Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Ukraina / 02.10.2024
Marek Kozubel
Czy możemy wyjść z błędnego kręgu? Spory polsko-ukraińskie powtarzają się
Doniesienia o niedawnej scysji między prezydentem Zełenskim i ministrem Sikorskim wywołały w Polsce falę dyskusji o tym, jaka powinna być polityka Polski wobec Ukrainy. Ważnym punktem spornym pozostają również rzekome powody postawy ukraińskich elit politycznych oraz kwestia poszukiwań i ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej. Czy w obecnej sytuacji polskie i elity mogą dojść do porozumienia?
(Wiki Commons)
Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!
Relacjami polsko-ukraińskimi wstrząsnęły niedawno dwa wydarzenia, w których ważną rolę odegrali ministrowie spaw zagranicznych. Najpierw Dmytro Kułeba, który 28 sierpnia wystąpił w Olsztynie na Campusie Polska, nieostrożnie odniósł się do pytania o blokowanie przez Ukrainę ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej. Choć podkreślił, że władze ukraińskie nie mają nic przeciwko polskim pracom na swoim terytorium, to przypomniał o akcji „Wisła”, czyli przymusowym przesiedleniu ludności ukraińskiej przez władze komunistyczne w 1947 r. na Ziemie Odzyskane, a także określił południowo-wschodnie powiaty Polski, gdzie przeprowadzono wspomnianą operację, mianem „terytorium ukraińskiego”. Reakcja polskiej opinii publicznej, podgrzewana przez część polskich polityków, była skrajnie negatywna. Niektóre komentarze sięgały absurdu, zarzucając Kułebie, że wysunął roszczenia terytorialne wobec Polski.
Polskie władze nie mogły tego wydarzenia zupełnie zignorować. Minister Sikorski starał się studzić nastroje i dyplomatycznie skrytykował wypowiedź Kułeby. Jednak później wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz stwierdził, że Ukraina nie zostanie przyjęta do Unii Europejskiej, dopóki nie rozwiąże kwestii ekshumacji oraz nie ureguluje sporów historycznych z Polską. Do wypowiedzi Dmytra Kułeby odniósł się również premier Donald Tusk, który podkreślił, że Ukraina nie będzie członkiem Unii Europejskiej bez polskiej zgody. Polski premier dodał, że Ukraina musi spełniać określone standardy, które dotyczą nie tylko handlu i granic, ale także aspektów kulturowo-politycznych.
W połowie września dziennikarz Onetu, Witold Jurasz, ujawnił, że podczas spotkania prezydenta Zełenskiego z ministrami spraw zagranicznych Polski i Litwy doszło do nerwowej wymiany zdań między przywódcą Ukrainy a Radosławem Sikorskim. Według ukraińskiego źródła, na relacji którego opierał się autor tekstu, Zełenski miał do Polski pretensje o kilka kwestii: brak decyzji o przekazaniu Ukrainie polskich myśliwców MiG-29, o to, że Polska nie zestrzeliwuje rosyjskich rakiet i dronów nad zachodnią Ukrainą (chodzi o te środki rażenia, które mogłyby zmierzać w kierunku Polski) i że zamiast przygotowywać grunt pod przyspieszony akces Ukrainy do UE, polski rząd wykorzystuje temat rzezi wołyńskiej i ekshumacji ofiar zbrodni UPA do celów politycznych. Podczas rozmowy ukraiński prezydent miał demonstrować jawnie negatywny stosunek do polskiego polityka. Napiętą atmosferę dyskusji potwierdziły również źródła ukraińskiego portalu Europejska Prawda.
Zastanawiające jest to, że na tej liście pretensji do polskiej strony nie pojawiła się kwestia wywiązania się przez Polskę z udziału w czeskiej inicjatywie amunicyjnej dla Ukrainy. Latem czeskie media ustaliły, że jedno z państw, które zadeklarowały chęć udziału w tym projekcie, nie wpłaciło jeszcze umówionej kwoty, co stwarza ryzyko nie tylko opóźnienia dostaw, ale wręcz wykupienia pocisków artyleryjskich przez Rosję. Rzecz w tym, że owa amunicja jest najczęściej kupowana od krajów, które mają dobre relacje z Federacją Rosyjską i nie chcą narażać ich na szwank. W połowie września wyszło na jaw, że państwem, które jeszcze nie wpłaciło swojej części funduszy, jest Polska. Zaskoczyło to zarówno Polaków, jak i Ukraińców. W połowie września minister Sikorski oświadczył, że w najbliższej przyszłości rząd przekieruje środki na czeską inicjatywę amunicyjną.
Jak twierdzi Witold Jurasz, Ukraińcy mogli liczyć na powstanie artykułu krytycznego wobec ministra Sikorskiego. Ale równie dobrze dziennikarz Onetu mógł błędnie zinterpretować motywację ukraińskiego źródła. Rzecz w tym, że nawet w obozie władzy w Kijowie nie brakuje podziałów wewnętrznych. Nie jest żadną tajemnicą zmęczenie i irytacja z powodu wpływów Andrija Jermaka, szefa Biura Prezydenta, które przejawia nawet część deputowanych z proprezydenckiej partii Sługa Ludu. Wiadomo również o konfliktach Jermaka z ukraińskimi wojskowymi. Szczególnie tymi, którzy przed 24 lutego 2022 r. ostrzegali prezydenta, że Rosjanie uderzą w Ukrainę – w tym samym czasie Jermak miał przekonywać Zełenskiego, że do inwazji nie dojdzie. Gdy w Polsce żyjemy tematem pogarszających się relacji dwustronnych między Kijowem i Warszawą, to w Ukrainie toczą się zupełnie inne intrygi. 23 września w ukraińskich mediach pojawiły się przecieki o planach zdymisjonowania gen. Kiryła Budanowa ze stanowiska dowódcy Głównego Zarządu Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy. Mogą być one zaledwie „wrzutką” mającą na celu zbadanie reakcji społeczeństwa ukraińskiego, ale może to być także początek toksyczenia Budanowa, czyli oczerniania jego wizerunku w oczach prezydenta Zełenskiego. Związany z Andrijem Jermakiem minister obrony Rustem Umerow zwolnił kilka dni wcześniej dwóch zastępców dowódcy Głównego Zarządu Wywiadu, do czego miał prawo jako jego przełożony.
Warto jednak zwrócić uwagę na zbieżność wydarzeń. Być może źródło przecieku do polskich mediów o trudnym spotkaniu Zełenskiego z Sikorskim miało na celu postawienie w złym świetle prezydenta Ukrainy i jego najbliższego człowieka, czyli Andrija Jermaka. W końcu informacje, które pojawiły się w tekście Onetu, przedstawiały Zełenskiego jako osobę niezdolną do prowadzenia skutecznej dyplomacji i zrażającego polityków z państw życzliwych Ukrainie.
Niedługo później doszło do kolejnego zgrzytu w relacjach polsko-ukraińskich. Mowa o nagłośnieniu przez media ukraińskie rzekomej propozycji ministra Sikorskiego dotyczącej Krymu. Na konferencji Yalta European Strategy w Kijowie polski minister miał jakoby zaproponować przekazanie Krymu pod zarząd ONZ na 20 lat, a następnie przeprowadzenie na półwyspie referendum dotyczące przynależności państwowej. Propozycja ta została nad Dnieprem odebrana jako próba podważenia integralności terytorialnej Ukrainy. W Polsce z kolei część komentatorów z entuzjazmem ogłosiła, że oto polski rząd zaczął traktować Ukrainę z pozycji siły i realnie patrzeć na scenariusze zakończenia wojny. Polski MSZ szybko zareagował i wyjaśnił, że doszło do nadinterpretacji. Minister Sikorski nie podważał integralności terytorialnej sąsiedniego państwa, a słowa o referendum padły jako jeden z pomysłów w razie wystąpienia hipotetycznej sytuacji geopolitycznej. Na dodatek były wypowiedziane „off record”.
Jakby tych kontrowersji między Polską i Ukrainą było mało, 16 września portal Europejska Prawda opublikował wywiad cenionego redaktora Serhija Sydorenki z Radosławem Sikorskim. Uwaga części polskich komentatorów przekierowała się jednak z treści rozmowy na… sandały ukraińskiego redaktora. Wnet wydano werdykt, że taki strój stanowi dowód braku szacunku Ukraińców wobec polskiego ministra. Tyle że Sydorenko w sandałach przeprowadzał wywiady m.in. z ministrą obrony Holandii Kajsą Ollongren, ambasadorką UE w Ukrainie Kateriną Maternową, czeskim dyplomatą Dawidem Stulikiem czy słynnym filozofem Francisem Fukuyamą. „Skandaliczne” obuwie Sydorenko założył również na rozmowę z Andrijem Jermakiem, a jednak nie zinterpretowano tego jako oznaki braku szacunku ani wobec rozmówcy, ani wobec urzędu prezydenta Zełenskiego.
Impas ekshumacyjny
Jednym z najważniejszych punktów spornych między Polską a Ukrainą pozostaje kwestia zablokowania polskich prac poszukiwawczych na terytorium ukraińskim. Chodzi nie tylko o poszukiwania masowych grobów ofiar antypolskiej akcji UPA w latach 1943-1945, ale również ofiar zbrodni reżimu sowieckiego i polskich żołnierzy poległych podczas I wojny światowej oraz wojen z lat 1918-1920. Władze ukraińskie wprowadziły na nie moratorium w 2017 r. w odpowiedzi na przypadki niszczenia ukraińskich miejsc pamięci w Polsce, także tych legalnych. Chodzi m.in. o tablicę pamiątkową na masowym grobie partyzantów UPA na górze Monasterz, na którą zgodę wydał śp. Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w latach 1992-2010.
Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej wydał 1 października 2024 roku oświadczenie, z którego wynika, że pozytywnie rozpatrzył złożony we wrześniu prywatny wniosek Karoliny Romanowskiej o możliwość poszukiwania i ekshumacji 18 członków jej rodziny, którzy zginęli w 1943 roku na Wołyniu. Ukraiński IPN zapowiedział, że włączy je do planu prac na 2025 rok, jednocześnie podkreślając, że "ze względu ograniczoną liczbę specjalistów z powodu trwające pełnoskalowej wojny Rosji przeciwko Ukrainie, której towarzyszą poszukiwania i ekshumacje wojskowych i cywilów, skuteczność poszukiwań będzie również zależeć od dostępnych zasobów".
Sprawców aktów wandalizmu nie udało się do dziś ustalić. Czarę goryczy Ukraińców miało przelać zniszczenie miejsca pamięci na cmentarzu w Hruszowicach w 2017 r. Miał za nim stać wójt gminy Stubno, który zignorował prośbę władz ukraińskich, aby pomnik rozebrać i przenieść do Ukrainy. Zamiast tego monument został skruszony i wykorzystany do utwardzenia drogi. Nieznany jest los godła ukraińskiego, które wtedy demonstracyjnie odpiłowano. Dla Ukraińców działania w tamtym okresie budziły jednoznaczne skojarzenia z praktykami okupantów rosyjskich na Krymie i w Donbasie. Ówczesne polskie władze zignorowały to wydarzenie. Demonstracja siły przyczyniła się jedynie do usztywnienia stanowiska Ukraińców i sięgnięcia po chybiony środek, jakim było ustanowienie moratorium na prace poszukiwawcze.
W 2019 r. odbyło się spotkanie prezydenta RP Andrzeja Dudy z Wołodymyrem Zełenskim, który krótko wcześniej został prezydentem. Udało się wtedy wynegocjować korzystne dla Polski porozumienie, na mocy którego Ukraińcy zgodzili się wycofać z moratorium, a polskie władze zgodziły się na odnowienie jednego ukraińskiego miejsca pamięci – właśnie na górze Monasterz. Strona polska wywiązała się ze swojego zobowiązania w sposób „kreatywny”. Zamiast przywrócić stan faktyczny, czyli tablicę z imionami i nazwiskami upowców poległych w walce z Sowietami, postawiła inną, która zawierała jedynie informację o wydarzeniach na Monasterzu i osobach tam poległych. Nie zawierała jednak imiennej listy ofiar, co Ukraińcy zinterpretowali jako próbę wymazania pamięci o tych, którzy tam zginęli.
Przełomem okazała się reakcja znacznej części polskiego społeczeństwa i władz na inwazję rosyjską oraz pomoc udzielona Ukraińcom, zarówno uchodźcom, jak i wojskowym. Polacy byli wtedy powszechnie zachwalani nad Dnieprem, a Zełenski faworyzował prezydenta Dudę. 1 lipca 2022 r. prof. Piotr Gliński, wicepremier i minister kultury i dziedzictwa narodowego, podpisał z Ołeksandrem Tkaczenką, ukraińskim ministrem kultury i polityki informacyjnej, memorandum o współpracy, które obejmowało również kwestie poszukiwań i ekshumacji na terytorium Ukrainy. Choć wejść w życie miało natychmiast, to obaj politycy uzgodnili, że z uwagi na trwającą wojnę prace badawcze zostaną rozpoczęte trzy miesiące po zniesieniu stanu wojennego nad Dnieprem. Ostatecznie przystąpiono do nich szybciej. We wrześniu 2023 r., gdy trwał kryzys zbożowy, minister Michał Dworczyk poinformował, że w Ukrainie rozpoczęto prace we wsi Puźniki, gdzie poszukiwano ciał ofiar UPA. Według deklaracji ukraińskiego IPN poza wnioskami od stowarzyszeń związanych z ministrem Dworczykiem wpłynął tylko jeden inny. Mowa o prośbie Karoliny Romanowskiej, założycielki stowarzyszenia Pojednanie Polsko-Ukraińskie, która złożyła swój wniosek nie do odpowiednich instytucji ukraińskich, ale bezpośrednio do prezydenta Zełenskiego.
W tym kontekście trudno zrozumieć, dlaczego w polskich mediach pojawiają się informacje o rzekomej blokadzie ekshumacji przez stronę ukraińską, choć z przytoczonych wcześniej przypadków wynika, że Ukraińcy nie blokują prac co najmniej od lata 2023 r. Można odnieść wrażenie, że temat ten jest nośny politycznie i medialnie, co sprawia, że jest wykorzystywany w dyskusjach. Czasem lansowana jest przy tym teza, jakoby Ukraińcy celowo blokowali poszukiwania i ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej, by świat nie dowiedział się o brutalności ich przodków. To nonsens, chociażby dlatego, że przed 2022 r. na Zachodzie dość powszechnie postrzegano Ukraińców jako antysemitów i czołowych, obok Niemców, sprawców Holocaustu w ZSRR. Taki obraz starannie kształtowali i rozpowszechniali Sowieci, a po 1991 r. władze rosyjskie. Wszak wiedza o Zagładzie jest na Zachodzie znacznie bardziej rozpowszechniona niż wiedza o rzezi Polaków na Wołyniu.
W polskim dyskursie rzadko przytacza się głosy Ukraińców, którzy sprzeciwiają się biurokratycznym działaniom mającym uniemożliwić Polakom odnalezienie i pochowanie rodaków. Za umożliwieniem im głosu opowiedział się we wrześniu Andrij Deszczycia, były minister spraw zagranicznych i były ambasador Ukrainy w Polsce. Użył bardzo skutecznego argumentu, jakim było porównanie potrzeby Polaków, by odnaleźć i godnie pochować swoich przodków, do identycznych motywacji ukraińskich rodzin, które pragną odzyskać ciała poległych na wojnie bliskich, by móc wyprawić im pogrzeb.
Wyjść z błędnego koła
Od wielu miesięcy część polskich polityków i publicystów postuluje zaostrzenie kursu wobec Ukrainy. Sugerują oni konieczność przyjęcia bardziej asertywnej polityki transakcyjnej, co wiązałoby się z wywieraniem silniejszego nacisku na Kijów. Zwolennicy takiego podejścia sugerują, że ukraińscy politycy myślą po sowiecku, a co za tym idzie – rozumieją jedynie argument siły. Stąd też pojawiają się pomysły, by rząd wykorzystał okazję do wywierania presji, jaką ma dać półroczna prezydentura Polski w UE.
Jednak biorąc pod uwagę dotychczasowe problemy w relacjach polsko-ukraińskich, a także próby rozwiązania ich metodą nacisku na Kijów (jak w przypadku ograniczania przez Polskę liczby zezwoleń na ukraiński transport kołowy przez polskie terytorium przed 2022 r.), trudno nie zwątpić w skuteczność takich rozwiązań. Sam pogląd, że Ukraińcy łatwo się złamią pod wpływem „demonstracji siły” ze strony polskich polityków, jest o tyle dziwaczny, że zdaje się zupełnie ignorować rzeczywistość. Warto więc przypomnieć, że Ukraina od 24 lutego 2022 r. stawia zbrojny opór Federacji Rosyjskiej, państwu atomowemu, które do niedawna było uważane za drugą największą potęgę militarną na świecie.
Nie można też zapominać o osobistej odwadze wielu ukraińskich polityków, wliczając w to samego Zełenskiego. Choć rola prezydenta Ukrainy w obronie kraju bywa mocno przeceniana, to fakt, że po rozpoczęciu pełnoskalowej agresji ze strony Rosji został on w Kijowie, z pewnością wpłynął pozytywnie na morale Ukraińców, a także wywarł ogromne wrażenie na zachodnich społeczeństwach i elitach politycznych. W tym samym czasie Władimir Putin unikał publicznych wystąpień, miał się ukrywać w bunkrze, a jego spotkania z ministrem Siergiejem Szojgu i szefem Sztabu Generalnego gen. Wałerijem Gierasimowem stały się memami. Z tej dwójki przywódców to właśnie lider Rosji jest nieporównywalnie bardziej człowiekiem sowieckim, zarówno ze względu na swój wiek, styl sprawowania władzy, jak i szczerą nostalgię za ZSRR. Osobista odwaga wielu Ukraińców nie ma związku z tym, co rozumiemy przez pojęcie sowieckości, dlatego pozbawione sensu jest wywodzenie ich obecnej postawy z sowieckich wzorców, a przez to porównywanie do Rosjan.
Nie możemy wykluczać, że brał to pod uwagę prezydent Andrzej Duda, który w komentarzu dla Polsat News na temat poszukiwań i ekshumacji na terytorium Ukrainy stwierdził:
Mam nadzieję, że do końca mojej prezydentury będzie jakiś przełom w tej sprawie. Natomiast nie chciałbym, żeby to się odbywało poprzez gorszący szantaż, który moim zdaniem nie przyniesie dobrych efektów”. Polski prezydent krytycznie odniósł się do słów wicepremiera Kosiniaka-Kamysza: „Jeżeli ktoś mówi w związku z tym, że będzie blokował dostęp Ukrainy do Unii Europejskiej, to tym samym wpisuje się w politykę Władimira Putina. No nie wiem, czy taka jest intencja obecnie rządzących? Chciałbym wiedzieć, co konkretnie mają na myśli panowie ministrowie, panowie premierzy, kiedy formułują takie stwierdzenia.
W opinii Andrzeja Dudy i jego otoczenia próba szantażu Ukrainy doprowadzi do usztywnienia stanowiska władz w Kijowie. Jest to też wątpliwe narzędzie z uwagi na poruszane przez stronę polską kwestie wartości chrześcijańskich oraz stosowaną retorykę. Rzecz w tym, że szantaż ma niewiele wspólnego z argumentami o moralności oraz tym, że kwestia ekshumacji nie podlega targom politycznym. Nie można przy tym pominąć jeszcze jednego – Ukraińcy mogą wystąpić o własne prace poszukiwawcze i ekshumacje na terytorium Polski. A to postawi polską stronę w trudnej sytuacji. Taki rozwój wydarzeń postawi pod znakiem zapytania reakcję zarówno polityków, jak i samorządów. W takiej sytuacji próby blokowania prac przez Polskę mogą zostać odebrane za granicą jako akt hipokryzji, co mocno uderzyłoby w wizerunek państwa polskiego. Warto, by polskie władze, wywierając presję na Ukrainę w sprawie ekshumacji i czyniąc z nich warunek ukraińskiej eurointegracji, pamiętały, że Kijów może zastosować zasadę wzajemności.
Znacznie ostrzej o polityce polskiego rządu wobec Ukrainy wypowiedział się były minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz. We wrześniu w „Rzeczpospolitej” ukazał się jego krytyczny tekst pt. „Polityka hieny ma się dobrze”. Minister Czaputowicz stwierdził, że rząd Donalda Tuska chce osiągnąć korzyści, wykorzystując trudną sytuację Ukrainy związaną z wojną. Sugeruje również, że problem można było załatwić, wywiązując się ze zobowiązań w kwestii ukraińskiego upamiętnienia na Monasterzu. „Umożliwienie pochówku jest w naszej cywilizacji nie tylko prawem, lecz także moralnym nakazem. Żołnierze niemieccy, którzy zginęli w czasie II wojny światowej, mają swoje cmentarze i pomniki. Na przykład w kwaterze żołnierzy niemieckich na Cmentarzu Północnym w Warszawie na kilku płytach wyryte są setki nazwisk. Czy możemy żądać od Ukraińców, by zrezygnowali z tego prawa?” – pyta były szef polskiego MSZ.
W kontekście sporu o ekshumacje minister Czaputowicz zadaje również trafne pytanie i zarazem sugeruje jeden ze sposobów wyjścia z impasu: „Spotyka się opinię, że Kijów nigdy nie zgodzi się na ekshumację Polaków, ponieważ zagrażałoby to nacjonalistycznej ideologii UPA. Czy nie nadszedł czas, by odtworzyć pomnik w Monasterzu w pierwotnym kształcie i powiedzieć «sprawdzam»?”.
Ukraińskie propozycje
Swoje propozycje rozwiązania konfliktu mają również Ukraińcy. Najbardziej rozbudowany plan przedstawił ukraiński historyk Ołeksandr Zinczenko. Oto najważniejsze z jego 12 punktów:
• Potwierdzenie przez polskie władze, że podczas spotkania prezydentów Dudy i Zełenskiego w 2019 r. doszło do zawarcia porozumienia w kwestii zdjęcia moratorium na prace poszukiwawczo-ekshumacyjne.
• Odnowienie tablicy na kamieniu nagrobnym na górze Monasterz w jej pierwotnym brzmieniu (czyli przywracając imiona i nazwiska poległych), zgodnie z ustaleniami z 2019 r.
• Opublikowanie przez prezesa IPN Karola Nawrockiego wniosków do instytucji ukraińskich, do których zwrócono się w sprawie prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych.
• Ukraińscy urzędnicy, którzy otrzymali takie wnioski od polskiego IPN, mają wyjaśnić, dlaczego na nie nie odpowiedzieli.
• W przypadku ustalenia, że takich wniosków nie wysłano, prezes IPN miałby wytłumaczyć, dlaczego polskie społeczeństwo zostało wprowadzone w błąd oraz dlaczego nie podjęto skutecznych działań na rzecz godnego pochówku Polaków.
• Polski i ukraiński IPN mają wznowić współpracę nie tylko w kwestii upamiętnień. Ma ona też objąć inne pola, w tym zwalczanie mitów i stereotypów, wznowienie działalności polsko-ukraińskiego forum historyków, organizację konferencji, akcji oświatowych i informacyjnych.
• Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ma unieważnić fragmenty tych ustaw i uchwał, które mogą choćby sugerować zrównanie idei walki o niepodległe państwo ukraińskie do ideologii komunistycznej i nazistowskiej, ograniczać wolność akademicką oraz otwarte dyskusje historyków. (…)
• Ustalenie dokładnej liczby ofiar dzięki badaniom historycznym, a nie metodą głosowania w parlamencie. Stworzenie listy, która zawierałaby imiona i nazwiska ofiar.
Mimo że ukraiński historyk podszedł do rozwiązania supła w dwustronnych relacjach polsko-ukraińskich na chłodno i metodycznie, pomysły Zinczenki przeszły w Polsce bez echa. Wydaje się, że do polityków mocniej przemawiają wyniki badań opinii publicznej, która łatwo ulega moralnemu wzburzeniu. Pod koniec września w sondażu SW Research dla „Rzeczpospolitej” zadano ankietowanym pytanie: „Czy warunkiem wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej powinna być zgoda na ekshumację ofiar rzezi wołyńskiej?”. Twierdząco odpowiedziało 52,6% z nich, 19,6% negatywnie, a 27,8% nie miało zdania w tej kwestii.
Marek Kozubel – doktor nauk humanistycznych oraz magister prawa. Ukończył Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Autor wielu komentarzy, analiz oraz codziennych podsumowań poświęconych wojnie ukraińsko-rosyjskiej. Jest również autorem kilkudziesięciu opracowań na temat historii Polski, Ukrainy i Rosji w XIX i XX wieku.
Ostatnie półtora miesiąca obfitowało w skandale i nieporozumienia na linii Warszawa-Kijów. W niektórych przypadkach emocje sięgnęły absurdalnego poziomu, co uniemożliwiało rzeczową dyskusję. Nie oznacza to jednak, że nie uda się w końcu przerwać tego błędnego koła, które wystawia na próbę sojusznicze relacje Polski i Ukrainy. Wiele zależy od odbudowania obustronnego zaufania. Przykłady postawy części polityków ukraińskich, takich jak byli szefowie MSZ Deszczycia i Pawło Klimkin, wskazują na to, że w kwestii ekshumacji można osiągnąć porozumienie, nie stosując metod kojarzących się z szantażem. Z drugiej strony należy pamiętać, że w pewnym momencie również Ukraińcy zwrócą się z wnioskami o prace ekshumacyjne na terytorium Polski – o takiej możliwości napomknął choćby Klimkin w niedawnym wywiadzie dla telewizji NV. Reakcja na nie będzie testem dla polskich władz.