Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk / 01.08.2024
Marek Kozubel

Wygrana tandemu Trump–Vance będzie wyzwaniem dla Ukrainy. Kijów musi się przygotować

Donald Trump mianował senatora Jamesa Davida Vance’a na wiceprezydenta w nadchodzących wyborach. Dotychczas wybór partnera do tandemu był sygnałem dla USA i reszty świata co do kierunku polityki zagranicznej lub wewnętrznej. Wszystko zależy od tego, jaką część obowiązków prezydent będzie chciał przekazać swojemu zastępcy. W Kijowie bardzo szybko zaczęto analizować zagrożenia i korzyści płynące dla Ukrainy w przypadku wygranej Trumpa.
Foto tytułowe
National Harbor, MD USA, 2.03.2023 r., Senator USA J.D. Vance na CPAC 2023 (Fot: Ron Sachs)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



Powszechnie uważa się, że polityka tandemu Trump–Vance doprowadzi do powrotu polityki izolacjonizmu USA. Amerykanie mieliby się skupić głównie na obszarze Pacyfiku i konfrontacji z Chińską Republiką Ludową, jednocześnie ograniczając swoją aktywność w Europie. Część przywódców państw europejskich obawia się niechęci kandydata Republikanów do Unii Europejskiej i tego, że postrzega Brukselę jako konkurencję gospodarczą dla USA. Z pewnością w razie zwycięstwa Trumpa jego administracja mocno skupi się na rozwiązywaniu problemów wewnętrznych. Migracja, skala uzależnień od substancji psychoaktywnych i rosnąca liczba bezdomnych w oczach wielu polityków amerykańskich stanowią ogromne wyzwanie. Już choćby z tych powodów należy oczekiwać co najmniej zmniejszenia interwencjonizmu USA na świecie.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Dzika karta


Izolacjonizm amerykański, a także zapowiedzi Trumpa, że część państw należących do NATO nie otrzyma pomocy w przypadku ataku Rosji, ponieważ nie przeznacza na obronność 2% swojego PKB, wywołują niepokój u wielu europejskich przywódców. Ukraińców martwią dodatkowo dotychczasowe wypowiedzi Vance’a na temat ich kraju oraz jego sprzeciw wobec wspierania Ukrainy przez USA. Na krótko przed inwazją rosyjską w 2022 r. obecny kandydat na wiceprezydenta stwierdził, że „nie obchodzi go, co się stanie z Ukrainą”. Później zdarzało mu się nawet wykorzystywać fake newsy dotyczące rzekomej defraudacji amerykańskich pieniędzy przez ukraińskich dygnitarzy. Twierdził na przykład, że mogą być za nie kupowane luksusowe jachty. Z drugiej strony sami Ukraińcy zwracają uwagę na to, że stosunkowo niedawno Vance obrażał Trumpa, gdy ten był prezydentem. Stąd przekonanie, że jako wiceprezydent może zmienić koncepcje i poglądy.

Ukraińców niepokoi też zapowiedź Trumpa o zakończeniu wojny „w 24 godziny” od momentu wygrania przez niego wyborów. John Bolton, były doradca Trumpa, uważany za jednego z „jastrzębi” amerykańskiej polityki zagranicznej, uważa, że pomysł byłego (i być może również przyszłego) prezydenta jest nierealistyczny i może przynieść jedynie szkody. Także Ameryce. Kilka miesięcy temu z otoczenia Trumpa wyciekły informacje o tym, jak kandydat Republikanów na prezydenta wyobraża sobie zaprowadzenie pokoju w Europie Wschodniej. Otóż, jeżeli Kijów nie będzie skłonny usiąść z Rosją do negocjacji, to wtedy USA zablokują wsparcie dla Ukrainy. Gdyby to jednak Moskwa nie chciała podjąć rozmów, Trump byłby skłonny znacząco zwiększyć dostawy broni dla Ukraińców. W tym samym czasie pojawiały się również plotki, że pokój wynegocjowany w takich warunkach oznaczałby ustępstwa terytorialne wobec Rosji.

Z drugiej strony zgoda na realizację żądań Putina może być dla Trumpa opcją zbyt ryzykowną wizerunkowo. Może zostać odebrana jako akt słabości, czy mówiąc bardziej kolokwialnie – frajerstwa. Trump wcześniej krytykował Joe Bidena za sposób, w jaki odbywała się ewakuacja wojsk USA z Afganistanu. Zasadnym jest więc pytanie, czy doprowadzenie do klęski Ukrainy nie będzie porównywalną porażką wizerunkową? Zwłaszcza że Ameryka sporo już zainwestowała w Ukrainę. Nie wiadomo również, jak zareagowałyby Stany Zjednoczone, gdyby Kijów się nie ugiął w obliczu ultimatum Trumpa i kontynuował walkę przy wsparciu partnerów z Europy i Azji.


Proukraiński Trump i plan pokojowy Borisa Johnsona


Trump i Wołodymyr Zełenski przeprowadzili 19 lipca rozmowę telefoniczną, która zgodnie z oficjalnymi komunikatami miała usatysfakcjonować obu polityków. Trump przestrzegł prezydenta Ukrainy, by ten nie dawał wiary doniesieniom o jego prorosyjskości. Nazwał je, zgodnie ze swoją manierą, fake newsami. Miał potępić rosyjski ostrzał kijowskiej kliniki Ochmatdyt oraz stwierdzić, że doprowadzi do sprawiedliwego pokoju. Potępienie rosyjskich bombardowań wskazuje na to, że kandydat Republikanów nie patrzy bezkrytycznie na Rosję, a wątek zakończenia wojny może sugerować, że ma inny pogląd w tej kwestii, niż oczekują tego na Kremlu. Nie bez znaczenia mogą być również słowa spikera Izby Reprezentantów Mike’a Johnsona, że za kadencji Bidena nie zapewniono Ukrainie dostatecznego wsparcia.

Ten obraz dopełnia jeszcze jedna rozmowa przeprowadzona przez Donalda Trumpa. Niedługo później odwiedził go Boris Johnson, były premier Wielkiej Brytanii. Co ciekawe, rozmowa dotyczyła właśnie Ukrainy. Johnson ogłosił po niej, że zaproponował ramy wyjściowe do przyszłych negocjacji pokojowych, którym patronowałby Trump: wycofanie się wojsk rosyjskich za linię frontu sprzed 24 lutego 2022 r. (czyli powrót do status quo sprzed inwazji); zgoda na akces Ukrainy do UE i NATO; obsadzenie baz amerykańskich w Europie 70 tysiącami żołnierzy ukraińskich, którzy zastąpią oddziały US Army.

Jeżeli Trump rzeczywiście chce przyjąć propozycję Johnsona za punkt wyjścia do rozmów, to już jest pewne, że Moskwa nie wyrazi na to zgody. O ile wycofanie wojsk amerykańskich z Europy jest dla Rosjan kuszącą perspektywą, to Ukraina w NATO i powrót do status quo z 23 lutego 2022 r. jest dla nich absolutnie nie do przyjęcia. Po pierwsze, jednym z celów rosyjskiej inwazji było utrzymanie Kijowa w rosyjskiej strefie wpływów na zasadzie państwa zwasalizowanego, być może na wzór białoruski. Po drugie, rosyjskie społeczeństwo i część elit zareaguje negatywnie na konieczność oddania terytorium, którego zdobycie i utrzymanie okupiono dotychczas ogromnym kosztem. Ponadto 70 tysięcy ukraińskich żołnierzy w europejskich bazach raczej też nie będzie siedzieć bezczynnie w ramach służby wartowniczej, ale z pewnością będą szkoleni przez zachodnich towarzyszy broni.

Dla Ukraińców propozycje te będą jak najbardziej godne rozpatrzenia, nawet jeśli zakładają utrzymanie Krymu i części Donbasu przez rosyjskich okupantów. Jeśli dodatkowo Ukraina zostanie członkiem NATO i UE, to czeka ją rozkwit i bezpieczeństwo. Zakończenie działań wojennych będzie też sprzyjało staraniom Zełenskiego o drugą kadencję. W tym czasie Rosja może się pogrążyć w społeczno-politycznym zamęcie spowodowanym niezrealizowaniem założeń „specjalnej operacji wojskowej”.

Osobną kwestią jest możliwość realizacji scenariusza pokojowego według Johnsona. Wygląda on bardziej na pułapkę zastawioną na Rosjan, która może poskutkować wdrożeniem drugiego wariantu zmuszenia do pokoju, który jakoby rozważa Trump – dostarczeniem Ukrainie jeszcze większego wsparcia militarnego bez określania „czerwonych linii” w zakresie wykorzystania amerykańskiej broni. Tym samym to nie tyle scenariusz pokoju, co kontynuowania wojny z zamiarem doprowadzenia do zdecydowanego zwycięstwa Kijowa.

Wesprzyj nas na PATRONITE


Wariant „osamotnienia”


Przyjmijmy jednak najgorszy dla Ukrainy scenariusz i wyobraźmy sobie, że tandem Trump–Vance realizuje scenariusz wymuszenia na Kijowie ustępstw poprzez odcięcie wsparcia. Wbrew popularnej w mediach narracji nie jest wcale tak, że Ukraina jest całkowicie osamotniona i pozbawiona możliwości samodzielnego kontynuowania obrony. Kijów już przetrwał jeden stress test, gdy w okresie od października 2023 do kwietnia 2024 r. fanatyczni zwolennicy Trumpa w Kongresie blokowali przyjęcie pakietu wsparcia dla Ukrainy, Tajwanu i Izraela. Szczególnie dotkliwy był w tym okresie deficyt amunicji artyleryjskiej i rakiet przeciwlotniczych. Nie pomagała też daleko posunięta zachowawczość Białego Domu, który w czasie, gdy rosyjskie rakiety niszczyły infrastrukturę krytyczną Ukrainy, bardziej martwił się o rosyjskie rafinerie atakowane w odwecie przez ukraińskie drony kamikadze. Blokowanie pomocy i ograniczenia nakładane przez administrację Bidena kosztowało Ukrainę tysiące ofiar, dotkliwe zniszczenia infrastruktury krytycznej, utratę Awdijiwki i przesunięcie frontu w kilku miejscach na zachód. Nie doszło jednak do załamania frontu ani powszechnego wybuchu niezadowolenia ludności cywilnej. Ukraina przetrwała. Kijów powinien wyciągnąć wnioski z owego stress testu, gdyż sytuacja może się powtórzyć.

Po pierwsze, Ukraina powinna bezwzględnie kontynuować kampanię bombardowania terytorium Federacji Rosyjskiej. Celem powinny być nie tylko rafinerie i instalacje umożliwiające eksport rosyjskiej ropy, ale również infrastruktura krytyczna, lotniska i przemysł zbrojeniowy przeciwnika. Rażenie każdego z tych celów przynosi Ukrainie konkretne korzyści. W pierwszym przypadku chodzi o ograniczenie dostępu do ropy wewnątrz Rosji oraz zmniejszenie środków płynących z eksportu. Niszczenie elektrowni i stacji rozdzielczych już doprowadziło do wybuchu niezadowolenia, a nawet protestów rosyjskich obywateli z powodu ograniczenia dostaw prądu. Lotniska wojskowe są celem zasadniczym, gdyż to właśnie naloty rosyjskich Sił Powietrzno-Kosmicznych przynoszą Ukrainie ogromne szkody na zapleczu. Korzyści płynące z uderzeń w przedsiębiorstwa należące do przemysłu zbrojeniowego lub produkujące podzespoły podwójnego przeznaczenia są również oczywiste. To wręcz niezrozumiałe, że Ukraińcy przeprowadzili dotychczas tak mało ataków na te obiekty. Z drugiej strony odcięcie fabryk od prądu w wyniku uderzeń w infrastrukturę krytyczną daje podobny skutek. Wiosną tego roku takie akty były oznaką niezależności Kijowa od Waszyngtonu. Biały Dom, niezależnie od tego, kto będzie w nim urzędować, albo będzie musiał się liczyć z totalną swobodą działań Ukrainy, spowodowaną brakiem finansowej smyczy, albo kontynuować wsparcie dla Ukraińców w zamian za przestrzeganie przez Kijów „czerwonych linii”. Może to skłonić nową administrację Białego Domu do podjęcia transakcji z broniącym się krajem.

Po drugie, Ukraińcy już teraz muszą zbierać siły i założyć, że od stycznia 2025 r. zostaną bez wsparcia USA. Choć oczywiście jest to najczarniejszy ze scenariuszy, to warto, by Kijów przygotował się do takiego wariantu i najwyżej dał się mile zaskoczyć zupełnie inną polityką Trumpa i Vance’a.

Jeżeli Ukraińcy przeprowadzą jakościowe zmiany na własnym podwórku, to łatwiej będzie im przetrwać kolejną przerwę w dostawach z USA. Mowa tu przede wszystkim o poprawieniu systemu doboru oficerów na stanowiska dowódcze od brygad wzwyż. Nie ma niestety ładu w tej materii i okazuje się, że w tym samym czasie Sztab Generalny wyznacza na dowódców brygad zdolnych oficerów, ale też osoby, które nigdy nie powinny dowodzić. Powodem jest brak rzeczowej analizy after-action review i weryfikacji przebiegu służby oficerów, co powoduje, że często wskazywani do awansu są przypadkowi ludzie. Może też dochodzić do sytuacji, w których oficerowie zostają dowódcami dzięki protekcji polityków. Problem odpowiedniego doboru na stanowiska dowódcze nie jest jednak niemożliwy do rozwiązania, choć przesadne byłoby stwierdzenie, że można się z nim uporać błyskawicznie. Ukraińcy powinni zreorganizować swoje siły i stworzyć korpusy, którym będą podporządkowane na stałe określone brygady. Dobrym pomysłem mogłoby być także stworzenie pośrednich związków taktycznych – dywizji. W ich składzie znajdowałyby się brygady, które również byłyby podporządkowane dowództwu korpusów.

Ponadto Ukraina musi usprawnić własną produkcję zbrojeniową oraz zebrać dostatecznie duże rezerwy, aby w odpowiednim momencie przejąć inicjatywę na froncie. Już wcześniej przedstawiciele prywatnego i państwowego przemysłu zbrojeniowego sygnalizowali, że mogą znacząco zwiększyć produkcję, nawet czterokrotnie, ale oczywiście wiązałoby się to ze zwiększeniem wydatków Kijowa do nawet kilkunastu miliardów dolarów. Tymczasem Ukraina jest w stanie zamówić i opłacić zaledwie 1/4 tego, co jest w stanie dostarczyć jej rodzimy przedsiębiorca. Istnieją dwa rozwiązania, które mogą okazać się pomocne. Pierwszym jest dokonywanie zamówień przez część partnerów z Zachodu, którzy sami nie mogą dostarczyć niektórych rodzajów broni lub wyposażenia. Takie działania podjęła Dania i nie można wykluczyć, że pojawią się też inne państwa, które kupią dla Sił Zbrojnych Ukrainy produkty ukraińskiego przemysłu zbrojeniowego. Korzystnym rozwiązaniem mogłoby być też udzielenie zgody przedsiębiorcom ukraińskim na eksport produkowanej broni. Ukraińskie firmy otrzymałyby w ten sposób zastrzyk gotówki z zewnątrz i mogłyby przeznaczyć część tych środków na rozwój przedsiębiorstw. Większe środki oznaczają też większy budżet Ukrainy, a więc same korzyści. Oczywiście niezbędne byłyby pewne ograniczenia, aby rodzime firmy nie traktowały priorytetowo zamówień z zagranicy w sytuacji, gdy kraj walczy o przetrwanie.

W dobrym kierunku idzie uzupełnianie szeregów Sił Zbrojnych Ukrainy. Choć nowelizacja ustawy o mobilizacji była krytykowana jako niekompletna, to i tak jej efekty okazały się korzystne. Miliony osób podlegających służbie wojskowej zarejestrowały się i zaktualizowały dane. Jedni zrobili to, kierując się patriotyzmem, obywatelską odpowiedzialnością, a inni – strachem przed konsekwencjami. Trudno też przecenić sukces, jakim okazało się uruchomienie aplikacji „Rezerwa+”, poprzez którą zarejestrowało się nieporównywalnie więcej obywateli niż w przypadku osobistego stawienia się w terytorialnym centrum rekrutacji.

Po trzecie, bardzo ważne jest także kontynuowanie wsparcia finansowego i materiałowego dla Ukrainy przez państwa Zachodu. Niedawno NATO podjęło decyzję o stworzeniu pakietu o wartości 40 miliardów dolarów na 2025 rok, który ma być odpowiedzią na możliwe zablokowanie pomocy USA przez Trumpa i Vance’a. Nowy premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer oświadczył, że jego kraj dwukrotnie zwiększy swoje wsparcie dla Kijowa. Być może ta deklaracja była odpowiedzią na zapowiedzi Niemiec, które będą zmuszone z powodów finansowych dwukrotnie zmniejszyć swoją pomoc dla Ukrainy. Po wyborach parlamentarnych we Francji okazało się, że wsparcie materiałowe, które zapowiadał Emmanuel Macron (mowa głównie o myśliwcach Mirage 2000), nie jest zagrożone. Aczkolwiek nie należy się spodziewać wysłania wojsk zachodnich nad Dniepr, o czym mówił prezydent Francji. Jednak i bez tego ostatniego punktu, przy zastosowaniu wszystkich wspominanych rozwiązań, Ukraina będzie w stanie przetrwać kolejny możliwy stress test.

Po czwarte, duże znaczenie ma także utrzymywanie kontaktów z Republikanami i ich elektoratem. Już raz mogło to przynieść Ukrainie ogromne korzyści, gdy wiosną 2024 r. na spotkanie z amerykańskim spikerem Johnsonem przyjechała delegacja ukraińskich protestantów (tę mniejszość religijną Rosjanie prześladują ze szczególnym okrucieństwem). O zbrodniach okupantów, dokonanych między innymi na duchownych, doniesiono amerykańskim kongresmenom.
Marek Kozubel – doktor nauk humanistycznych oraz magister prawa. Ukończył Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Autor wielu komentarzy, analiz oraz codziennych podsumowań poświęconych wojnie ukraińsko-rosyjskiej. Jest również autorem kilkudziesięciu opracowań poświęconych historii Polski, Ukrainy i Rosji w XIX i XX wieku.

Inne artykuły Marka Kozubla
O ile niekoniecznie musiało to wtedy mieć przełożenie na poglądy elektoratu Republikanów, to wywarło spory wpływ na optykę Johnsona. Podobno właśnie po tym spotkaniu amerykański spiker zaczął bardziej zdecydowanie występować za udzieleniem wsparcia dla Ukrainy. Kontakty ukraińskich protestantów z amerykańskimi braćmi w wierze mogą okazać się mocnym argumentem w rękach Kijowa. Władze Ukrainy powinny również umożliwić wyjazd delegacji ukraińskich katolików, także prześladowanych przez agresorów, celem wpłynięcia na katolickich kongresmenów, a także Vance’a, który w 2019 r. dokonał konwersji na katolicyzm.

Na razie jest jeszcze za wcześnie, by przesądzać, kto wygra wybory prezydenckie w USA, zwłaszcza po wycofaniu się Bidena z wyścigu wyborczego. Nie zmienia to jednak faktu, że sprawy amerykańskie będą mieć wpływ na dalszy przebieg wojny rosyjsko-ukraińskiej. Kijów powinien przygotować się na wszelkie warianty rozwoju sytuacji.