Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 17.10.2024
Nasta Kudasava

Wojowniczki wiecznego ogrodu. Białoruska literatura przeżywa traumę

W 2020 roku literatura białoruska doświadczyła traumy. Część twórców przepracowywała ją, włączając do swoich dzieł polityczne i społeczne konteksty. Nawet w poezji pojawiły się reportaże, kroniki i manifesty. Część zamilkła, ponieważ nie czuła się na siłach, by w języku poezji mówić o tym, co działo się wokół, nie była w stanie zmierzyć się ze skalą panoszących się wokół przemocy i zła. A część uciekła w inną rzeczywistość. Ucieczka stała się naturalnym stanem Białorusina.
Foto tytułowe
(Shutterstock)



Posłuchaj podcastu Pieśń o wolnej Białorusi:



Sierpień 2020 roku wstrząsnął nie tylko społeczeństwem, ale i białoruską twórczością. Literatura także doświadczyła traumy. W twórczości białoruskich poetek jej przeżycie uwidoczniło się w dwóch głównych tendencjach. Pierwsza, co zupełnie zrozumiałe, polegała na gwałtownej zmianie paradygmatu, odrzuceniu lirycznej, osobistej intonacji na rzecz pisania w duchu społeczno-publicystycznym. Pojawiły się wiersze-reportaże, wiersze-kroniki, wiersze-manifesty, a nawet wiersze-dokumenty. Wiele autorek precyzyjnie rejestrowało zbrodnie, które działy się na ich oczach, ponieważ czuły się zobowiązane, by zostawić świadectwa przemocy.

Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite
Drugą tendencją, również całkowicie zrozumiałą i logiczną, było milczenie. Niektóre poetki na długi czas porzuciły pisanie, ponieważ nie czuły się na siłach, by w języku poezji mówić o tym, co działo się wokół, nie były w stanie zmierzyć się ze skalą panoszących się wokół przemocy i zła. Literatura zapadła na swego rodzaju „zespół stresu pourazowego”. Do tego dołączyło poczucie winy, szczególnie po 24 lutego 2022 roku, kiedy na samą myśl o publicznej wypowiedzi pojawiał się wstyd. Oczywiście, nie należy zapominać o autocenzurze, szczególnie w przypadku autorów, którzy pozostali w Białorusi.

Istnieje też trzecia strategia literacka, mniej rzucająca się w oczy. To skłonność do eskapizmu, ucieczki w inną rzeczywistość, w której można przetrwać trudne czasy. Nieprzypadkowo fantasy zyskuje dziś na popularności – zarówno czytelnicy, jak i pisarze chcą się ukryć przed rzeczywistością w baśniowym świecie, w którym zwycięża dobro.

Ucieczka stała się naturalnym stanem Białorusina. Uciekamy fizycznie, w sensie dosłownym – uciekamy ze swojego kraju, emigrujemy, by się ratować, uniknąć represji i więzienia. Uciekamy psychologicznie od tej sytuacji, w której się znaleźliśmy, by nie rozdrapywać ran. Uciekamy nawet na poziomie mowy – w milczenie, uciekamy od rozmów o bolesnych sprawach, które nabrzmiewają, boimy się w publikacjach wymienić z imienia i nazwiska osoby, które zostały w kraju. Przestajemy nazywać rzeczy po imieniu. Tak się przyzwyczailiśmy do języka ezopowego, że nie pamiętam już, co to znaczy żyć inaczej, swobodnie, otwarcie. Paradoksalnie, taka sytuacja nie ogranicza poezji, a wręcz przeciwnie – język poezji rozwija się poprzez pełne niedopowiedzeń obrazowanie, szyfry i gry słowne.

Eskapizm w literaturze nie wynika jedynie z samoograniczenia, autocenzury i odruchu obronnego. Sądzę, że niejednokrotnie wypływa ze świadomej decyzji o uciecze poza granice absurdu, z niezgody na współistnienie na prawach tej okrutnej gry, którą narzuciła nam epoka. To przywracanie otoczeniu sensu i ładu, próba odnalezienia znajomego gruntu pod nogami, nawet w dosłownym znaczeniu tego słowa.

Coraz bardziej przejmująco wybrzmiewa u wielu współczesnych białoruskich poetek temat ogrodu, korzeni, kwiatów, więzi z ziemią. W 2023 roku w Wilnie ukazała się książka Maryi Vajciašonak Na przyzbie w Siliczach (Na pryzbie ŭ Siličach). To dziennik poetki – książka przesiąknięta samotnością, oczekiwaniem i zachwytem, która powstała między innymi na kanwie rozmów telefonicznych autorki z przyjaciółką Aksaną. Maryja zaczęła tracić wzrok, więc nagrywane na dyktafon dialogi pozwoliły jej także na swój sposób pozostać w literaturze. Przez te zwyczajne rozmowy prześwitują czas, epoka, a codzienne zjawiska nabierają głębszego sensu. Ta niespieszna opowieść o Białorusi autentycznej, niezmiennej, wiejskiej, którą powoli tracimy, jest ważnym dokumentem naszego czasu. Świat Maryi to świat dzieci i psów, drzew i jesieni, świat wspomnień z dzieciństwa. Rozmowy mieszają się w książce z wierszami. Szczególne relacje łączą autorkę z kwiatami. W oczach Maryi wszystkie one żyją, „mają dusze i adresy”. Poetka jest przekonana, że to nie ona hoduje rośliny, lecz one ją. Tak ją sobie wyobrażam: jak kwiat w porzuconym, lecz nie zaniedbanym ogrodzie, kwiat mocno wrośnięty w ziemię, który kwitnie, czeka. Co charakterystyczne, książka Na przyzbie w Siliczach jest dwujęzyczna; języki białoruski i rosyjski organicznie przenikają się nawzajem, współistnieją w sąsiedztwie, co dobrze oddaje dzisiejsze realia językowe Białorusinów.

Zapiski, które weszły do dziennika, obejmują lata 2017–2020. Tekst urywa się w dniu, gdy Białoruś przeżywała swój dramat. Z pełną świadomością tego, co dzieje się w kraju, Maryja nawołuje: „Bez względu na to, jakie flagi powiewają nad naszymi głowami, trzeba żyć. Trzeba żyć, bez względu na wszystko, nawet jeśli na ulicy pryskają ci w twarz gazem. Powinnaś wziąć się w garść, przybrać nowy kształt i wyjść znów w nowym płaszczu, na obcasach, na spotkanie tego wszystkiego, co może nastąpić…” Większość z nas zamieniła się w ostatnich latach w krzyk. Dmitrij Strocew pisał o tym wprost w jednym z wierszy:

co robiłem przez ostatnie piętnaście lat
krzyczałem

(tłum. Tomasz Mróz)


Podtytuł profilu internetowego Maryi Wajciašonak brzmi: Cum tacent, clamant (łac. „Milcząc, wołają”). Jej kobiecy świat wydaje się cichy i łagodny. To jednak bardzo pojemna cisza, gdy ból bezgłośnie, niepostrzeżenie narasta między wierszami, a za nim majaczą nadzieja i nieprzeparta wola życia.

Kolejny reportaż poetycki w imieniu kwiatów napisała Valancina Aksak, której najnowszy tom nosi tytuł Ucieczka z Polesia (Ucioki z Palessia, Białystok 2023). Valancina Aksak to wspaniała ogrodniczka białoruskiej poezji. „Łatwiej tu umrzeć, niż zwyciężyć”, mówi jej bohaterka liryczna, błąkając się po starym ogrodzie dziadka. Valancina Aksak, podobnie jak tysiące innych Białorusinów, musiała opuścić swój kraj po 2020 roku. Na prezentacji nowego tomu w Wilnie powiedziała, że uważa tę książkę za jedenastą w dorobku (dotąd ukazało się dziewięć jej tomików), ponieważ dziesiąta – jubileuszowa – któregoś dnia ukaże się w ojczyźnie. Los uchodźczyni nie jest wypowiedziany w tekstach bezpośrednio, lecz w rozmowach poetki z tulipanami, anemonami, żonkilami udręka utraty przenika na wskroś. W jednym z wierszy pisze: „Od mojego ogródka oderwać mnie mogą tylko wraz z rękami”. Niestety, to oderwanie nastąpiło, a rozerwane ciało ciągle krwawi. Bezdomność wyziera z każdej strony, a przypadkowo napotkana w plecaku róża na dworcu przypomina: „Po wiek wieków – poniewierka”.





Zaletą tomików Valanciny Aksak i Maryi Vajciašonak jest bogata, nasycona białoruszczyzna, pełna dialektyzmów i archaizmów. Sama Valancina Aksak podkreśla, że tak wiele pisze o roślinach również ze względów lingwistycznych, by zachować ich oryginalne ludowe nazwy, które popadły obecnie w niemal całkowite zapomnienie. Czytanie tych wierszy staje się jednocześnie wędrówką po ekscytującym ludowym imaginarium, w którym na wpół nieznane słowa powracają echem odległych wspomnień z dzieciństwa. W jednym z wywiadów autorka wyznaje: „Opisywanie rzeczywistości jest zadaniem dla publicystyki, a nie poezji. Sądzę, że jej jedyna, podstawowa rola polega na tworzeniu harmonii z chaosu”.

Być może to, co nazywam eskapizmem, tak naprawdę jest po prostu poezją samą w sobie. Czasy zmuszają nas do wchodzenia w rolę wojowniczek, dokumentalistek swojego czasu, lecz zdolność do zachowania wewnętrznej melodii i pozostania poza czasem, bez względu na wszystko, być może świadczy o sile, a nie o słabości. To nie polityczny downshifting, nie oderwanie od rzeczywistości, lecz spojrzenie na nią pod innym kątem – nie z gęstwiny placów, na których kłębią się tłumy demonstrantów, lecz z głębi własnego ogrodu, ze swojego podwórka, które dla Białorusinki stanowi centrum wszechświata. W swej istocie takie utwory również stają się reportażami z miejsca zdarzenia, lecz opowiedzianymi głosami roślin. Obok „głośnej” literatury, pisanej na placach, w więźniarkach, w więzieniach, nadal istnieje ta „cicha”, nie mniej ważna. To działająca cisza. Ogród rośnie cicho, słychać tylko świergot ptaków. Ogród to siła porządku, kultura przeciw ciemnocie, zepsuciu, chaosowi zła.

Wracając do tematu dwujęzyczności w Białorusi, warto podkreślić, że w ostatnich latach atrakcyjność języka białoruskiego wzrosła, a wiele autorek, które wcześniej pisały jedynie po rosyjsku, obecnie stara się tworzyć także po białorusku. To też swojego rodzaju ucieczka od świata, który okazał się wrogi i przerażający, do przytulnej, bezpiecznej niszy. Poetka z Mińska Volha Złotnikava, która pisała wcześniej tylko po rosyjsku, w 2022 roku nagle zaczęła tworzyć w języku białoruskim, i w 2023 roku ukazała się jej pierwszy białoruskojęzyczny tomik Przed nami tylko las (A napieradzie tolki les). W wierszu pt. możesz mnie nawet zabić wyznaje: „Zwracam ci twój język, który pożyczałam”. Nawet jeśli w tym języku niegdyś kochała i nazywała drzewa, dłużej nie potrzebuje języka opanowanego przez wojnę.


Posłuchaj podcastu Zapach więzienia w Białorusi:



W ujęciu poetki praprzyczyną, która sprawia, że stare życie odchodzi i rodzi się nowe, jest las. Dzięki temu książka nie przytłacza smutkiem, pozostawia mnóstwo nadziei. Okazuje się, że Białorusinki od zamierzchłych czasów szukają schronienia przed nieszczęściem na sposób partyzancki – w lesie, lub „chowają się w ziemniakach”. Kto wie, może ta znana, ironiczna fraza o chowaniu się w ziemniakach ma dla Białorusina jakiś głębszy, metafizyczny sens. Praca w polu nie pozwala nam osunąć się w rozpacz, dzięki niej powracamy do natury. Jedna ze znanych białoruskich pisarek, Hanna Siewiaryniec, niedawno opublikowała na swojej stronie nowy wiersz o ciotce Nadzi, która zapomniała umrzeć, bo miała tyle spraw w gospodarstwie, że kompletnie nie miała na to czasu.

Przez dwa lata emigracji ze zdziwieniem skonstatowałam, że wiele Białorusinek ma potrzebę zakorzeniania się w ziemi, czego wcześniej, w kraju, nie zauważały. Hodujemy ziemniaki w doniczkach na balkonie, na naszych parapetach rosną pomidory i ogórki, dzielimy się ze znajomymi zdjęciami swoich plonów. Może w ten sposób objawia się nasz kod genetyczny? Pielęgnujemy rozrzucone po całym świecie, lecz wciąż te same rośliny, pozostając dzięki temu w jednym kontekście. Przynajmniej tyle wciąż nam wolno, tego nie da się nam odebrać, tego jeszcze nie uznano za ekstremizm. Pamiętam, że moja babcia wkrótce przed śmiercią, gdy prawie straciła jasność myślenia po udarze, ożywiała się jedynie wtedy, gdy mówiono przy niej o burakach czy ogórkach. Wtedy jakby wracały jej pamięć i blask w oczach; to była nić, która do ostatniej chwili łączyła ją z życiem. Przez tę więź z ziemią, powtarzając los naszych babć, być może dzisiaj stajemy się silniejsze, wytrwalsze, niepokonane.

„Kupalinko, Kupalinko, ciemna noc zapadła, a gdzież to twoja córka w tej nocy przepadła?” – tak brzmi początek bodaj najbardziej znanej białoruskiej piosenki. No i gdzie się podziewa ta białoruska córka? „Moja córka w ogródku róże plewi, kwiatki zrywa, wianki wije, i gorzkie łzy leje”. Myślę, że nie tylko dla mnie sens tej piosenki objawił się nagle na nowo w ostatnich latach.

Tove Jansson pisała o swojej epoce, że aby uniknąć przytłoczenia, aby zapomnieć o okrucieństwie i mroku wojny, przenosiła się do idyllicznego świata muminków, gdzie wszystko było naturalne i jasne. Białoruskie poetki przenoszą się do swojego ogródka, rozmawiają z kwiatami albo powracają do lasu, między drzewa, tam, gdzie wszystko jest możliwe, a cuda zdarzają się nieustannie.


Posłuchaj podcastu Poezja białoruskiego protestu:



Ostatnie lata jak nigdy uwydatniły rolę kobiet w białoruskim społeczeństwie. Być może ten niełatwy czas historyczny przypadł nam w udziale nie tylko po to, by zwyciężyć ostatnie dyktatury w Europie, lecz by zredefiniować rolę kobiety w życiu codziennym Białorusi, ujrzeć w niej cichą bohaterkę.

Podczas białoruskiej rewolucji 2020 roku oglądaliśmy już kobiety z kwiatami, kobiety, które wyszły na ulicę na znak protestu. Te obrazy rozlały się szeroką falą po świecie i pokazały, że kwiaty także mogą być bronią, że kobiety nie stoją z boku, nie milczą, że mają swoje widzenie świata i swoją prawdę.

Nasta Kudasava - białoruska poetka, tłumaczka. Absolwentka Wydziału Filologii Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego w Mińsku. Autorka tomików poezji Лісце маіх рук [Liście moich rąk] (2006), Рыбы [Ryby] (2013), Маё невымаўля [Moje niewymowlę] (2016), Вясна. Вуснам цесна [Wiosna. Ustom ciasno] (2021). Członkinia Związku białoruskich pisarzy, laureatka wielu nagród literackich, między innymi nagrody Białoruskiego PEN-Clubu „Książka roku-2016”, nagrody „Przezroczysty Eol” (2018) w nominacji „Najlepsza poetycka publikacja roku”, nagrody imienia Michasia Stralcowa (2021). Wiersze Nasty Kudasewej były tłumaczone na język rosyjski, ukraiński, bułgarski, polski, czeski, angielski. Rezydentka Kolegium Europy Wschodniej
Maryja Vajciašonak zarejestrowała w swoim tomiku taki moment: autorka przyjeżdża ze wsi do Mińska i patrzy z okna samochodu na marsz kobiet. W tej chwili czuje, że nagle znika jej zwykłe wiejskie „wyobcowanie”, że rodzi się w niej głęboka, niespodziewana więź z tymi kobietami z miasta, poczucie jedności z nimi, świadomość, że wszystkie jesteśmy wojowniczkami.

Kim zatem jest poetka w dzisiejszej Białorusi – wojowniczką czy ogrodniczką? A może to na jedno wychodzi… I jedno tylko wzmacnia drugie. Mieszkam w Polsce od dwóch lat. Mój kraj staje się dla mnie coraz bardziej niedostępny, a wszystko, co tutaj mam, to moje wiersze i mój maleńki ogródek na parapecie – ogórki, pomidory w doniczkach, dalie, obok których nie umiałam przejść obojętnie w sklepie, bo takie dalie rosły kiedyś u mojej babci w ogródku. Babcia umarła wkrótce po naszym wyjeździe. Nie mogłam być na pogrzebie, dlatego zapamiętałam ją żywą i z całego serca dbam o moje dalie i czekam na powrót do domu. Kiedy dopada mnie rozpacz i zwątpienie, pocieszenie przynoszą słowa naszego poety Alesia Razanaua:
Nie powróci żołnierz,
nie powróci wędrowiec,
powróci siewca…
Siewca
powraca zawsze.

(Tłum. Adam Pomorski)


Tłum. Joanna Bernatowicz

Artykuł dofinansowany przez Netherlands Fund for Regional Partnerships/Human Rights Fund, Komisję Europejską oraz Miasto Wrocław.

Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie'24" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 230 000 zł.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.