Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Ukraina / 26.02.2025
Kaja Puto

Wojna utknęła w martwym punkcie. Ukraińcy marzą o pokoju

Coraz więcej Ukraińców skłonnych jest do negocjacji z Rosją i marzy o pokoju. Zaryzykowałbym zatem stwierdzenie, że większość żołnierzy marzy o tym, by wrócić już do domu. Wojna utknęła w martwym punkcie – tracimy setki ludzi i kolejne kilometry kwadratowe. Do tego dochodzi poczucie niesprawiedliwości społecznej, bo do wojska nie są wcielane polityczne elity ani ci, których stać na łapówki. O walce do pełnego zwycięstwa marzą jedynie nieliczni – mówi Giennadij Druzenko, ukraiński prawnik i aktywista, w rozmowie Kają Puto.
Foto tytułowe
(Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego czwartego wydania magazynu online!



Kaja Puto: Kiedy rozmawialiśmy w listopadzie w Kijowie, mówił pan, że wojnę należy zakończyć jak najszybciej, chociażby kosztem ustępstw terytorialnych i członkostwa Ukrainy w NATO. Czy jest pan zadowolony z ostatnich ruchów Donalda Trumpa i przedstawicieli jego administracji?


Giennadij Druzenko: Nie mogę powiedzieć, że jestem zadowolony. Donald Trump nie ma nic wspólnego z ideami, o które Ukraina początkowo walczyła i które są mi bliskie: godnością, prawami człowieka, demokracją. Jego negocjacje z Władimirem Putinem nie doprowadzą do ukarania zbrodniarzy wojennych, wypłacenia przez Rosję reparacji wojennych, jednym słowem – do sprawiedliwego pokoju.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Jednak pod głównym celem administracji Trumpa – by jak najszybciej zakończyć wojnę – podpisuję się obiema rękami, nawet jeśli stoją za tym względy nieprzyjazne dla Ukrainy. Dla Trumpa wojna w Ukrainie to nic więcej niż problem, który trzeba rozwiązać kosztem najsłabszego ogniwa – czyli Ukrainy. Jednak innego wyjścia Ukraina nie ma. W kwestii sprzętu wojskowego zależni jesteśmy od Zachodu, armii brakuje ludzi, społeczeństwo jest wycieńczone wojną, a państwo jest coraz bardziej dysfunkcyjne.


Niektórzy ukraińscy eksperci wiązali z nowym amerykańskim prezydentem nadzieję. Liczyli, że Trump nie dopuści do osłabienia Zachodu jako globalnego gracza lub – jako wytrawny biznesmen – nie pozwoli sobie wypaść słabo w negocjacjach.


W debacie wciąż pojawiają się takie głosy. W ich myśl Trump ma wobec Putina jakiś chytry plan, który ostatecznie zakończy się ukaraniem Rosjan i zwycięstwem Ukrainy. Inni z kolei wyrażają dziecinną urazę: „jak mogliście nas tak zdradzić?”. Ta pierwsza opinia jest moim zdaniem irracjonalna, druga – infantylna.

Dominuje jednak, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych i Europie, szok. Wróciłem właśnie z Waszyngtonu, gdzie trwa polityczne trzęsienie ziemi. Zachód wraca do świata z XIX wieku czy też pierwszej połowy XX wieku, w którym nie liczą się zasady, ale wyłącznie interesy i prawo silniejszego. Dla Europy to nowość, dla Ukrainy – rzeczywistość, w której żyjemy już wiele lat.


Jako założyciel Mobilnego Szpitala, medycznej organizacji wspierającej żołnierzy na froncie, sporo pan obcuje z wojskiem. Jakie panują tam nastroje?


Ukraińska armia liczy milion ludzi, z czego 800 tysięcy zostało do niej wcielonych przymusowo. Nastroje w wojsku są więc różne, podobnie jak w całym społeczeństwie. Tymczasem badania socjologiczne dowodzą, że od miesięcy coraz więcej Ukraińców skłonnych jest do negocjacji z Rosją i marzy o pokoju. Zaryzykowałbym zatem stwierdzenie, że większość żołnierzy marzy o tym, by wrócić już do domu. Wojna utknęła w martwym punkcie – tracimy setki ludzi i kolejne kilometry kwadratowe. Do tego dochodzi poczucie niesprawiedliwości społecznej, bo do wojska nie są wcielane polityczne elity ani ci, których stać na łapówki. O walce do pełnego zwycięstwa marzą jedynie nieliczni – można ich znaleźć w co bardziej radykalnych jednostkach, takich jak Brygada „Azow” czy 3. Samodzielna Brygada Szturmowa.


Oni nie zaakceptują pokoju z Rosją? Zaczną prowadzić walkę partyzancką?


Nie sądzę. Po zawieszeniu broni państwo zacznie ograniczać wydatki na armię, przestanie wydawać amunicję i nie będzie mogło sobie pozwolić na wypłacanie żołnierzom tak wysokich pensji. Partyzantkę ktoś musi nakarmić, a nie zapowiada się na to, by społeczeństwo miało ochotę ją utrzymywać. Już teraz organizatorom zbiórek na potrzeby żołnierzy trudno jest znaleźć donorów.


Prezydent Wołodymyr Zełenski zapowiada, że Ukraina nie zaakceptuje ustaleń Stanów Zjednoczonych i Rosji, jeśli odbędą się bez udziału Ukrainy…


Prezydent Korei Południowej Rhee Syng-man również odmówił podpisania w 1953 roku zawieszenia broni po wojnie koreańskiej i jakoś nie przeszkodziło to Amerykanom zrobić to bez niego. Zełenski nie jest w stanie zaakceptować nowej rzeczywistości. Kiedy nadciąga deszcz, należy przygotować kalosze i parasol, a nie zaprzeczać prognozie. Ukraina nie stanie się równą Rosji i USA stroną rozmów. Zamiast się tego domagać, powinna walczyć o podmiotową rolę młodszego partnera. Nie zdobędzie jej bez realistycznego planu zakończenia wojny.


A zatem Ukraina powinna zgodzić się na wszystko, czego zażąda od niej Putin? Oddać Stanom swoje złoża metali ziem rzadkich?


Absolutnie nie. Opór Zełenskiego w kwestii metali ziem rzadkich uważam za słuszny. Żądanie, by Ukraina zrzekła się 50 procent swoich zasobów w zamian za udzieloną już Ukrainie pomoc, to klasyczny kolonializm. Mówiąc obrazowo, Trump chce przyjechać do Afryki, zabrać diamenty i wyjechać, nie oferując nic w zamian. Zaciągnięte pożyczki można spłacić w różny sposób. Zrzeczenie się złóż, których wartość nie jest dobrze zbadana, a których część leży na terytoriach okupowanych przez Rosję, z pewnością nie jest sposobem najkorzystniejszym dla Ukrainy.

Co do ustępstw względem Rosji – nie powinniśmy opierać się zamrożeniu konfliktu wzdłuż linii frontu z pewnymi korektami, bo i tak nie jesteśmy w stanie odzyskać większości tych terytoriów. Nie powinniśmy upierać się też przy możliwości wejścia do NATO, bo prawie nikt nas tam nie chce. Powinniśmy za to twardo walczyć o brak ograniczeń dla rozwoju naszej armii oraz przemysłu wojskowego. To jedyna gwarancja dla ukraińskiej suwerenności. Gdyby NATO, Ameryka i Europa chciałyby bronić Ukrainy, już by to robiły.

W nowej globalnej rzeczywistości każdy może liczyć tylko na siebie. Ukraina musi zatem zrobić wszystko, by przetrwać. By do tego doprowadzić, musimy zatrzymać wojnę, przeprowadzić wybory i rozpocząć odbudowę kraju, który coraz bardziej przypomina małą Rosję.

Wesprzyj nas na PATRONITE


Za tego rodzaju sformułowania jest pan w Ukrainie krytykowany. Pana zdaniem wewnętrzne problemy Ukrainy są obecnie większym wyzwaniem niż działania wojenne.


Zełenskiemu nie udało się spełnić swoich obietnic wyborczych z 2019 roku – nie rozprawił się z korupcją i oligarchicznym systemem. Roztrwonił przez to energię z 2022 roku, kiedy ukraińskie społeczeństwo zbiorowym wysiłkiem, swoją kreatywnością, solidarnością i elastycznością, wyparło Rosjan z dużej części Ukrainy przy minimalnym uzbrojeniu. Przez trzy lata wojny nie komunikował się szczerze ze swoimi obywatelami, idealizując obraz wydarzeń na froncie, który był dla Ukraińców coraz bardziej krwawy.

Wysokie na początku wojny poparcie dla władzy w ostatnim roku gwałtownie spadło. Zełenski nie ma już społecznej legitymacji, by rządzić. Potrzeba nam nowej ekipy, która podejmie kolejną próbę uzdrowienia kraju. Ukraińcy przeżyli w tej kwestii wiele rozczarowań, jednak w mojej opinii wciąż mamy w sobie energię młodego narodu: popełniamy błędy, ale wciąż mamy siłę, by próbować ponownie.


Czy wyłaniają się już jacyś kandydaci na nowych uzdrowicieli?


Od miesięcy mówi się o ogromnym poparciu społecznym, jakim cieszy się odsunięty przez Zełenskiego od władzy w wojsku, generał Wałerij Załużny [w latach 2021–2024 naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy – przyp. aut.]. Nie wiadomo, czy Załużny będzie zainteresowany wejściem do polityki. W moim odczuciu generał u władzy po wojnie, która nie została wygrana, to kiepski pomysł. Mówiąc metaforycznie, będziemy potrzebowali raczej lekarza.

Wysokim zaufaniem społecznym cieszą się również przedstawiciele ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego, którzy podczas wojny angażowali się w wolontariat na rzecz ukraińskiego społeczeństwa i wojska. Jak na razie nie padają konkretne nazwiska. Wydaje mi się, że ta dyskusja rozpocznie się dopiero po tym, jak znane będą warunki zawieszenia broni.


A co w pana ocenie może uzdrowić Ukrainę?


Po pierwsze, powinniśmy zmienić konstytucję. W Ukrainie nigdy nie odbyła się społeczna debata o tym, jak i dlaczego chcemy żyć razem, a sama ustawa zasadnicza została przyjęta w 1996 roku przez parlament o bardzo małej wiarygodności. Nowa konstytucja powinna ograniczyć uprawnienia prezydenta i przekształcić Ukrainę w europejską republikę, w której centralną postacią będzie nie prezydent, lecz szef rządu.

Po drugie, Ukraina powinna stać się krajem maksymalnie atrakcyjnym dla biznesu, w szczególności dla zagranicznych inwestorów. Do tego potrzebne są uczciwe, korzystne i możliwe do wyegzekwowania reguły gry. Ukraina powinna stać się dla Europy „krajem wolności i możliwości”, jakim była dla niej w XIX wieku Ameryka.

Po trzecie, oprócz dalszej produkcji dronów, powinniśmy wznowić program rakietowy. Przypomnę, że rakiety, którymi w moim dzieciństwie ZSRR straszył Amerykę, produkowane były w ukraińskim mieście Dniepr. Jeśli Ukraina będzie miała tysiące rakiet gotowych uderzyć w Kreml w ciągu 10 minut, Ukraińcy będą mogli spać w miarę spokojnie. Guzik do ich odpalenia powinien znajdować się w Kijowie.

Po czwarte wreszcie, nie możemy się poddawać. Sytuacja jest trudna, ale nie katastrofalna. Infrastruktura krytyczna państwa wciąż działa, rezerwy walutowe mają bezprecedensowe rozmiary, sklepy są pełne towarów. Mamy największą w Europie i prawdopodobnie najbardziej gotową do walki armię w Europie. Mamy silną wolę przetrwania, która przekłada się na motywację do działania mimo zmęczenia. Power mają obecnie również Stany Zjednoczone i Rosja, brakuje go za to zbiurokratyzowanej i pogrążonej w kryzysach Europie.


Chciałam zapytać o to, czy Ukraina docenia starania europejskich przywódców, by wspierać Ukrainę pomimo izolacjonistycznych ruchów Trumpa, ale z pańskich słów wynika raczej, że to Unia Europejska powinna zacząć liczyć na Ukrainę…


Unia Europejska nie jest strukturą bezpieczeństwa. To wielki wspólny rynek, który działa coraz gorzej bez taniej energii z Rosji i taniej siły roboczej z Chin. Brak amerykańskiego parasola wojskowego przypuszczalnie tylko pogłębi jej problemy.


Jednak w ostatnich kilkunastu miesiącach wydatki państw europejskich na pomoc wojskową dla Ukrainy były zbliżone do tych amerykańskich.
Kaja Puto – dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z „Krytyką Polityczną”, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015–2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.

Giennadij Druzenko – ukraiński prawnik, działacz obywatelski i intelektualista publiczny. Współzałożyciel i prezes Pierwszego Ochotniczego Szpitala Mobilnego Pirogowa (PFVMH). Przewodniczący Rady Centrum Modelowania Konstytucyjnego, uczestnik rewolucji godności. Weteran wojny rosyjsko-ukraińskiej.


Nie zmienia to faktu, że cała Europa produkuje cztery razy mniej pocisków niż Rosja. Pod względem dronów wygląda to jeszcze gorzej. Nie jest zatem w stanie pomóc Ukrainie, a jeśli Putin zechce pójść dalej – nie będzie w stanie się obronić. Jeśli Europa chce pozostać Europą – a nie Włochami, Francją, Niemcami – co jest warunkiem utrzymania jej geopolitycznej roli, musi to zmienić.

Na szczęście są w Europie kraje, które rozumieją zagrożenie ze strony Rosji – to łuk rozciągający się od Wielkiej Brytanii przez kraje skandynawskie i bałtyckie po Polskę, Ukrainę i Rumunię. To łącznie 100 milionów ludności, rozwijający się przemysł zbrojeniowy, a w przypadku Ukrainy – doświadczenie wojny XXI wieku. Dlatego nie tylko Ukraina potrzebuje Europy i nie tylko Europa potrzebuje Ukrainy. Potrzebujemy siebie nawzajem.


Wywiad ukazał się w Berliner Zeitung