Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Ukraina / 22.08.2024
Marek Kozubel

Uderzenie na terytorium Rosji poprawiło sytuację Kijowa. Klęska Rosji ujawniła jej problemy

6 sierpnia wojska ukraińskie nieoczekiwanie wkroczyły na terytorium Federacji Rosyjskiej w obwodzie kurskim. Po zaledwie paru dniach Ukraińcy zdobyli istotne taktycznie miasto Sudża, będące siedzibą władz rejonowych, a w tydzień po rozpoczęciu ataku w ich rękach znajdować się miało już 1000 km2 rosyjskiego terytorium, czyli więcej, niż udało się zająć Rosjanom w tym roku. Do dziś władze w Kijowie nie przedstawiły konkretnych celów tej operacji, ale o jej skutkach możemy mówić i pisać już teraz.
Foto tytułowe
Działa artyleryjskie i rosyjskie czołgi na wystawie w parku pamięci Kursk Victory w obwodzie kurskim w Rosji (Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



Gdy pojawiły się pierwsze doniesienia o wkroczeniu oddziałów ukraińskich, powszechnie zinterpretowano to jako kolejną odsłonę rajdów organizowanych przez Główny Zarząd Wywiadu ukraińskiego Ministerstwa Obrony. Jednak jeszcze 6 sierpnia okazało się, że tym razem oddziały wkraczające na terytorium rosyjskie to regularne jednostki Sił Zbrojnych Ukrainy. Na dodatek liczyły one nie kilkuset, ale tysiące żołnierzy. Nie była to też operacja prowadzona pod „fałszywą flagą”. Tym samym po raz pierwszy od 1941 r. wroga armia weszła na ziemie rosyjskie.


Operacja „nie do pomyślenia”


Zarówno powyższy fakt, jak i następstwa ukraińskiego uderzenia zszokowały wiele osób na Zachodzie, ale przyniosły też nie mniej entuzjazmu. Ostatnia z emocji jeszcze mocniej była odczuwalna w Ukrainie. Uderzenie na obwód kurski i osiągnięte sukcesy znacząco poprawiły morale cywili i żołnierzy. Powróciła przy tym wiara w to, że dowództwo wojskowe, na czele z gen. Ołeksandrem Syrskim, ma jednak plan działania i potrafi narzucić przeciwnikowi warunki walki. Wpływa to również na poprawę wizerunku dowódcy Sił Obrony Ukrainy, co przejawia się choćby w znaczącym zmniejszeniu przypadków nazywania go przez cywili w social media „rzeźnikiem”, który jakoby ma za nic życie podwładnych.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Jakie korzyści militarne daje Ukrainie operacja kurska? Po pierwsze, jeśli Ukraińcy będą poszerzać swoje zdobycze, to mogą wyrównać linię frontu, dzięki czemu stanie się ona znacząco krótsza niż ta oparta na granicy obu państw. Jeżeli SOU ruszą również na sąsiedni obwód biełgorodzki, położony naprzeciwko charkowskiego, to linię frontu uda się zmniejszyć o ponad 200 km. Pozwoli to zluzować część brygad. Po drugie, dowództwo ukraińskie ma nadzieję na ściągnięcie do obwodu kurskiego części jednostek z odwodów tych rosyjskich zgrupowań, które znajdują się na terenach okupowanych. Przyczyni się to do szybszego wygaszenia przez nie działań zaczepnych, a być może nawet ograniczy możliwość reakcji na wypadek ukraińskich natarć. Oczywiście Ukraińcy liczą na to, że z czasem Rosjanie „odchudzą” rezerwy tego zgrupowania, które naciera na Donbasie na aglomerację pokrowską. Na razie nie widać w tej materii większych zmian, ale Rosjanie wysłali pod Kursk z innych odcinków część oddziałów trzymanych w obwodach. Po kilku dniach od rozpoczęcia operacji kurskiej najeźdźcy wstrzymali działania zaczepne na Zaporożu, z czasem zelżał również nacisk rosyjski na Czasiw Jar, Siwersk i Kupiańsk, a pod Wowczańskiem to Ukraińcy zaczynają odzyskiwać teren.

Z kolei do zysków natury politycznej można zaliczyć zdobycie terytorium, które potem będzie można wymienić podczas negocjacji na zasadzie „barteru” za okupowane ziemie ukraińskie. Powyższe potwierdził zresztą Mychajło Podoliak, reprezentujący Biuro Prezydenta. Zajęcie części obwodu kurskiego wzmacnia też pozycję negocjacyjną Kijowa, a także poprawia notowania Ukrainy na Zachodzie.

Nad Dnieprem pojawiły się także głosy krytyczne wobec operacji kurskiej. Niektóre anonimowe konta w mediach społecznościowych stwierdzały, że bardziej zasadne byłoby wysłanie brygad biorących udział w akcji na front w Donbasie celem zatrzymania rosyjskich natarć na Pokrowsk, Toreck i Czasiw Jar. Wiele z takich wpisów miało bardzo emocjonalny charakter, a ich autorzy stwierdzali, że gen. Syrski skazuje wojsko ukraińskie na porażkę i wysyła podległe sobie oddziały na pewną śmierć. Powyższy argument można jednak łatwo odeprzeć. Dotychczasowe przypadki wysyłania trzymanych w rezerwie brygad na front w Donbasie dowodzą, że przeważnie nie przynosiło to pozytywnych rezultatów. Niezależnie od tego, czy były to nowe brygady, czy też stare i doświadczone formacje walczące wcześniej na innych odcinkach, ich żołnierze potrzebowali czasu na zapoznanie się z terenem oraz zorientowanie w sytuacji. Tymczasem obecnie na Donbasie nie ma na to szans. Z tego powodu wojska ponosiły straty, głównie w rannych, co następnie dodatkowo obciążało logistykę. Wysyłane tam uzupełnienia i nowe jednostki po prostu z czasem się wykrwawiały, a żołnierze, którzy nie polegli lub nie zostali ranni, byli wyczerpani odpieraniem niemal całodobowych wrogich ataków. Pewnym problemem jest rzecz jasna zmniejszenie dostaw amunicji artyleryjskiej na kierunek pokrowski, torecki czy bachmucko-siwerski. Ogranicza to możliwości w zakresie ognia kontrbateryjnego oraz odpierania wrogich ataków, a w konsekwencji Ukraińcy muszą częściej się wycofywać. Sytuacja Ukraińców pod Pokrowskiem robi się coraz trudniejsza i jedynie kwestią czasu jest, kiedy Rosjanie znajdą się pod miastem. Wydaje się jednak, że dowództwo SOU uwzględniło to w swych planach i dopuszcza pewne straty terytorialne na Donbasie. Powyższa strategia przeczy ponadto rozpuszczanym w social media (nie bez udziału rosyjskich służb specjalnych) teoriom o „rzeźniku” Syrskim.


Car jest nagi


Kursk na mapie (Shutterstock)
Klęska w obwodzie kurskim natychmiast ujawniła szereg problemów Federacji Rosyjskiej. Okazało się, że wojska rosyjskie nie dysponują dostateczną liczbą żołnierzy, by szczelnie obsadzić całą linię frontu, a zalicza się do niej również granica rosyjsko-ukraińska. Nie są też w stanie skoncentrować sił na tyle dużych, by móc nieprzerwanie kontynuować ofensywę na wszystkich istotnych kierunkach. Choć kurskie pogranicze zostało umocnione przez Rosjan wiele miesięcy temu, to przełamanie pasa przesłaniania, a później obu głównych linii umocnień odbyło się błyskawicznie. W ciągu trzech dób Ukraińcy stworzyli ogromny wyłom i de facto przejęli kontrolę nad Sudżą, pod którą znajdowały się też mosty drogowe pozwalające na przekroczenie rzeki Psioł. Powyższe sukcesy byłyby niemożliwe lub trudne do osiągnięcia, gdyby Rosjanie skierowali więcej oddziałów wojskowych do obsadzenia umocnień, które często wpadały w ręce przeciwnika bez walki i w stanie nienaruszonym. Rosyjskich żołnierzy nie tylko było zbyt mało, ale też nie dysponowali dostateczną liczbą pojazdów i innego ciężkiego wyposażenia – miało ono wynosić średnio zaledwie ok. 30% od przewidywanych etatów.

Brak wojsk do zatrzymania nacierających Ukraińców zmusił rosyjskie dowództwo do przerzucenia do obwodu kurskiego kilkunastu tysięcy poborowych oraz kontraktowych żołnierzy z głębi Rosji, którzy byli przygotowywani jako uzupełnienia dla zgrupowań walczących na terenie okupowanym. Nie są to jednak siły wystarczające nawet na zatrzymanie przeciwnika, biorąc pod uwagę brak doświadczenia bojowego i mizerne wyposażenie w broń ciężką. Rosjanie musieli również uszczuplić odwody związków operacyjnych walczących w obwodach chersońskim, zaporoskim oraz charkowskim. Z kierunku pokrowskiego, obecnie priorytetowego dla Kremla, ściągnięto 810. Brygadę Piechoty Morskiej (co ciekawe, wcześniej stacjonowała ona nad Dnieprem w obwodzie chersońskim). Choć na chwilę obecną rezerwy wojsk rosyjskich nie zostały jeszcze znacznie osłabione, to wiadomo, że będą one niewystarczające, by gruntownie poprawić sytuację w obwodzie kurskim. Na dodatek dowództwo nie wstrzymuje działań zaczepnych na najbardziej kosztownych kierunkach ofensywy. Oznacza to, że rosyjskie straty osobowe będą rosnąć. Niedługo może się więc okazać, że „kołdra zrobi się za krótka”, czyli że wojskom rosyjskim zacznie brakować żołnierzy do obsadzenia całej linii frontu w połączeniu z prowadzeniem bardziej ambitnych operacji ofensywnych.

Posłuchaj podcastu: Łukaszenka i Putin. Stare, nie kochające się małżeństwo


Pod znakiem zapytania pozostaje użycie broni atomowej. Rosjanie nie raz ostrzegali, że są gotowi jej użyć, gdy ktoś wkroczy na jej terytorium. Operacja kurska pokazuje, że odwet atomowy jest wątpliwy. Rosja musiałaby zmierzyć się z konsekwencjami decyzji o użyciu broni atomowej, a należy podkreślić, że krytyka pod adresem Kremla runęłaby również ze strony Chin. Rosyjskie elity prawdopodobnie nigdy nie miały zresztą zamiaru jej wykorzystania, a jądrowy szantaż traktowali jako straszak na Zachód i Ukraińców. Problem Kremla polega jednak na tym, że groźby o „radioaktywnym popiele” okazują się puste. Putin i jego otoczenie samych siebie zagonili w kozi róg i brakuje im dzisiaj argumentów, które mogłyby skutecznie odstraszyć przeciwnika od działań na rosyjskim terytorium.

Operacja kurska wpłynęła negatywnie na nastroje społeczne w Rosji, przede wszystkim w obwodach graniczących z Ukrainą. Mieszkańcy, którzy zbiegli z terenów objętych okupacją ukraińską oraz walkami manewrowymi, szukają winnych. Krytyce zostają poddani urzędnicy administracji, „źli bojarzy” (czyli elity otaczające Putina) czy szef Sztabu Generalnego gen. Wałerij Gierasimow. Rosyjscy wojenni blogerzy próbowali nawet przerzucić część odpowiedzialności na… Aleksandra Łukaszenkę. Wina białoruskiego dyktatora ma jakoby leżeć w tym, że wcześniej wydał rozkaz wycofania części swoich oddziałów znad granicy z Ukrainą. Pod wpływem ukraińskich sukcesów Rosjanie zaczęli też stosować dość wątpliwą strategię informacyjną. Bagatelizuje się sytuację w obwodzie kurskim, wskazując na to, że Ukraińcy zajęli zaledwie 1% terytorium Federacji Rosyjskiej.

Wesprzyj nas na PATRONITE


Kres „czerwonych linii”


Ukraińskie uderzenie na uznane międzynarodowo terytorium Federacji Rosyjskiej podważyło również tzw. czerwone linie, które Zachód nakreślał sam sobie i Ukrainie. Są nimi liczne ograniczenia w zakresie polityki i działań obronnych Ukraińców. Sformułowano je zresztą pod wpływem samego Kremla oraz nie bez udziału licznych sympatyków Rosji w państwach zachodnich. Ich przejawem były często ograniczone i nieoptymalne reakcje na działania Kremla w zakresie dyplomacji i bezpieczeństwa. W przypadku Ukrainy starano się zabronić Kijowowi uderzeń na terytorium Federacji Rosyjskiej – nie tylko z wykorzystaniem uzbrojenia otrzymanego od Zachodu, ale nawet dronów-kamikadze rodzimej produkcji. Czego znacznie bogatsze i silniejsze od Rosji państwa się obawiały? Najczęściej twierdzono, że nie chciano, by w wyniku niekontrolowanej eskalacji doszło do wykorzystania przez Moskwę broni atomowej lub wojny NATO–Rosja. A taka również miałaby nieuchronnie doprowadzić do wymiany uderzeń jądrowych. Nie można jednak zupełnie odrzucić również tego, że myślenie wielu przedstawicieli elit zachodnich o Europie Środkowo-Wschodniej jest nadal moskwocentryczne. Podobnie jak nie wyobrażali oni sobie upadku ZSRR, a sama wizja rozpadu de facto wrogiego państwa budziła strach z powodu trudnych do przewidzenia konsekwencji, tak samo boją się, że przegrana w wojnie z Ukrainą doprowadzi do kolejnego w dziejach upadku rosyjskiego „imperium”.

Ukraińcy stopniowo testowali i przekraczali te „czerwone linie”. Początkowo różnego rodzaju działania sabotażowe realizowały ukraińskie siły specjalne i agentura. W maju 2023 r. przeprowadzono pierwszy rajd w obwodzie biełgorodzkim, ale udział w nim wzięły jedynie formacje złożone z rosyjskich przeciwników reżimu Władimira Putina. Kilka miesięcy później na rosyjskie fabryki, lotniska i rafinerie zaczęły spadać ukraińskie drony-kamikadze. Kijów przez cały ten czas udawał, że oficjalnie nie ma związków z powyższymi wydarzeniami, w co oczywiście nikt nie wierzył. Na Ukraińców starano się jednak wywierać presję, jak np. w przypadku bombardowań infrastruktury naftowej. Kijów, zupełnie słusznie, ignorował pretensje USA i innych państw oczekujących, że Ukraina będzie samobójczo walczyć „ze związaną jedną ręką”.

6 sierpnia 2024 r. może przejść do historii jako szczególna data. Po raz pierwszy terytorium kraju posiadającego jeden z największych arsenałów broni atomowej najechało i okupowało wojsko państwa nieatomowego. I „mocarstwo” nie odpowiedziało uderzeniem „atomem”, choć wielokrotnie groziło, że tak uczyni, gdy choć jeden wrogi żołnierz wkroczy na jego terytorium. Przez lata różni analitycy i geopolityce straszyli Zachód rosyjską „deeskalacją przez eskalację”. W wyniku ukraińskiego „sprawdzam” starannie budowany latami straszak atomowy legł w gruzach.

Obecnie Ukraińcy mają możliwość przekonania zachodnich elit, że bardziej odważna i zdecydowana wobec Moskwy polityka jest możliwa i nie musi grozić uderzeniem rakiety z głowicą atomową w zachodnie miasta. Tracą również sens wszelkie wymówki dotyczące przekazywania Ukraińcom broni oraz ograniczenia jej wykorzystania jedynie wobec celów na terenie okupowanym. Polityka zarządzania „eskalacją” w wykonaniu Jake’a Sullivana, doradcy prezydenta Bidena ds. bezpieczeństwa, również okazała się błędna, nazbyt ostrożna względem Rosji oraz (co znacznie istotniejsze) kontrproduktywna.

Już teraz podnoszone są głosy, że Ukrainę należy wesprzeć bardziej zdecydowanie i nawet pozwolić jej na wykorzystanie rakiet dalekiego zasięgu do celów na terytorium Rosji, takich jak lotniska wojskowe. Obecnie Ukraina posiada na swoim wyposażeniu dostarczane z USA rakiety balistyczne ATACMS różnych wersji (różnią się głowicą, a także zasięgiem – od 165 do 300 km) oraz otrzymane od Wielkiej Brytanii i Francji rakiety manewrujące Storm Shadow/SCALP (zasięg do 250 km). Oznacza to, że jeszcze przed operacją kurską w zasięgu ukraińskich wyrzutni Himars i samolotów dostosowanych do użycia zachodnich rakiet znajdowało się wiele obiektów wojskowych przeciwnika.

Marek Kozubel – doktor nauk humanistycznych oraz magister prawa. Ukończył Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Autor wielu komentarzy, analiz oraz codziennych podsumowań poświęconych wojnie ukraińsko-rosyjskiej. Jest również autorem kilkudziesięciu opracowań poświęconych historii Polski, Ukrainy i Rosji w XIX i XX wieku.

Inne artykuły Marka Kozubla
W chwili obecnej, dzięki postępom działań SOU w obwodzie kurskim, liczba potencjalnych celów zwiększyła się jeszcze bardziej. Potrzebna jest jedynie zgoda ze strony zachodnich partnerów. Ukraiński atak na obwód kurski jest ryzykowną operacją, mogącą jednak przynieść dla Kijowa wiele korzyści militarnych i politycznych. Część z nich już zresztą zostało osiągniętych. Bardzo ważne jest również to, że zdecydowane działania na terytorium Federacji Rosyjskiej przyczyniły się do zmiany narracji o Ukrainie i jej szansach w zachodniej prasie oraz na salonach. Okazuje się, że Ukraińcy nadal są zdolni do ambitnych operacji, co przywraca wiarę w możliwe powodzenie Kijowa w trwającej obecnie wojnie.