak w Bośni i Hercegowinie, biorąc pod uwagę, że radykał grozi secesją i chce zjednoczyć Republikę Serbską z Serbią. Ostatni raport wywiadu USA to potwierdza. Możemy spodziewać się rosnących etnicznych napięć w obu miejscach. Rząd Wielkiej Brytanii również ostrzegł przed działaniami Rosji w tych państwach. I tych stwierdzeń nie należy lekceważyć.

Rosja naprawdę nie musi uciekać się do czołgów i odrzutowców. Wiele osób na Zachodzie uzna to za nieracjonalne i nieopłacalne i zada pytanie: po co Serbia czy Republika Serbska miałaby podejmować takie działania? Oni naprawdę nie rozumieją, jak myślą Belgrad i Moskwa. Zachód rzadko rozumie stojącą za tym ideologię. Serbski prezydent czeka na odpowiedni moment geopolityczny, spoglądając z podziwem na Azerbejdżan, który rozwiązał problem Górskiego Karabachu. Podobnie myśli również przywódca Republiki Serbskiej, który twierdzi, że Republika Serbska powinna być częścią Serbii.


Po serii wojen na Bałkanach w latach dziewięćdziesiątych XX wieku liczyliśmy, że region w końcu osiągnął stabilność.


Przypomnijmy sobie przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych i koniec zimnej wojny. Świat znalazł się na prodemokratycznym kursie, następowała promocja demokracji, a niektórzy – jak Fukuyama – ogłaszali koniec historii. Wszystko byłoby fantastyczne, żyliśmy w jednobiegunowym świecie. I nawet wtedy, w szczycie dominacji Zachodu, nie udało się zapobiec brutalnym wojnom na Bałkanach. Ktokolwiek wierzy, że powiązania gospodarcze są w stanie zapobiec konfliktowi w regionie, jest w poważnym błędzie.

Niestety, obserwujemy wzrost korupcji i kleptokracji w regionie, a wynika to po części z tego, że przywódcy dorastali w systemach komunistycznych i mają pewien kompleks niższości. Oprócz tego kochają pieniądze, ale kochają też ideologię. Wystarczy przeczytać wypowiedzi obecnego prezydenta Serbii i to wyjaśnia wiele zagadnień prowadzonej przez niego polityki. Wiele osób na Zachodzie tego nie rozumie. Ktokolwiek wierzy, że problem na Bałkanach został rozwiązany w latach dziewięćdziesiątych, jest w poważnym błędzie.

Zachód nie jest słaby i może zapobiec konfliktom w regionie, ale problemem jest skupienie się na innych kwestiach. Kłopotliwy może być też cykl wyborczy w tym roku – w Unii Europejskiej, Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych, a także narastający konflikt na Bliskim Wschodzie oraz rosyjska wojna w Ukrainie. Bałkany od lat dziewięćdziesiątych pozostawały i pozostają na uboczu.

Przypomnę, że nawet w latach dziewięćdziesiątych, kiedy mieliśmy świat jednobiegunowy, Zachodowi zajęło ponad pięć lat, zanim podjął interwencję, aby zapobiec dalszej eskalacji na Bałkanach. Dzisiaj mamy tam Chiny i Rosję, które są o wiele potężniejsze niż wtedy i mają swoje interesy strategiczne. Ostatnio doszło do spotkania przedstawicieli Serbii i Chin, podczas którego podpisano istotne dokumenty strategiczne, na mocy których Pekin dostarczy broń Belgradowi, w tym nowoczesne drony. Jak słyszę, że państwa w regionie nie mają środków, aby rozpętać kolejny konflikt, to ogarnia mnie śmiech. Bałkany są pełne broni.


Czy państwa Zachodu nie są współwinne tej sytuacji, skoro całkowicie zapomniały o tym regionie?


W 2023 roku coraz więcej ludzi zaczęło zwracać uwagę na sytuację na Bałkanach Zachodnich, ale działania prowadzone przez Stany Zjednoczone, Niemcy i Francję są utrzymane w duchu appeasementu (ułagodzenia) poprzez dawanie prezydentowi Serbii praktycznie wszystkiego, czego on chce, żeby nie eskalował sytuacji. Moim zdaniem jest to jednak błąd i prezydent Serbii będzie eskalował kryzys, a następnie go deeskalował, prezentując się jako czynnik stabilizujący sytuację w regionie. Widać, że bierze przykład z Putina, który prowadził podobną grę. Niestety Zachód daje się na to nabrać. Niektórzy zachodni politycy uważają, że pokojowa polityka prowadzona w stosunku do autorytarnych postaci pozwoli zachować pokój. Zapominają o tym, że nie przeszkodziło to Putinowi w rozpoczęciu pełnoskalowej wojny w Ukrainie.

Moim zdaniem widzimy na horyzoncie potencjalną eskalację sytuacji na Bałkanach, ale część polityków w Waszyngtonie nie chce o tym słyszeć. Powinniśmy sobie zadać pytanie: w jaki sposób niewielki kraj, taki jak Serbia, mógł w ubiegłym roku doprowadzić do sytuacji, w której ranni zostali członkowie sił pokojowych NATO, i nie poniósł przy tym żadnych konsekwencji? Są to bardzo trudne pytania, z którymi wielu ludzi na Zachodzie nie chce się zmierzyć, ale obawiam się, że wkrótce nie będą mieli innego wyjścia.

Życzliwość i polityka appeasementu wobec systemów autorytarnych jest odbierana jako słabość i ośmiela do dalszej agresji. Jedyne, co tego typu systemy polityczne rozumieją, to język siły. Obawiam się, że wielu na Zachodzie nie chce grać w tę grę. Wystarczy spojrzeć, co się dzieje w Gruzji czy Mołdawii. Dla Rosji jest to ideologiczna konfrontacja. Jeśli Gruzja stanie się krajem autorytarnym, w której dominują siły rosyjskie, następne w kolejce są Bałkany Zachodnie. Na horyzoncie już widać procesy, które mogą do tego doprowadzić. Wielu młodych ludzi opuściło region i jest to po części spowodowane coraz większą liczbą represji, nękania w mediach. Potwierdzają to ostatnie raporty dotyczące przestrzegania praw człowieka.


Wspominała Pani o Czarnogórze i Macedonii Północnej jako następnych potencjalnych obszarach ryzyka. Jakie zagrożenia Pani tam dostrzega, zwłaszcza że mówimy o państwach NATO?


W Macedonii Północnej w ostatnich wyborach wygrały partie, które utworzyły antyeuropejski i prorosyjski rząd. W Czarnogórze sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana. Proserbskie grupy działające na rzecz Rosji w tym państwie są tam od dawna i czasem bardzo trudno zrozumieć, co się tam naprawdę dzieje. Zagrożenie koncepcją stworzenia serbskiego świata to sprawa, która powinna być traktowana z należytą uwagą, a tak do końca nie jest.

Rząd serbski przy wsparciu Rosji chce, aby w obu tych krajach w wyborach wygrywali kandydaci, którzy wspierają Moskwę i Belgrad. Z ostatnich badań wynika, że poparcie dla NATO w Czarnogórze spadło od momentu akcesji. To przykład, który pokazuje, że operacje wywierania wpływu ukształtowały narracje antyzachodnie i antynatowskie, ale też – że one działają.

Szczególnie niepokoję się eskalacjami w Kosowie, które mogą rozlać się na inne państwa i rzucić wyzwanie NATO, sprawdzając, czy sojusz nie jest jedynie papierowym tygrysem. Ostatnio kandydat na prezydenta USA Donald Trump nie odpowiedział jednoznacznie, czy Waszyngton pomógłby Czarnogórze, gdyby ta została zaatakowana.

Rosja o tym wie, a zadaniami Serbii są destabilizacja regionu oraz działania na szkodę demokracji. Myślenie o tym, że rząd Serbii chce przystąpić do UE, jest naiwne, Belgrad nie ma takich planów. Oni tylko potrzebują europejskich pieniędzy, aby utrzymać się u władzy.

Prezydent Serbii nie chce Unii Europejskiej z systemem opartym na zasadach i prawach człowieka. Belgrad nie tylko nie przystąpi do UE, ale będzie też torpedował wysiłki innych państw z regionu, tak aby nie stworzyły pozytywnego wzorca, który mógłby doprowadzić do protestów i obalenia jego władzy w Serbii. Prezydent Serbii Aleksandar Vučić podobnie jak Putin nie chce demokracji w swoim sąsiedztwie, dlatego promocja demokracji w regionie to nie tylko idealistyczna koncepcja, ale też ważny interes bezpieczeństwa państw UE i Stanów Zjednoczonych. Jeżeli politycy się nie obudzą i nie zaczną działać, to poniesiemy porażkę.


Jakie działania powinny podjąć Unia Europejska i NATO, aby przeciwdziałać rosyjskim wpływom na Bałkanach?


Sytuacja jest trudna, ale mamy jeszcze czas na działanie. Jest kilka rzeczy, które możemy zrobić. NATO powinno wysłać do regionu swoje zespoły przeciwdziałające agresji hybrydowej, aby pomóc w zwalczaniu operacji wywierania wpływu. Powinniśmy także inwestować w umiejętność korzystania z mediów oraz wspierać w powstawanie szkół medialnych w celu edukowania dziennikarzy i zapewnienia odpowiednich platform i funduszy na alternatywne serwisy informacyjne. Trzecią rzeczą jest nauczenie ludzi, jak przejść do ofensywy. Rządy USA i ich sojuszników nie są skłonne do prowadzenia ofensywnych operacji wywierania wpływu, a ludzie w regionie nie są do tego przygotowani. Niestety rządy Rosji i Serbii robią to całkiem skutecznie. Musimy więc nauczyć ludzi, jak przeciwstawiać się narracjom w przestrzeni informacyjnej, stosując ofensywne operacje wywierania wpływu.

Ponadto musimy zastanowić się, jak możemy wykorzystać kulturę i narracje do promocji znacznej pomocy udzielanej przez Zachodu dla regionu. Ludzie muszą o tym wiedzieć. Kolejna kwestia to mówienie prawdy o Rosji oraz kierowanie komunikatu do skrajnie prawicowych sił, że Rosja nigdy nie była ich przyjacielem i że ich zdradziła w latach dziewięćdziesiątych.
Andrzej Kozłowski – ekspert ds. cyberbezpieczeństwa i dezinformacji. Doktor nauk politycznych. Były redaktor naczelny portalu CyberDefence24.pl. Prowadzi wykłady, szkolenia i konwersatoria z zakresu cyberbezpieczeństwa i walki z dezinformacją. Adiunkt na Uniwersytecie Łódzkim.

Inne artykuły Andrzeja Kozłowskiego
Dobrym pomysłem jest również nagłaśnianie zdradzieckiego zachowania Moskwy wobec Armenii. Powinniśmy również rozważyć dalsze wsparcie finansowe dla serbskiego rządu przez UE. Bruksela robiła to, aby uspokoić Belgrad. Jej zdaniem miało to rozwiązać problemy regionu, ale zamiast tego lepiej byłoby inwestować w projekty w innych państwach.

Należy również wzmocnić nasze siły w Bośni i Hercegowinie, przeprowadzić ćwiczenia wojskowe w celu wysłania wiarygodnego sygnału, że jeśli coś się stanie w regionie, to Zachód zareaguje. Zachód absolutnie nie powinien bać się Chin i Rosji, ale pokazywać im, że są one tylko papierowymi tygrysami.