Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Ukraina / 16.02.2025
Ihor Kruczyk, tłum. Piotr Braszak

„Moja twórczość jest nieprofesjonalna. Jestem z tego dumny”. Więzienie wyzwala siły twórcze

Serhij Paradżanow tworzył w więzieniach kolaże, Ołeh Sencow pisał opowiadania, Stanisław Asiejew zapisywał pierwsze wrażenia z pobytu w obozie. Pobyt za kratami wyzwala w ludziach siły twórcze. Przyjrzyjmy się – na przykładach zwykłych ludzi i wielkich artystów z Ukrainy – obliczu sztuki penitencjarnej.
Foto tytułowe
(Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego czwartego wydania magazynu online!



Kiedy człowiek trafia za kraty, zaczyna inaczej postrzegać otaczający go świat. Czas zwalnia, odmierzany porami wydawania posiłków, a przestrzeń wyznaczają zwoje kolczastego drutu. Nikt nie chce jednak wegetować jak trzoda w hodowli, więc z nudy czy zamknięcia u wielu osadzonych budzi się uśpiona wcześniej kreatywność.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Nóż i krzyż

Pochodzący z Czernihowa Pawło Sełezeń odbywał wyrok w kolonii karnej numer 116 w Sumach. Nauczył się tam pracy w drewnie i został stolarzem. – Siedział ze mną niejaki Saszko Hreś. W więzieniu był już nieraz i potrafił robić noże – opowiada. Te powstawały pod nadzorem strażników w specjalnie wydzielonej strefie pracy. Wynoszenie z niej czegokolwiek było zabronione. Penitencjariusze kolonii karnej wyrabiali rozmaite rzeczy, Pawło wymienia: szachy, grę planszową tryktak, szkatułki, ikony, różańce, sznury modlitewne zwane czotkami, lufki czy fajki. Każdy z przedmiotów był nie tylko funkcjonalny, ale także estetyczny.

Swoje wyroby osadzeni wysyłali za mury albo wymieniali u nadzorców na papierosy czy herbatę – typowe więzienne waluty. Od czasu do czasu strażnicy sami przychodzili z własnymi zamówieniami.

– Jednego razu oficer kolonii przyniósł Saszce kozacką szablę i pyta: „umiałbyś taką zrobić?” – wspomina Pawło. – Taki szlachetny podarunek chcieli sprezentować jakiemuś generalskiemu ważniakowi. Hreś się zgodził. Dostawał papierosy, herbatę i dodatkowe jedzenie, ile tylko potrzebował. W ciągu tygodnia zrobił dokładną kopię szabli z samochodowego resora.

Jak powstawały modlitewne czotki i różańce? Na początku trzeba było sklecić miniaturową lampkę olejną: do plastikowej nakrętki wstawiano aluminiową szyjkę, obciętą z tubki po paście do zębów. Do środka nalewało się olej i wsuwało knot. Taka lampka miała wiele zastosowań – robiła między innymi za lutownicę czy palnik.

– Kolorowe kulki wytapialiśmy ze zwyczajnych plastikowych butelek. Wystarczyło przekuć je igłą na wylot, nanizać na sznurek i różaniec gotowy.

Najdroższe były czotki z kości słoniowej. Skąd ją brano? Z rozpiłowanej na kawałeczki kuli bilardowej. Zazwyczaj jednak osadzeni korzystali z tego, co było pod ręką. – Kiedy siedziałem jeszcze w czernihowskim areszcie śledczym, robiliśmy czotki, a nawet tryktaka, z chlebowego miąższu – mówi Pawło. Z niego aresztanci lepili także przeróżne figurki: ninja, Matkę Boską, świnki.

Nawet w codziennie przetrzepywanych, ciasnych mamrowych klitkach osadzonym udawało się przechowywać religijną kontrabandę, niedozwoloną w czasach sowieckich. Na przykład ikony maskowano pod ozdobnymi etui na zapałki. Wasyl Owsijenko, dysydent i członek Ukraińskiej Grupy Helsińskiej, siedział w radzieckich łagrach trzykrotnie.

– Niełatwo było w ciasnej celi wybrać moment, żeby iść do wiadra za potrzebą: to jeden jadł, to drugi się modlił – wspominał.

Od talii kart do Tutenchamona

Gdy w 1990 roku mój kuzyn, Jurko Hawryk, wrócił do Ukrainy ze służby wojskowej w Kazachstanie, zastał trudne czasy: wszechobecną biedę i bezrobocie. Dołączył do szajki, za co dosięgło go prawo. Wśród osadzonych popularny był wtedy potajemnie uprawiany hazard – kości i karty.

Jurko opowiadał, że kostki do gry więźniowie lepili z chleba. Barwili je na czarno pastą do butów, a odciśnięte zapałką oczka wypełniali białą pastą do zębów. Karty robili ze zwyczajnego pocztowego papieru, który dla uzyskania sztywności sklejali po kilka warstw. Figury rysowali flamastrami, a na koniec wyrównywali talię, szlifując boki kawałkiem szorstkiej tkaniny. Innym sposobem było rozdarcie pudełek po zapałkach – karton był grubszy, ale rozmiar kart niewielki, przez co były niewygodne w użyciu.

Kuzyn mówił także o innych pamiątkowych wyrobach: świecznikach, drewnianych kuflach do piwa, matrioszkach, Kozakach, bocianach, hetmańskich atrybutach czy ozdobnych uchwytach do lasek w kształcie orła lub tygrysa… Ja również w swojej kolekcji posiadam ciekawą drewnianą kompozycję: hetmańską buławę leżącą na piłkarskim korku. Być może powstała z okazji Euro 2012, które organizowały Polska z Ukrainą.

Znamienity reżyser filmowy, Serhij (Sarkis) Paradżanow, w 1974 roku usłyszał wyrok pięcioletniego pozbawienia wolności. W więzieniu artysta zachwycił się kolażami. Tworzył je z tego, co było pod ręką: skrawków materiału, folii, śmieci, zużytych żyletek, kawałków drutu kolczastego, fragmentów rozbitych naczyń, zdjęć, gazetowych wydruków.

Kiedy kazano mu cerować worki, sklecił wtedy z juty lalkę Tutenchamona – reżyser odsiadywał karę w Perewalśku niedaleko Ługańska, donbaskie hałdy przypominały mu egipskie piramidy, a sytuacja więźniów biblijną niewolę. Do tego określenie „faraon” w żargonie kryminalnym oznaczało policjanta, żandarma.

– Znaczna część jego kolaży powstała właśnie w więzieniu – opowiadała żona Paradżanowa, Swietłana Szczerbatiuk. Dziś znawcy jego twórczości podliczyli, że podczas odbywania kary stworzył ich blisko osiemset.

– Chciał, żebym przysyłała mu materiały do pracy… Kiedyś poprosił o kulę bilardową…

Wiemy już po co: dla kości słoniowej. Reżyser pisał w listach do żony również o łagrowych artystach, którzy na plecach kolegów „tworzyli galerie tatuażu”. W tym przypadku żadnych specjalnych materiałów nie trzeba było, nawet tuszu – jego zamiennik uzyskiwano, paląc kawałek podeszwy. Zwęgloną gumę mieszano z rozpuszczalnikiem i wkłuwano pod skórę.

Brutalne kurioza

Pawło na lewym ramieniu ma wytatuowanego Chrystusa, na szyi – skorpiona. – Siedział z nami jeden niemy, on mi je wydziarał. Jezusa skopiował z jakiejś religijnej gazetki – mówi. Za kratami tatuowanie to sposób na wyrażenie siebie i wyrobienie poczucia własnej wartości. Wokół osadzonego zaciska się pętla więziennych zakazów, lecz mimo to w celi niespodziewanie uwalnia się z więzów natchnienie.

Po wytatuowanych na ciele niebieskawych gwiazdach poznać można „maść” przestępcy – kto zabił, kto ukradł, a kto dokonał rozboju. Pająk i nietoperz to symbole złodziejskiego rzemiosła. Nie mniej popularna jest tematyka religijna: Jezus, Matka Boska, cerkwie czy krzyże. Przewijają się i motywy patriotyczne, takie jak tryzub, portret Bandery czy Kozacy.

Niektóre tatuaże wyróżniają się wyjątkową groteskowością i cynizmem. Scenkę z „piekielnym palaczem” umieszcza się na pośladkach. Diabeł trzyma w raciczkach łopatę – kiedy więzień idzie, tatuaż się porusza, jakby czart dorzucał węgla do czeluści.
Wesprzyj nas na PATRONITE

Diabeł pojawia się na więziennych tatuażach całkiem często. U starszych osadzonych można spotkać czarta z twarzą Lenina, u młodszych diabła obejmującego w porozumiewawczym uśmieszku nagą kobietę, niekiedy z podpisem: „Miłości warta jest tylko matka”. Uwiecznione na ciele litery mogą mieć ukryty sens, na przykład Iga to nie imię kochanki, lecz groźba: „Idę gnoić aktyw”, czyli karać tych, którzy współpracują z więzienną administracją.

W świecie kryminalnym, pełnym awanturników, impulsywność jest ceniona. Teoretycy sztuki są zdania, że jednym z psychologicznych mechanizmów napędzających twórczość jest transgresja, pragnienie wyjścia poza granice norm, naruszenia tabu. Dla socjopatów, których nie brakuje w przestępczym świecie, takie zachowanie jest charakterystyczne na wolności, nie powinno więc dziwić, że imponuje im również w przejawach więziennej sztuki. Osoby o wypaczonych normach etycznych mają osobliwe poczucie estetyki.

Paradżanow powiedział kiedyś zaskakującą rzecz: „Moja twórczość jest nieprofesjonalna. Jestem z tego dumny”. W swoich słowach podkreśla pierwotną swobodę twórczą, której nie sposób człowiekowi odebrać. Badacze posługują się specjalnym terminem określającym wytwory artystów amatorów: art brut (z francuskiego sztuka surowa, nieokrzesana, samozwańcza). Można spotkać także nie mniej adekwatne określenie „twórczość outsiderska”, bo kim są osadzeni, jak nie społecznymi outsiderami właśnie? Samoucy, samoproklamowani artyści, nieobecni w galeriach, niezrzeszeni w twórczych instytucjach. A i materiały, z jakich korzystają, to najczęściej różne barachło, odpady czy śmieci.

Potrzeba realizacji twórczej i kreatywność są dla człowieka czymś wrodzonym. Są w nas zakodowane jak instynkt. Sztuka więzienna powstaje spontanicznie, niejako sama z siebie, pod wpływem skrajnych emocji: w trakcie napadów paniki czy paranoi, epizodów schizofrenicznych i maniakalnych, podczas bezsennych nocy, w momentach kryzysowych. Wtedy przez stan psychiki artysty wydostaje się na zewnątrz to, co podświadome, i pozwala osiągnąć efekt kuriozum.


Pegaz na pryczy


Odbywający karę pozbawienia wolności zazwyczaj czytają więcej niż wcześniej. Sporo też piszą: listy, wnioski, wiersze. W 2014 roku pochodzący z Krymu reżyser filmowy, Ołeh Sencow, trafił do rosyjskiego okupacyjnego więzienia i spędził w nim pięć lat. Napisał wtedy cykl opowiadań. Religioznawca Ihor Kozłowski i dziennikarz Stanisław Asiejew odsiadywali wyroki w Donieckiej Republice Ludowej. Obaj nieraz wspominali, że zanurzenie się w pisaniu, chociażby notatek na skrawkach papieru, pomagało ich duszom i umysłom.

Gdy wolność ciała zostaje ograniczona, pozostaje jeszcze wolność wewnętrzna. Penitencjariusze mają dużo czasu na tworzenie, opowiadanie anegdot albo pisanie wierszy. Znajomość fenii (grypsu), więziennych powiedzeń czy piosenek ceni się wśród osadzonych. Folklor, w tym samorodną poezję zakładów karnych, zbierał Taras Łypolc, literat, autor książki „Kryminalne bajki” (Kijów 1998). Kolekcjonował przysłowia, wiersze, sprośne przyśpiewki i anegdoty zza drutu kolczastego. Zaliczał je do kontrkultury. W owych miniaturach zawsze zawarta jest aktualna dla osadzonych problematyka. Niezmiennie ważnym tematem pozostaje wymuszona abstynencja seksualna: „Idzie, idzie zawierucha / Biały śnieżek prószy / A mi kutas stoi jak / zającowi uszy”.

Odsiadujących wyrok zajmuje również kwestia współzależności przestępstwa i kary: „Ciebie bili koło szkoły / Bo tam wódkę piłeś / A mnie bili koło cerkwi / Tam pannę dupczyłem”.

Niekiedy żartobliwe rymowanki wykonywano przy akompaniamencie prostych, własnoręcznie zrobionych instrumentów – drumli czy glinianego gwizdka.

Oprócz przyśpiewek w więzieniach popularnością cieszą się przysłowia: „kto życie zrozumiał, ten śpieszyć się nie będzie” – co oznacza tyle, że odsiadka jeszcze potrwa. „Latka zasądzone, przyjdzie zmieniać żonę” – nie licz na wierność swojej połówki, zapewne odejdzie. Czy też powiedzenie, które podsumowuje filozofię przestępców i ich ryzykancki stosunek do własnego losu: „życie to karciana gra, a wolność to atut”.


Chustki zza krat


W ośrodkach penitencjarnych dla kobiet spośród własnoręcznie wykonywanych artefaktów najważniejszą rolę odgrywają maroczki: ozdobne chustki z kolorowymi, romantycznymi scenkami i napisami. Kolonie karne posiadają własne szwalnie, co przyczyniło się do popularności tego rodzaju rękodzielnictwa wśród więźniarek.

Maroczki powstają z materiałowych chustek do nosa lub skrawków prześcieradeł. Na tkaninie są wyszywane lub malowane flamastrami bądź kolorowymi długopisami ckliwe motywy: bujne kwiaty, elfy, kocięta, żaglowce, palmy, amorki, serca ze strzałą. Jednym z ulubionych ptaków więźniarek jest łabędź, symbol czystości, niewinności i wierności. Pojawiają się również postaci Matki Boskiej i Jezusa, będące przypomnieniem o grzechu i skrusze. Istnieją pewne chemiczne sztuczki, które zapewniają malunkom zachowanie kolorów pomimo przepierania chusteczek czy ocierania nimi łez.

Na maroczkach zazwyczaj umieszczane są monogramy ukochanych, dzieci czy przyjaciół – osób, do których podarunki mają trafić. Chustkę perfumuje się i wkłada do koperty razem z listem o podobnej treści: „niedługo święta, a my tutaj będziemy nudzić się i płakać z tęsknoty za wami. Nie miałam w życiu szczęścia. Tak pewnie było mi sądzone… Kiedy patrzę w zakratowane okno, myślę tylko o tym, czy jeszcze długo do wyjścia na wolność. Syn jest teraz w takim wieku, że trzeba mieć na niego oko. Martwię się, co to będzie, jak zacznie chodzić do dziewczyny, we wsi co drugi to zabijaka […] Do każdego listu wkładajcie znaczek, żebym mogła wam odpisać”. Chustki mieszczą się w standardowej kopercie, wysyłanie ich pocztą nie jest zabronione. Być może właśnie stąd wzięły swoją nazwę [znaczek pocztowy to po ukraińsku marka – przyp. tłum.].

Twórczość osadzonych jest najczęściej anonimowa. W więzieniu status jest równy, niezależnie od tego, czy jest się uznanym na świecie artystą, czy samoukiem, dlatego uwieczniony na maroczce pseudonim wyszywającej ją kobiety („Blond kotka”) stanowi raczej element dekoru, nie autorski podpis.


Z powrotem do społeczeństwa


Kiedy w 2010 roku prezydentem Ukrainy został Wiktor Janukowycz, przestępca z dwoma wyrokami, ukraińska służba więzienna wpadła na pomysł nowego biznesplanu: postanowili systematycznie, w sposób zorganizowany i w zakonie [zakon w tym kontekście oznacza zarówno prawo, jak i nieformalny kodeks więzienny – przyp. tłum.] handlować artystycznymi wyrobami osadzonych. Otwarto ogólnokrajową sieć Sklepików Majstra. W niektórych miastach lokale były prowadzone przy więzieniach. Z czasem jednak komercja wyparła sztukę. Dzisiaj w Sklepikach Majstra sprzedaje się odzież roboczą, materiały budowlane czy akcesoria meblarskie, również wyprodukowane przez osadzonych. Natomiast szachy, tryktaka i szkatułki można kupić na stronach internetowych i bazarach.


Pielęgnowanie człowieczeństwa


Za czasów radzieckich w każdej rodzinie była choć jedna osoba, która przeszła przez komunistyczne łagry, więc samorodna więzienna twórczość wywoływała szacunek. W dzisiejszej Ukrainie organizowane są wystawy prac osadzonych – nie tylko z inicjatywy samego systemu penitencjarnego, ale także różnych związków wyznaniowych. W ostatnich latach odbywały się one między innymi wysiłkiem stołecznego Muzeum Szolema Alejchema czy też w murach Ławry Peczerskiej.

Osadzonego pozbawia się wielu praw. Nagle jednak zdaje sobie sprawę z tego, że są wartości, których odebrać mu nie sposób. Artykuł 27. Powszechnej deklaracji praw człowieka mówi, że każda osoba ma prawo do swobodnego korzystania ze sztuki. Jest to w rzeczy samej manifest wolności artystycznej. Nie stanowi jednak ostatecznego wyjaśnienia, dlaczego moralnie podupadła aresztancka brać zostaje artystami, rzeźbiarzami, zaczyna grać na harmonijce czy drumli i komponuje przyśpiewki pod kołomyjki. Ich sztuka jest bezpośrednia i naiwna, co może stanowić zaskoczenie, bo przecież tworzą ją ludzie doświadczeni przez życie. Oczywiście, zdarzają się i prawdziwe arcydzieła, ale raczej należą do rzadkości. Zachęcanie do tego rodzaju kreatywności ma również inną przesłankę – pielęgnowanie w sobie człowieczeństwa. Mówi się przecież, że sztuka uszlachetnia. Z pewną dozą prawdopodobieństwa można zatem zakładać, że artystyczne wysiłki osadzonych przyczyniają się do ich resocjalizacji.
Ihor Kruczyk w 1988 r. ukończył studia na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Tarasa Szewczenki w Kijowie. Jest autorem sześciu książek i wielu artykułów w czasopismach m.in. „National Geographic”, „Literaturna Ukraina” i „Dzerkalo Tyżnia”.

Obecnie Ukraina znajduje się w czołówce państw Rady Europy pod względem liczby osób odsiadujących wyroki, więc o osobliwej więziennej sztuce jeszcze z pewnością usłyszymy nieraz i będziemy mieli okazję spotkać jej przejawy w życiu codziennym.

Przełożył Piotr Braszak

Tekst powstał w ramach programu stypendialnego „Rozstaje” realizowanym we współpracy z Kolegium Europy Wschodniej. Projekt jest współfinansowany przez rządy Czech, Węgier, Polski i Słowacji w ramach Grantów Wyszehradzkich z Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego. Misją Funduszu jest rozwijanie pomysłów na zrównoważoną współpracę regionalną w Europie Środkowej.