Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Międzymorze / 01.10.2024
Joanna Bernatowicz, Tomasz Mróz
„Przyszłość Białorusi zależy od języka białoruskiego”. W mentalności Białorusinów zakorzenia się współczesna Rosja
Po wyborach w 2020 roku w Białorusi ruszyła najsilniejsza od lat fala rusyfikacji. Język białoruski – wciąż zmagający się z marginalizacją – staje się symbolem oporu wobec reżimu, który usiłuje go wymazać z życia publicznego i edukacji, by wzmocnić wpływy rosyjskie. Od usuwania białoruskich napisów, przez represje w więzieniach wobec białoruskojęzycznych więźniów, aż po propagandową walkę z białoruskim alfabetem łacińskim – władze Łukaszenki dążą do stłumienia językowej tożsamości kraju.
(Shutterstock)
Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!
Po stłumieniu fali masowych protestów po wyborach 2020 roku, gdy miliony Białorusinów domagały się najpierw uczciwego policzenia głosów, a potem zmiany władzy, Łukaszenka rozpoczął kolejną, najsilniejszą od dziesięcioleci, falę rusyfikacji. Nie powinno to dziwić, bo protesty odbywały się pod biało-czerwono-białą flagą, spora część ich uczestników mówiła po białorusku. Białoruskość w Białorusi od niemal trzydziestu lat jest synonimem opozycyjności wobec sowieckiego z ducha reżimu Łukaszenki. Reżimu, który od samego początku rozpoczął walkę z językiem białoruskim: zaraz po wygranych wyborach w 1994 roku Łukaszenka zainicjował zmianę konstytucji i wprowadzenie do niej rosyjskiego jako równorzędnego języka państwowego. Najnowsza fala rusyfikacji wieńczy te trzy dekady walki z językiem białoruskim, walki o różnym natężeniu. W tej walce Łukaszenka odnosi pewne sukcesy: według klasyfikacji UNESCO, język białoruski należy do grupy języków potencjalnie zagrożonych wymarciem.
Problem nie zaczął się wraz z przyjściem do władzy Łukaszenki. Białoruś poddawana jest rusyfikacji, odkąd znalazła się w granicach państwa rosyjskiego. Pierwszy spis powszechny, który przeprowadziły pod koniec wieku XIX władze w carskiej Rosji, ujawnił, że język białoruski dominował na niemal całym terytorium dzisiejszej Białorusi (z wyjątkiem okolic Brześcia i Kobrynia, gdzie przeważał ukraiński). W spisie powszechnym z 1999 roku prawie 74 procent Białorusinów wskazało język białoruski jako mowę ojczystą. Był to jedyny wzrost zanotowany w ostatnich dekadach: w poprzednim spisie z 1989 roku było to 8 punktów procentowych mniej.
W ciągu ostatniego trzydziestolecia niezmiennie zaskakuje ogromny rozziew pomiędzy odsetkiem Białorusinów, którzy deklarują białoruski jako język ojczysty a tymi, którzy przyznają się, że używają go na co dzień. W 1989 roku etniczni Białorusini stanowili 85 procent ogółu ludności. 36,7 procenta mieszkańców BSRR zadeklarowało wówczas białoruski jako język, w którego używają w domu. Wśród etnicznych Białorusinów było to niewiele więcej, bo lekko powyżej 41 procent. Po rosyjsku w domu rozmawiało prawie 63 procent mieszkańców Białorusi oraz około 59 procent etnicznych Białorusinów.
W spisie powszechnym z 2009 roku 23,4 procent mieszkańców Białorusi zadeklarowało, że w domu mówią po białorusku. W spisie z 2019 odsetek ten wzrósł do 26 procent. Co interesujące, wśród grup narodowych, to Polacy najczęściej w domu mówią po białorusku – 46 procent z tych, którzy w 2019 roku zadeklarowali narodowość polską, rozmawia w domu po białorusku.
Największym zmartwieniem świadomych swojej białoruskości Białorusinów jest edukacja i szkolnictwo. W ciągu trzech dekad Łukaszenki odsetek uczniów szkół średnich uczących się po białorusku spadł z 40 procent do ośmiu. Pozostałe niemal 92 procent uczniów uczy się po rosyjsku. Pod koniec lat 80., niemal co piąte białoruskie dziecko uczęszczało się do białoruskojęzycznego żłobka lub przedszkola, na początku obecnej dekady było to już tylko 9 procent. W roku szkolnym 2018/2019 niecałe 10 procent pierwszoklasistów rozpoczynało naukę w klasach białoruskojęzycznych. W tym przypadku poraża różnica między wsią i miastem: na wsiach ponad połowa pierwszoklasistów (53,7 procent) poszła do białoruskojęzycznych klas, gdy w miastach niewiele więcej niż jeden na stu (1,4%). Nie-białoruskość miast ma swoja długą tradycję: spis powszechny przeprowadzony w Sowieckiej Białorusi w 1926 roku pokazał, że tylko 49 procent tych mieszkańców wielkich miast, którzy podali białoruską przynależność narodową, zadeklarowało język białoruski jako ojczysty. Już wówczas miasta były mocno zrusyfikowane, a dekady planowego sowieckiego eksperymentu społecznego jedynie ten stan pogłębiły.
Wymazywanie łacinki
Na portalach społecznościowych Białorusini publikują zdjęcia ilustrujące, jak język rosyjski powoli wypiera białoruszczyznę w przestrzeni publicznej. Nowe tablice z nazwami ulic w Mińsku są już po rosyjsku, rozkłady jazdy na przystankach autobusowych w całym kraju – coraz częściej – również. Na niektórych fotografiach widać ewolucję, jaka zaszła w kraju w ciągu ostatnich trzech dekad: napisy z lat 90. w języku białoruskim zastępowane były przez trasiankę (mieszaninę białoruskiego i rosyjskiego), a w ostatnich latach – już przez język rosyjski. W październiku 2023 roku na dworcu autobusowym w Grodnie zniknęły zapowiedzi w języku białoruskim. W odpowiedzi na interwencję jednego z mieszkańców administracja dworca odpowiedziała, że komunikaty dotychczas wypowiadał pracownik, ale z Mińska przysłano program komputerowy, a ten już ma wyłącznie wersję rosyjską.
W całym kraju usuwana jest łacinka – wariant zapisu języka białoruskiego alfabetem łacińskim tworzony od średniowiecza aż do wieku XX. Walkę z łacinką w sierpniu 2022 roku rozpoczęła znana grodzieńska prorządowa propagandystka Olga Bondariewa. Władze ochoczo podchwyciły jej inicjatywę. W dokumencie przedstawionym Łukaszence, szef jego Administracji Ihar Sierhiejenka, uzasadniał, iż łacinka powstała na bazie polskiego wariantu alfabetu łacińskiego, który od XVI wieku wykorzystywano do polonizacji Białorusinów oraz narzucania im katolicyzmu.
Do niedawna na ulicach wielu białoruskich miast oraz w mińskim metrze na tablicach widniały napisy w języku białoruskim cyrylicą oraz łacinką. Obecnie pozostaje białoruska wersja cyrylicą, zaś łacinkę zastępuje język rosyjski. Na fali rusyfikacji po roku 2020 na głównym dworcu kolejowym Mińska usunięto również wszystkie napisy po angielsku. W ostatnim roku krytyka Bondariewej i podobnych propagandystów coraz częściej wymierzona jest w sam język białoruski: używając jako pretekstu białoruskich polonizmów, przekonują, że jest to język sztuczny i narzucony, język „kolaborantów”. Wszystkie działania zmierzające do wspierania języka białoruskiego (nawet te, którą podejmują urzędy), Bondariewa atakuje jako próbę rozłamu jednego narodu białoruskiego.
Językowy obraz świata
Coraz częściej dyskryminacja dotyka również innych przestrzeni życia publicznego. W nowopołockim więzieniu, jak informował w wywiadzie dla Portalu Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna” jeden z byłych więźniów, usunięto wszystkie książki w języku białoruskim, nawet utwory białoruskich klasyków Janki Kupały, Jakuba Kołasa oraz Uładzimira Karatkiewicza oraz noblistki Swietłany Aleksijewicz (piszącej wyłącznie po rosyjsku).
W lutym tego roku, z okazji Dnia języka ojczystego, „Wiasna” przygotowała specjalny raport o sytuacji języka białoruskiego w więzieniach. Strażnicy i pracownicy więzień są agresywnie nastawieni do białoruskojęzycznych więźniów, za używanie języka białoruskiego bądź oczekiwanie odpowiedzi od władz więzienia po białorusku można trafić do karceru. W aresztach na język białoruski reagowano wrogo, był ignorowany: próśb zatrzymanych nie zbywano drwiną lub udzielano im na przykład pomocy medycznej, dopiero wówczas gdy przeszli na język rosyjski. Znany malarz Aleś Puszkin, który zmarł w więzieniu w lipcu ubiegłego roku, po aresztowaniu został dotkliwie pobity przez strażników, ponieważ znaleziono przy nim deklarację napisaną w języku białoruskim.
Nie tylko w więziennych bibliotekach usuwa się książki po białorusku: w sierpniu 2023 roku przez białoruskojęzyczne media przetoczyła się fala oburzenia, gdy na oficjalnym portalu zamówień publicznych pojawiło się ogłoszenie o przetargu na książki dla regionalnej biblioteki w Mohylewie. Na liście książek, którą zamierzała kupić biblioteka, nie było ani jednej białoruskiej pozycji. Wszystkie tytuły były wydane przez rosyjskie wydawnictwa i dotyczyły historii, geografii i kultury Rosji.
Białoruski i rosyjski rząd stworzyły wspólną komisję historyczną. Jednym z jej zadań jest opracowanie wspólnego podręcznika do historii (Podręcznik do historii Państwa Związkowego). Treści nauczania w obu państwach związkowych mają być zsynchronizowane, co w sposób oczywisty ma prowadzić do rusyfikacji białoruskiej historii i wpisania jej w wielkoruską narrację.
Białoruski historyk, Cimafiej Akudowicz, zapytany przez Radio Svaboda z okazji niedawnej rocznicy „Nocy Rozstrzelanych Poetów” (noc z 29 na 30 października 1937, gdy NKWD rozstrzelało ponad 130 przedstawicieli białoruskiej elity intelektualnej) o analogie między najnowszymi represjami a czasami stalinowskiego terroru, za najważniejszą różnicę między nimi uznał fakt, że w przeciwieństwie do lat 30. XX w. obecne prześladowania języka białoruskiego prowadzone są rękami samych Białorusinów.
Alina Nahornaja, współautorka książki Mova404 (Język404) opisującej proces zanikania białoruszczyzny w łukaszenkowskiej Białorusi, przeprowadziła badanie skupiające się na rzeczywistej sytuacji języka białoruskiego (Dostępność i dyskryminacja języka białoruskiego w Białorusi). Badanie opierało się na ankietach wśród niemal pięciuset aktywnych użytkowników języka białoruskiego, spośród których część wybrała białoruski już w dorosłym życiu. Subiektywne odczucia są jeszcze bardziej pesymistyczne niż oficjalne statystyki. Tylko 12 procent ankietowanych zadeklarowało, że nie spotyka się z żadną formą dyskryminacji z powodu używania języka białoruskiego Najwięcej osób wskazało, że negatywne reakcje odczuwają ze strony osób postronnych oraz w sektorze usług. Z przeprowadzonych ankiet i przekazanych historii wyłania się ponury obraz: to zwykli ludzie wykazują znacznie większą gorliwość w dyskryminowaniu języka białoruskiego niż organy państwa czy instytucje publiczne. Te drugie czasem są skłonne się cofnąć, choćby dlatego, że do uznania języka białoruskiego obliguje je prawo. Ci pierwsi mają swoją niewzruszoną mądrość, że językiem ludzi normalnych jest rosyjski, a tych, co odważą się mówić po białorusku, chłoszczą swoją pogardą: „miastowy” (czyli rosyjskojęzyczny) ma tak prawo postępować z zacofanym wieśniakiem.
Mniej niż 1% filmów dostępnych widzowi na Białorusi tłumaczone jest na język białoruski. Cała reszta produkcji dostępna jest po rosyjsku. Opieka zdrowotna, gastronomia, sektor bankowy, sektor kosmetyczny, handel są właściwie w stu procentach zrusyfikowane. O ile część pracowników zatrudnionych w tych sektorach rozumie komunikat po białorusku, do wyjątków należą sytuacje, kiedy ktoś potrafi również udzielić odpowiedzi w tym języku. W instytucjach państwowych niepodzielnie panuje język rosyjski. Duża część dokumentacji i formularzy dla petentów nawet nie jest tworzona w języku białoruskim, chociaż jest on równorzędnym językiem państwowym. Daria, jedna z osób, która wzięła udział w ankiecie Aliny Nahornej, przywoływała sytuację w jednym z urzędów: gdy podała urzędniczkom wniosek wypełniony po białorusku, te zaczęły się śmiać, a potem zapytały: „a dlaczego nie po chińsku?”. Ostatecznie dokumentu nie przyjęły, bo „takich się nie przyjmuje”.
Problemem przy ocenie sytuacji językowej jest brak wiarygodnych badań: instytucje państwowe w warunkach autokracji nie przeprowadzają badań opinii publicznej, organizacje pozarządowe w Białorusi praktycznie nie istnieją. Pozostaje więc opierać się na projektach społecznych oraz przedsięwzięciach indywidualnych. Ich słabością pozostaje stosunkowo niewielki zasięg badania dokonywanego najczęściej przez Internet.
Według jednego z nielicznych badań przeprowadzonych przez Chatham House 55 procent Białorusinów uważa, że Białorusini, Ukraińcy i Rosjanie wchodzą w skład jednego wielkiego wschodniosłowiańskiego etnosu. Tylko 41 procent respondentów podziela przekonanie, że Białorusini są odrębnym narodem z własną historią i kulturą. 16 procent opowiada się za tym, by język białoruski miał status jedynego języka państwowego, podczas gdy 70 procent opowiada się przeciw takiemu rozwiązaniu. Jak podkreśla autor badania, Ryhor Astapienia, oznacza to, że Białorusini patrzą na język białoruski jak na część kultury, a nie język życia codziennego. Tę pozycję zajmuje dominująca ruszczyzna.
Publicysta i pisarz Siarhiej Dubawiec postawił hipotezę, iż w białoruskojęzycznej Białorusi skala represji, jaka nastąpiła po sierpniu 2020 roku nie byłaby możliwa. Język to nie tylko środek porozumiewania się i przekazywania myśli – niesie w sobie również ładunek wartości i obraz świata, a współczesna rusyfikacja Białorusi nie ogranicza się jedynie do języka i kultury. Wraz z zalewem ruszczyzny w mentalności Białorusinów zakorzenia się współczesna Rosja z jej kultem czynownictwa, propagandystów, szablonami zachowania władzy. Można dodać do tego jeszcze militaryzm oraz bezwzględny kult i dominację struktur siłowych w hierarchii społecznej.
Chyba nikt, kto jest świadomy skali zaniku białoruszczyzny, nie może zaprzeczyć, że w dziedzinie kultury i języka ekipa Łukaszenki działa jak reżim okupacyjny. W marcu 2021 roku, czyli pół roku po powyborczym powstaniu, białoruski dziennikarz Siarhiej Abłamiejka pisał na stronie internetowej białoruskiej sekcji Radia Swabody: „Przyszłość Białorusi zależy od języka białoruskiego”. Patetyczne, ale być może prawdziwe słowa.
Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie'24" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 230 000 zł.
Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.