Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Kaukaz / 11.12.2024
Kristianna Grigorian

Świat nie uznał wyborów w Gruzji. To przedłużenie pasma nadziei i rozczarowań

Przez ostatnie 12 lat Gruzja zmieniała się na moich oczach – nie zawsze na lepsze. Kraj, który w przeszłości był symbolem nadziei na demokrację, dziś zmaga się z trudnościami, a dotykają one każdego obywatela. Problemy gospodarcze – takie jak wysokie bezrobocie, niskie płace, rosnące koszty życia, brak perspektyw dla młodzieży – zmuszają do wyjazdu za granicę, a napięcia polityczne rodzą brak stabilności i zaufania do władzy. Marzenia o lepszej przyszłości zamieniły się w rozczarowanie i frustrację.
Foto tytułowe
(Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego czwartego wydania magazynu online!



Na początku, w 2013 roku, kiedy władza przeszła w ręce Gruzińskiego Marzenia, mieliśmy nadzieję. Wierzyliśmy, że wraz z rządami Iwaniszwilego nadejdą zmiany na lepsze: reforma gospodarki, poprawa administracji, większa przejrzystość i – co dla nas ważne – zbliżenie z Zachodem. Ale z biegiem lat wszystko zaczęło się komplikować. Choć wciąż deklarowano proeuropejski kurs kraju, to zauważyliśmy, że rząd staje się coraz bardziej zachowawczy w stosunku do Rosji. Zamiast iść twardo na Zachód, zaczął balansować, szukając zbliżenia z Moskwą.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


W latach 2018–2024 w Gruzji doszło do szeregu dramatycznych wydarzeń, które jeszcze bardziej pogłębiły kryzys polityczny. W 2018 roku odbyły się kontrowersyjne wybory prezydenckie, zakończone zwycięstwem Salome Zurabiszwili. Wspierało ją rządzące Gruzińskie Marzenie, ale wynik wyborów budził poważne wątpliwości i pojawiły się oskarżenia o nieprawidłowości wyborcze. Zaledwie rok później – 20 czerwca 2019 roku – w Tbilisi doszło do tzw. nocy Gawriłowa. Wizyta rosyjskiego deputowanego Siergieja Gawriłowa, który przewodniczył sesji Międzyparlamentarnego Zgromadzenia Prawosławia w gruzińskim parlamencie, siedząc na miejscu przewodniczącego gruzińskiego parlamentu, wywołała społeczne oburzenie. Gawriłow jest znany z poparcia dla separatystycznych regionów Abchazji i Osetii Południowej, które Gruzja uważa za okupowane przez Rosję. 20 czerwca 2019 roku wieczorem przed parlamentem w Tbilisi zebrały się tysiące ludzi. Demonstracje szybko przerodziły się w starcia z policją, tłum próbował dostać się do parlamentu. Policja odpowiedziała gazem łzawiącym, gumowymi kulami i armatkami wodnymi. Ponad 240 osób zostało rannych, w tym protestujący i policjanci. Protesty trwały kilka dni, ale ich skutki były odczuwalne przez długi czas. Podczas starć między protestującymi a policją w Tbilisi Mako Gomuri, osiemnastoletnia dziewczyna, została poważnie ranna w wyniku postrzelenia gumową kulą. Straciła jedno oko, co uczyniło ją symbolem brutalności policji podczas tamtych wydarzeń. Pod presją protestów (albo po prostu po to, by je uspokoić) 21 czerwca ówczesny przewodniczący parlamentu Irakli Kobachidze zrezygnował ze stanowiska. Rząd obiecał także wprowadzenie proporcjonalnego systemu wyborczego od 2020 roku, czego domagali się demonstranci.


Niespełnione obietnice i kolejne protesty


Wybory parlamentarne w Gruzji, które odbyły się 31 października 2020 roku, zakończyły się kolejnym politycznym kryzysem. Rządząca partia Gruzińskie Marzenie ogłosiła zwycięstwo, ale opozycja i część społeczeństwa oskarżyły władze o fałszowanie wyników. Zarzuty dotyczyły manipulacji, presji na wyborców i kupowania głosów. Po raz kolejny Gruzini wyszli na ulice, żądając powtórzenia wyborów.

Opozycja zbojkotowała parlament, a mediacje międzynarodowe, przede wszystkim ze strony Unii Europejskiej, doprowadziły do porozumienia dopiero w 2021 roku. Zapowiedziano reformę wyborczą i potencjalne przyspieszone wybory. Jednak sytuacja się nie zmieniła – obietnice pozostały częściowo niespełnione, a kryzys polityczny wciąż trwał. Ten scenariusz nie był niczym nowym dla Gruzji. Każde wybory od lat prowadzą do podobnych oskarżeń, protestów i podziałów.

W 2023 roku rząd zaproponował ustawę o agentach zagranicznych, co spotkało się z masowym oporem społecznym, bo nowe regulacje przypominały rosyjskie prawo ograniczające działalność organizacji pozarządowych. Choć projekt w 2023 roku został wycofany, to sama próba jego wprowadzenia pokazała, że rząd balansuje między proeuropejską retoryką a tendencjami prorosyjskimi.

W 2024 roku gruziński parlament jednak uchwalił ustawę o zagranicznych agentach, co znowu wywołało masowe protesty społeczne. Pod presją obywateli i krytyki ze strony innych państw prezydentka Salome Zurabiszwili zawetowała ustawę, opóźniając jej wprowadzenie. Jednak rządząca partia Gruzińskie Marzenie miała wystarczająco dużo głosów w parlamencie, by odrzucić jej weto i uchwalić to prawo. Po raz kolejny powtórzyła się sytuacja, gdy początkowe oburzenie i mobilizacja społeczeństwa ustąpiły po krótkim czasie, nie pozostawiając długofalowego wpływu na działania władz. Z tego powodu UE postanowiła wstrzymać negocjacje z Gruzją i zamrozić pomoc finansową. Ustawa wymaga bowiem od organizacji pozarządowych i mediów, które otrzymują więcej niż 20 proc. swojego finansowania z zagranicy, zarejestrowania się jako organizacje związane z obcymi wpływami. Unia Europejska wyraziła swoje ubolewanie, twierdząc, że ta ustawa zagraża demokracji w Gruzji. Przedstawiciele UE, w tym ambasador w Gruzji, ostrzegali również, że może to zniweczyć gruzińskie plany akcesyjne i wezwali do zmiany tego prawa, by rozmowy o członkostwie mogły być kontynuowane.


Teraz na pewno się uda


W 2024 roku, przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi, miałam poczucie, że wszystko to, co się wydarzyło przez minione dwanaście lat, prowadziło do tego momentu. Kiedy patrzyłam na ten kraj, na rządzących, to już nie chodziło tylko o to, czy spełnią swoje obietnice. Wiedziałam, że tego nie zrobią. Chodziło o to, czy wciąż potrafią słuchać ludzi, którzy od lat wyrażają swoje niezadowolenie. Każde wydarzenie, każdy protest, każda kontrowersyjna decyzja tylko przekonywały mnie, że mieliśmy rację. W końcu kiedyś musieliśmy odzyskać kontrolę nad naszym krajem i jego przyszłością. Miałam nadzieję, że będzie podobnie jak w 2003 roku, kiedy ludzie się w końcu wkurzyli, zrozumieli, że są wykorzystywani, i postanowili pójść na wybory, by zakończyć proces degradacji państwa. Myślałam, że po tylu latach niezadowolenia, kontrowersji i rozczarowań Gruzini znowu się obudzą, by zdecydować o przyszłości kraju. Niestety, nie każdy zrozumiał, że to ostatnia szansa na zmiany.

Za każdym razem w czasie demonstracji myśleliśmy: „Teraz na pewno nastąpi zmiana, teraz się uda”. I chociaż emocje były silne, a w sercach mieliśmy nadzieję, zmiana wciąż nie nadchodziła. Zastanawialiśmy się, czego nam brakuje w tej walce. Odpowiedź była prosta: lidera, silnego lidera, który poprowadzi nas do celu. Brakowało nam także spójnego planu działania, jasnej wizji tego, jak osiągnąć nasz cel. I, co najważniejsze, brakowało jedności – bez niej trudno było osiągnąć to, o czym marzyliśmy.

Październikowych wyborów parlamentarnych świat nie uznał, mimo to nowy parlament już działa w Gruzji. Po tych wyborach nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ludzie sprzedali swój kraj za grosze. Skandowali, że nie chcą wojny jak w Ukrainie, ale w rzeczywistości sprzedali kraj za pracę, za ziemniaki, za obietnice doraźnego komfortu. W tej całej grze chodziło tylko o krótkoterminowe zyski, o własny interes, a nie o przyszłość Gruzji.

To były wybory, podczas których byłam obserwatorką. Nigdy nie zapomnę tego bólu, który poczułam po ogłoszeniu wyników. Widziałam, jak je przeprowadzono, jak głosowano, kto głosował… wszystko to było nie tak, wszystko było fałszywe. Patrzyłam na to z bliska, widziałam, jak manipulowano procesem wyborczym, jak zmuszano ludzi do oddania głosów w sposób, który nie miał nic wspólnego z uczciwością. To była tylko iluzja, teatr, który miał ukryć prawdę. Czułam, że cała ta sytuacja była zdradą – nie tylko w stosunku do mnie, ale także w stosunku do całego kraju, który zasługiwał na coś lepszego.


Wybór ojca


W moim rodzinnym Lagodechi ludzie opowiedzieli mi o wydarzeniach z dnia wyborów. Ojciec, którego syn był poważnie chory, stanął przed dramatycznym wyborem. Obiecano mu, że jeśli przekona wszystkich w swojej dzielnicy, by głosowali na Gruzińskie Marzenie, to na drugi dzień jego syn zostanie przetransportowany do Turcji na leczenie. Zrozpaczony ojciec klęczał przed każdym, błagał, prosił, mówił każdemu, że to jego jedyna szansa na uratowanie życia dziecka. Tą rodziną przez lata nikt się nie interesował, nie otrzymywała ona żadnego wsparcia. Dopiero gdy zbliżały się wybory, nagle władze ostentacyjnie zaczęły jej pomagać. Ludzie głosowali tak jak prosił ich sąsiad, ojciec chłopca. W małych wioskach każdy zna każdego, a gdy w grę wchodzi temat zdrowia dziecka, nikt nie może odmówić pomocy.

Na drugi dzień po ogłoszeniu wyników wyborów dziecko przewieziono do Turcji. Nikt jednak nie przyznał, że pieniądze pochodziły od Gruzińskiego Marzenia. Rzekomo pojawili się anonimowi ofiarodawcy, którzy wszystko sfinansowali. Ale nie jesteśmy naiwni – w małych wioskach każdy zna każdego i trudno ukryć prawdę.

Co można dodać? Jak skomentować taką perfidię? To tylko jeden przykład, ale cały kraj kupiono w podobny sposób! Po tych wyborach czułam nienawiść do wszystkich, bo pojęłam, że ludzie niczego nie zrozumieli. Ich dzisiejszy komfort, te małe obietnice, które dali im rządzący, były ważniejsze niż jakakolwiek przyszłość tego kraju. Zamiast walczyć o długofalowe zmiany, wybierali chwilową wygodę, krótkoterminowy zysk, nawet jeśli wiedzieli, że płacą za to cenę, której nie będą w stanie unieść za kilka lat. Kolejne pokolenia Gruzinów i Gruzinek zapłacą za to brakiem zmian na lepsze, biedą i uzależnieniem od politycznych manipulacji. Gruzja, zamiast się rozwijać, stoi w miejscu.

I tym razem cały świat był „niezadowolony” z wyników wyborów w Gruzji, ale na tym się wszystko kończyło. Międzynarodowa społeczność wyraziła swoje oburzenie, oskarżając rząd o fałszerstwa, manipulacje i brak transparentności, jednak reakcje – poza słowami – były minimalne. Przez to, co działo się na zewnątrz, nie zmieniło się nic w kraju. Protesty i oskarżenia nie miały realnego wpływu na wynik wyborów. Gruzja pozostała w rękach tych samych ludzi. To, co się liczyło, to ogłoszony wynik, a nie opinie z zagranicy. I tak jak zawsze, po fali niezadowolenia w kraju zapadała cisza.

Już nawet nie wychodziłam na protesty, bo wiedziałam, jak się skończą. To były te same twarze, te same obietnice, te same słowa, które niczego nie zmieniały. Ludzie wychodzili na ulicę z nadzieją, ale po kilku dniach, po kolejnych obietnicach i manipulacjach, rezygnowali, a wszystko wracało do punktu wyjścia. Zmęczenie, bezsilność – to wszystko sprawiało, że po jakimś czasie przestaliśmy wierzyć, że cokolwiek się zmieni. I choć znowu wychodziliśmy na ulicę, wiedziałam, że to nic nie da.

Myślałam, że nic gorszego nie może się już wydarzyć. Ale rząd się postarał i ogłosił, że zawiesza rozmowy o dalszej integracji z Unią Europejską i rezygnuje z unijnych dotacji, które miały wspierać rozwój infrastruktury i gospodarki. Ta decyzja była ogromnym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę wcześniejsze deklaracje o proeuropejskich ambicjach Gruzji.

Wesprzyj nas na PATRONITE


Plecami do Unii Europejskiej


Rząd zdecydował o rezygnacji z unijnych funduszy, co będzie miało poważne konsekwencje dla rozwoju kraju, gdyż zamrozi wiele projektów, które miały na celu poprawę jakości życia obywateli. Rezygnacja z negocjacji to krok wstecz, który oddala Gruzję od dalszej modernizacji i stabilizacji. Mimo to rząd uspokaja opinię publiczną, że decyzja ta wynika z chęci utrzymania suwerenności i niezależności kraju.

Dla wielu obywateli Gruzji oznacza to, że marzenia o pełnej integracji z Zachodem zostały porzucone na rzecz bliższych relacji z Rosją. Społeczeństwo podzieliło się w tej kwestii: z jednej strony są ci, którzy popierają rzekomą suwerenność, a z drugiej – ci, którzy czują, że Gruzja właśnie straciła swoją szansę na lepsze jutro.

Ludzie jak zwykle wyszli na ulicę. Znów protesty, znowu brutalność. Znowu władze używają siły, by stłumić nasz głos. Po raz kolejny świat reaguje – wyraża niezadowolenie, krytykuje, ale reakcje pozostają tylko słowami. Czułam, jak stajemy się coraz bardziej samotni, otoczeni przez obojętność świata. To już stało się rutyną: manifestacje, represje, cisza.

Dopiero trzeciego dnia postanowiłam dołączyć do protestów. Na początku sądziłam, że znowu będą to krótkotrwałe akcje, które szybko się skończą. Ale obserwując brutalność, której nigdy wcześniej w takiej skali nie doświadczyliśmy, również i ja wyszłam na ulicę. Z dzieckiem! Po raz pierwszy od lat poczułam, że obecne wydarzenia są inne niepodobne do niczego, co działo się wcześniej.

Władze Gruzji twierdzą, że demonstracje są wykorzystywane przez zewnętrzne siły, które mają na celu destabilizację kraju oraz podważenie jego suwerenności. Premier Irakli Kobachidze oraz inni przedstawiciele rządu zaznaczyli, że protesty nie były wyłącznie wyrazem niezadowolenia obywateli, lecz próbą wprowadzenia chaosu i zakłócenia porządku publicznego. Rząd argumentował, że protesty są inspirowane z zewnątrz, sugerując, że mają one na celu osłabienie Gruzji, szczególnie w kontekście jej aspiracji do integracji z Unią Europejską i NATO. Ta polaryzacja prowadzi do wzrostu nienawiści wobec protestujących, którzy są postrzegani przez część społeczeństwa jako zdrajcy lub osoby walczące przeciwko interesom Gruzji. W efekcie podzielona opinia publiczna staje się coraz bardziej nieufna wobec siebie, a złe emocje w kraju tylko narastają.

Każdy dzień to walka o podstawowe prawa, o wolność, o to, by ktoś w końcu nas dostrzegł. Ale co z tego, kiedy świat znów jest „niezadowolony”? Wszyscy wiedzą, że coś jest nie tak, ale reakcje ograniczają się do słów. Zostajemy sami w tej walce, w tej rzeczywistości, która ani drgnie. Czasami czuję, że walczymy nie tylko z rządem, ale i z obojętnością całego świata.





Odwrócone role


Codziennie redaguję ten tekst, bo sytuacja u nas zmienia się z dnia na dzień. Jednak rozwija się dokładnie tak, jak przewidywałam. W siódmym dniu protestów rząd zaczął konfiskować fajerwerki w metrze i autobusach oraz zakazał ich sprzedaży. Tego wieczoru siły porządkowe nie użyły przemocy. Próbując usprawiedliwić wcześniejsze działania, tłumaczyli, że reagowali jedynie na nasze agresywne zachowania.

Teraz, gdy my nie podejmujemy żadnych wrogich działań wobec nich, oni również nie działają przeciwko nam. Dokładnie tak – według ich narracji to my jesteśmy „wrogami kraju”, a oni, stosując brutalne metody, „bronili suwerenności”. Oni w to naprawdę wierzą. Retoryka partii rządzącej opiera się na odwróceniu ról: my, obywatele domagający się prawdy i sprawiedliwości, jesteśmy przedstawiani jako zagrożenie, a oni – ci, którzy tłumili protesty przemocą – jako obrońcy kraju.

Protesty nadal trwają, ale w grupie koordynacyjnej codziennie przypominamy sobie, że naszym celem są nowe wybory. Musimy kontynuować działania nie tylko w nocy, ale również w dzień – firmy muszą strajkować, ludzie muszą być obecni na ulicach. W przeciwnym razie te demonstracje staną się kolejnym nieudanym ruchem oporu w Gruzji, który świat zapamięta jako kolejny „czarny piątek”.

Cały świat o nas mówi – wszystkie znane telewizje, wydawnictwa i portale informacyjne. Znowu jesteśmy symbolem determinacji i walki o demokrację. Nasza wola, nasz głos i nasze działania docierają do każdego zakątka globu. Wszyscy widzą, czego chcemy i do czego dążymy – wszyscy, poza naszym rządem. Widząc reakcję świata, partia Gruzińskie Marzenie zaczęła szerzyć nową ideę: „Niech otworzą negocjacje, my podpiszemy...”. Ale dlaczego te negocjacje zostały wcześniej zamknięte? Zaczynają rozumieć, że popełnili błędy, ale zamiast się do tego przyznać, twierdzą, że wszystko, co robią, jest dla dobra naszego kraju. To próba odwrócenia uwagi i wyjścia z twarzą z trudnej sytuacji, bez szczerości i naprawienia błędów.


Gruzińskie Boże Narodzenie


W jedenastym dniu protestów, o czwartej nad ranem, gdy ludzie wrócili do domów, prezydent naszego miasta, Kachi Kaladze, szybko rozpoczął montaż noworocznej choinki, tłumacząc, że nawet podczas wojny choinka zawsze stoi. I tak oto, w tym samym miejscu, gdzie przez ostatnie tygodnie nas bili, dusili, oblewali wodą i aresztowali, postawiono bożonarodzeniowe drzewko. Urząd miasta obiecał nawet zorganizowanie noworocznego koncertu.
Kristianna Grigorian - Ormianka mieszkająca w Gruzji od dzieciństwa. Studiowała w Polsce, gdzie ukończyła kulturoznawstwo. Mieszka w Tbilisi. Pracuje jako tłumaczka i przewodniczka polskojęzyczna. Prowadziła też audycje radiowe.
Rząd liczy, że ją zniszczymy, by potem oskarżyć nas o działanie przeciwko państwu i niszczenie mienia publicznego. Ale nie damy im tej satysfakcji. Zamiast tego ozdobimy ją zdjęciami ofiar represji wymierzonych w naród. Wiem, że przez jedną noc wszystko zerwą, udając, że nigdy tam nie było. Ale my wiemy swoje – ta choinka jest symbolem, takim jak ta na Ukrainie podczas wojny, która symbolizowała nadzieję, siłę i jedność ludzi w trudnym czasie.