Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 25.08.2024
Jarosław Kociszewski

Granica z Białorusią jest wyzwaniem dla państwa, nie zagrożeniem dla Polaków

Trwająca w Ukrainie wojna często skutecznie odwraca uwagę od tego, co się dzieje na granicy z Białorusią. Tymczasem Moskwa i Mińsk prowadzą tam wojnę hybrydową, która – jak przekonuje senator gen. Mirosław Różański – obniża zdolności obronne Polski.
Foto tytułowe
(Shutterstock)



Posłuchaj podcastu: Granica z Białorusią jest wyzwaniem dla państwa, nie zagrożeniem dla Polaków



Jak Pan definiuje Białoruś? Jako wroga? Rywala? Czym jest obecnie Białoruś z perspektywy bezpieczeństwa Polski?


Gdyby Białoruś była absolutnie niezależna w zakresie swojego funkcjonowania, to prosto byłoby zdefiniować ten status. Jednak pamiętajmy, że Białoruś i Rosja są państwem związkowym, które może tej umowy związkowej nie skonsumowało w wymiarze wspólnego systemu monetarnego czy gospodarczego, ale pod względem militarnym tworzy jeden organizm i musimy się z tym liczyć. Musimy dostrzegać, że Białoruś jest rządzona przez samozwańczego prezydenta, dyktatora Łukaszenkę, choć nie jest pozbawiona silnego, w moim przekonaniu, środowiska opozycyjnego w stosunku do jego rządów. Dlatego nie możemy traktować Białorusi jako wroga w dosłownym rozumieniu tego pojęcia, jako państwa wrogo nastawionego do nas, Polaków, bo jest część społeczeństwa białoruskiego społeczeństwa, w tym ogromna rzesza emigrantów, których część jest też częścią naszego społeczeństwa, myśli zupełnie inaczej. Dlatego uważam, że przede wszystkim powinniśmy być Białorusią zainteresowani w wymiarze perspektywicznym.

Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite

Czy Białoruś stanowi wyzwanie dla naszego bezpieczeństwa?


Na pewno tak. Nie można Białorusi marginalizować w ocenie naszego bezpieczeństwa z dwóch powodów. Pierwszym jest wymiar militarny, bo kraj ten stanowi zaplecze Rosji i Putina. Pamiętajmy, że nie bez znaczenia jest geograficzna lokalizacja Białorusi i myślę tutaj o obwodzie królewieckim. Po drugie, Białorusią rządzi człowiek, który za wszelką cenę chce utrzymać władzę, a ludzie, szczególnie despoci, w desperacji mogą podejmować różne decyzje. Przykładem takiego zagrożenia może być, obserwowana obecnie, wspólna polityka Białorusi i Rosji polegająca na demontażu Europy Zachodniej. Myślę tutaj o tym, co powszechnie nazywane jest wojną hybrydową, czego przykładem jest zagrożenie dla naszej granicy, przez którą migranci są przepychani na siłę. Dlatego powinniśmy kwestie Białorusi traktować naprawdę poważnie w kontekście naszego bezpieczeństwa. Nie spodziewałbym się, że nagle białoruskie czołgi zaczną forsować naszą granicę, ale działania w innym wymiarze, hybrydowe, mogą być podejmowane z udziałem Białorusi.


Mówi Pan o dwóch wymiarach, w tym o zagrożeniu konwencjonalnym. Na ile zagrożenie może stanowić armia białoruska dla nas, albo na ile może mieć znaczenie w kontekście wojny w Ukrainie?


Pod względem militarnym armia białoruska nie stanowi istotnego potencjału i komponentu, który mógłby zagrozić naszemu bezpieczeństwu. Zacznijmy od takich parametrów mierzalnych, których używa się w różnych zestawieniach, jak ilość sprzętu i wojska. Z drugiej strony także poziom wyszkolenia tych żołnierzy daleko odbiega od standardów armii, w których dominuje samodzielne myślenie. To jest dalej armia o charakterze sowieckim, dyrektywnym i bez dowódców tak naprawdę żołnierze nie są w stanie realizować swoich zadań.

Pyta Pan też o tę relację Białoruś – Ukraina. Zwróćmy uwagę, że przez dwa i pół roku trwania wojny pełnoskalowej, wywołanej w sposób nieuzasadniony przez Rosję, Białoruś nie zaangażowała się militarnie. Przekazuje sprzęt, udostępnia swoje poligony, swoje terytorium, czego przykładem był ten pierwszy atak i marsz na Kijów, ale armia białoruska, mówiąc kolokwialnie, w pojedynkę nie stanowi zagrożenia ani dla Polski, ani dla Ukrainy, chociaż pamiętajmy, że dzisiaj Ukraina jest na takim etapie wojny, w którym liczy się każdy batalion i każda brygada. Dlatego też nawet demonstrowanie siły przez Ukraińców na granicy białoruskiej jest ograniczone. Niemniej powtórzę, że Białoruś nie stanowi dla nas zagrożenia militarnego.


A wykorzystanie Białorusi przez Rosjan? Przykładem tego są rakiety rosyjskie lecące z terytorium Białorusi i naruszające przestrzeń powietrzną Polski.


No i tu jesteśmy w centrum tego, co powinno wzbudzić nasze zainteresowanie i wskazywać na Białoruś jako część państwa związkowego o połączonym potencjale, Rosji i Białorusi. Musimy mieć świadomość, że to jest już bardzo poważne zagrożenie. Są to na przykład rakiety, czego przykładem jest rakieta, która spadła pod Bydgoszczą. Równocześnie nasze duże obawy powinno budzić geograficzne położenie rosyjskiego obwodu królewieckiego. Załóżmy, że wojna w Ukrainie dobiega końca – nie definiujmy przy tym sposobu tego zakończenia – ale załóżmy, że dobiega końca. Co się stanie, jeżeli Putin naprawdę dokona pewnej powtórki z historii z lat trzydziestych ubiegłego wieku, gdy Niemcy, chcąc wywołać, że tak powiem, relację wojenną i sprowokować napięcia między Polską a Niemcami, upominały się o autostradę między Berlinem a Królewcem? Nie możemy wykluczyć, że Rosja upomni się o swoich mieszkańców w obwodzie królewieckim, gdzie na przykład może wybuchnąć kryzys humanitarny, egzystencjalny, a Moskwa będzie chciała zapewnić sobie swobodny dojazd to tego terytorium. Ja bym tego nie wykluczał i wtedy Białoruś stanie się państwem tranzytowym, a przeszkodą będzie Polska. Nie chcę dalej kreślić tego scenariusza, ale w takim wymiarze Białoruś faktycznie może być wasalem Rosji, który dla nas będzie stanowił realne zagrożenie.


Porozmawiajmy też o toczącej się wojnie hybrydowej. To są migranci sprowadzani na terytorium Białorusi i wypychani dalej przez granice Polski, ale też Litwy i Łotwy. Na ile jest to problem militarny, a na ile kwestia polityczna?


Po pierwsze, absolutnym fundamentem są zapisy Konstytucji, które mówią o tym, że państwo, Rzeczpospolita Polska, powinna zadbać o nienaruszalność swoich granic i terytorium. Co do tego nie ma najmniejszej dyskusji. Natomiast odnosząc się do kwestii migrantów i tego narastającego problemu, trzeba powiedzieć, że zaczęło się od grupy 23 osób, które próbowały przekroczyć naszą granicę. Istnieje pojęcie „złota politycznego”. Niestety: dla poprzedniej władzy, która zakończyła swoje funkcjonowanie 15 października 2023 r., a de facto 13 grudnia 2023 r., to stało się „złotem politycznym”. Nie myślano o rozwiązaniu problemu, tylko się zastanawiano, jak można go wykorzystać – i powiem wprost, że wykorzystano go do straszenia społeczeństwa.

Problem, który mamy z migrantami na granicy, nie jest zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa, ale jest wyzwaniem dla naszego państwa.


Chciałbym wyraźnie to powiedzieć, że kilkudziesięciu czy kilkuset migrantów, czy przymuszanych, czy samodzielnie próbujących sforsować naszą granicę, nie jest zagrożeniem dla państwa. To samo dotyczy sytuacji, gdy oddziały Prigożyna zostały pozbawione dowódcy i częściowo znalazły się na terenie Białorusi, co też zostało wykorzystane przez pana ministra Błaszczaka do ponownego straszenia społeczeństwa. Mówiono, że coś strasznego się stanie, bo jednostki Prigożyna będą forsowały granicę, stwarzając dla nas zagrożenie. Co w tej sytuacji zrobił rząd polski? Wysłał tysiące żołnierzy na granicę, ustawiono jakieś pseudo jeże przeciwczołgowe na kierunku Białorusi i obwodu królewieckiego, które z perspektywy ekspertów były zwyczajną inscenizacją, żeby nie powiedzieć bardziej dosadnie. Obywatele nieznający się na rzeczy oczywiście to kupowali.

Mnie niepokoją dwa wymiary tego kryzysu. Z jednej strony jest to kryzys humanitarny, o czym nie możemy zapominać, a z drugiej strony – to wyzwanie dla bezpieczeństwa naszej granicy, co także nie zostało upodmiotowione. Społeczność międzynarodowa od samego początku powinna dowiadywać się, że to nie są tylko i wyłącznie ludzie, którzy faktycznie szukają lepszego świata, uciekają z Aleppo czy przed talibami, tylko jest to operacja zaplanowana przez Moskwę i przez Mińsk. Izolacja rejonu, w którym pojawili się ludzie przepychani przez granicę, spowodowała, że narastała ciekawość, która później przerodziła się w obawę. A w Warszawie mamy przecież Frontex, czyli strukturę policyjną odpowiedzialną za bezpieczeństwo granic Unii Europejskiej, która nie została do tego zaangażowana. Ja bym też tę granicę, że tak powiem, umaił dziennikarzami wszystkich możliwych stacji ze świata, żeby pokazać, na czym rzecz polega. Tymczasem zostało to objęte jakąś ogromną tajemnicą, ale tylko po to, żeby wzbudzić strach, bo tak funkcjonowała władza PiS. Straszyła społeczeństwo.

Byłem na granicy po tragedii, która tam się wydarzyła, i śmierci żołnierza polskiego. Po dwóch latach tego, co się działo w obrębie granicy, wystarczyło mi kilku godzin, żeby stwierdzić, z jakimi problemami mamy tam do czynienia. Operacja „Bezpieczne Podlasie” [z udziałem 17 tysięcy żołnierzy – przyp. red.], o której wszyscy słyszeliśmy, została zaplanowana, a jej wykonanie zlecono Dowództwu Generalnemu Rodzajów Sił Zbrojnych. Tymczasem pod względem wojskowym sytuacja jest katastrofalna. Tak nieprzygotowanego działania żołnierzy jeszcze nie widziałem w swojej trzydziestopięcioletniej służbie. Powiem też wprost, że za taki stan rzeczy – bo tutaj dotykamy też decyzji politycznych – obarczam wojskowych, którzy przyjmowali takie irracjonalne decyzje polityczne. Ba, usiłowali je zrealizować i wykonać. Zrobili to fatalnie, czego skutkiem właśnie było to, że teraz, w trybie przyśpieszonym, na przykład była procedowana tzw. ustawa graniczna, czemu towarzyszy dużo dyskusji na temat tego, komu i jakie uprawnienia mają być przydzielone w zakresie użycia broni. Taka galopada w przypadku tak niezwykle wrażliwych kwestii jak użycie broni naprawdę nie jest wskazana.

Wesprzyj nas na PATRONITE


Mam wrażenie, że wrzuca Pan kamyki do własnego ogródka, bo przecież już od wielu miesięcy to nie minister Błaszczak podejmuje decyzje, a mimo to realnie niewiele się zmienia?


Zakładam, że nie chce Pan mnie obrazić, Panie Redaktorze, bo moim podwórkiem jest Rzeczpospolita i ja, będąc w wojsku, wyrażałem się niejednokrotnie krytycznie na temat tego, co się dzieje w armii, czego skutkiem były pewne zawirowania, odejście ze stanowisk służbowych. Przykładem jest chociażby moje odejście w 2017 r., o którym mogę powiedzieć wprost, że było manifestem. Chciałem wskazać społeczeństwu, że źle się dzieje w obszarze zarządzania bezpieczeństwem. To było też przesłanie adresowane do Pana Prezydenta i ówczesnego ministra obrony Macierewicza.

Z kolei dzisiaj jestem parlamentarzystą, senatorem, który został wybrany przez społeczeństwo, a chcę przypomnieć, że wybory do Senatu są wyborami jednomandatowymi, więc tam się nie można skryć za barwami politycznymi, tylko trzeba samemu przekonać ludzi z okręgu wyborczego. Startowałem w ramach paktu senackiego i też nie chcę zapominać o tym, że do tego paktu dedykowało mnie ugrupowanie Polska 2050. Za zaufanie im oczywiście serdecznie dziękuję, ale to nie zmienia postaci rzeczy, że jeżeli coś będzie się działo źle w obszarze bezpieczeństwa, to pozostanę niemym obserwatorem i nie będę na to spoglądał tylko dlatego, że tak chce partia. Nawiasem mówiąc, do żadnej partii nie należę i ten stan zamierzam utrzymać.

A wrzucanie kamyka do ogródka jest poprzedzone tym, że spotykam się z ogrodnikiem, rozmawiam o stanie uprawy i podpowiadam, jakie można byłoby zastosować działania, żeby ta uprawa była lepsza. Tak widzę swoją misję.


To porozmawiajmy o tej misji na granicy białoruskiej. Widziałby Pan tam Frontex, większą otwartość i komunikację strategiczną, a nie wojsko?


Zdecydowanie nie. Wojsko powinno trafiać tam jako ostatnie. W jednej ze scen w filmie Armageddon wojsko wkracza do miejsca sterowania operacją kosmiczną, by przejąć dowodzenie ekipą ratującą Ziemię. Uważam, że wojsko powinno być wykorzystywane w taki sposób. Jako ostatnia reduta zapewniająca nam bezpieczeństwo. Konstytucyjnie i ustawowo za ochronę granicy odpowiada Straż Graniczna. Koniec, kropka. Oczywiście ustawa o Straży Granicznej przewiduje, że wojsko może być skierowane do wzmocnienia i wsparcia Straży Granicznej. W takiej sytuacji wykonuje wszystkie zadania na prawach i kompetencjach Straży Granicznej albo jest kierowane do samodzielnego wykonania tego zadania. To samodzielne wykonanie uważam za taką właśnie „ostatnią redutę”.

Wizyta na granicy potwierdziła moje przekonanie. Po dwóch latach kryzysu granicznego, a po półtora roku operacji wojskowej stwierdziłem, że nie ma komunikacji, nie ma współdziałania między Strażą Graniczną a wojskiem, między wojskiem a policją, między policją a Strażą Graniczną. Ja tego nie wymyśliłem. Miałem tych ludzi przed sobą. Rozmawiałem z nimi i przyznawali mi rację, że jest to bardzo proste do rozwiązania. Proszę zwrócić uwagę, do jakiego stanu rzeczy doprowadziła władza PiS, gdy ludzie po stronie Straży Granicznej i po stronie wojska dostrzegali te problemy, ale nie mieli odwagi czy nie chcieli o tym powiedzieć, a może polityk nie chciał słuchać. Dla mnie to jest niewytłumaczalne i to znaczy, że funkcjonariusz czy żołnierz nie wypełnił swojej misji, nie dążąc do lepszej realizacji swoich zadań. Przygotowałem 18 punktów, które dostarczyłem ministrowi spraw wewnętrznych i ministrowi obrony narodowej. Cieszę się, że te zalecenia i wskazania są wprowadzane w życie, choć nie w tempie, jakiego bym sobie życzył.

Chcę też podkreślić, że tak ogromne zaangażowanie wojska w ochronę granicy – teraz słyszymy o 17 tysiącach żołnierzy – jest na rękę Putinowi. Jeżeli na granicy stoją przeciwlotnicy, artylerzyści, saperzy, i mogę wymieniać kolejne specjalności, to nie mają tam warunków do tego, żeby się przygotowywać do wojny. Oni powinni być w koszarach i na poligonach. Oni powinni przygotowywać się do stawienia czoła realnemu zagrożeniu, przed którym stoimy. Wojna toczy się za naszą granicą. Śmigłowce przelatują przez naszą granicę z Białorusi. Rakiety rosyjskie spadają na terytorium Polski. Wojsko jest od tego, żeby broniło Rzeczpospolitej i współdziałanie służb jest potrzebne, ale czy trzeba tysięcy żołnierzy, tysięcy funkcjonariuszy Straży Granicznej i setek policjantów, żeby zatrzymać kilkudziesięciu czy kilkuset migrantów strasznie traktowanych przez Białorusinów? Kiedyś w Akademii Obrony Narodowej jednym z głównym przedmiotów była ekonomia wojny. To, co się dzieje na granicy, nie mieści się w żadnych kategoriach tego przedmiotu.


Czyli, jak rozumiem, Łukaszenka z Putinem wygrywają wojnę hybrydową, i to na poziomie militarnym, pozbawiając polską armię możliwości ćwiczenia, czyli w praktyce obniżając jej zdolności bojowe?


Zdecydowanie tak i nie można pozwolić sobie na sytuację, w której potencjalny agresor dyktuje nam warunki. To my, oceniając to zagrożenie, powinniśmy się dostosować do niego potencjałem wojska, poziomem jego wyszkolenia i zmieniać programy szkolenia, jeżeli istnieje taka potrzeba. Wojna zdefiniowana w naszch dokumentach doktrynalnych, w Konstytucji, zmienia swój wymiar. Nie musi już oznaczać bezpośredniego zaangażowania ze strony potencjalnego przeciwnika, czyli Rosji, która od czasu szczytu w Madrycie nie jest już tylko przeciwnikiem potencjalnym.
gen. rez. Mirosław Różański - były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych, dowodził m.in. 11 Dywizją Kawalerii Pancernej, brygadową grupą obojową w Iraku. Po odejściu z czynnej służby wojskowej powołał Fundację Bezpieczeństwa i Rozwoju "Stratpoints”.

Więcej wypowiedzi Gen. rez. Mirosława Różańskiego
Pamiętajmy, że Rosja została zdefiniowana jako zagrożenie w naszym regionie, w Europie i na świecie, z czym zgodzili się przywódcy państw NATO. Dlatego w obecnej sytuacji naprawdę powinniśmy szukać rozwiązań na zagrożenia hybrydowe, w cyberprzestrzeni, gdzie nie ma karabinów, nie ma czołgów, nie ma armat. Wszyscy się zgadzamy i mówimy o tym jako o zagrożeniu, ale czy należy nazwać to wojną? Moim zdaniem trzeba się nad tym zastanowić, bo przecież poprzez takie działania można siać destrukcję w kraju, wpływać na wybory. Dlatego myślę, że wojna i jej definicja powinny być poddane szczególnie głębokiej analizie i może taka refleksja spowoduje, że lepiej uświadomimy sobie zagrożenia.

Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie'24" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 230 000 zł.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.