Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Ukraina / 25.09.2024
Kateryna Pryshchepa

Bolesne przyjście Rosji. Kurachowe przygotowuje się na okupację

Od początku września Kurachowe, miasto położone niedaleko Pokrowska, stanowi jeden z głównych celów rosyjskich ataków na całej linii frontu wojny rosyjsko-ukraińskiej. Chociaż walki w pobliżu Kurachowego trwają od początku pełnoskalowej inwazji na Ukrainę, pozycja miasta w ciągu zaledwie kilku tygodni zmieniła się z bliskich tyłów, gdzie względnie normalnie działały sklepy, bank czy poczta, na ostrzeliwane miasto, któremu zagraża rosyjska okupacja.
Foto tytułowe
(archiwum autorki)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



Wraz z postępującą inwazją na Ukrainę i rozszerzeniem rosyjskiej ofensywy w kierunku Pokrowska, Kurachowe znalazło się w półkolu linii frontu. Na dzień 23 września część terenu gminy, w tym miasteczko Hirnyk, położone mniej niż 10 kilometrów na północny wschód od Kurachowego, i wieś Hostre, położona 5 kilometrów na wschód od miasta, znajdują się już pod okupacją Rosjan. Do Kurachowego docieram po obiedzie 27 sierpnia. W tym czasie w Pokrowsku już od kilku dni obowiązuje ścisła godzina policyjna – od 15 do 11 następnego dnia mieszkańcy muszą pozostawać w domach. W Kurachowem jest bardziej liberalnie – oficjalnie godzina policyjna obowiązuje od 17 do 9 rano.

Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite

Krótka godzina niepolicyjna


To jednak drastyczna zmiana w porównaniu z początkiem sierpnia, kiedy godzina policyjna trwała od 21 do 5 rano. Na miejscu dowiaduję się, że od następnego dnia – 28 sierpnia – godzina policyjna w Kurachowem zostanie przedłużona do takich godzin jak w Pokrowsku. Krótko po przyjeździe dowiaduję się, że największy tutejszy sklep spożywczy został zamknięty podczas mojej kilkutygodniowej nieobecności – w Kurachowem byłam ostatnio na początku lipca. W ciągu następnych kilku dni obserwuję, jak właściciele kilku małych sklepów organizują duże wyprzedaże przed planowanym wyjazdem lub pakują towar na przyczepy, aby wywieźć go z miasta.

Na targu nie znalazłam już straganu z produktami dla zwierząt, którego sprzedawczynię, Natalię, poznałam podczas poprzednich wizyt. Kupowałam tam suchą karmę dla bezpańskich zwierząt, którą zostawiałam u Natalii, dokarmiającej je wraz z innymi pracownikami targu. Bazar, już wcześniej ostrzeliwany, został ponownie zaatakowany przez Rosjan z systemu Uragan dzień po moim przybyciu do Kurachowego. Tego dnia w mieście zginęło dwóch cywilów i kilku żołnierzy.

Z dnia na dzień widzę coraz więcej wyprowadzek z miasta. Wieczorem 30 sierpnia obserwuję, jak pracownicy urzędu miasta wynoszą dokumenty z piwnicy, w której ukrywając się przed ostrzałem, pracowali przez ostatnie miesiące. To ich ostatni dzień pracy w Kurachowem. Na początku września zostali ewakuowani z miasta i pracują zdalnie. Obecnie w mieście pozostaje szef administracji cywilno-wojskowej (były burmistrz), jego zastępcy i część pracowników sektora komunalnego. Ich zadaniem jest utrzymywanie działania miejskiej infrastruktury.

Kilka godzin później spotykam na ulicy Marynę, pracownicę socjalną w Kurachowem, którą poznałam latem. Maryna i większość pracowników miejskich już siedzą na spakowanych walizach.

– Wyjeżdżamy na kilka dni do krewnych i będziemy szukać mieszkania, chociaż na pewno nie będzie łatwo – mówi. – Mamy psa i wiem od znajomych, jak niechętnie ludzie wynajmują mieszkania przesiedleńcom, a ze zwierzętami to będzie jeszcze trudniej.

Maryna jednak cieszy się, że jedna z jej podopiecznych, która przez dłuższy czas odmawiała ewakuacji z Kurachowego, zgodziła się w ostatniej chwili. Urząd miasta poszukuje teraz dla niej przytuliska.

Następnego dnia, 31 sierpnia, obserwuję, jak zamykają się oddziały poczty i Oszczadbanku – dużego państwowego banku ukraińskiego. W ostatnich godzinach działania placówki pocztowej w Kurachowem stoi przed nią długa kolejka starszych osób, które odbierały tu zawsze emeryturę. Starają się wykorzystać ostatnią szansę na wypłacenie pieniędzy. Później, żeby odebrać swoje emerytury, będą musieli jeździć do innych, spokojniejszych miast, dalej od linii frontu. Pierwszego września dowiaduję się od starszej pani mieszkającej w bloku, w którym się zatrzymuję, że nie zdążyła odebrać gotówki i jej wyjazd z miasta jest niepewny. Po zamknięciu placówki w Kurachowem emeryturę można odebrać we wsi Andrijiwka położonej 15 kilometrów od miasta. Dojechać tam można tylko taksówką.

(archiwum autorki)


– Kierowca zażądał tysiąc hrywien za kurs, a moja emerytura wynosi zaledwie 6 tysięcy. To się nie opłaca – mówi kobieta.

Mimo to planuje wyjazd z miasta. Jej sąsiadka, która rok wcześniej przeniosła się do Kurachowego z Krasnohoriwki (od lipca okupowanej przez Rosjan) wraz z niepełnosprawnym ojcem, nie wie, czy znajdzie siłę na kolejną przeprowadzkę. Jej dzieci mieszkają w Doniecku, tam ukończyły studia i zdecydowały się zostać po rosyjskiej okupacji w 2014 roku. Pozostanie w Kurachowem, gdyby zajęła je rosyjska armia, to dla niej sposób, aby dostać się do tej samej strefy, w której mieszkają jej dzieci. Jedyne, czym się martwi, to opieka nad ojcem w coraz trudniejszych warunkach.




Wymuszone tłumy


Na przełomie sierpnia i września, w pierwszych dniach pobytu w Kurachowem, jestem zaskoczona, bo mimo zbliżającego się frontu mam wrażenie, że w mieście jest więcej ludzi niż w lipcu. Kierowniczka miejskiego centrum humanitarnego twierdzi, że kilkaset rodzin, które wyjechały na przełomie 2023 i 2024 roku, podczas pierwszej fali wzmożonego ostrzału miasta, tego lata wróciło do Kurachowego. Swoje szacunki opiera na listach odbiorców pomocy humanitarnej, której dystrybucję koordynuje centrum.

– Widzę, że osoby, które zgłaszały się po paczki żywieniowe po raz ostatni w listopadzie–grudniu ubiegłego roku, pojawiają się u nas ponownie – wyjaśnia.

Mieszkańcy wracają z powodu trudności w znalezieniu pracy i mieszkania w innych regionach Ukrainy. W Kurachowem wciąż mają swoje domy i nadzieję na przetrwanie dzięki pomocy humanitarnej. Jednak od początku września, kiedy intensywność ostrzału miasta rośnie, większość z nich zostaje zmuszona do ponownego wyjazdu i szukania schronienia w ośrodkach prowadzonych przez organizacje charytatywne.

Ale nie tylko powroty mieszkańców sprawiają wrażenie wzrostu liczby ludności w Kurachowem. Wraz z przedłużeniem godziny policyjnej mieszkańcy mają ograniczone okno czasowe, aby wyjść z domów, kupić żywność lub lekarstwa, nabrać wody pitnej ze zbiorników rozmieszczonych wokół miasta (kranowa woda od dawna uznawana jest za techniczną i nie może być używana do picia ani gotowania). Dlatego między godziną 11 i 15 w sklepach i punktach usługowych robi się tłoczno.


Dzieci na linii frontu


Spacerując po mieście w tych godzinach, widzę kilkoro dzieci robiących zakupy z rodzicami. Od funkcjonariuszy policji dowiaduję się, że na początku sierpnia w całej gminie przebywała ich ponad setka. To znacznie mniej w porównaniu z początkiem lipca, kiedy w gminie było 857 dzieci, ale sytuacja wciąż pozostaje trudna.

Władze miasta i policja starają się ewakuować wszystkich nieletnich ze strefy zagrożenia działaniami zbrojnymi. Każdego dnia funkcjonariusze odwiedzają adresy, pod którymi według władz przebywały dzieci i młodzież, i rozmawiają z rodzicami. W niektórych przypadkach wystarczy oferta zorganizowania transportu ewakuacyjnego lub obietnica tymczasowego zakwaterowania w miejscu ewakuacji. Ale zdarzają się również sytuacje, gdy dorośli decydują się pozostać w swoich domach i chcą, by dzieci zostały z nimi. Jeśli dzieci mają krewnych w innych częściach Ukrainy, którzy w obawie o ich bezpieczeństwo oferują tymczasowe przejęcie opieki, niekiedy udaje się przekonać rodziców do odesłania ich do rodziny. Na przykład, piętnastoletni chłopiec z jednej z wiosek w gminie Kurachowe został zabrany przez swoją babcię, która wywiozła go do swoich krewnych w okolice Połtawy. Inny przypadek dotyczy dwudziestoczteroletniej dziewczyny, która przyjechała z Dniepru po swoją młodszą siostrę. Wspólnie udało im się przekonać matkę, by zgodziła się na ewakuację. Na nagraniu z interwencji, do którego wgląd mam na wydziale policji, matka krzyczy na starszą córkę, nazywając ją „zdrajczynią”, bo ujawniła siostrę władzom.

(archiwum autorki)
Niestety, przypadki, w których rodzice nie tylko decydują się pozostać w Kurachowem, ale także ukrywają swoje dzieci przed władzami nie są odosobnione. Około 20 września liczba dzieci w gminie szacowana jest na kilkadziesiąt. Dokładnej liczby już nikt nie jest w stanie podać.


Śmiertelne ostrzały


Od początku września, wraz z rosyjskim natarciem, intensywność ostrzału Kurachowego przez rosyjską artylerię i pociski rakietowe znacznie wzrosła. Miasto jest atakowane codziennie. Ostrzeliwując miasto, Rosjanie łączą obecnie kilka rodzajów broni, na przykład tradycyjne pociski z systemem Uragan lub bombami kierowanymi. Policjanci z grupy Biały Anioł, zajmującej się ewakuacją cywilów z miejscowości blisko frontu, wyjaśniają, że Rosjanie w ten sposób próbują zniszczyć jak najwięcej budynków, które ukraińskie wojsko mogłoby wykorzystać jako punkty oporu przy obronie miasta. W ten sposób powoli przygotowują się do szturmu. Rosyjski atak przebiegał według tego samego scenariusza w innych miejscowościach w okolicy.

W niedzielę 1 września miasto zostało ostrzelane kilka razy. Jeden z ataków miał miejsce po godzinie 12, czyli w samym środku przerwy od godziny policyjnej, kiedy mieszkańcy opuszczają domy, by załatwić sprawunki. Ostrzał uszkodził kilka wysokich bloków w centrum miasta, były ofiary śmiertelne i ranni. Za cel obrano między innymi wieżę przekaźnikową telefonii komórkowej, która tym razem przetrwała, ale jakość komunikacji pogarsza się z dnia na dzień. Ten sam ostrzał nieznacznie uszkodził również Cerkiew Prawosławną Patriarchatu Moskiewskiego.

Rosjanie są tak blisko miasta, że mogą wysyłać drony FPV, aby atakować pojedyncze cele, na przykład pojazdy wojskowe czy grupy ludzi. Nad miastem krążą także rosyjskie drony zwiadowcze. Dlatego coraz częściej słychać odgłosy wystrzałów z karabinów szturmowych. Ukraińskie wojsko próbuje w ten sposób zestrzelić drony.

Czwartego września, kilka minut przed godziną policyjną, potężny pocisk artyleryjski trafia w blok mieszkalny w centrum miasta i niszczy narożne mieszkanie, zabijając jego właścicielkę. Tego samego dnia ostatnia działająca apteka w mieście zamyka swoje podwoje. Przez kilka ostatnich dni przed zamknięciem stoi przed nią długa kolejka. Ludzie próbują zaopatrzyć się w zapas leków, kiedy jeszcze jest to możliwe, co stwarza znaczne ryzyko ofiar w razie ostrzału. Pociski, które zabiły kobietę w jej mieszkaniu, spadły tak blisko apteki, że niektóre odłamki uderzyły w okap nad oknami. Na szczęście wszyscy klienci w tym momencie byli już w środku, chroniąc się przy ścianach, z dala od okien.

Wraz z intensyfikacją ostrzału liczba ludzi, którzy wychodzą z domów na ulice, zaczyna drastycznie spadać, nawet w dozwolonych godzinach. Kiedy idę do ostatniego sklepu zoologicznego w mieście, aby kupić transporter dla kota starszej kobiety, która mieszka w tym samym domu co ja, dowiaduję się, że nie zdążyłam. Ostatni został już sprzedany. Mieszkańcy Kurachowego coraz liczniej opuszczają miasto, wielu z nich zamierza też zabrać ze sobą swoje zwierzęta.

Częste ostrzały uszkodziły linie energetyczne, a coraz więcej dzielnic miasta mierzy się z brakiem prądu, który może trwać ponad dobę, chociaż mechanicy wciąż próbują naprawić linie tam, gdzie to możliwe. Coraz częściej na ulicach słychać charakterystyczne burczenie agregatów prądotwórczych.


Na piechotę do szpitala


Od początku września miejski szpital ograniczył swoją działalność. Oddział stacjonarny został zamknięty, a większość sprzętu ze szpitala ewakuowana. Na miejscu pozostaje kilkoro pracowników do obsługi cywilów rannych podczas ostrzału. Ranni z okolicznych wsi i miasteczek mogą liczyć jedynie na wstępne badanie i opatrzenie ran, po czym muszą być ewakuowani do miast położonych dalej od linii frontu. W kilku przypadkach personel szpitala nie może znaleźć cywilnej karetki do przewozu rannych w ciężkim stanie – większość kierowców odmawia przyjazdu do Kurachowego. Wtedy po rannych przyjeżdżają karetki wojskowe. Są teraz główną nadzieją dla chorych i rannych cywilów.

(archiwum autorki)
Wśród ewakuowanych w ten sposób była sześćdziesięcioletnia kobieta z Halicyniwki, wioski, o którą toczyły się ciężkie walki. Kobieta została ranna podczas ostrzału. Jej mąż, mimo trwającej wymiany ognia między rosyjską i ukraińską armią, wywiózł ją ze wsi prywatnym samochodem.

– Nasze koła nie dotykały ziemi – mówi, kiedy pytam, jak udało im się uciec z wioski.

Kiedy jego żona zostaje zabrana przez wojskowy pojazd ewakuacyjny, mężczyzna podąża za nią swoim samochodem, zabierając przy okazji innego rannego – mężczyznę z raną odłamkową brzucha, która na szczęście nie uszkodziła organów wewnętrznych. Mężczyzna zdołał przejść około 10 kilometrów od wioski Wodiane, zanim został zabrany do szpitala przez policjantów z jednostki Białych Aniołów. Od zranienia do przybycia do szpitala minęło kilka dni, w ranę wdała się infekcja, więc mężczyzna będzie wymagać leczenia szpitalnego.



Innemu rannemu mężczyźnie z Wodianego udało się wydostać 5 września. Dla niego spacer do miejsca, w którym zabrała go policja, był szczególnie trudny – został postrzelony w stopę. Wieczorem dotarł do szpitala. Na miejscu nie ma lekarzy, więc rana jest opatrywana przez jedną z pielęgniarek i sanitariusza policyjnego.


To nasze terytorium


Mimo bliskości linii frontu Kurachowe pozostaje punktem tranzytowym dla ewakuacji ludności cywilnej. Na początku września co rano przyjeżdżał tu autobus. Zabierał wszystkich, którzy chcieli wyjechać, ale nie mieli na to środków, do punktu odjazdu pociągów ewakuacyjnych. Mieszkańcy wiosek i miasteczek wokół Kurachowego, czekając na autobus, spędzali noc w miejskim domu kultury, przekształconym w schronisko dla uchodźców. Niektórzy z nich są przywożeni z miejscowości takich jak Hirnyk i innych wsi gminy Kurachowe przez Białe Anioły. Od połowy września autobusy ewakuacyjne docierają do miasta już tylko kilka razy w tygodniu. Większość kursów jest wykonywana przez organizacje charytatywne, które dojeżdżają do Kurachowego opancerzonymi vanami.

Rankiem 6 września, zanim opuszczam Kurachowe, piję „nielegalną” kawę – godzina policyjna jeszcze się nie skończyła – z policjantami z Białych Aniołów. Właśnie przywieźli do szpitala kolejnego cywila. Kobieta i jej rodzina podróżowali samochodem między wioskami w gminie, kiedy zostali trafieni niezidentyfikowanym pociskiem. Moi rozmówcy są zmęczeni napięciem i niekończącymi się godzinami pracy w ostatnich tygodniach, ale mówią mi, że pozostaną w mieście tak długo, jak będzie to możliwe.

– To nasze terytorium – mówią.

W ostatniej chwili przed wyjazdem wpadam do piwnicy, gdzie wciąż urzęduje burmistrz ze swoimi zastępcami. Na miejscu jest wiceburmistrzyni Natalia Pużajlo. Umawia mnie na spotkanie z oddziałami edukacji i kultury ewakuowanymi do miasta Dniepr i opowiada o planach rady miejskiej, która zamierza sporządzić mapę przesiedleń z Kurachowego tak, żeby pozostawać w kontakcie z ewakuowanymi mieszkańcami. Na pożegnanie mówi:

– Widzę, że pani założyła kamizelkę kuloodporną, a hełmu pani nie ma. Proszę tego nie ignorować.


***



Po wyjeździe z miasta utrzymuję kontakt z miejscową policją i otrzymuję aktualne informacje.
Kateryna Pryshchepa – reporterka związana z Nową Europą Wschodnią i New Eastern Europe. Od początku pełnoskalowej wojny regularnie jeździ do Ukrainy, skąd relacjonuje wydarzenia i pokazuje, jak zwykli ludzie mierzą się z rosyjską agresją.

Inne artykuły Kateryny Pryshchepy

Mimo pogorszenia sytuacji udaje mi się ponownie odwiedzić Kurachowe w dniach 20–22 września. Natarcie Rosjan na miasteczko nasila się i, robiąc szybki obchód miasta, widzę bloki zniszczone w ciągu ostatnich dni. Przed piwnicą, w której urzęduje jeszcze burmistrz i jego zastępcy, widzę wyrwę po rosyjskim pocisku. Dowiaduję się też, że w międzyczasie Rosjanie uszkodzili dwie tamy na miejscowym zbiorniku wody. W razie ich zniszczenia droga prowadząca z Kurachowego na zachód zostanie zalana, nie będzie też można się dostać samochodem do części terenów gminy położonych po przeciwnej stronie zbiornika. W mieście wciąż działa kilka małych sklepików spożywczych, chociaż sprzedawczynie zapowiadają, że niedługo się zamkną. Mniej więcej od dwóch tygodni w Kurachowem nie ma normalnej łączności, bo rosyjski ostrzał uszkodził wieżę radiową. Nasiliły się ostrzały, przerwy w dostawie prądu są dłuższe. Los miasta prawdopodobnie rozstrzygnie się jesienią tego roku.