Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Znowu musimy walczyć o demokrację na Słowacji. Fico udaje silniejszego niż jest
Podczas wojny nasi przodkowie stanęli przeciwko nazistowskim Niemcom i rozpoczęli słowackie powstanie narodowe w 1944 roku. W 1989 roku pokojowo usunęliśmy komunistów. W 1998 roku pokonaliśmy Vladimira Mečiara. I oto jesteśmy w 2025 roku, z autorytarnym i prorosyjskim Robertem Ficą, mówiącym o możliwym opuszczeniu UE i NATO. To jest walka, przed którą teraz stoimy. Być może nadszedł czas, abyśmy my, obywatele, powstali i ponownie wygrali walkę o demokrację – mówi słowacki pisarz i publicysta Samuel Marec w rozmowie z Nikodemem Szczygłowskim.
(Shutterstock)
Posłuchaj słowa wstępnego czwartego wydania magazynu online!
Nikodem Szczygłowski: W ostatnich tygodniach Bratysława jest świadkiem największych protestów od 2018 roku, kiedy to doszło do zabójstwa dziennikarza Jana Kuciaka i jego dziewczyny Martiny Kušnirovej. Wtedy Robert Fico podał się do dymisji. O co chodzi tym razem?
Samuel Marec: Tym razem chodzi o Europę. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia Fico udał się na sesję zdjęciową z Władimirem Putinem w Moskwie i od czasu powrotu do władzy stara się wypchnąć Słowację z Europy. To sprawia, że wiele osób jest zaniepokojonych. Protesty mają odbywać się w każdy piątek, a dziesiątki tysięcy ludzi zebrało się w całej Słowacji pod hasłem „Słowacja to Europa” (Slovensko je Európa). Słowacja jest nadal krajem demokratycznym, ale czujemy, że znaleźliśmy się na rozdrożu. W ciągu 15 miesięcy nowy rząd wprowadził zmiany w kodeksie karnym, by chronić Ficę i jego współpracowników, a media państwowe zostały w dużym stopniu ograniczone. Niektóre media prywatne również poszły w ich ślady. Koalicja Ficy wyrządziła naprawdę wiele szkód, instalując na stanowiskach władzy ludzi, którzy nie mają żadnych kwalifikacji ani wiedzy. Do tego są również wyjątkowo nieuprzejmi i wrogo nastawieni. Wszelkie niezadowolenie nazywają „antysłowackością”. Wszystko to daje wiele powodów do protestów, atmosfera w kraju jest napięta, a Fico cały czas wywiera presję.
Podczas protestu w Krakowie, zorganizowanego przez Słowaków, odczytano zebranym Pański manifest. Wspomniał Pan w nim, że 17 listopada 2008 roku Robert Fico „zapomniał” o rocznicy aksamitnej rewolucji. Dlaczego postrzeganie tych wydarzeń – podobnie jak 1968 roku – jest inne na Słowacji niż w Czechach?
Robert Fico, były członek partii komunistycznej, stwierdził, że „nie zauważył aksamitnej rewolucji”, gdy do niej doszło. Należy to odczytywać jako hasło skierowane do jego wyborców, z których wielu odczuwa pewną nostalgię za bezpieczniejszymi i bardziej przewidywalnymi czasami sprzed 1989 roku. Tak, tacy ludzie istnieją. Z drugiej strony mamy sondaże i badania pokazujące, że ogół społeczeństwa jest bardzo świadomy pozytywów wynikających z członkostwa w Unii Europejskiej. Euro jako waluta cieszy się szerokim poparciem – nigdzie nie jest tak popularne, jak na Słowacji. A jednak trzeba pamiętać, że transformacja lat 90. była na Słowacji bardzo bolesna, znacznie bardziej niż w Czechach. Ludzi nie uprzedzono, że tak będzie, nie byli na to gotowi. A kiedy już do niej doszło, powiedziano im, że mają radzić sobie sami. Wywołuje to niezadowolenie i nostalgię, do których odniósł się Fico.
Czym różni się Robert Fico z 2025 roku od Roberta Ficy z 2018 roku?
Są tak różni, że w rzeczywistości stanowią całkowite przeciwieństwa. Do 2018 roku Fico utrzymywał, że Słowacja musi być częścią „rdzenia UE”. Dziś twierdzi, że Unia zmierza ku „trudnym czasom” i w pewnym momencie może się rozpaść, a Słowacja musi być gotowa na taki scenariusz. Wymyślił „wielobiegunową” politykę zagraniczną, która jakoś zawsze kończy się w Rosji. UE i NATO są absolutnie niezbędne dla Słowacji, zarówno pod względem gospodarczym, jak i strategicznym, a Fico postanowił osłabić te więzi. I być może najbardziej niepokojące jest to, że ma pewne tendencje autorytarne. Pokojowe demonstracje określa jako „Majdan”, co ma oznaczać bezprawną próbę obalenia demokratycznie wybranego rządu. A to nieprawda.
Czy obecne rządy Ficy można uznać za kolejny wariant tego, co w latach 90. określano mianem „meciaryzmu”?
Rzeczywiście, można zrobić takie porównanie. Fico zwraca się mniej więcej do tych samych grup społecznych i porusza podobne tematy, co niegdyś Mečiar. Tak samo wykorzystuje zarówno wrogów zewnętrznych, jak i wewnętrznych, aby zmobilizować swój elektorat i umocnić swoją władzę. W niektórych aspektach jest to dla niego trudniejsze, bo Słowacja jest dzisiaj członkiem UE i NATO, a społeczeństwo obywatelskie jest sprawne i gotowe do działania. Z drugiej strony, media społecznościowe, zwłaszcza Facebook, i ich algorytmy są bardzo przychylne politykom takim jak Fico. Uważam również, że Robert Fico z 2025 roku jest częścią szerszego trendu populistycznych prawicowych polityków, którzy przejmują władzę w wielu krajach europejskich i Stanach Zjednoczonych. Więc równie dobrze może mieć rację i możemy zmierzać w kierunku trudnych czasów, ale dla Ficy jest to tylko wymówka, aby umocnić swoją władzę. Ma jednak silną opozycję zarówno w polityce, jak i w społeczeństwie obywatelskim.
Co tak naprawdę łączy Roberta Ficę i Viktora Orbána? Co pcha Ficę do współpracy z węgierskim autorytarnym reżimem?
Uważam, że chodzi o dwie rzeczy. Mają wspólną wizję tego, jak powinna wyglądać polityka, powinna być autorytarna, z nimi na czele. Zawsze mają tylko negatywne rzeczy do powiedzenia na temat UE i mają skłonności prorosyjskie. Nie potrafię powiedzieć, czy jest to coś, co przychodzi im naturalnie, czy tylko służy jako środek do celu. To nie ma zresztą znaczenia. Fico i Orbán twierdzą, że chcieliby ocalić „prawdziwą Europę” z jej tradycyjnymi wartościami, takimi jak na przykład dwie płcie. Ale w ostatecznym rozrachunku chodzi im o rządzenie swoimi krajami przy jak najmniejszej kontroli i równowadze. Warto jednak zauważyć, że chociaż Fico i Orbán są w rzeczywistości sojusznikami, Węgry to jedyny kraj, który regularnie kwestionuje integralność terytorialną Słowacji. Mapy ze Słowacją, zwaną Felvidék (dosłownie Górne [węgierskie] ziemie), jako częścią Węgier pojawiają się regularnie, są prezentowane nawet przez węgierskich urzędników państwowych. To sprawia, że można kwestionować mądrość strategicznych partnerstw obecnego premiera Słowacji.
Ostatnio często można spotkać porównanie Roberta Ficy do Jozefa Tisy. Pojawiły się na przykład komentarze w rodzaju „Tiso zrobił to, co zrobił, ponieważ został do tego zmuszony. Fico robi to, ponieważ chce utrzymać władzę”. Jakie jest Pana zdanie?
Odbyła się pewna debata na temat tego porównania. Wiem, że takie szybkie wnioski i metafory brzmią dobrze i są seksowne, ale wolałbym ich unikać. Istnieje wiele ogromnych różnic między Ficą i Tisą. To inne epoki, Słowacja to inny kraj, to inni politycy, a Fico nawet nie zbliżył się do tego, co zrobił Tiso, i nigdy się nie zbliży. Tiso stanął po stronie nazistów podczas II wojny światowej i był współwinny eksterminacji słowackiej ludności żydowskiej. Fico naprawdę jest daleki od tego. Czy możemy porównać go do Vladimira Mečiara? Tak, możemy. Ale porównywanie go do Jozefa Tisy to już gruba przesada.
„W 2008 roku byłem w Krakowie na stypendium. Było to również za rządów Roberta Ficy, a ponieważ, jak sam mówi, nie zauważył 17 listopada (rocznica aksamitnej rewolucji w Czechosłowacji), sam zapaliłem wtedy kilka zniczy pod pomnikiem Adama Mickiewicza. Od tego czasu minęło wiele lat, Robert Fico wrócił do władzy i nie chodzi już tylko o 17 listopada. Dziś chce porwać Słowację jak własność i uciec z nią na Wschód. Coraz bardziej obawiam się, że gdyby nadarzyła się okazja, porwałby ją i wyprowadził kraj poza Unię Europejską. Sytuacja jest więc znacznie poważniejsza niż wtedy. Mamy do czynienia z Robertem Ficą w jego najbardziej agresywnej, prymitywnej i wulgarnej wersji. Myślę, że rok 2025 będzie kluczowy dla kierunku, w którym pójdzie Słowacja. Nie mam na myśli tylko stanu polityki wewnętrznej, ale także decyzję o jej społecznym charakterze i przynależności. Wierzę, że decyzje, które zostaną podjęte teraz, będą miały konsekwencje nie przez kilka lat, ale prawdopodobnie przez dziesięciolecia. Wspominam o tym, ponieważ nie można pominąć wydarzeń na świecie. Jeśli spojrzeć na Stany Zjednoczone, a także na sytuację w wielu krajach europejskich, coś się dzieje. A dla kogoś takiego jak ja… dzieją się rzeczy, które są bardzo niepokojące. Świat, który powstaje, nie jest dobrym światem. Jest to świat oparty na prawie najsilniejszych, świat, w którym nie ma porozumień, konsensusu ani prawa. Jedynym prawem jest prawo najsilniejszego. I to jest świat, który najwyraźniej wybrał również Robert Fico. Dlatego tak ważne jest, abyście przybyli dziś na to zgromadzenie. Znacznie ważniejsze niż wtedy, gdy przed laty zapalałem kilka zniczy pod pomnikiem Mickiewicza”.
Słowacja po 1993 roku pod rządami Mečiara była również często porównywana do „niepodległego” państwa Tisy. Dlaczego takie liczby wciąż powracają w słowackiej polityce? Czy można to usprawiedliwić nierozliczonym do końca okresem rządów Słowackiej Partii Ludowej (Hlinkova slovenská ľudová strana) – de facto faszystowskiej – które trwały prawie siedem lat i pozostawiły w pamięci Słowaków głębszy ślad, niż mogłoby się wydawać?
Tak, Słowacja nie pogodziła się jeszcze ze swoją historią i dotyczy to zarówno faszystowskiego „państwa słowackiego” z czasów wojny, jak i epoki komunizmu. Z drugiej strony, patrząc na Słowację, zamiast szukać historycznych wyjaśnień i duszy narodu, skłaniam się ku czynnikom społeczno-ekonomicznym. Jak wspomniałem wcześniej, w latach 90. Słowacja przeszła niezwykle bolesną transformację gospodarczą, z bezrobociem sięgającym w niektórych regionach nawet 30 procent. Wiele firm i ogromnych fabryk stanowiących fundament lokalnych społeczności bankrutowało z dnia na dzień. Ludzie stracili pracę i powiedziano im, że to ich wina, jeśli nie mogą znaleźć nowej. Słowacja pod rządami Mečiara walczyła o utrzymanie się na powierzchni jako kraj. Były to czasy niepewności, do których nie wszyscy byli w stanie się dostosować. Podczas gdy niektórzy dostrzegli dla siebie wielkie możliwości, wielu zostało pozostawionych na nieznanym terytorium bez żadnych narzędzi ułatwiających poruszanie się po nim. W 2008 roku nastąpił kryzys gospodarczy. Nawet dziś na Słowacji jest wiele osób, które nie skorzystały ekonomicznie ani społecznie z liberalno-demokratycznego porządku, a przynajmniej czują, że nie skorzystały. To właśnie do tej grupy zwracał się Mečiar, a później zastąpił go Fico.
W Chorwacji nadal prawdą jest, że zarówno historycy, jak i opinia publiczna nie mają wspólnej oceny okresu NDH [Niepodległe Państwo Chorwackie, marionetkowe państwo faszystowskie w okresie II wojny światowej – przyp. red.]. Jak to wygląda na Słowacji?
Niemal identycznie. Zazwyczaj się o tym nie rozmawia. I nie będzie takiej rozmowy w najbliższej przyszłości. Zasadniczo istnieją dwie strony. Są tacy, którzy twierdzą, że rzeczywiście wydarzyły się złe rzeczy, ale usprawiedliwiają to tym, że była to II wojna światowa i po raz pierwszy w historii Słowacja uzyskała niepodległość. Są też tacy, którzy twierdzą, że był to autorytarny marionetkowy reżim nazistowskich Niemiec, który eksterminował znaczną część własnej populacji. A obok tych dwóch grup jest większość ludzi, których to po prostu nie obchodzi. Słowacja musi się jeszcze wiele nauczyć i nie nastąpi to w najbliższej przyszłości.
Jakie są źródła sympatii do autorytarnej Rosji w słowackim społeczeństwie? Dlaczego odlegli – kulturowo, językowo, mentalnie i geograficznie – Rosjanie wydają się bliżsi niektórym Słowakom niż Polacy czy Ukraińcy, a nawet Czesi?
Ma to wiele aspektów. Czesi są zawsze uważani za braci, choć czasami za protekcjonalnego starszego brata. Przed wojną o Ukrainie prawie nie myślano, szczerze mówiąc. A Polacy? Byłbym ciekaw, co Słowacy myślą i wiedzą o Polsce. Studiowałem w Krakowie i Warszawie, więc wiem dużo o Polsce i śledzę ją z bliska, ale większość ludzi nie ma takiej wiedzy. No i jest jeszcze Rosja. Po pierwsze, powiem wprost: Słowacja ma obecnie prorosyjski rząd, ale nie jest krajem prorosyjskim. Mamy dekady badań, które pokazują, że nastroje prorosyjskie są stale poniżej 20 procent i powoli, ale stale spadają. Mamy też badania, które pokazują, co oznaczają te prorosyjskie nastroje. W rzeczywistości są one nie tyle prorosyjskie, co antyeuropejskie czy antyamerykańskie. A kiedy mówię „antyamerykańskie” lub „antyeuropejskie”, to mam na myśli, że ci ludzie chcą czegoś takiego jak dziś, a więc systemu demokratycznego i kapitalistycznego, ale chcą też, by był on bardziej ludzki, bardziej wspólnotowy, bardziej zrozumiały. Nie chcą, by wszystko zmieniało się tak szybko i tak bardzo. A Rosja, pozycjonując się jako obrońca tradycyjnych wartości, odpowiada na ich obawy i potrzeby. I od dekady atakuje Słowację ogromnymi kampaniami dezinformacyjnymi. I to widać.
W jaki sposób Pana zdaniem słowackie społeczeństwo wyróżnia się obecnie na tle innych narodów Europy Środkowej? Co łączy Słowaków z Czechami lub Polakami, a co ich dzieli?
To dobre pytanie. Jak już powiedziałem, uważam, że to, co dzieje się na Słowacji, w dużej mierze dzieje się na całym Zachodzie. Z drugiej strony zagrożenie, przed którym stoi obecnie prozachodnia i demokratyczna Słowacja, jest poważne. Szczerze mówiąc, nie jest to sytuacja, o której myśleliśmy, że się w niej znajdziemy w 2025 roku. Być może nadszedł czas, abyśmy my, obywatele, powstali i ponownie wygrali walkę o demokrację. Podczas wojny nasi przodkowie stanęli przeciwko nazistowskim Niemcom i rozpoczęli słowackie powstanie narodowe w 1944 roku. W 1989 roku pokojowo usunęliśmy komunistów. W 1998 roku pokonaliśmy Vladimira Mečiara. I oto jesteśmy w 2025 roku, z autorytarnym i prorosyjskim Robertem Ficą, mówiącym o możliwym opuszczeniu UE i NATO. To jest walka, przed którą teraz stoimy i jeśli nam się uda, to tak, myślę, że to by nas dość mocno wyróżniło. Co mamy wspólnego z Czechami i Polakami? Oczywiście historię. Ale zamiast się nad tym rozwodzić, myślę, że stoimy również przed bardzo podobnymi wyzwaniami. Jeśli spojrzeć na Ficę na Słowacji, PiS w Polsce i pana Babiša w Czechach, cóż, są to podobni politycy z podobną polityką skierowaną do podobnych wyborców. Oczywiście istnieją różnice polityczne, gospodarcze i społeczne między tymi krajami, ale mamy też wiele wspólnego.
W Serbii, gdzie odbywają się masowe protesty przeciwko reżimowi, słyszałem taką opinię o rządach Aleksandara Vučicia: „jedyną alternatywą dla Vučicia jest Vučić”. To samo mówi się o rządach Orbána na Węgrzech. Jaka jest alternatywa dla Ficy na Słowacji?
Ostatnio Fico był otwarcie prorosyjski, mówił o możliwości slovexitu i nazwał pokojowe protesty „Majdanem”, co oznacza jego zdaniem brutalne obalenie demokratycznie wybranego rządu, prawdopodobnie kierowane z zagranicy. Rozpowszechnia teorie spiskowe i dezinformację oraz jest niezwykle krytyczny wobec naszych kluczowych sojuszników na Zachodzie. Alternatywa jest więc jasna: proeuropejskie, prodemokratyczne partie opozycyjne, w tym (ale nie tylko) społecznie liberalna Postępowa Słowacja (Progresívne Slovensko, PS), liberalna gospodarczo Wolność i Solidarność (Sloboda a Solidarita, SaS), oraz konserwatywny Ruch Chrześcijańsko-Demokratyczny (Kresťanskodemokratické hnutie, KDH).
Nikodem Szczygłowski jest podróżnikiem, pisarzem i reporterem. Studiował archeologię śródziemnomorską na Uniwersytecie Łódzkim i w CEMI w Pradze. Biegle włada językiem litewskim i słoweńskim.
Samuel Marec jest tłumaczem, publicystą i pisarzem. Pisze dla dzienników „SME” i „Denník” N oraz dla czeskiego portalu Seznam Zprávy. Niedawno opublikował na Słowacji książkę zatytułowaną How to get rid of Slovakia’s despair and defeat Robert Fico (Ako sa zbaviť zúfalstva zo Slovenska a poraziť Roberta Fica).
Może to być podstawa przyszłej proeuropejskiej koalicji. Rząd Ficy również ucierpiał w wyniku wewnętrznych walk, nie jest w stanie spełnić oczekiwań wyborców. Jego koalicja traci na popularności z wielu powodów, a Postępowa Słowacja od miesięcy prowadzi w sondażach. Biorąc pod uwagę, że pan Fico mówił o przeprowadzeniu przedterminowych wyborów, wszystko może się zdarzyć. Dla mnie kluczowa jest następująca kwestia: władza Ficy nie jest wcale tak mocna, jak on sam udaje i stara się wszystkich przekonać. Brakuje mu prawdziwej siły politycznej i wizji, a także szerokiego poparcia społecznego. Jego rządząca koalicja jest niestabilna, czasami brakuje jej nawet większości w parlamencie, a on sam stale spada w sondażach – obecnie ma poniżej 20 procent poparcia. Na Słowacji poparcie Ficy nie zbliża się nawet do poparcia Orbána na Węgrzech i istnieje realna alternatywa polityczna. Wszystko może się zdarzyć, ale Słowacja w żadnym wypadku nie jest przegrana.